Samotność

W tym miejscu dyskutujemy o zjawisku introwertyzmu, o tym, jak wpłynął on na nasze życie, jakie są wady i zalety bycia introwertykiem.
Awatar użytkownika
Lucid Dream
Intronek
Posty: 29
Rejestracja: 27 sty 2017, 18:41
Płeć: mężczyzna
Enneagram: 4w5
MBTI: INFJ-T
Lokalizacja: Śląsk

Re: Samotność

Post autor: Lucid Dream »

Grajek pisze:Dziękuję. Nigdy nie dostałem złotego szpadla.
Bo tak to już na tym świecie jest, że zawsze musi być ten pierwszy raz. :mrgreen:
Mati ubo
Introrodek
Posty: 23
Rejestracja: 09 paź 2016, 14:39
Płeć: mężczyzna
Enneagram: 456

Re: Samotność

Post autor: Mati ubo »

Nie tylko te radosne chwilę ale i trudne smutne . Człowiek potrzebuję relacji z innymi ludźmi.
Awatar użytkownika
Grajek
Introwertyk
Posty: 88
Rejestracja: 06 lut 2016, 10:33
Płeć: mężczyzna
MBTI: ISTJ

Re: Samotność

Post autor: Grajek »

Mati ubo pisze:Nie tylko te radosne chwilę ale i trudne smutne . Człowiek potrzebuję relacji z innymi ludźmi.
Już nauczyłem się radzić sobie sam z problemami. Wiem, że ludzie mają swoje problemy więc nie dorzucam im moich.
Dlatego przy smutkach nie potrzebuję nikogo. Albo nie czuję tego tak bardzo jak wtedy gdy jestem z czegoś zadowolony i mam chęć się tym podzielić.
"Zamykanie oczu na fakty nie sprawia, że nieprawda staje się prawdą, a prawda nieprawdą"
Krata_Browara
Introwertyk
Posty: 85
Rejestracja: 23 sty 2017, 0:40
Płeć: mężczyzna
Enneagram: 5w4

Re: Samotność

Post autor: Krata_Browara »

Grajek pisze:Już nauczyłem się radzić sobie sam z problemami. Wiem, że ludzie mają swoje problemy więc nie dorzucam im moich. Dlatego przy smutkach nie potrzebuję nikogo.
Jak jesteś sam to dobra strategia, gorzej jak jesteś w związku, a nie potrafisz mówić o problemach, bo tak już jesteś zaprogramowany. Wtedy druga strona widzi zmiany Twoich zachowań i nastrojów, nie rozumiejąc jakie są ich przyczyny, bo nie wie, że zmagasz się z czymś - bardzo nie fajna sprawa :/
Ten, kto wyzwala z siebie bestię, pozbywa się bólu bycia człowiekiem.
Awatar użytkownika
Anthrax91
Pobudzony intro
Posty: 131
Rejestracja: 14 maja 2016, 15:53
Płeć: mężczyzna
Enneagram: 4w5
MBTI: ISTJ
Lokalizacja: Dąbrowa Górnicza

Re: Samotność

Post autor: Anthrax91 »

Grajek pisze: Już nauczyłem się radzić sobie sam z problemami. Wiem, że ludzie mają swoje problemy więc nie dorzucam im moich.
Dlatego przy smutkach nie potrzebuję nikogo.
Też kiedyś wyznawałem bardzo podobną zasadę, wszystkie negatywne emocje dusiłem w sobie, bo po co mam obarczać nimi jeszcze innych ludzi? Poradzę sobie sam, przy okazji jeszcze bardziej się izolując. Jakież było moje zdziwienie kiedy zacząłem o swoich problemach/smutkach rozmawiać z innymi i czułem się po takim wygadaniu o wiele lepiej. Nie trzeba dawać żadnych rad czy od razu biec z pomocą, zwyczajnie wystarczy wysłuchać...mnie po tym odkryciu które dla niektórych może być banałem żyje się po prostu lepiej. Mam takiego znajomego gdy mu ciężko lub ma jakieś problemy to dzwoni i marudzi na życie...fajnie działa to w dwie strony. Jednak człowiek to zwierze stadne i kontakt z drugim człowiekiem jest potrzebny.
Awatar użytkownika
Grajek
Introwertyk
Posty: 88
Rejestracja: 06 lut 2016, 10:33
Płeć: mężczyzna
MBTI: ISTJ

Re: Samotność

Post autor: Grajek »

Krata_Browara pisze:
Grajek pisze:Już nauczyłem się radzić sobie sam z problemami. Wiem, że ludzie mają swoje problemy więc nie dorzucam im moich. Dlatego przy smutkach nie potrzebuję nikogo.
Jak jesteś sam to dobra strategia, gorzej jak jesteś w związku, a nie potrafisz mówić o problemach, bo tak już jesteś zaprogramowany. Wtedy druga strona widzi zmiany Twoich zachowań i nastrojów, nie rozumiejąc jakie są ich przyczyny, bo nie wie, że zmagasz się z czymś - bardzo nie fajna sprawa :/
Jestem sam więc mam poparcie z Twojej strony.

Jeżeli chodzi o związek to zależy. Masz rację, że nie można całkowicie pomijać problemu. Ale podejrzewam, że w moim przypadku wyglądałoby to tak, że wyraziłbym treściwie mojej kobiecie istotę problemu i zacząłbym w samotności myśleć nad jego rozwiązaniem (no chyba, że ona by go rozwiązała). Tak więc partnerka dowiedziałaby się co mnie trapi, więc znałaby przyczyny moich zachowań.
Ale wyżalanie się? Nie uznaję tego
Anthrax91 pisze: Też kiedyś wyznawałem bardzo podobną zasadę, wszystkie negatywne emocje dusiłem w sobie,
Ja ich nie duszę. Ja kontempluję. Skąd się wzięły. Czy mogłem tego uniknąć. Czy sytuacja stwarzająca je była niezależna od mojego zachowania. Jak mogę tego uniknąć w przyszłości.
Anthrax91 pisze: bo po co mam obarczać nimi jeszcze innych ludzi? Poradzę sobie sam, przy okazji jeszcze bardziej się izolując.
Nie ma osoby na tym świecie, która ma takie same doświadczenia jak ja, co powoduje że trudno mi znaleźć mi osobę, która rozumiałaby moje smutki. Musiałaby jeszcze chcieć ich wysłuchać. Mogę bez powodzenia szukać dalej, albo olać sprawę i próbować dać radę sam.
Anthrax91 pisze: Mam takiego znajomego gdy mu ciężko lub ma jakieś problemy to dzwoni i marudzi na życie...fajnie działa to w dwie strony. Jednak człowiek to zwierze stadne i kontakt z drugim człowiekiem jest potrzebny.
Nie przeczę, że kontakt z drugim człowiekiem jest potrzebny...ale czy właśnie po to, żeby marudzić?
Jest problem, jest rozwiązanie. Problem-rozwiązanie. Jestem za tym, żeby rozmowa służyła doprowadzeniu do rozwiązania problemu. Ale każdy jest inny. Ja nie lubię dużo gadać. Niektórzy muszą się wygadać.
"Zamykanie oczu na fakty nie sprawia, że nieprawda staje się prawdą, a prawda nieprawdą"
Awatar użytkownika
paskuda
Introrodek
Posty: 23
Rejestracja: 31 sty 2017, 0:01
Płeć: kobieta
Enneagram: 5w4
MBTI: INFP
Lokalizacja: Południe

Re: Samotność

Post autor: paskuda »

Grajek pisze:Jestem sam więc mam poparcie z Twojej strony.
Na cóż to poparcie, czy też profity z niego, skoro docelowo sam być nie zamierzasz?
Grajek pisze:Ale wyżalanie się? Nie uznaję tego
Nie uznajesz u siebie czy w ogóle? Jeśli w ogóle to wróżę przyszłe problemy w związku, gdyż znakomita część kobiet od czasu do czasu czuje potrzebę wyżalenia się i/lub pomarudzenia, ot tak. I to bez względu na rodzaj osobowości czy rangę problemu. Gdy te gorzkie żale zbagatelizujesz, wysłucha je ktoś inny, niekoniecznie koleżanka. Może współpracownik, zainteresowany bliższą znajomością?

Nie raz spotykam się z oczekiwaniami, że posiadanie partnera/rki zlikwiduje poczucie samotności. Wcale tak nie musi być. Ja bardzo często czuję się samotna, mimo posiadania drugiej połówki i nie jest to bynajmniej samotność w związku, to zagadnienie dotyka nieco innej sfery osamotnienia. Kluczem jest brak satysfakcjonującej ilości dobrych znajomych. Z wiekiem coraz ciężej podnieść tę liczbę. A po dojściu obowiązków rodzinnych wiele kontaktów się urywa, nieraz na zawsze.
Awatar użytkownika
Grajek
Introwertyk
Posty: 88
Rejestracja: 06 lut 2016, 10:33
Płeć: mężczyzna
MBTI: ISTJ

Re: Samotność

Post autor: Grajek »

paskuda pisze:
Grajek pisze:Jestem sam więc mam poparcie z Twojej strony.
Na cóż to poparcie, czy też profity z niego, skoro docelowo sam być nie zamierzasz?
To było tylko zdanie twierdzące bez głębszego przesłania. Po prostu na razie obrałem dobrą strategię według Krata_Browara
paskuda pisze:
Grajek pisze:Ale wyżalanie się? Nie uznaję tego
Nie uznajesz u siebie czy w ogóle? Jeśli w ogóle to wróżę przyszłe problemy w związku, gdyż znakomita część kobiet od czasu do czasu czuje potrzebę wyżalenia się i/lub pomarudzenia, ot tak. I to bez względu na rodzaj osobowości czy rangę problemu. Gdy te gorzkie żale zbagatelizujesz, wysłucha je ktoś inny, niekoniecznie koleżanka. Może współpracownik, zainteresowany bliższą znajomością?
Nie uznaję tego u siebie. Kobiety muszą...wiem to i akceptuję (jeśli to jest faktycznie od czasu do czasu, a nie bez przerwy).
paskuda pisze:Nie raz spotykam się z oczekiwaniami, że posiadanie partnera/rki zlikwiduje poczucie samotności. Wcale tak nie musi być.
W pełni się z Tobą zgadzam.
"Zamykanie oczu na fakty nie sprawia, że nieprawda staje się prawdą, a prawda nieprawdą"
Principessa

Re: Samotność

Post autor: Principessa »

Grajek pisze: Nie ma osoby na tym świecie, która ma takie same doświadczenia jak ja, co powoduje że trudno mi znaleźć mi osobę, która rozumiałaby moje smutki. Musiałaby jeszcze chcieć ich wysłuchać. Mogę bez powodzenia szukać dalej, albo olać sprawę i próbować dać radę sam.
Słuchaj, chłopcze ;-) Jestem z moim mężem (on już nawet nie intro, on jest supłem w piekielnej jamie) od 10 lat. Nie jest oczywiście pierwszym facetem, ale tym, z którym jednak ten związek trwa od wielu lat, czy jak to się górnolotnie nazywa: idę przez życie. To, czego nauczyłam się na temat związku, to to, że nie warto szukać metafizycznego pojdenania dusz. Wygadywania, wysłuchiwania. Od tego są kumple. Z tą osobą "do związku" musi być ci razem po prostu dobrze. Musi być tak, że jak plącze się wokół ciebie szóstą godzinę albo szósty dzień, to nie masz potrzeby ucieczki, odseparowania się, odpoczynku. Nie musi rozumieć twoich smutków, nie musi być do ciebie podobna. Czasem nawet działa to na korzyść, bo nie kisicie się w swoich schizach, każde z was ewoluuje. Oczywiście, musi być "to coś", chemia, feromon, flow... Ale nie znajdziesz kalki siebie odmiennej płci. Jak wspomniałam - od pogaduszek są kumple ;-)
psubrat
Intro-wyjadacz
Posty: 416
Rejestracja: 07 maja 2016, 0:29
Płeć: mężczyzna
Lokalizacja: Warszawa

Re: Samotność

Post autor: psubrat »

Grajek pisze:Ale wyżalanie się? Nie uznaję tego[...]

Nie ma osoby na tym świecie, która ma takie same doświadczenia jak ja, co powoduje że trudno mi znaleźć mi osobę, która rozumiałaby moje smutki. Musiałaby jeszcze chcieć ich wysłuchać.
Nie jesteśmy tak unikalni, jak nam się czasami wydaje. Inna osoba może nie mieć identycznych doświadczeń, ale może mieć bardzo podobne... i żyć w przeświadczeniu, że coś jest z nią nie tak, bo ma problemy jakich nie ma nikt inny.

Ja też nie praktykuję wyżalania się w powszechnym rozumieniu tego słowa - raczej tylko wzmiankuję, że mam jakiś problem, którego nie potrafię rozwiązać, albo że doświadczyłem czegoś, co negatywnie wpłynęło na moje życie. Nię nękam długimi wypowiedziami na ten temat. Ale przez wiele lat próbowałem grać człowieka, któremu wszystko układa się po myśli.
Jednak w którymś momencie, w moich relacjach (z kolegami, nie z kobietami) zauważyłem ciekawą rzecz: gdy któryś pokazał słabość (sytuacja sprawiła, że nie miał możliwości jej ukryć; bo generalnie w naszej kulturze mężczyźni ukrywają swoje słabości), zaczynałem czuć z nim silniejszą więź niż wcześniej. Z kolei utrzymuję też relacje, gdzie to ja swego czasu byłem tym, który posiadał wiele nie dających się ukryć słabości i widzę, jak silną więź taki człowiek czuje ze mną, a ja z nim zdecydowanie mniejszą.

Oczywiście, mówienie o swoich problemach, czy pokazanie że się te problemy ma, to ogromne ryzyko. I jest bardzo mało osób, przy których to ryzyko podejmuję. Ale jak w wielu kwestiach w życiu: trzeba zaryzykować, by coś zyskać.
Ożenić się, to jest poz­być się połowy swoich praw i pod­woić w za­mian swo­je obo­wiązki. (Schopenhauer)

Jeśli chodzi o wspólne, interesujące spędzanie wolnego czasu, to mężczyźni i kobiety pasują do siebie jak woda i olej.
Awatar użytkownika
Grajek
Introwertyk
Posty: 88
Rejestracja: 06 lut 2016, 10:33
Płeć: mężczyzna
MBTI: ISTJ

Re: Samotność

Post autor: Grajek »

Principessa pisze:
Grajek pisze: Nie ma osoby na tym świecie, która ma takie same doświadczenia jak ja, co powoduje że trudno mi znaleźć mi osobę, która rozumiałaby moje smutki. Musiałaby jeszcze chcieć ich wysłuchać. Mogę bez powodzenia szukać dalej, albo olać sprawę i próbować dać radę sam.
Słuchaj, chłopcze ;-) Jestem z moim mężem (on już nawet nie intro, on jest supłem w piekielnej jamie) od 10 lat. Nie jest oczywiście pierwszym facetem, ale tym, z którym jednak ten związek trwa od wielu lat, czy jak to się górnolotnie nazywa: idę przez życie. To, czego nauczyłam się na temat związku, to to, że nie warto szukać metafizycznego pojdenania dusz. Wygadywania, wysłuchiwania. Od tego są kumple. Z tą osobą "do związku" musi być ci razem po prostu dobrze. Musi być tak, że jak plącze się wokół ciebie szóstą godzinę albo szósty dzień, to nie masz potrzeby ucieczki, odseparowania się, odpoczynku. Nie musi rozumieć twoich smutków, nie musi być do ciebie podobna. Czasem nawet działa to na korzyść, bo nie kisicie się w swoich schizach, każde z was ewoluuje. Oczywiście, musi być "to coś", chemia, feromon, flow... Ale nie znajdziesz kalki siebie odmiennej płci. Jak wspomniałam - od pogaduszek są kumple ;-)
Słuchaj, kobieto ;-) Gdybyś przeczytała wątek od posta z dnia 26go stycznia to nie pisałabyś wiadomości o charakterze kontry. Myślę podobnie do Ciebie. Uważam, że to co napisałaś jest jak najbardziej słuszne. Poczytaj moich dyskutantów i to raczej do nich powinnaś napisać tę wiadomość. Mój cytat nie opisuje sytuacji związkowej, a raczej przyjacielskiej. Napisałem, że "nie ma osoby" nie-kobiety, a z resztą to wynika z poprzednich postów. A to, że będę "próbować dać radę sam" nie znaczy, że nie chcę kobiety do końca życia, tylko, że zaakceptowałem, że nie znajdę osoby do wyżalenia się jej i po prostu sam będę radził sobie z moimi problemami.

Uprasza się o nie wyrywanie zdań z kontekstu.
"Zamykanie oczu na fakty nie sprawia, że nieprawda staje się prawdą, a prawda nieprawdą"
Krata_Browara
Introwertyk
Posty: 85
Rejestracja: 23 sty 2017, 0:40
Płeć: mężczyzna
Enneagram: 5w4

Re: Samotność

Post autor: Krata_Browara »

psubrat pisze:
Nie jesteśmy tak unikalni, jak nam się czasami wydaje. Inna osoba może nie mieć identycznych doświadczeń, ale może mieć bardzo podobne... i żyć w przeświadczeniu, że coś jest z nią nie tak, bo ma problemy jakich nie ma nikt inny.

Ja też nie praktykuję wyżalania się w powszechnym rozumieniu tego słowa - raczej tylko wzmiankuję, że mam jakiś problem, którego nie potrafię rozwiązać, albo że doświadczyłem czegoś, co negatywnie wpłynęło na moje życie. Nię nękam długimi wypowiedziami na ten temat. Ale przez wiele lat próbowałem grać człowieka, któremu wszystko układa się po myśli.
Jednak w którymś momencie, w moich relacjach (z kolegami, nie z kobietami) zauważyłem ciekawą rzecz: gdy któryś pokazał słabość (sytuacja sprawiła, że nie miał możliwości jej ukryć; bo generalnie w naszej kulturze mężczyźni ukrywają swoje słabości), zaczynałem czuć z nim silniejszą więź niż wcześniej. Z kolei utrzymuję też relacje, gdzie to ja swego czasu byłem tym, który posiadał wiele nie dających się ukryć słabości i widzę, jak silną więź taki człowiek czuje ze mną, a ja z nim zdecydowanie mniejszą.

Oczywiście, mówienie o swoich problemach, czy pokazanie że się te problemy ma, to ogromne ryzyko. I jest bardzo mało osób, przy których to ryzyko podejmuję. Ale jak w wielu kwestiach w życiu: trzeba zaryzykować, by coś zyskać.
Bardzo ciekawe spostrzeżenia i mogę się zgodzić z większością tego co napisałeś. Myślę, że skłonność do mówienia o swoich problemach, bądź trzymania ich dla siebie, zależy po części od naszej natury, po części wśród mężczyzn jest właśnie warunkowany kulturowo, a po części jest warunkowany przez środowisko w którym żyjemy. Ja osobiście doświadczałem tego, że pokazanie jakiejkolwiek słabości może być wykorzystane przeciwko mnie, prawie jak w sentencji z amerykańskich filmów: masz prawo milczeć, wszystko co powiesz może zostać wykorzystane przeciwko Tobie, więc milczę. Teraz pomimo tego, że środowisko zmieniałem już w swoim życiu wielokrotnie, to nadal mam nawyk nie ujawniania słabości.
W relacjach z ludźmi, którzy są bardziej emocjonalni to przeszkadza, w związku też niestety, bo ja skupiam się na czynach i chciałbym być oceniany przez pryzmat czynów, a nie tego jak bardzo uzewnętrzniam swoje problemy. Jednak przez takie myślenie, moje relacje się z innymi się w pewien sposób spłycają, może trafne jest tutaj powiedzenie, że przyjaciół poznaje się w biedzie, ale właśnie musimy najpierw podjąć ryzyko odsłonięcia się, wystawienia na atak, żeby stwierdzić czy naprawdę mamy do czynienia z osobą, której można ufać.
Inny plus dodatni dla mówienia o problemach - zawsze możemy dostać rozwiązanie o którym sami byśmy nie pomyśleli, albo chociaż spojrzenie na problem z innej perspektywy, może pomóc bo nieomylni raczej nie jesteśmy.
Ten, kto wyzwala z siebie bestię, pozbywa się bólu bycia człowiekiem.
Awatar użytkownika
Biała_Dama
Pobudzony intro
Posty: 137
Rejestracja: 18 wrz 2016, 20:46
Płeć: kobieta
MBTI: INFP-T
Lokalizacja: Opolskie
Kontakt:

Re: Samotność

Post autor: Biała_Dama »

paskuda pisze:Nie raz spotykam się z oczekiwaniami, że posiadanie partnera/rki zlikwiduje poczucie samotności. Wcale tak nie musi być. Ja bardzo często czuję się samotna, mimo posiadania drugiej połówki i nie jest to bynajmniej samotność w związku, to zagadnienie dotyka nieco innej sfery osamotnienia. Kluczem jest brak satysfakcjonującej ilości dobrych znajomych. Z wiekiem coraz ciężej podnieść tę liczbę. A po dojściu obowiązków rodzinnych wiele kontaktów się urywa, nieraz na zawsze.
Ostatnimi czasy mam w sumie podobnie. Niby w chwilach, kiedy czuję się samotna, wiem, że zawsze mogę się odezwać do chłopaka, ale bywają takie momenty, kiedy on spotyka się ze swoimi znajomymi, wspominają dawne czasy, a ja tylko ich tak słucham i wtedy zaczynam odczuwać pewną pustkę. Nie mówiąc już o tym, że wszyscy moi znajomi (a przynajmniej ta garstka, z którą utrzymuję kontakt) prowadzi dorosłe życie (tj. przeważnie studiują i pracują), przez co czasem nawet nie mają czasu na to, żeby mi na jedną wiadomość odpisać. A z wiekiem faktycznie ciężko o podniesienie liczby znajomych, zresztą wspominałam już o tym w temacie "Braki w znajomych".

Co do tego mówienia o problemach, to rzeczywiście czasem jest lżej na sercu, jak się zrzuci ten ciężar, nawet jeśli druga strona niekoniecznie służy jakąś poradą. Ale ja też patrzę na to, komu mówię o tych sprawach, bo nie każdy jest w stanie zrozumieć pewne rzeczy; nie każdy też ma ochotę wysłuchiwać o czyichś problemach czy troskach.
“The optimist sees the donut, the pessimist sees the hole.”
~ Oscar Wilde
Awatar użytkownika
ewka
Introwertyk
Posty: 101
Rejestracja: 26 paź 2016, 22:57
Płeć: kobieta

Re: Samotność

Post autor: ewka »

Krata_Browara pisze: Inny plus dodatni dla mówienia o problemach - zawsze możemy dostać rozwiązanie o którym sami byśmy nie pomyśleli, albo chociaż spojrzenie na problem z innej perspektywy, może pomóc bo nieomylni raczej nie jesteśmy.
Ja co prawda tez zostałam tak wychowana, ze swoimi problemami staram sie nie obarczać innych , z wielu powodów, nie koniecznie tylko z dobrego serca i troski o innych, ze musza wysłuchiwać czyichś żali , cześć z tych powodów pewnie jest urojona, ale właśnie kwestia wychowania. I choć warto znać umiar, to jednak i z mojego dotychczasowego doświadczenia i pewnie opini większości psychologów wynika ze dzielenie sie problemami na prawdę pomaga. I choć nadal nie często to robię, to jednak sie zdarza i zauważyłam coś ciekawego odnośnie tego co napisałeś. Nie chodzi już nawet o ta druga osobę, jest tez jeszcze coś takiego ze choć analizuje sobie jakiś problem w głowie, to zdarzyło mi sie ze po tym jak opowiadalam o nim innej osobie, to czasem nagle jakby mnie olsniewalo, zaczynałam widzieć sytuacje jakby z innej perspektywy, albo nagle dostrzegałem coś czego wcześniej analizując wszystko setki razy, nie dostrzegałam.
Awatar użytkownika
Grajek
Introwertyk
Posty: 88
Rejestracja: 06 lut 2016, 10:33
Płeć: mężczyzna
MBTI: ISTJ

Re: Samotność

Post autor: Grajek »

ewka pisze: (....) jest tez jeszcze coś takiego ze choć analizuje sobie jakiś problem w głowie, to zdarzyło mi sie ze po tym jak opowiadalam o nim innej osobie, to czasem nagle jakby mnie olsniewalo, zaczynałam widzieć sytuacje jakby z innej perspektywy, albo nagle dostrzegałem coś czego wcześniej analizując wszystko setki razy, nie dostrzegałam.
Dobrze wiedzieć, że nie jestem jedynym który zawzięcie analizuje problemy życiowe ;)
Ciekawe spostrzeżenie jeśli chodzi o to nagłe olśnienie. Ostatnio też miałem podobną sytuację, ale nie dostrzegłem tej zależności. A może się to przydać.
"Zamykanie oczu na fakty nie sprawia, że nieprawda staje się prawdą, a prawda nieprawdą"
ODPOWIEDZ