Introwertyk się dziwi...

W tym miejscu dyskutujemy o zjawisku introwertyzmu, o tym, jak wpłynął on na nasze życie, jakie są wady i zalety bycia introwertykiem.
intro

Post autor: intro »

Mnie ogólnie rozbraja postępująca amerykanizacja społeczeństwa, połączona z popowaniem wszystkiego. Przez popowanie rozumiem to, co pop robi z muzyką, a co przekłada się również na inne dziedziny. Pop-jedzenie (Mc Donald, Pizza Hut), pop-ubiór, pop-żargon, pop-filmy, pop-styl bycia.
Mamy długą historię i wspaniałą kulturę, ale wciąż to, co zza oceanu, jest przez większość osób przyjmowane tak bezkrytycznie, że mnie osobiście to i zadziwia, i zasmuca.
Awatar użytkownika
kropka
Introwertyk
Posty: 84
Rejestracja: 05 sie 2008, 19:20
Płeć: nieokreślona
Lokalizacja: wyrwana z kontekstu

Post autor: kropka »

Hehe, też czasami wydaje mi się to dziwne, zwłaszcza, że w ten sposób ludzie chcą okazać swój indywidualizm :shock: Czerpią coraz bardziej "z zachodu" ujednolicając tym samym każdy element życia, od kupowania skarpetek po spędzane wolnego czasu. I jak to się ma do tego, że każdy chce być wyjątkowy, niepowtarzalny i oryginalny? Śmiechu warte po prostu.
Awatar użytkownika
Ausencia
Intromajster
Posty: 503
Rejestracja: 20 lip 2008, 16:08
Płeć: nieokreślona

Post autor: Ausencia »

Mnie kult seksu nie tyle dziwi, co irytuje. Mam na mysli taki tani zachwyt seksualnoscią, lączenie seksu ze sprawami najbardziej plytkimi i w rownie plytki sposob przekazywanie tresci z seksem związanych. Uwazam, ze to zupełnie niepotzrebne i że ludzie będący w miarę cywilizowanymi stworzeniami, na pewnym zresztą poziomie mają mozliwosc drogą nieco bardziej wysublimowaną z seksem się obchodzic, o seksie mowic, do seksu odnosić.
(Przyznaję się, że nie przeczytalam pilnie wczesniejszych postow, więc moj moze nie miec związku z tamtymi - leniwam ; p)

Dziwi mnie tysiąc spraw. Co dzien nowych, roznych roznistych ; ) A sposrod nich m.in powszechna radosc Polakow tarczą antyrakietową spowodowana. Calkowicie nie rozumiem, czym się tu cieszyć, a wręcz przeciwnie ta idea mnie przeraza.
Dziwi mnie fakt, ze człowiek musi decydowac o swojej przyszlosci w chwili, kiedy tak naprawdę niewiele wie o świecie i życiu. Kiedy nie ma pewnosci, co do tego, czy wybor jaki podejmie będzie słuszny. Nigdy nie moglam tego zrozumieć.
Dzwi mnie także powszechnie uznawany obowiązek trwania w wierze, ktora zostaje czlowiekowi zwyczajnie narzucona od najmlodszych lat.
A ze spraw bardziej przyziemnych, dziwi mnie, po kiego grzyba humanisci mają zdawac matmę na maturze (a w duchu cieszę się, ze mnie to ominęło), dziwi mnie nieustające poparcie dla PiSu, zakładanie, ze gimnazjum to dobre rozwiązanie, uwielbienie feela, strach przed wyznaniem własnego zdania, jesli zbyt rozni się od powszechnego oraz fakt, ze tak niewielu ludzi ubóstwia gorzką czekoladę.
Awatar użytkownika
kropka
Introwertyk
Posty: 84
Rejestracja: 05 sie 2008, 19:20
Płeć: nieokreślona
Lokalizacja: wyrwana z kontekstu

Post autor: kropka »

Skrobnęłam coś w watku o religii i taka myśl mnie naszła:

Dlaczego w kościele katolickim panuje taki dziwny rozłam? Tzn. może nie rozłam... różnomyślność? Niejednorodne tłumaczenie prawa że tak powiem. Bo na przykład jeden ksiądz krzyczy, że zakupy w niedziele to grzech (!!!), a inny traktuje to jako coś normalnego. Podczas gdy nawołuje się, że sierpień to miesiąc trzeźwości, z zaprzyjaźnionym księdzem popijałam niedawno piweczko. Jedni każą potępiać odmienność, drudzy ją zrozumieć i uszanować...

Sprowadza się to do tego, że tak na prawdę każdy może rozumieć sobie prawdy kościoła w dowolny sposób. Ba! Znajdzie potwierdzenie dla swoich poglądów jeśli poszuka odpowiedniego duchownego :?
Awatar użytkownika
qb
IntroManiak
Posty: 736
Rejestracja: 25 maja 2008, 23:36
Płeć: mężczyzna
Enneagram: 9w1
MBTI: INFP
Lokalizacja: Polska
Kontakt:

Post autor: qb »

kropka pisze:Skrobnęłam coś w watku o religii i taka myśl mnie naszła:

Dlaczego w kościele katolickim panuje taki dziwny rozłam? Tzn. może nie rozłam... różnomyślność? Niejednorodne tłumaczenie prawa że tak powiem. Bo na przykład jeden ksiądz krzyczy, że zakupy w niedziele to grzech (!!!), a inny traktuje to jako coś normalnego. Podczas gdy nawołuje się, że sierpień to miesiąc trzeźwości, z zaprzyjaźnionym księdzem popijałam niedawno piweczko. Jedni każą potępiać odmienność, drudzy ją zrozumieć i uszanować...

Sprowadza się to do tego, że tak na prawdę każdy może rozumieć sobie prawdy kościoła w dowolny sposób. Ba! Znajdzie potwierdzenie dla swoich poglądów jeśli poszuka odpowiedniego duchownego :?
Wydaje mi się, że tutaj chodzi raczej o to, że wśród księży zdarzają się ludzie przystosowujący się do rozwoju świata (niekoniecznie w pozytywnym sensie) jak i ortodoksów, którzy nie uznają żadnych odstępstw od ściśle ustalonych reguł.
Na pewno nie można powiedzieć, że dla duchownego człowieka robienie zakupów w niedziele nie będzie grzechem, po prostu niektórzy wiedzą, że strasząc ludzi piekłem nic nie zwojują w tym wypadku.
Co do tego miesiąca trzeźwości to też takie dziwnie ;P Wydaje mi się, że to nie jest żadne przykazanie przecież ani reguła, po prostu kiedyś tam sobie kościół wymyślił taki miesiąc i 'o jest', chcesz - przestrzegaj.
Trust yourself, no matter what anyone else thinks.
Awatar użytkownika
Sorrow
Krypto-Extra
Posty: 829
Rejestracja: 21 gru 2007, 1:48
Płeć: mężczyzna
Enneagram: 1w9
MBTI: ENFP

Post autor: Sorrow »

Z tego co pamiętam to grzechem jest brak umiarkowania w piciu.
Moja galeria na DeviantArt

"Violence solves everything."
Awatar użytkownika
underdog
Stały bywalec
Posty: 242
Rejestracja: 10 sie 2007, 17:29
Płeć: nieokreślona
Lokalizacja: Kraków

Post autor: underdog »

qb pisze: Wydaje mi się, że tutaj chodzi raczej o to, że wśród księży zdarzają się ludzie przystosowujący się do rozwoju świata (niekoniecznie w pozytywnym sensie) jak i ortodoksów, którzy nie uznają żadnych odstępstw od ściśle ustalonych reguł.
Ok, to pytanie brzmi: czy religia powinna się zmieniać? Prawa religijne powinny być niewzruszone czy reagować na zmieniający się świat?

Z jednej strony wydaje się, że zasady moralne są uniwersalne. Ale z drugiej, jak się np. czyta Stary Testament, to momentami włos się jeży na głowie. Bardzo wiele rzeczy z niego nas już po prostu nie obowiązuje, zostało unieważnione i zastąpione Nowym Testamentem. Czyli że raz się już zmieniło. Można powiedzieć, że zasady zmienił sam Bóg, ale w takim razie czemu Bóg poprawia samego siebie?

PS. Pytanie kierowane też do ateistów (ogólniej - niechrześcijan), bardziej mi chodzi o wymiar etyczny problemu niż teologiczny.
Awatar użytkownika
Sorrow
Krypto-Extra
Posty: 829
Rejestracja: 21 gru 2007, 1:48
Płeć: mężczyzna
Enneagram: 1w9
MBTI: ENFP

Post autor: Sorrow »

Ponieważ Nowy Testament jest przesłaniem dla całego świata a stary był dostasowany do jednego ludu?
Moja galeria na DeviantArt

"Violence solves everything."
kosmita
Intro-wyjadacz
Posty: 411
Rejestracja: 19 lis 2008, 17:08
Płeć: nieokreślona

Post autor: kosmita »

underdog pisze:Ok, to pytanie brzmi: czy religia powinna się zmieniać? Prawa religijne powinny być niewzruszone czy reagować na zmieniający się świat?

Z jednej strony wydaje się, że zasady moralne są uniwersalne. Ale z drugiej, jak się np. czyta Stary Testament, to momentami włos się jeży na głowie. Bardzo wiele rzeczy z niego nas już po prostu nie obowiązuje, zostało unieważnione i zastąpione Nowym Testamentem. Czyli że raz się już zmieniło. Można powiedzieć, że zasady zmienił sam Bóg, ale w takim razie czemu Bóg poprawia samego siebie?
Myślę, że religia sama poddaje się niezależnej ewolucji. Kiedyś wierzono w wielu bogów. Z wiekami redukuje się liczba bogów, dziś większość ludzi wierzy tylko w jednego. Logiczną konsekwencją jest więc dalsza redukcja, ateizm?

Wyraźnie da się zauważyć, że wraz z postępem nauki jest coraz mniej niewyjaśnionych dziur, coraz mniej miejsc gdzie można wsadzić cudownych bożków. Padł mit stworzenia świata w sześć dni, niedługo zaczną padać jak muchy kolejne schronienia dla religii.

Upadek religii to nie tylko kwestia bożków. Nawet buddyzm do którego żywiłem duże nadzieje, zawiódł mnie. To kwestia bezsensowności religii, zapychania niektórych dziur podaniami o reinkarnacji czy modlitwami do niewidzialnych duchów.

Podam prosty przykład, z pewnej książki Dawkinsa, wnioski pozostawię już Wam: (cytat z pamięci, niedokładny, acz sens zachowany) "W USA panuje zakaz używania narkotyków X. Członkowie religii Y zapisali w swoich świętych księgach, że zioła X pomagają im bardzo w osiąganiu specyficznego stanu szczęścia. Jednak, ludzie ci zostali przyłapani na używaniu X. Zostali oczywiście zamknięci w areszcie, nastąpiła rozprawa w sądzie. Sąd ich uniewinnił. Dlaczego? Ponieważ powiedzieli, że według ich religii narkotyki X są niezbędne do zbawienia. A co by było gdyby rzekli, że myśla o tym, że narkotyki X są dla nich ważne? A przecież i jedno i drugie jest tym samym".

Nie istnieją żadne uniwersalne zasady moralne. Przyjmując choćby, że każda istota dąży do stanu szczęścia (chyba tak jest?) - każde szczęście wygląda przecież inaczej, choćby dla takiego ekstrawertyka samotny i piękny skraj lasu może być przeciwieństwem szczęśliwości, a więc każdy nie tylko na inny sposób dąży do własnego szczęścia, ale i dąży do innego szczęścia. Religia tylko wytworzyła sztuczne szczęście jednakowe dla wielu ludzi, coś do czego wszyscy dążą i nigdy tego nie osiągają, a im bardziej chcą tego tym bardziej się zauważają, że te szczęście powstało, istnieje i na zawsze pozostanie tylko w umysłach. Coś jak "tak głęboko wierzyłem w boga, że stałem się ateistą" (tak w zasadzie opisuję swoje przejście w ateizm).
Awatar użytkownika
underdog
Stały bywalec
Posty: 242
Rejestracja: 10 sie 2007, 17:29
Płeć: nieokreślona
Lokalizacja: Kraków

Post autor: underdog »

Myślenie, że nauce uda się podważyć religię jest jednak naiwne. Religia opiera się na jakimś kanonicznym tekście, ten zaś jest przede wszystkim zbiorem mitów i symboli, w drugiej kolejności zbiorem praw moralnych, w trzeciej jakimś świadectwem historycznym.

Czerpanie mądrości z historyczności jest łatwe do obalenia przez naukę - choćby w przytoczonym przykładzie 6-dniowej genesis. Oczywiście sam tekst jako dokument historyczny pozostaje fascynujący z punktu widzenia antropologii, historii kultury itp.

Zbiór praw moralnych jest już sprawą bardziej problematyczną, o tym właśnie wcześniej pisałem. Wiele z nich się ewidentnie starzeje. W podanym wcześniej przykładzie ST i NT: być może faktycznie NT powstał by być wykładnią dla całego świata, ale w naszych czasach okazuje się on niewystarczający. Rolę wykładni moralnej naszych czasów bierze na siebie np. ONZ, który piętnuje zakazy aborcji, domaga się akceptacji homoseksualistów itp. Podtrzymywany przez Kościół stary kodeks trzeszczy w szwach, a będzie coraz gorzej.

Trzecia mądrość kanonicznych tekstów jest jednak inną sprawą. Nauka może obalić religię jakimś świadkom Jehowy czy kreacjonistom (choć jak widać ci nie chcą dopuścić tego do świadomości), ale w mitycznej i symbolicznej zawartości świętego tekstu jest wielka siła. Wielka dlatego, że mity same w sobie są odporne na działanie czasu, obojętne na granice kulturowe, czyli krótko: głęboko ludzkie. Są one spisanymi zasadami fundamentalnymi typu: zakaz kazirodztwa, obowiązek grzebania zmarłych itd. Dlatego też moim zdaniem istnieje coś takiego jak dobro i zło - są to systemy zasad skonstruowanych na wartościach uniwersalnych przenoszonych przez mity. Oczywiście jako ludzkie konstrukty nie są pozbawione wad, no i pozostają też podatne na ewolucję ludzkiego myślenia. Stąd wszelkie wojny i spory religijne czy inne herezje.
kosmita
Intro-wyjadacz
Posty: 411
Rejestracja: 19 lis 2008, 17:08
Płeć: nieokreślona

Post autor: kosmita »

underdog pisze:Myślenie, że nauce uda się podważyć religię jest jednak naiwne. Religia opiera się na jakimś kanonicznym tekście, ten zaś jest przede wszystkim zbiorem mitów i symboli, w drugiej kolejności zbiorem praw moralnych, w trzeciej jakimś świadectwem historycznym.
I tak też ja nie myślę - zwróciłem tylko uwagę na to, że jedno z pól istnienia religii (dziury w rozumieniu świata) z czasem się pomniejsza. Swoją drogą, bardzo byłbym ciekaw jak by zareagował kościół, gdyby okazało się, że "świadomość" posiadają nie tylko ludzie, ale i na przykład szympansy. W końcu masa zasad i "dowodów" istnienia tego czy siamtego opiera się na słowie "świadomość".
underdog pisze:Dlatego też moim zdaniem istnieje coś takiego jak dobro i zło - są to systemy zasad skonstruowanych na wartościach uniwersalnych przenoszonych przez mity. Oczywiście jako ludzkie konstrukty nie są pozbawione wad, no i pozostają też podatne na ewolucję ludzkiego myślenia. Stąd wszelkie wojny i spory religijne czy inne herezje.
Czy mógłbyś określić co oznacza słowo "dobro" i słowo "zło"?
szukam
Awatar użytkownika
Sorrow
Krypto-Extra
Posty: 829
Rejestracja: 21 gru 2007, 1:48
Płeć: mężczyzna
Enneagram: 1w9
MBTI: ENFP

Post autor: Sorrow »

Dziwi mnie to, że ludzie godzą się na wojny.
Moja galeria na DeviantArt

"Violence solves everything."
Awatar użytkownika
Inno
Legenda Intro
Posty: 1214
Rejestracja: 01 paź 2008, 18:47
Płeć: nieokreślona
Lokalizacja: Warszawa

Post autor: Inno »

Sorrow pisze:Dziwi mnie to, że ludzie godzą się na wojny.
Ludzie je wywołują. :?
Obrazek
Awatar użytkownika
Sorrow
Krypto-Extra
Posty: 829
Rejestracja: 21 gru 2007, 1:48
Płeć: mężczyzna
Enneagram: 1w9
MBTI: ENFP

Post autor: Sorrow »

No tak.

Ostatni jakiś palant z Rosji odgrażał mi się inwazją Polski dlatego, że wspomniałem o sojuszu Sowietów z Nazistami, napaści na Polskę, Finlandię i o Zbrodni Katyńskiej. Stwierdziłem, że niektórzy "ludzie" są kompletnie porąbani. Jak można grozić naruszeniem rzeczy tak świętej jak Pokój w środku Europy?

Ale tak swoją drogą, to przydałoby się nam jakieś urządzenie, które by nie pozwalało na inwazje. Np. ogromna brudna bomba, którą można by było uruchomić w wypadku inwazji. Wtedy ludzkość zostałaby wytępiona skażeniem radioaktywnym całego świata. Wtedy nikt by nie mógł nas zaatakować.
Poza tym przydałoby się wyprodukować inne środki odwetowe, np. wyjątkowo złośliwą broń biologiczną przypominającą zwykłe przeziębienie a po jakichś 3 tygodniach zabijającą ofiarę. Można by na całym świecie rozmieścić agentów gotowych do jej rozpylenia w miejscach publicznych.
W ten sposób bylibyśmy nietykalni, nie ważne, czy Nato by nam pomogło, czy nie.
Moja galeria na DeviantArt

"Violence solves everything."
kosmita
Intro-wyjadacz
Posty: 411
Rejestracja: 19 lis 2008, 17:08
Płeć: nieokreślona

Post autor: kosmita »

Sorrow pisze:Ale tak swoją drogą, to przydałoby się nam jakieś urządzenie, które by nie pozwalało na inwazje. Np. ogromna brudna bomba, którą można by było uruchomić w wypadku inwazji. Wtedy ludzkość zostałaby wytępiona skażeniem radioaktywnym całego świata. Wtedy nikt by nie mógł nas zaatakować.
Poza tym przydałoby się wyprodukować inne środki odwetowe, np. wyjątkowo złośliwą broń biologiczną przypominającą zwykłe przeziębienie a po jakichś 3 tygodniach zabijającą ofiarę. Można by na całym świecie rozmieścić agentów gotowych do jej rozpylenia w miejscach publicznych.
W ten sposób bylibyśmy nietykalni, nie ważne, czy Nato by nam pomogło, czy nie.
Dziwia mnie ludzie, ktorzy krytykuja wojny, a sami chca przyczyniac sie do ich powstawania. Taka bomba by nam za wiele nie dala. Ruscy zdazyli by nas zmiesc z powierzchni ziemi nim bysmy zaladowali glowice na kosmodromy. I nikt by nie kiwnal na to palcem, ot, przez miesiac pojeczyliby nasi sojusznicy i wszyscy by w koncu zapomnieli. Bomby biologiczne to zadne rozwiazanie. Wyobraz sobie, ze kazde panstwo chcialoby sobie zapewnic w taki sposob bezpieczenstwo - wszystkie kraje swiata posiadajace owa bron. Wystarczy jeden maly spor i bum, po naszym swiecie. Walka z mocarstwami polega wlasnie na tym by sie nie uzbrajac (paradoksalnie brzmi, ale wystarczy troche sie zastanowic i...), nie dolaczac do tego wyscigu radioaktywnych szczurow.

PS. Wybaczcie brak polskich liter, pisze z francusko-jezycznego komputera.
szukam
ODPOWIEDZ