Mój niezastąpiony numer jeden to : O czym myślisz? i zaraz potem pytanie "Może masz jakiś problem?" :lol:
Bóg pisze: - Dlaczego milczysz?
- Czemu nie odpowiadasz?
Bóg pisze: - Dlaczego milczysz?
- Czemu nie odpowiadasz?
o, to, tohighwind pisze:Ostatnio już parę osób pytało się mnie "co się tak smucisz". A ja na to WTF? Mam wrażenie że dla większości ekstrawertyków jak nie jesteś roześmiany, rozentuzjazmowany i podekscytowany, to znaczy że masz jakąś depresję. A gdzie miejsce na neutralność, na obojętność - pytam Ależ mnie to irytuje. I tłumaczę takim, że brak objawów skurczów mięśniowych na mojej twarzy wcale nie oznacza "doła", a po prostu obojętność. Zabawne, bo paru już zareagowało przerażeniem na taką deklarację - "ale jak to, nie lubisz ze mną przebywać?" - i wielkie oczy robią
Laska chciała Cie wyrwać, a Ty tak jej nie ładnie odpowiadasz, no wstyd ...Difane pisze: Żeby nie było - były pytania, za którymi nie przepadałem typu "dlaczego nic nie mówisz ?", albo "dlaczego z nikim nie rozmawiasz ?". Nigdy nie wiedziałem jak na nie odpowiedzieć (dopóki nie zdawałem sobie sprawy ze zjawiska introwertyzmu myślałem że małomówność, to przejaw jakiejś choroby i czułem się niezręcznie i było mi trochę głupio z tego powodu), co doprowadziło kiedyś do sytuacji, która rozbawiła mnie niemal do łez. Otóż gdy pewnego razu wracałem ze studenckiego W-Fu zaczepiła mnie jedna z dziewczyn, z którą jeszcze przed chwilą na zajęciach grałem w kosza. Zaczęła od standardowych pytań typu "gdzie mieszkasz ? co studiujesz ? czy polujesz na bażanty ?" (a nie, tego ostatniego nie było :lol: ). Ja standardowo nie pytałem jej o nic. I tym sprytnym sposobem doszliśmy błyskawicznie do momentu, w którym ona zadała kultowe pytanie "A DLACZEMU NIC NIE MUWISZ ? ", na co ja klasycznie niewyraźnie wydukałem coś w stylu "nie mam o czym gadać". Jakież było moje zdziwienie, gdy ta po chwili obruszyła się stwierdzając, że - tu cytat: "to nie było zbyt miłe" i po chwili pożegnała się, przechodząc na drugą stronę jezdni i udając się w zupełnie innym kierunku. Jak zwykle w takich przypadkach natychmiast poddałem całą sytuację analizie, zastanawiałem się dlaczego taka odpowiedź na to pytanie została tak negatywnie odebrana. I bardzo szybko przypomniałem sobie, że gdzieś tam do wyrazu "mam" - ze względu na moją kiepską retorykę - wkradła się literka "y", przez co moja odpowiedź mogła zabrzmieć niczym ten cytat Lindy z "Psów" ("nie chce mi się z tobą gadać" czy jakoś tak ). Zacząłem sobie po chwili wyobrażać, "że spotykam ją ponownie, że wyjaśniam całą sytuację i że wyszło to tak niezręcznie że OCHOHOCHOHCOHO i bardzo ją za to przepraszam.". I jakież było moje zdziwienie, gdy pareset metrów dalej znów ją spotkałem (po prostu szliśmy w tym samym kierunku, tylko że ona szła okrężną drogą znacznie szybciej, a ja bardzo wolno skrótem ). Usłyszałem tylko "o proszę, kogo my tu mamy" i już zacząłem przygotowywać się do składania wyjaśnień, gdy ta urażonym tonem spytała mnie "ej, a ty coś do mnie masz ?" . Byłem tak zszokowany tym, jak negatywnego nastawienia nabrała do mnie przez jedno niefortunne zdanie, jedno nietrafione słowo, jedną niewłaściwą literę, że już nie wiedziałem czy mam się śmiać czy płakać. Wybrałem to pierwsze. Myślałem że zaraz zacznę toczyć się po chodniku i ze śmiechu wpadnę pod tramwaj :lol: . Próbowałem się jeszcze powstrzymywać i mówić "nie, nie absolutnie, skądże", ale dobry nastrój był silniejszy ode mnie. Reakcje dziewczyny nietrudno było przewidzieć. Rzuciła już tylko odczepnym i ironicznym wręcz tonem "aha to spoko" i przyspieszyła kroku tak, że ze wspomnianym już tramwajem mogłaby się ścigać . Od tego czasu nigdy już się do mnie nie odezwała.
Ej, to akurat fajne pytanie Można by na nim całkiem soczyste riposty budować.mariusz2011 pisze:Ty ćpasz?