Szczerze mówiąc nie mam prawa jazdy i - pomimo nagabywań rodziny - nie zamierzam go robić. Po pierwsze byłoby to w moim przypadku bardzo niepraktyczne, ponieważ i tak nigdzie nie jeżdżę, więc samochód tylko stałby pod blokiem i rdzewiał
; nie wiem, być może ludzie liczyli na to, że będę robił dla nich jako jakiś szofer, ale obecnie ten argument odpada, jako że prawko i samochód posiada już moja siostra. Aktualne słyszę tylko marudzenia, że "z prawem jazdy znalazłbyś normalną pracę", ale prawdę powiedziawszy nie widzę siebie w roli rozwoziciela chleba o poranku :lol: .
Druga i znacznie istotniejsza kwestia, to zwyczajna obawa przed śmiercią za kółkiem. Najogólniej mówiąc - przeraża mnie ta świadomość, że jadąc samochodem człowiek jest tak naprawdę bezustannie cholernie blisko śmierci. Wystarczy jeden moment nieuwagi, jedna chwila zamyślenia, jakiś świr wyprzedzający "na trzeciego" i już jest pozamiatane. Nie ma nas. Albo jeszcze lepiej. Sami zrobimy zbyt mocny ruch kierownicą w lewo (np. próbując ominąć dziurę) i już czołówa
. Nieeee, ja jestem zbyt psychiczny żeby prowadzić samochód. Kojarzy mi się to z chodzeniem wąską ścieżką nad przepaścią bez barierek. Zresztą, tak już porównując skojarzenia - nie podchodziłem nigdy zbyt blisko nabrzeża portowego bo miałem obawy, że się potknę i wpadnę do wody. A jak ktoś stawał na tych bojach do zarzucania lin cumowniczych, to pierwsza myśl jaka przychodziła mi do głowy brzmiała - "samobójca"
.
Ostatnią rzeczą, jaka stanęła by mi na przeszkodzie jest wspomniany w powyższych postach "brak podzielności uwagi". Przyznam szczerze, że mam ogromne problemy z robieniem wielu rzeczy na raz. Nawet w wyścigowej grze komputerowej nijak nie mogłem się przyzwyczaić do jeżdżenia bez automatu, czy patrzenia w lusterka (zawsze je wyłączałem, bo tylko mnie rozpraszały), a w realu trzeba by jeszcze pilnować kierunkowskazów. Więc jeżeli miałbym zestawić wymienione wyżej elementy i dodać do tego wszystkiego kiepski stan dróg i brak kultury u kierowców, to tym bardziej odechciewa mi się doświadczać tej wątpliwej przyjemności, jaką jest prowadzenie auta.
Wspomniałem coś o wyścigach, więc na koniec chciałbym jeszcze powiedzieć, że darzę ogromnym respektem wszystkich kierowców wyścigowych i rajdowych (w szczególności tych drugich) bo czego jak czego, ale mocy i prędkości bałem się od małego
. Pamiętam jak np. razem ze starszymi kuzynami miałem okazję przejechać się z wujkiem, który pruł na drodze krajowej 150 km/h (choć i tak brał poprawkę na obecność "młodego", gdyż - wg. ich relacji - beze mnie jeździł nawet 180 km/h). Oni widzieli w nim "spoko wujaszka, zapewniającego im super zabawę", podczas gdy ja postrzegałem go jako "nieodpowiedzialnego i pozbawionego wyobraźni idiotę, który zaraz nas wszystkich pozabija".
Inna pamiętna sytuacja to wyprawa na festyn, na którym dziadek zafundował mi przejażdżkę gokartem. Potencjalnie ciekawa rozrywka, praktycznie od momentu wciśnięcia pedału gazu zamieniła się w koszmar. Moc pojazdu przeraziła mnie do tego stopnia, że aż się popłakałem i zacząłem krzyczeć "dziadek, zabierz ode mnie tego diabła :evil: ". Co gorsza spanikowałem tak, że cały czas trzymałem nogę na gazie, dopóki nie usłyszałem krzyku organizatora zabawy, abym "puścił ten pierwszy a wcisnął ten drugi". Gdyby nie on, to chyba bym porozjeżdżał uczestników festynu
.