Patrycjusz pisze: ↑04 cze 2017, 21:22
Dobrze napisałaś - cichy i spokojny. Co innego cichy i nerwowy, jak ja, ekstrawertyk czuje się przy mnie strasznie, gorzej niż ja przy nim. Ze względu na moją zerową tolerancję, ucinanie paplania, filozofowanie i śmiertelnie poważny wyraz twarzy (taki już mi się wrył, mięśnie zapamiętały) - to ja jestem nieprzyjemny dla ekstra, bardziej niż oni dla mnie. Dlatego ciężko mi się w sumie rozmawia o przytłoczeniu przez ekstrawertyków - bardziej odnalazłbym się w temacie o tym, jak niektórzy introsie "trują" i wytłumaczył, dlaczego.
Patrycjuszu, każdy typ osobowości, to kwestia tego, jakie cechy u danej osoby
przeważają ponad innymi, które mogą występować nawet u typu zupełnie przeciwległego - tylko w innym nasileniu. Znasz trochę terminologii - piszesz np. o przykładowym sangwiniku. Z definicją kojarzymy przede wszystkim te cechy, które go najbardziej odróżniają, które są najbardziej charakterystyczne - w pewnym uproszczeniu pomijamy to, że posiada on także wszystkie inne, po prostu ludzkie cechy. To samo dotyczy i introwertyka i ekstrawertyka. Piszę więc o tym, co można zaobserwować "z grubsza", o tendencjach, a nie zasadach czy regułach. Reguły są niezależne od okoliczności, a tendencje - z nich wynikają i także na nie wpływają.
Można być introwertykiem, który jest taki jak Ty. Dla mnie, szczerze mówiąc, ten opis jest zachęcający a nie odpychający. ;-) Można być też introwertykiem nieprzyjemnym dla wszystkich, niezależnie od tego co i jak mówią.
Ja miałam dziadka, który był introwertykiem-cholerykiem-zrzędą. On nie tylko ucinał innym radosną paplaninę, ale także wybuchał krótką serią epitetów, sądów i ocen - dawał wszystkim do zrozumienia, że są dla niego skreśleni i po prostu głupi. Czasem lubił wygłaszać swoje wywody, ale po przemówieniu był rozczarowany tym, że przecież słuchacze są nie tacy, jakby chciał... Więc się izolował. Nawet kiedy miał gości, siadał przy swoim biurku stojącym pod oknem, tyłem do wszystkich, kontemplując na czym ten świat stoi. Był w stanie także narzucać swoją wolę w kwestii samotniczego stylu życia babci - zabraniał jej przyjmować gości. Da się? - da się... Był nie tylko melancholijnym introwertykiem, ale także dosadnym, nieprzyjemnym zrzędą. Ale to są zupełnie indywidualne cechy. No i niestety, ale prawda jest taka, że jak dziadek zmarł, to babcia przeżyła drugą młodość i okazało się, że lubi chodzić na "dansingi" i rozmawiać z koleżankami z sanatorium przez skype. Nikt za nim nie tęskni i nikt nie myśli o nim jako introwertyku - był po prostu cholernie niemiły.
Więc tak - introwertycy potrafią być nieprzyjemni czy nawet ograniczający dla innych. Czy jednak to właśnie introwertyzm o tym stanowi, czy jednak część cech wchodząca w skład "definicji" osobowości introwertycznej, czy też może takie cechy, które mogą ale nie muszą występować u introwertyka...? Patrycjuszu - zapewne te Twoje cechy, które dają w kość ekstrawertykom, dają też czasem w kość także niektórym introwertykom? Po prostu Ci drudzy pewnie nie tak często wyzwalają w Tobie takie reakcje.
Psychologia zakłada, że na rozwój osobowości wpływa zarówno dziedziczenie genów, osobniczy rozwój fizyczny, jak i środowisko społeczne. Ujmuje się te trzy czynniki jako niemal niemożliwe do rozdzielenia na zasadzie "ta cecha pochodzi stąd, a ta wywodzi się z tego". Dlatego nawet przy założeniu, że introwertyzm lub ekstrawertyzm ma się "w genach" nie można uznać, że jest on zawsze taki sam - bo rozwijałby się inaczej w różnych środowiskach. A gdyby pochodził tylko z warunków środowiskowych - byłby tym bardziej bogaty w niuanse, detale i szczegóły różniące poszczególne osobniki.
Patrycjusz pisze: ↑04 cze 2017, 21:22
Myślę, że to bawienie się semantyką. Bo skoro masz grono osób, a niektórzy z nich są do Ciebie lepiej dopasowani lub gorzej - to równie dobrze można powiedzieć, że
dla Ciebie są lepsi lub gorsi. Nie całościowo, a w kwestii kontaktu.
Myślę, że semantyka pojawia się raczej w momencie, kiedy operujemy pojęciami takimi jak ekstrawertyk i introwertyk. Warto pamiętać, że podziałów na typy osobowości jest całkiem sporo. Przebrnęłam kiedyś przez napisaną w okropnie nudny sposób książkę pt. "Teorie osobowości". Teorie te były różne i tworzyły różną terminologię - również tę dotyczącą typów osobowości. I to całe nazewnictwo - to dopiero jest zabawa semantyką. Zdarzało się, że tych samych słów w różnych nurtach używano w różnych znaczeniach. Czy po przeczytaniu tej książki posiadam systematyczną wiedzę? Nie... Wiem tylko, że były różne próby ugryzienia tematu, różne spojrzenia i różne - no właśnie - TEORIE. Tak różne, że nie można ująć ich wszystkich w jakiś generalny wniosek, który nie byłby sprzeczny z żadną z nich. A jednocześnie nie można uznać, by któraś z tych teorii była zupełnie wystarczająca albo zupełnie do niczego.
Jeśli chcemy pisać o faktach, a tym samym tworzyć sztywne rozgraniczenia, możemy się odnosić tylko do własnych doświadczeń. Ale wtedy też musimy zawężać zasięg naszych "wyroków"...
Więc można powiedzieć, że dzielę ludzi na "lepszych" i "gorszych", ale to niezmiernie ważne, by dodać, że oni są tacy
dla mnie. Jeśli sugeruję komuś, by również podzielił sobie swoje otoczenie w taki sposób, to absolutnie nie sugeruję, by uznał, że lubi to samo co ja i nie lubi tego co ja. Sugeruję, by zrobił to w sposób dopasowany do siebie. ;-)
To w odniesieniu do wypowiedzi mówiących o dzieleniu na "my" i "oni" czy "lepsi" i "gorsi". Każdy ma swoje preferencje, ale nie każdy upraszcza swoje spojrzenie na świat do "lubię = dobre" i "nie lubię = niedobre". ...Bo jest przecież jeszcze ta wrażliwość.