Otóż to.mumintrollet pisze:hmm..No nie da się ukryć, że im lepiej wygladam, tym lepiej się czuję. Im lepiej się czuję, tym lepiej wyglądam... i nabieram ochoty na przestawanie z gatunkiem ludzkim 8)
Ja mam za sobą różne fazy w tym względzie :) W gimnazjum/liceum uwielbiałam rockowo - metalowy styl, czerń, glany i tę całą otoczkę, koniecznie chciałam okazywać wszem i wobec swój gust muzyczny oraz maksymalnie odróżnić się od "plastikowych" i "pozbawionych wyrazu" koleżanek :D
A potem stopniowo mi to złagodniało. Zaczęłam czuć większą potrzebę kobiecego wyglądu. Przeprosiłam się z kieckami, zaczęłam zwracać uwagę na makijaż i całą resztę. Nadal jednak zależało mi, żeby zachować widoczny rockowy pazur, choćby w detalach. ;)
Teraz chodzę głównie w spódnicach i to chętnie krótkich (co kiedyś nie mieściłoby mi się w głowie), cenię sobie koszulki z oryginalnymi, graficznymi nadrukami, mam dużo większą tolerancję i świadomość kolorystyczną niż kiedyś. Rzadko już noszę czerń od góry do dołu, natomiast lubię ją kontrastowo zestawiać oraz nosić skórzane i skóropodobne dodatki.
Ogólnie estetka ze mnie, lubię zwracać uwagę na pozorne drobiazgi, dbać o odpowiednie połączenia kolorystyczne. No i z zasady nie wychodzę z domu w wersji "byle jak", bo źle bym się czuła. Nie wyjdę nawet po chleb bez lekkiego makijażu, cóż. ;) Taki typ. Poza tym zwyczajnie lubię widzieć aprobatę otoczenia i sama się sobie (w miarę) podobać.
Czy własna atrakcyjność fizyczna ma dla mnie znaczenie - jak widać, tak.