Szukałam specjalnie tego tematu, bo nurtuje mnie od paru dni.
Też mam jak większość wypowiadających się tutaj osób - jestem w stanie zerkać na rozmówcę, gdy pełnię rolę słuchacza, natomiast gdy sama mówię, mam wzrok wlepiony w podłogę lub jakiś konkretny przedmiot - łatwiej zebrać mi wtedy myśli.
W zwykłych, codziennych rozmowach wydaje mi się, że zachowuję się normalnie, tzn podtrzymuję tyle kontaktu wzrokowego, ile inni. Problem zaczyna się wtedy, gdy mam do czynienia z kimś dużo mi bliższym, czy to przyjaciółką, bliższym znajomym, czy jakimś bardziej znaczącym członkiem rodziny. Mam wrażenie, że boję się, peszę, bo wiem, że taka osoba wie o mnie cokolwiek więcej od innych.
Oczywiście są też przypadki, gdy nadużywam kontaktu wzrokowego. Czasami naturalnie sama jestem kimś zaciekawiona, bądź gdy mam do czynienia z wybitnie interesującym człowiekiem. Albo też gdy trafi się jakiś parszywy typ, manipulant i knuciciel, i za cel wyznaczę sobie podejście takiej osoby.
Ale. Odgrzebuję ten temat z innego powodu. Ostatnio podczas rozmowy dowiedziałam się, że moje, nawet nie unikanie a, nieumiejętność patrzenia w oczy, jest zauważalna przez bliską mi osobę. Jest to oczywiście pewien dyskomfort, a odkąd się o tym dowiedziałam, również i mojej osobie coraz bardziej to nie leży.
Dlatego mam pytanie do wszystkich doświadczonych - macie jakiś sposób, by z tym walczyć? Nie potrzeba mi tu magicznej zmiany jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, niestraszna mi dłuższa praca nad własną słabością, byle dawała zadowalające efekty. Z góry dziękuję za jakąkolwiek pomoc