Najlepsze lata życia...

W tym miejscu dyskutujemy o zjawisku introwertyzmu, o tym, jak wpłynął on na nasze życie, jakie są wady i zalety bycia introwertykiem.
PannaNIKT
Zagubiona dusza
Posty: 2
Rejestracja: 22 lip 2013, 12:14
Płeć: nieokreślona

Najlepsze lata życia...

Post autor: PannaNIKT »

Jestem tu nowa, więc cześć wszystkim :wink:.
No więc chodzi o to, że mam te swoje naście lat i teoretycznie wkroczyłam w najciekawszy okres swojego życia. No właśnie... Bo nie do końca jestem pewna, czy jest tak w praktyce. Wiadomo, młodość - czas szaleństw, głupich pomysłów, pierwsze "poważne" związki i przyjaźnie... I to nie tak, że zamknęłam się w stereotypie introwertyka i siedzę w czterech ścianach, odgradzając się od rówieśników. Mam oczywiście swoją grupę znajomych, z którymi się spotykam i wygłupiam, chodzę na jakieśtam imprezy (jeśli można to tak nazwać...), staram się utrzymywać stały kontakt ze światem zewnętrznym. Ale natury nie da się oszukać - najlepiej czuję się w samotności, z dobrą książką, na samotnych włóczęgach. W sumie to dobrze mi z moim introwertyzmem. Tylko od pewnego czasu zaczął mnie męczyć jakiś niedosyt... Bo jak nie teraz to kiedy? Chciałabym wykorzystać ten najlepszy (podobno) czas w życiu na całego. A już mam wizję siebie za jakieś 20 lat. Siedzę ze znajomymi i wspominamy młodość. Oni opowiadają o niesamowitych akcjach i imprezach, a ja przypominam sobie, co świetnego wtedy przeczytałam, albo jaki zespół odkryłam.
A jak to jest z wami? Też odczuwacie taki niedosyt? Staraliście się kiedyś zmieniać, żeby móc "na całego" korzystać z życia?
Awatar użytkownika
qb
IntroManiak
Posty: 736
Rejestracja: 25 maja 2008, 23:36
Płeć: mężczyzna
Enneagram: 9w1
MBTI: INFP
Lokalizacja: Polska
Kontakt:

Re: Najlepsze lata życia...

Post autor: qb »

Cały czas się staram z różnym skutkiem. Niestety dopiero od kiedy sam się utrzymuję robię to w trochę większym stopniu.
Polecam znaleźć sobie jakieś hobby, ale nie czytanie, czy słuchanie muzyki - to jest ok, ale lepsze jest coś co zaangażuje Cię i fizycznie i umysłowo.
Trust yourself, no matter what anyone else thinks.
Awatar użytkownika
Donnerwetter
Introrodek
Posty: 16
Rejestracja: 02 cze 2013, 20:45
Płeć: mężczyzna
Lokalizacja: Gdynia

Re: Najlepsze lata życia...

Post autor: Donnerwetter »

Miałem takie same odczucia jak ty, próbowałem parę razy trochę podkręcić tempo, pójść na żywioł. Generalnie kończyło się to tak, że szedłem na jakąś impreze, piłem ze wszystkimi, bawiłem się (na tyle na ile moge, bo na 100% nigdy sie nie wyluzuje w towarzystwie) po czym wracałem do domu i mówiłem sobie ,,:D no no, fajnie było". Ale następnego dnia jak juz emocje podekscytowania opadły i zacząłem sobie przypominać co sie działo, z kim gadałem, o czym to nagle nachodziło mnie uczucie strasznego wstydu, że to nie jestem ja, wcale nie było tak zajebiście, i w zasadzie nie takie rzeczy chce wspominać bo nic fascynującego się nie działo, jedynie wszyscy byli pijani i robili żałosne rzeczy. Wydaje się, że osoby które całą młodość imprezują mają najwięcej wspomnień ale czy to jest prawda? Przeciez impreza jest to pewien schemat, przychodzą ludzie, piją alkohol (albo nie pija, albo spożywaja cos innego), dzieją się głupie rzeczy po czym wszyscy się rozchodzą. Moim zdaniem osoby, których główną rozrywką jest coś takiego, sami przereklamowują ten sposób spędzania czasu, sami siebie usprawiedliwiają że było zajebiście, sami nakręcają wspomnienia, które i tak są mgliste i podkoloryzowane bo nie mają pomysłu co można zrobić innego. Dlatego tak jak napisał przedmówca, znajdź swoje zajęcie. Jak będziesz troszke starsza to zobaczysz, że wiele osób wolałoby zamienić 10 imprez na jakiś sukces w tym wieku, jakąs wycieczke, jakis dyplom. Bo z czasem takie rzeczy nabierają wartości i wtedy dopiero jest co wspominać :)
PannaNIKT
Zagubiona dusza
Posty: 2
Rejestracja: 22 lip 2013, 12:14
Płeć: nieokreślona

Re: Najlepsze lata życia...

Post autor: PannaNIKT »

Hmmm... Właśnie cały czas próbuję sobie znaleźć coś, co wciągnie mnie bez reszty... Tylko chyba niepotrzebnie chciałam się na siłę upodobnić do moich "normalnych" znajomych i gdzieś się w tym pogubiłam. Bo oni głównie imprezują. Też chciałam taka być. Ale to faktycznie nie ma większego sensu. Chyba wrócę do uganiania się po krzaczorach za ptakami, bo kiedyś potrafiłam robić to całymi dniami i dawało mi to masę radochy :)
Awatar użytkownika
Drim
Legenda Intro
Posty: 2139
Rejestracja: 07 mar 2013, 21:32
Płeć: mężczyzna

Re: Najlepsze lata życia...

Post autor: Drim »

Chyba wrócę do uganiania się po krzaczorach za ptakami, bo kiedyś potrafiłam robić to całymi dniami i dawało mi to masę radochy
Kiedyś - gdzieś, przeczytałem takie mądre zdanie. Każdy ma jakieś dziwactwo, to że masz jakieś dziwactwo oznacza że jesteś normalnym człowiekiem, problem pojawia się wtedy gdy w życiu nie posiadasz czegoś co cię "kręci", stajesz się nienormalny.

Ptaki jakieś takie mało dziwne mi się wydają, znaczy, moje dziwactwo dziwniejsze.

Dobra, w temacie. Ja mam trochę głupie myśli. Czasem jestem świadkiem jak ktoś mówi o tych "najlepszych latach życia". Łapie mnie wtedy taka, zawiść, że oni to mają a ja nie miałem. Tylko właśnie, po chwili zastanowienia dochodzę do wniosku że zapominam o swoich przeżyciach, często je pomniejszam a wyolbrzymiam to co ktoś inny przeżył.

Zazdroszczę np. że ktoś miał miłość w liceum, tylko że zapominam o tych paru z którymi chodziłem i o tej jednej którą przez kilka lat próbowałem złapać. To co ja przeżyłem jest dla mnie mało istotne, natomiast jak ktoś opowiada co on w swoim życiu przeżył, zazwyczaj emocjonując się przy tym, "och, ty farciarzu jeden!".

W każdym razie, jeszcze jest czas. Można robić rzeczy których się nie zrobiło do tej pory a mamy na to chęć.

Nie wiem czy z tobą PannoNITK może być podobnie. (BTW. okropny login, nie jesteś nikim)
Awatar użytkownika
lea
Rozkręcony intro
Posty: 332
Rejestracja: 07 sty 2013, 7:26
Płeć: nieokreślona
Enneagram: 0w0
MBTI: CATS

Re: Najlepsze lata życia...

Post autor: lea »

Moje próby "podkręcenia tempa" jak to napisano powyżej, zachowywania się trochę bardziej jak "typowy nastolatek", coś co miało być niby jakimś fajnie spędzonym czasem, fajnym wspomnieniem - okazywało się porażką, której żałuje niby do teraz ale... przynajmniej wiem, że zmuszanie się do takiego cyrku wbrew sobie jest dla mnie szkodliwe i lepiej sobie odpuścić a nie "nie wiem, bo nie miałam okazji". Czuję się zażenowana samą sobą, i tym z kim spędzałam czas. Przy kim udawałam, że się dobrze bawię. Jeden wielki wstyd.
Nienawidzę tych małych imprezowych gadek. Ja nie umiem, rozmawiać "o niczym". I odstraszam ludzi zadając dziwne pytania. Będąc "zbyt poważną". Zawsze jestem dla innych "zbyt poważna", każdy temat rozmowy jaki próbuje podjąć, jest wręcz wyśmiewany. Nie tyle co jest to śmiech z wredoty jakieś - o, nie. Bardziej coś w stylu "hahahah nie wiem o czym mówisz hahaha". I totalna zmiana tematu, albo totalne spłycenie tego, o czym mówiłam. Nikt nie 'łapie' o czym mówię. Więc już nie wiem o czym mam mówić aby być zrozumianą.
A i wychodzę na osobę która się "przemądrza" i mam "arystokratyczne maniery". Maniery. Maniery to mam takie, według mnie, jakie człowiek mieć powinien, może to że SĄ daje zbyt silny kontrast temu, że drudzy prawie jej nie mają. A się "przemądrzam" gdyż jak mówiłam wyżej, ludzie nie ogarniają o czym mówię i do czego nawiązuje w moich wypowiedziach.
I używam dziwnychdługichsłów. Bądź czegoś takiego jak "iż", "czyżby", "doprawdy", "stricte", "Ex aequo" /eksekfo/.

Umiem jednak czasem udawać. Jak już jest 'krytycznie' bawię się w totalny teatr, wychodząc - czuję się odmóżdżona tym, z czego się też niby-śmiałam.

Mam poczucie zmarnowanej młodości. Nie mam czegoś takiego jak najlepsze lata. Nie chodzi o to, że tęsknie za tym, że nie łaziłam na jakieś imprezy. Bardziej za tym, że i tak moja rzadka, wręcz znikoma obecność na nich i tak była dla mnie istną katuszą podczas gdy dla innych to była świetna zabawa.

Kiedy moje koleżanki zaczynały się malować, przeglądać jakieś durne pisma, obklejały pokoje plakatami jakiś męskich nastoletnich gwiazdek, szykowały się godzinami na jakieś dyskoteki - to z jednej strony, widziałam w tym totalną głupotę, z drugiej myślałam "czemu nie mogę być tego kretynizmu nieświadoma, czemu nie mogę należeć do tej grupki". Należeć może gdziekolwiek, nawet jeżeli to pustaki.

I teraz, za dni parę, będę miała 19 lat. 19 lat, a czuję się... stara. Nie mogę zawrócić, już mogę na siłę zadrobić czegoś, co jeszcze byłoby mi wybaczone gdybym była młodsza, czegoś co można by przypisać do "błędów młodości". 19 lat sprawiło, że się tylko odwrażliwiłam. Z miesiąca na miesiąc, mam wrażenie, że jestem inna. Ba, z tygodnia na tydzień. Co będzie dalej? Ja z Grudnia "12, Ja ze Stycznia "13, Ja z Lutego "13 - 'patrzę na siebie' i myślę co za dzieciak. Moja młodość polegała, a może nadal polega na tym, by coraz bardziej nie dać po sobie poznać, że coś mnie obchodzi, że coś coś mnie wzrusza, byle nie okazywać słabości, byle nie okazywać strachu, byle publicznie nie pokazać łez.
Moje motto młodości to "byle przetrwać". 13-18 lat to u mnie jedna, wielka walka z chorobą. Tak to powinno być?

Z rówieśnikami się nie dogaduje.
Jeżeli chodzi o osoby ode mnie nieco starsze - też raczej nie mam takich znajomych, mało, więc co tu mówić o tym, czy się dogaduje czy nie.

Teraz jestem na etapie, gdy powinnam bardziej myśleć o przyszłości. Wiedzieć choć w zarysie w jakieś branży mam pracować, jakiś poważniejszy związek, stała grupa przyjaciół.
Ale o mojej przyszłości myślę od bardzo już dawna. I bardziej poważna, być? To by mi chyba tylko zaszkodziło.
Jakieś związek? Przyjaźnie? A jakieś mam, a jakieś miałam?

Ja się nie nadaje na plotkowanie z koleżaneczką, na wspólne łażenie po sklepach. Ja się nie nadaje na łażenie na randki, skakania z kwiatka na kwiatek i jakieś durne, żenujące podrywy, na bawienie się w jakieś "urocze począteczki znajomości" rodem z komedii romantycznych. Że-na-da. Ludzie naoglądali się jakiś durnych filmów o znajdywaniu swojej drugiej połówki. A może to właśnie wszystko IM tak bardzo ułatwia sprawę znajdowania sobie kogoś?
Kobieta dostaje bukiet róż, krótki liścik, uznaje to za "urocze". Przebacza. Facet nie męczy się z gadaniem i zrozumieniem baby, wraca do niej i ze łzami w oczach padają sobie w ramiona. Och.
Mogłabym pisać o tym więcej.

Generalnie, szkoda - że nie można ominąć tego etapu dwóch, nieśmiałych zakochanych szczeniaków i przejść do jakieś poważniejszego związku, bardziej stabilnego bez tych wygłupów, bez banalnego naśladowania upatrzonych zachowań. Ludzie są fałszywi. I podatni na ten fałsz. A już zdobędą tą techniką to czego chcą, to o zgrozo - stają się sobą.
Być z kimś do końca życia? Jak w TYM wieku można mieć takie podejście to ew. związku, przecież to czas eksperymentu! Za parę lat pomyśli się o czymś 'na stałe'.

Odkicałam od drogi. W każdym razie.
Dziwię się samej sobie tym, jak mogę czuć się aż tak zmęczona ludźmi, mimo że właściwie poznałam ich raczej mało. Jak mogę mieć dość czegoś, czego nigdy nie miałam. Czuję się, jakbym przeszła tą burzliwą młodość, jakbym bawiła się uczuciami wielu osób, jakbym powygłupiała się za wszystkie czasy - a teraz Pani Lea, doszła do wniosku że czas na co innego, bo już jej nie wypada.

Mam nadzieję, że najlepsze lata mojego życia są przede mną. Bo ja są one "teraz" to lepiej mi już nie być.
Wygnaj ludzi z twych myśli, niech nic zewnętrznego nie kala twej samotności, błaznom pozostaw troskę o szukanie podobnych im.
Inny cię umniejsza, bo zmusza cię do odgrywania jakiejś roli; ze swego życia usuń gest, ogranicz się do tego, co istotne.
Awatar użytkownika
Sundari
Introwertyk
Posty: 88
Rejestracja: 20 lut 2013, 11:19
Płeć: nieokreślona
Lokalizacja: Warszawa

Re: Najlepsze lata życia...

Post autor: Sundari »

Ja mam "co wspominać" i często nie są to fajne wspomnienia. Swojego czasu dużo imprezowałam. Byłam wtedy na etapie udawania ekstrawertyka. Patrzyłam jak zachowują się moje znajome i naśladowałam je. Uznawałam wtedy, że tak trzeba. Bycie popularną stawiałam nad własną osobowość. Teraz tego żałuję, bo w pewnym momencie pogubiłam się zupełnie. Swoją przebojowość przypłaciłam stanami depresyjnymi i nerwicą. Imprezy, zabawa, mnóstwo znajomych (wiadomej "jakości"), faceci, olewanie wszystkiego, a później kac - również moralny. Dopiero gdy "podrosłam" zrozumiałam, że nie tędy droga. Ponownie ułożyłam swoje życie w czym pomogli mi najbliżsi oraz przyjaciele, których rzecz jasna nie zostało wielu. Gdybym mogła cofnąć czas na pewno nie tworzyłabym siebie na siłę, nie udawałabym przebojowej panienki jakich i tak jest wiele w ekstrawertycznym świecie. Pozostałabym sobą.
Moja rada - jeżeli nie masz ochoty iść na imprezę, po prostu na nią nie idź. Rób to na co masz ochotę, a nie to czego wymaga Twoje środowisko. Jeżeli sprawia Ci przyjemność siedzenie z książką w łóżku to zostań w nim cały dzień.
Obecnie mam przerwę. Moi znajomi, którzy żyją od wakacji do wakacji, których ideałem wypoczynku jest impreza na plaży z drinkiem z palemką w ręku - wyjechali. A ja? Siedzę w Warszawie i nadrabiam książkowe zaległości - bo to lubię i tego mi teraz potrzeba. Nie jadę nad morze bo tak trzeba, bo wakacje, bo "normalni ludzie" gdzieś wyjeżdżają (tak, to ostatnie usłyszałam niedawno). Wolę pojechać na rowerze gdzieś za Warszawę, położyć się w trawie i poczytać, a wieczorem wyjść gdzieś. Jeżeli będę miała ochotę gdzieś pojechać, to raczej wybiorę się w góry na jesieni, gdy jest mniej ludzi, a nie nad zatłoczone morze :lol:
„Samotność jest niezależnością, życzyłem jej sobie i zdobyłem ją po długich latach. Była ona zimna, o tak, ale była też cicha, prawdziwie cicha i wielka, podobnie jak zimne, ciche przestworza, po których wędrują gwiazdy.”
Hermann Hesse - Wilk stepowy


O mnie: INTJ | Jedynka ze skrzydłem dwa: 1w2 - "Adwokat" | Płciowo stypizowana "na krzyż":P
Awatar użytkownika
apohawk
Rozkręcony intro
Posty: 299
Rejestracja: 27 lis 2012, 18:35
Płeć: mężczyzna
Enneagram: 4w5
Lokalizacja: Wrocław

Re: Najlepsze lata życia...

Post autor: apohawk »

Lea, będąc na studiach miałem wrażenie, że coś przegapiłem, że zmarnowałem te "najlepsze lata mojego życia", których spodziewałem się w liceum. To uczucie pustki i zaprzepaszczenia towarzyszyło mi niemal całe studia. Tak jak qb, gdy zacząłem sam się utrzymywać, to moje życie zaczęło się zmieniać i zacząłem z niego korzystać. Dopiero wtedy mogłem grać na moich zasadach. Teraz uważam, że 'najlepsze lata mojego życia' są cały czas. To mój wybór, jak wykorzystuję swój czas i swoje życie, tak więc mogę starać się, aby było coraz lepiej.

No i związki, mój chyba ulubiony temat na tym forum ;) Też uważam, że te wszystkie wzorce z komedii romantycznych są szkodliwe, szczególnie, jeśli chce się czegoś innego. Przecież twój związek nie musi być, taki jak opisałaś lub tak jak przedstawiają to romansidła. Twój związek może być taki, jak ty chcesz, bo to twój związek. Tak samo randki. To ma być twój czas na dobrą zabawę, a nie utarty schemat (rodem z kom-roma), bo to twój czas. Można wpleść w związek rozmowy i wzajemne zrozumienie zamiast bukietów. Kwiaty mogą być, ale rozmowa i zrozumienie musi być, aby związek funkcjonował. Może to po prostu kwestia dojrzałości? Może rozejrzyj się i znajdź sobie kogoś dojrzalszego niż obecni rówieśnicy/znajomi?
No good deed goes unpunished.
Awatar użytkownika
Donnerwetter
Introrodek
Posty: 16
Rejestracja: 02 cze 2013, 20:45
Płeć: mężczyzna
Lokalizacja: Gdynia

Re: Najlepsze lata życia...

Post autor: Donnerwetter »

Lea - zakochałem sie :P
Awatar użytkownika
lea
Rozkręcony intro
Posty: 332
Rejestracja: 07 sty 2013, 7:26
Płeć: nieokreślona
Enneagram: 0w0
MBTI: CATS

Re: Najlepsze lata życia...

Post autor: lea »

To ma być twój czas na dobrą zabawę, a nie utarty schemat (rodem z kom-roma), bo to twój czas. Można wpleść w związek rozmowy i wzajemne zrozumienie zamiast bukietów. Kwiaty mogą być, ale rozmowa i zrozumienie musi być, aby związek funkcjonował. Może to po prostu kwestia dojrzałości? Może rozejrzyj się i znajdź sobie kogoś dojrzalszego niż obecni rówieśnicy/znajomi?
Rozejrzysz się. Eem. Where? A zresztą ktobymnietamkciał. :v

Komedije, ech.
Jak bym dała się namówić na jakąś "kolację" to bym się tylko stresowała, że o zgrozo Szanowny Pan będzie chciał zapłacić za mój posiłek, i już na samym początku będę się stresowała tym, że wpadnie na taki genialny pomysł. Od takiej - właściwie pierdoły, miałabym zepsuty cały wieczór. I jeszcze zadziwiają mnie kobiety, które uwielbiają na takie coś łazić - moje genialna koleżanka zrobiła z tego nawet swoje hobby. "Jest nudny i brzydki, ale żarcie za darmo" ( szczególnie lubi łowić samotnych panów na portalach randkowych ). Obrzydliwe pasożytnictwo i robienie komuś nadziei. Po co mieszać się w coś, co nie ma nawet perspektyw nie tyle co nawet na związek ile na chociażby fajną przyjaźń, znajomość.
Albo jak kobity uwielbiają łazić do tych mega drogich restauracji. Na pozłacanym talerzyku zjedzą parę listków sałaty - celem, nie jest głównie jedzenie, tylko możliwość "zrobienia się na cudo", założenia nowej sukienki. A facet ponownie: robi se nadzieję, że jak wyda na kobitę ileś kasy to może COŚ będzie z tego miał na czas "po kolacji". Coś jak z teatrem. Łażą do teatru aby się pokazać i aby powiedzieć, że "były na tej sztuce" choć prawie na niej przysypiały i nie mają pojęcia o co w niej chodziło.
To już lepiej iść a piwo, siedzieć na ławce, pogadać.
Kobiety są... próżne, egoistyczne i złaknione komplementów. I często to materialistki. Oczywiście z dopiską "nie wszystkie" i "nie zawsze" jak to można oznaczać wiele innych spraw i niby-zasad.

Nikt już chyba nie wie, czym jest prawdziwy romantyzm. W bukiecie róż bardziej widzę masę kasy którą ktoś na nie wydał + rzeź biednych kwiatków ( dlaczego nikt nie docenia chociaż tych w doniczkach? ;-; ). W biżuterii zasada podobna co z kolacją - wydam kasę, może coś tego będę miał na kawałek złotego czegoś z takimi bardzo drogimi kamyczkami. Brr. I wtedy poczucie takie, że się jest czegoś winnym, że ma się jakiś dług. Dla mnie piękno jest w zaparzeniu komuś herbaty, przykrywaniu kogoś kocem by nie zmarzł, zerwaniu paru polnych kwiatków idąc ulicą "bo ona lubi rumianki", wstaniu wcześniej by usmażyć naleśniki. Małe bezinteresowne gesty życia codziennego.
A jak powiem komuś, że nie lubię tego całego a la filmowego badziewia, to to człowiek może zrozumieć - bardzo dowszystkiego. I wtedy nawet na 'gesty' nie będzie co liczyć. A gościu w zaciesz, niedajboże, że znalazł se laskę, dla której nie musi się wgl. starać.

W facetach widać chyba takie coś jak "to jest głupie, ale kobiety na to lecą". Cwane, skuteczne. Zdobywanie kogoś jak w grze w Simsy - odpowiednia kombinacja komplementów, żartów, małych prezentów, żart, prezent, komplement, żart, żart, komplement *o udało się, Sim B, ma w tobie crusha*

Dla mnie, jako widz bardziej ha, to jakaś maskarada. To wszystko, jest jednak - bardzo proste, naprawdę. Trzeba tylko zdecydować, czy się chce w coś takiego zagrać.

Ja z przyjaźnią też mam problem. Bo podoba mi się ten męski punkt widzenia, ale zaprzyjaźnić się z chłopem? Zaprosisz gdzieś kogoś, to se ten jeszcze co pomyśli że mi o coś więcej biega, niż wałęsania się po mieście. :/ Szkoda, taka przyjaźń ( podobno istniejąca ) damsko-męska fajna rzecz.
związki, mój chyba ulubiony temat na tym forum
Często w zupełnie innych wątkach zdarza mi się na ten zboczyć z kursu, jak teraz chociażby. Właściwie to moje gadanie mało ma do jakiś życiowych doświadczeń, nigdy z żadnym związku nie byłam. Ale pisać czego nie znoszę i co mnie męczy? Proszę bardzo, esej. :mrgreen:
Tak jak qb, gdy zacząłem sam się utrzymywać, to moje życie zaczęło się zmieniać i zacząłem z niego korzystać. Dopiero wtedy mogłem grać na moich zasadach. Teraz uważam, że 'najlepsze lata mojego życia' są cały czas. To mój wybór, jak wykorzystuję swój czas i swoje życie, tak więc mogę starać się, aby było coraz lepiej.


Też dokładnie w to wierzę. Zostaje mi "wiara" bo się jeszcze sama nie utrzymuje, póki co przygotowuje pas startowy heh by 'wylecieć' z tego miejsca pełnego reguł, od osób które mają tak masakryczny wpływ na moje życie. Myślę że pełna samodzielność to jest to, czego szukam, co może mi dać - niebywale wiele. Robienie czegoś co lubię i utrzymanie się z tego? Istne marzenie. Od kiedy bardziej odcinam się od rodziny, realizuje punkt do punkcie to, aby się od nich - właściwie oddalić ( czyt. dostać się chociażby na fajne studia w innym mieście ) jest coraz lepiej.
I wtedy będzie już... oj, pięknie. A przynajmniej odrobinkę lepiej [ w scenariuszu nie-pesymistycznym ].

Planowanie lat najlepszych. Może się uda?
Donnerwetter pisze:Lea - zakochałem sie :P
=lol=
Wygnaj ludzi z twych myśli, niech nic zewnętrznego nie kala twej samotności, błaznom pozostaw troskę o szukanie podobnych im.
Inny cię umniejsza, bo zmusza cię do odgrywania jakiejś roli; ze swego życia usuń gest, ogranicz się do tego, co istotne.
arbuz25
Pobudzony intro
Posty: 130
Rejestracja: 10 paź 2012, 20:48
Płeć: mężczyzna

Re: Najlepsze lata życia...

Post autor: arbuz25 »

lea pisze: Kobiety są... próżne, egoistyczne i złaknione komplementów. I często to materialistki.
Już widzę to oburzenie feministek :P.
lea pisze: W facetach widać chyba takie coś jak "to jest głupie, ale kobiety na to lecą". Cwane, skuteczne. Zdobywanie kogoś jak w grze w Simsy - odpowiednia kombinacja komplementów, żartów, małych prezentów, żart, prezent, komplement, żart, żart, komplement *o udało się, Sim B, ma w tobie crusha*
Może nie "kobiety", tylko "laski". Ja to tak rozróżniam. Nawiasem mówiąc nie wiem jak można tak przedmiotowo traktować dziewczyny i mówić na nią "laska".
lea pisze: Ja z przyjaźnią też mam problem. Bo podoba mi się ten męski punkt widzenia, ale zaprzyjaźnić się z chłopem? Zaprosisz gdzieś kogoś, to se ten jeszcze co pomyśli że mi o coś więcej biega, niż wałęsania się po mieście. :/ Szkoda, taka przyjaźń ( podobno istniejąca ) damsko-męska fajna rzecz.
Oh Lea. Gdybyś mieszkała gdzieś w mojej okolicy :D.
A poza tym to w pełni zgadzam się z tym, co napisałaś w tym temacie. Dobrze jest poczytać teksty rozsądnych ludzi.
Awatar użytkownika
apohawk
Rozkręcony intro
Posty: 299
Rejestracja: 27 lis 2012, 18:35
Płeć: mężczyzna
Enneagram: 4w5
Lokalizacja: Wrocław

Re: Najlepsze lata życia...

Post autor: apohawk »

lea pisze:
To ma być twój czas na dobrą zabawę, a nie utarty schemat (rodem z kom-roma), bo to twój czas. Można wpleść w związek rozmowy i wzajemne zrozumienie zamiast bukietów. Kwiaty mogą być, ale rozmowa i zrozumienie musi być, aby związek funkcjonował. Może to po prostu kwestia dojrzałości? Może rozejrzyj się i znajdź sobie kogoś dojrzalszego niż obecni rówieśnicy/znajomi?
Rozejrzysz się. Eem. Where? A zresztą ktobymnietamkciał. :v
Choćby post wyżej i niżej :wink: Jak się okazuje, nawet tutaj masz adoratorów :mrgreen:
lea pisze:A jak powiem komuś, że nie lubię tego całego a la filmowego badziewia, to to człowiek może zrozumieć - bardzo dowszystkiego. I wtedy nawet na 'gesty' nie będzie co liczyć. A gościu w zaciesz, niedajboże, że znalazł se laskę, dla której nie musi się wgl. starać.
Wciąż uważam, że kom-romy wyrządzają ludziom krzywdę, wtłaczając do głów bzdurne wyobrażenia. To, że, nie interesują cię filmowe badziewia, nie oznacza, że gościu nie musi się starać! Musi się starać i musi się nauczyć jak, bo z filmu się nie dowie.
To wcale nie musi być kolacja w drogiej restauracji, ani w taniej. Dla niektórych całkowiecie darmowy spacer po parku jest o wiele lepszy. Kino, opera, teatr nie pozwala poznać drugiego człowieka tak, jak rozmowa np. na spacerze.
Przykład, który przytaczasz, to wg mnie patologia.
Lea, masz dobrze poukładane w głowie, tego się trzymaj, to z czasem zaprocentuje, nie martw się o siebie i związki.
No good deed goes unpunished.
Awatar użytkownika
Wroblaka
Introwertyk
Posty: 79
Rejestracja: 16 gru 2011, 19:23
Płeć: kobieta
Lokalizacja: Kraków
Kontakt:

Re: Najlepsze lata życia...

Post autor: Wroblaka »

Lea, wyjmujesz mi słowa gdzieś z duszy! proszę, zaprzyjaźnijmy się, chociaż wirtualnie, jeżeli mieszkasz daleko... :) jeśli chodzi o przyjaźnie, uważam, że to podobieństwa, nie przeciwieństwa, się przyciągają.
w temacie: mam 19 lat i co krok słyszę to hasło: twoje najlepsze lata... to jest straszne, ale lea już napisała wszystko, co mogłabym napisać.
4w5 "Włóczęga"
Obrazek
Awatar użytkownika
Miszka
Intro-wyjadacz
Posty: 429
Rejestracja: 03 paź 2012, 21:38
Płeć: mężczyzna
Lokalizacja: Śląsk

Re: Najlepsze lata życia...

Post autor: Miszka »

"Ex aequo" /eksekfo/.
dzięki że napisałaś to fonetycznie, choć myślę że takie sekrety językowe są każdemu znane :wink:
a tak bardziej poważnie i na temat;
"czemu nie mogę być tego kretynizmu nieświadoma, czemu nie mogę należeć do tej grupki". Należeć może gdziekolwiek, nawet jeżeli to pustaki.
jest wiele różnych grup i towarzystw, bardziej lub mniej formalnych. To że nie znalazłaś tej Twojej (nawet jakby to miała być wąska grupa, np. 1-2 przyjaciół) nie jest powodem żeby przyłączać się to pierwszej lepszej bandy. Nigdy nie rozumiałem chęci ludzi do identyfikacji z kimkolwiek, więc jeśli nie przeszkadza Ci rola outsidera to cóż... możesz czekać.
I teraz, za dni parę, będę miała 19 lat. 19 lat, a czuję się... stara. Nie mogę zawrócić, już mogę na siłę zadrobić czegoś, co jeszcze byłoby mi wybaczone gdybym była młodsza, czegoś co można by przypisać do "błędów młodości".
bardziej irytujący od komedii romantycznych jest dla mnie slang że "młodość to szaleństwo" i przedstawienie tego w formie imprez. Nie wiem co w tym szalonego, ale nawet tutaj większość osób po pierwsze pod uwagę bierze ilość imprez na których była (względnie nie była) i jak się na nich bawiła. Tłumaczenie się "błędami młodości" też jest dla mnie wymysłem popkultury; w wieku kilkunastu lat jest się wstanie odpowiadać za swoje czyny wiec nie wiem czemu coś miałoby być usprawiedliwione, a takie błędy powodem do chluby.
Młodość dla każdego pewnie jest czymś innym, ale biologicznie rzecz biorąc jest to czas zmian; więc jeśli widzisz te zmiany to wszystko jest ok. Jest to czas w którym większość osób ma najwięcej wolnego czasu, ale jak go spożytkuje to już sprawa jednostki; nie każdy lubi szaleństwo a nie każdy żałuje czasu spędzonego nad książkami.
Nikt już chyba nie wie, czym jest prawdziwy romantyzm.
są różni ludzie, romantyków i romantyczki też już spotkałem. Niestety nie jest to teraz modne, a wiele takich osób się z tym ukrywa, więc to kolejna sprawa z którą trzeba wyłamać się poza schemat i liczyć na że ktoś zrobi to samo, ale wierze że w niejednym tkwi jeszcze romantyczna dusza; zresztą popatrz na forum, naraz okazuje się że 90% naszej populacji to niezrozumiali, czuli i ukrywający się idealiści :D
Awatar użytkownika
Sorrow
Krypto-Extra
Posty: 829
Rejestracja: 21 gru 2007, 1:48
Płeć: mężczyzna
Enneagram: 1w9
MBTI: ENFP

Re: Najlepsze lata życia...

Post autor: Sorrow »

Dla mnie imprezy są zwyczajnie nudne. Najlepiej się bawię siedząc w internecie, rozmawiając ze znajomymi z drugiego końca Polski, tudzież na forach, ucząc się nowych rzeczy, słuchając muzyki. Najbardziej się obawiam że nadejdzie czas kiedy nie będę mógł siedzieć 10 godzin dziennie w swoim pokoju przed komputerem.
Moja galeria na DeviantArt

"Violence solves everything."
ODPOWIEDZ