Introspekcja ? Jedna z najniebezpieczniejszych czynności jakie może wykonywać człowiek, stanowiąca zagrożenie dla zdrowia i życia :lol: , dlatego preferuję przeprowadzać ją w domu (choć i tutaj nie można się czuć w stu procentach komfortowo). Najlepszym dla mnie miejscem do tego byłaby wielka otwarta i płaska przestrzeń, najlepiej o jakiejś miękkiej nawierzchni. Wtedy nie zrobiłbym krzywdy ani sobie ani komukolwiek innemu. Zresztą poniżej wyjaśnię co mam na myśli.
Pół biedy jeżeli to co mam w głowie dotyczy jakichś spraw nie związanych z aktywnością fizyczną. Gorzej gdy np. po raz kolejny powracam do nigdy nie zrealizowanych marzeń o zostaniu zawodowym piłkarzem. Wtedy nie tylko nie potrafię usiedzieć na miejscu, ale wręcz nie mogę się powstrzymać od naśladowania typowych dla tej profesji czynności. I tak oto udaję że skaczę do główki, szarpię kogoś za koszulkę, symuluję kontuzję, czy po prostu kopię piłkę. Szczególnie to ostatnie bywa bardzo ryzykowne, ponieważ zdarza mi się wówczas kopnąć jakiś mebel albo ścianę i introspekcja jest wówczas momentalnie przerywana przez brutalne zderzenie z rzeczywistością (i to dosłownie
). Choć i tak najbardziej opłakana w skutkach była sytuacja, gdy zafascynowany piłką ręczną próbowałem naśladować atomowe rzuty Karola BIeleckiego. Wyskakiwałem więc w górę, robiłem zamach ręką trzymając piłkę i wszystko przebiegało ok do momentu, gdy nie poczułem że w coś uderzyłem, a z sufitu spadło mi na głowę trochę szkła. Okazało się, że zbiłem mamie lampe :lol: . Po tym incydencie moje myśli o "szczypiorniaku" odeszły w niepamięć.
Poza domem jest już niestety tylko niebezpieczniej
. Odkąd pamiętam dość często zdarzały mi się przypadki, że maszynista pociągu trąbił na mnie, bo stawałem na samej krawędzi peronu (Robiłem to aby widzieć możliwie jak najmniej ludzi, co znacznie poprawiało mój psychiczny komfort). Odgłos pociągu był zawsze na tyle donośny, że natychmiast budził mnie z letargu. Niestety takiej mocy nie posiadał sygnał karetki
, co doprowadziło kiedyś do bardzo groźnej sytuacji. Nie pamiętam o czym wówczas myślałem. Wiem jedynie że przechodziłem przez przejście dla pieszych ze światłami, a gdzieś w oddali słyszałem "EOEOEOEOEO", czym nie zaprzątałem sobie zbytnio głowy. Minąłem jeden, drugi pas na którym stały samochody, byłem już na trzecim (który chwilę wcześniej zdawał mi się podejrzany, ponieważ był pusty), gdy naglę to głośne "EOEO" osiągnęło poziom niemożliwy do nie zareagowania. Spojrzałem w lewo i nagle okazało się, że kilkadziesiąt metrów dalej znajduje się ambulans, który pędzi wprost na mnie
. Nie zastanawiałem się ani chwili i tylko instynktownie przyspieszyłem kroku jakby gonił mnie kanibal. Po chwili poczułem tylko jak coś uderza o zakończenia pasków mojego plecaka i wielką ulgę bo zrozumiałem, że gdybym zareagował o kilka dziesiątych sekundy później byłoby nieciekawie. Pamiętam jak później mówiłem o tym znajomemu, to ten pozwolił sobie nawet na odrobinę czarnego humoru i stwierdził, że "byłaby beka, jakby ta karetka cię przejechała i ktoś zadzwoniłby po karetkę". NO RZECZYWIŚCIE ZABAWNE
(kolega, kolega...
).
Odnosząc się jeszcze do kwestii śmiechu to raczej nie zdarzało mi się śmiać w miejscach publicznych, jeżeli nie byłem ze znajomymi. Niekiedy bywało jednak tak, że uśmiechałem się do siebie gdy byłem sam. W domu to co innego. Tutaj sam sobie od zawsze bylem komikiem i widownią
. Jeżeli chodzi o znajomych to raczej ich nie unikałem. Tym bardziej że najciekawsze myśli zostawiałem sobie do domu (w trosce o bezpieczeństwo pasażerów :lol: ), więc raczej wręcz liczyłem na to, że ktoś umili mi tę nudną podróż jakąś choćby i nawet bezsensowną gadką. Wyjątek od tej reguły stanowiła jedynie sytuacja, gdy myślałem o jakiejś ładnej dziewczynie. Wtedy nikt nie mógł mi przeszkadzać
. No chyba że zrobiłaby to... ładna dziewczyna
.