Różnych rzeczy się obawiam, ale da się wśród nich wyróżnić trzy, które przerażają mnie szczególnie. Przy czym dwie spośród wymienionych mogą zakrawać na ironię losu, biorąc pod uwagę miejsce mojego urodzenia oraz zamieszkania.
1. Insekty - Czuję lęk przed wszelkiego rodzaju małymi stworzeniami, ze szczególnym uwzględnieniem komarów, pająków czy pszczół. I szczerze mówiąc nie wiem z czego on tak do końca wynika, tzn. jeżeli chodzi o pszczoły, to gdy byłem mały zostałem przez jedną z nich pogryziony, co zaowocowało piekącym bólem, który zresztą doprowadził mnie do stanu rozpaczy i wściekłości, na oczach współpasażerów trolejbusu którym wówczas jechałem. Co do pozostałych stworzeń, to obawiam się jakichś nieprzyjemnych ukłuć, pogryzień, a jeżeli chodzi o te najmniejsze to boje się nawet, że taki cwaniak może mi np. wejść do ucha i uszkodzić narząd słuchu. No i generalnie wszelkiego rodzaju arachnidy wyglądają po prostu okropnie, przez co widzę w nich takie "żywe zło".
2. Woda - Nie umiem pływać, przez co unikam kontaktów z głębszą wodą, w obawie przed utonięciem. I nawet gdy w podstawówce miałem zajęcia na basenie, to ciężko mi było przez dłuższą chwilę wytrzymać, bez możliwości swobodnego oddychania. Czułem po prostu lęk przed tym, że zachłysnę się wodą, utopię, a nawet jeżeli ktoś mnie uratuje, to klasa będzie mieć niezłą polewkę z całej sytuacji. Poza tym generalnie nie lubię tego uczucia, gdy muszę wytrzymywać jakiś okres czasu na bezdechu, bo woda leje mi się po całej twarzy, nie pozwalając nawet swobodnie otworzyć oczu, wlewa się do nosa... bleeee
. Także jeżeli mógłbym wybrać jeden rodzaj śmierci, jakiego najbardziej chciałbym uniknąć, to najbardziej nie chciałbym zginąć poprzez utonięcie.
3. Statki - Boje się tych gigantycznych ruchomych obiektów. Unikam jak ognia nawet zdjęć ze statkami. Dodam również, że gdy byłem małym chłopcem, to zawsze bałem się podchodzić zbyt blisko stojących przy nabrzeżu okrętów. Nie mówiąc już o części dziobowej, tzn. gdy zbliżaliśmy się do przedniej części statku, to wręcz prosiłem babcię, abyśmy natychmiast zawracali. Przyczyny widzę dwie. Obie rodem z kinematografii. Pierwsza - pamiętam scenę z filmu "(nie pamiętam nazwy filmu
)", w której kobieta jadąca na nartach wodnych została staranowana przez okręt. Widok zderzenia człowieka z takim kolosem strasznie mnie przeraził. Od tego momentu zacząłem postrzegać przednią część kadłuba, jak jakąś szczękę wielkiego potwora, czy po prostu wyrafinowany przyrząd do zabijania (to ostre zakończenie).
Drugą przyczyną było obejrzenie filmu "Titanic" Jamesa Camerona. Z jednej strony byłem wtedy zafascynowany całą tą historią (szukałem filmów dokumentalnych na ten temat, notatek w gazetach). Z drugiej jednak była to jakaś fascynacja pomieszana z lękiem, bo widok bezradności pasażerów, wobec tysięcy ton tonącej stali był obrazem, który na zawsze utkwił w mojej pamięci. To z kolei spowodowało, że zacząłem widzieć w statkach jakieś pływające mogiły, grobowce, ze szczególnym uwzględnieniem tytułowego liniowca. Zresztą sam design "Titanica" sprawia, że widzę w nim coś w rodzaju "okrętu śmierci" i gdybym żył w tamtych czasach i miał bilet na ten pamiętny rejs, to pewnie sprzedałbym go bez zastanowienia za półdarmo
.