Uciekinierka pisze: ↑27 paź 2017, 0:47
Lew pisze: ↑27 paź 2017, 0:22
A czy trzeba mieć swój własny punkt widzenia i się z nim identyfikować?
To nie jest kwestia przymusu, a raczej natury człowieka. Słabą stroną relatywizowania wszystkiego jest niedostrzeganie faktu, że to również jest przyjęcie określonego w gruncie rzeczy stanowiska. Stwierdzenie, że jedyną stałością jest zmienność, także jest przyznaniem istnienia jakiejś stałości.
Natura człowieka to jedno, a cywilizacja to drugie. Na tym polega cywilizacja, że przekształcamy swoją naturę. Na przykład dla człowieka jest naturalne uważać, że jeśli dzieje mu się krzywda to jest ona spowodowana czyimś intencjonalnym działaniem. Jednak wykształcony człowiek rozumie, że czasem rzeczy dzieją się przez czyjąś nieuwagę, ignorację, a czasami są po prostu niefortunnym splotem różnych wydarzeń. Naturalnie człowiek doszukuje się jednej przyczyny dla każdego zjawiska. Człowiek wykrztałcony wie, że właściwie zawsze na to co się dzieje działa wiele czynników. Na takiej samej zasadzie można się nauczyć rozpatrywać tę samą sytuację z różnych punktów widzenia. Przykład dotyczący wiary: modlę się, dwa punkty widzenia:
1. Zwracam się do siły wyższej, dziękuję za łaskę, za wszystkie pomyślności i trudności życiowe, proszę o to czego pragnę, o opiekę nad bliskimi. Czuję bliskość z Bogiem i czuję jak dodaje mi to otuchy i pewności siebie.
2. Mówię do siebie, wyrażanie dziękczynienia, kompletne wygadanie się są podstawową potrzebą, którą załatwiam w ten sposób (praktyczne nikomu nie można powiedzieć wszystkiego tak otwarcie). Dodatkowo wypowiadane deklaracje umacniają w postępowaniu. Utwierdzenie się w przekonaniu, że wszystko ma w życiu jedno źródło pomaga mi nie przejmować się tak bardzo okolicznościami na które często nie mam wpływu.
Jak jest naprawdę, nie wiem. I w zasadzie nie jest to istotne, bo tak czy tak wychodzi na to, że powinienem się modlić, a takie podejście chroni przed fanatyzmem i pomaga znaleźć wspólny język z innymi, Co innego jeśli na przykład obserwuje się politykę zagraniczną. Tu można zobaczyć, że praktycznie każda siła wyraża wszystko ze swojego punktu widzenia i wspomina tylko o wygodnych dla siebie faktach. Gdy słucha się propagandy to wydaje się być absurdalna, gdy się zestawi pozycje obu stron, wszystko nabiera sensu.
Lew pisze: ↑27 paź 2017, 0:22
Tak więc dla mnie w Polsce nie panuje chrześcijaństwo tylko religia pseudonaukowa (tj. ślepe podążanie za najnowszymi teoriami naukowymi i uważanie ich za wyrocznię)
Oczywiście zdrowy sceptycyzm należałoby zachować także w odniesieniu do nauki. Jednak zaufanie budzi fakt, że jej filarami, przynajmniej w założeniach, są właśnie krytycyzm i dopracowana metodologia.
Sceptycyzm to filar nauki, również zaprzeczalność każdego twierdzenia. Historia pokazuje, że na przestrzeni wieków panujące prawdy naukowe się zmieniają. Natomiast wyznawcy religii naukowej traktują je jako wyrocznię, nie dopuszczają nic innego. Tak jak mówi psubrat – to jak się prezentuje fakty naukowe masom nie ma nic wspólnego z nauką, bo w treściach popularnonaukowych zwykle są prezentowane twierdzenia. Natomiast nauka sama w sobie jest ciągłą grą argumentów.
[/quote]
Lew pisze: ↑27 paź 2017, 0:22
Patrząc na wyniki – ja się wypisuję z tej zabawy. Wolę być obywatelem świata.
Nawiązując do poprzedniego Twojego stwierdzenia o znajdowaniu wspólnego języka z każdym, jestem niezmiernie ciekawa, jak dogadałbyś się z nacjonalistami. To tak na marginesie. Pomysł z ogólną wspólnotą wszystkich ludzi i światowym obywatelstwem teoretycznie jest super, ale jeśli się temu przyjrzeć to napawa mnie jakimś smutkiem. Smutne jest zatracanie różnorodności kultur. Smutne jest, że ludzie zostawiają za sobą domy, gdzie się zrobił bałagan, zamiast naprawiać coś na miejscu. To trochę jak kupowanie nowych rzeczy zamiast naprawiania starych i produkowanie masy śmieci przy okazji. Wreszcie smutne jest, że pogoń za egzotyką i deklarowana otwartość na wszystkich nie pozwala często dostrzec tych, którzy są najbliżej i potrzebują wsparcia. Tyle offtopu na temat patriotyzmu z mojej strony.
Z nacjonalistami, bardzo prosto – doceniając ich kulturę i pochylając się nad potrzebami ich narodu. Żebyśmy się dobrze zrozumieli, jestem podróżnikiem i kocham różnorodność kulturową, dzięki temu też wiem co to znaczy być Polakiem, bo oczywiście fakt wychowania w ramach pewnej kultury bardzo mocno warunkuje zachowanie. Z drugiej strony widząc jak Rosjanie, Niemcy czy Arabowie robią coś lepiej to zastanawiam się jak to zastosować w swoim życiu. Jednocześnie wiem, że taki sposób życia jest dostępny dla garstki ludzi. Rozumiem, że istnienie państw na chwilę obecną jest konieczne, choć w obliczu rozwoju technologii, prawdopodobnie skazane na przemianę w ciągu najbliższych dekad. Widzę też duże zapotrzebowanie na osoby, które byłyby w stanie zbliżać do siebie kultury tak by mogły ze sobą współistnieć w harmonii. Wszystko zaczęło się jak wspomniałaś – pogonią za egzotyką, ale gdzieś tam po drodze zrozumiałem, że świat jest jaki jest i trzeba coś z tym zrobić – tak apropos naprawiania rzeczy. I też tak, zgadzam się, że należy zacząć od najbliższego otoczenia. CHYBA ŻE nie umie się mu pomóc, wtedy warto jest popróbować gdzie indziej.
Drimlajner pisze:Pick your favorite:
a) Wersja normalna.
Politeizm. Normalny politeizm. Setki świątyń, każda innemu bogu, dni wolne od pracy zależne od tego kto w jakiego boga wierzy, odrębne prawodawstwo. Politeizm czyli system społeczny w którym uznajemy wiarę w wielu bogów i udostępniamy im równą przestrzeń społeczną, jak w starożytnej Grecji.
No właśnie politeizm polega na tym, że czcisz wielu Bogów na raz.
https://sjp.pwn.pl/szukaj/politeizm.html
Ależ oczywiście że potrzebuje! Bez dogmatów i ujednoliceń będziemy mieli watahy latające bez ładu i składu wierzące w co im się żywnie zapragnie.
Napisałem, WIERZĄCY, czyli taki który działa z poziomu miłości, a nie strachu. Dla takiego człowieka dogmat jest zbędny, bo i bez niego zachowuje się tak, że się dobrze odnajdzie w społeczności i będzie lubiany,
Jeśli wszystko jest jednym, a tym samym niczym, to świat jest nicością, a ta konkretna wiara: pragnieniem śmierci.
Tak, wszystko jest jednym czyli tak naprawdę nie ma niczego. To jest przesłanka. Natomiast przesłanki mają to do siebie, że mozna wyciągać z nich różne wnioski. Tą przesłankę w buddyzmie nazywa się pustką, jednak wniosek jest trochę inny. Przede wszystkim, skoro wszystko jest jednym to nie ma śmierci (bo co miałoby umierać), natomiast cały świat ulega ciągłemu przeistoczeniu. Nawet biorąc sobie pod uwagę osobę ludzką to tak naprawdę nic nie znika – tkanki się rozkładają, przeistaczają się w coś innego. Tak samo nawyki, pomysły, wiedza i mądrość pozostają w innych ludziach. Wszystko istnieje dalej tylko pod inną postacią. Tak jak wspomniani Grabarze sądża zdaje się, że życie nie ma sensu – tak samo i my wierzymy tylko znów, inne wnioski – gdy jeden uważa, że brak sensu to powód by to życie ukrócić, tak inny postrzeże w tym pełną swobodę w wybraniu sobie takiego celu.