Problem - rodzice nie akceptują mojego ateizmu
Problem - rodzice nie akceptują mojego ateizmu
Zazwyczaj, gdy mam problem, rozwiązuje go samotnie siadając w jakimś "fajnym" miejscu (np. na murku zwróconym w stronę zachodzącego słońca, choć też i w gwarnym autobusie potrafię się wyłączyć i szukać rozwiązania). Lecz teraz trafiłem na nielada zagwozdkę. Przydałoby się poznać opinie innych ludzi. Dziwnie to zabrzmi, ale właściwie nie mam nikogo do kogo mógłbym się z tym zwrócić - oprócz Was, przynajmniej mam taką cichą nadzieję .
Nie kombinując zbytnio, przedstawię moją sytuację. Jestem prawie piętnastoletnim gimnazjalistą. Jestem także ateistą. Rodzice wiedzą o moim ateiźmie, ale strasznie próbują mnie przewlec na chrześcijaństwo, proponują mi pseudonaukowe książki (np. "Księga duchów") i opierają się na faktach (!?) z owych książek, nazywają mnie ekstremistą (śmiesznie mi się to kojarzy z terrorystą). W każdym razie, powiedzieli ostro, że póki jestem pod ich opieką, mam chodzić do kościoła i na religię, a także mam ukończyć bierzmowanie.
Problem się właściwie sam wykreował. Z jednej strony zdecydowanie nie chcę chodzić na religię ani do kościoła. Z drugiej strony nie chcę urazić rodziców.
Co więc robić? Być hipokrytą, tym co przede wszystkim widzę negatywnego w chrześcijaninach, i chodzić na lekcje religii, do kościoła udając, że wszystko jest ok? Czy urazić rodziców (początkowo zapewne i otoczenie, ale to jest wieś, każdy każdego zna i tolerancja stoi na wysokim poziomie, przynajmniej wśród uczniów), lecz być sobą, wytrwać w jednej z mych najwyższych wartości?
Jeśli już trafią się jakiekolwiek odpowiedzi, świetnie by było aby były maksymalnie szczere. Zarzucajcie mi wszystko, począwszy od niedojrzałości umysłowej, skończywszy na bezzasadności hipokryzji chrześcijan. Tu właśnie o to chodzi, dokładnie to mi pomoże, a nie miłe słówka (oczywiście chodzi mi o konstruktywną krytykę).
PS. Nie znalazłem żadnego działu na offtopikowe tematy. Wstawiłem ten do "Hobby" jako że najbardziej on odbiega od tematów introwertycznych, z którymi ten wątek nie ma nic wspólnego.
Nie kombinując zbytnio, przedstawię moją sytuację. Jestem prawie piętnastoletnim gimnazjalistą. Jestem także ateistą. Rodzice wiedzą o moim ateiźmie, ale strasznie próbują mnie przewlec na chrześcijaństwo, proponują mi pseudonaukowe książki (np. "Księga duchów") i opierają się na faktach (!?) z owych książek, nazywają mnie ekstremistą (śmiesznie mi się to kojarzy z terrorystą). W każdym razie, powiedzieli ostro, że póki jestem pod ich opieką, mam chodzić do kościoła i na religię, a także mam ukończyć bierzmowanie.
Problem się właściwie sam wykreował. Z jednej strony zdecydowanie nie chcę chodzić na religię ani do kościoła. Z drugiej strony nie chcę urazić rodziców.
Co więc robić? Być hipokrytą, tym co przede wszystkim widzę negatywnego w chrześcijaninach, i chodzić na lekcje religii, do kościoła udając, że wszystko jest ok? Czy urazić rodziców (początkowo zapewne i otoczenie, ale to jest wieś, każdy każdego zna i tolerancja stoi na wysokim poziomie, przynajmniej wśród uczniów), lecz być sobą, wytrwać w jednej z mych najwyższych wartości?
Jeśli już trafią się jakiekolwiek odpowiedzi, świetnie by było aby były maksymalnie szczere. Zarzucajcie mi wszystko, począwszy od niedojrzałości umysłowej, skończywszy na bezzasadności hipokryzji chrześcijan. Tu właśnie o to chodzi, dokładnie to mi pomoże, a nie miłe słówka (oczywiście chodzi mi o konstruktywną krytykę).
PS. Nie znalazłem żadnego działu na offtopikowe tematy. Wstawiłem ten do "Hobby" jako że najbardziej on odbiega od tematów introwertycznych, z którymi ten wątek nie ma nic wspólnego.
- Inno
- Legenda Intro
- Posty: 1214
- Rejestracja: 01 paź 2008, 18:47
- Płeć: nieokreślona
- Lokalizacja: Warszawa
Współczuję sytuacji.
Rozumiem, że sprawę swojego ateizmu przemyślałeś gruntownie, nie jest to kwestia buntu ani chwilowa zachcianka. A jak widzą to Twoi rodzice?
Decyzja, moim zdaniem, zależy głównie od charakteru Waszych relacji i modelu rodzicielstwa uskutecznianego przez Twoich rodziców.
Co innego ludzie, którzy mimo posiadania własnego zdania są otwarci na argumenty i dyskusję, co innego rodzice, którzy uważają siebie za najmądrzejszych władców a dzieciak – gówniarz, który żyje za ich pieniądze, ma się nie wychylać; co innego rodzice zabraniający i wywołujący poczucie winy, ale o których wiadomo, że jak przyjdzie co do czego, a dziecko złamie ich zakazy to nie zrealizują swoich gróźb i puszczą płazem.
Jaki masz status w domu?
Przemyśl dokładnie sprawę. Masz niespełna piętnaście lat i jesteś „skazany” na towarzystwo i opiekę rodziców przez przynajmniej jeszcze kilka lat. Kwestia wiary jest bardzo drażliwym tematem. Jeżeli postawienie na swoim miałoby doprowadzić do wojny, to zastanów się czy na pewno warto.
Rozmawiałeś już z nimi? Jak zareagowali?
Na czym polega ich wiara tak w ogóle?
Rozumiem, że sprawę swojego ateizmu przemyślałeś gruntownie, nie jest to kwestia buntu ani chwilowa zachcianka. A jak widzą to Twoi rodzice?
Decyzja, moim zdaniem, zależy głównie od charakteru Waszych relacji i modelu rodzicielstwa uskutecznianego przez Twoich rodziców.
Co innego ludzie, którzy mimo posiadania własnego zdania są otwarci na argumenty i dyskusję, co innego rodzice, którzy uważają siebie za najmądrzejszych władców a dzieciak – gówniarz, który żyje za ich pieniądze, ma się nie wychylać; co innego rodzice zabraniający i wywołujący poczucie winy, ale o których wiadomo, że jak przyjdzie co do czego, a dziecko złamie ich zakazy to nie zrealizują swoich gróźb i puszczą płazem.
Jaki masz status w domu?
Przemyśl dokładnie sprawę. Masz niespełna piętnaście lat i jesteś „skazany” na towarzystwo i opiekę rodziców przez przynajmniej jeszcze kilka lat. Kwestia wiary jest bardzo drażliwym tematem. Jeżeli postawienie na swoim miałoby doprowadzić do wojny, to zastanów się czy na pewno warto.
Rozmawiałeś już z nimi? Jak zareagowali?
Na czym polega ich wiara tak w ogóle?
-
- Stały bywalec
- Posty: 184
- Rejestracja: 20 lis 2007, 11:38
- Płeć: nieokreślona
Ja od siebie dodam, że jest taka strona jak http://racjonalista.pl na forum której pojawiały się podobne wątki.
Sprawa ateizmu to efekt półrocznej burzliwej dyskusji w moim umyśle. Nie ma mowy o narwaności czy jakimś młodzieńczym buncie (tymbardziej, że z tego buntu się śmieję - buntując się przeciw otoczeniu, jest się zależnym od otoczenia bardziej niż nie buntując się). Natomiast rodzice widzą to jako coś zdecydowanie złego, w kategoriach "pójdziesz za to do piekła!".Inno pisze:Rozumiem, że sprawę swojego ateizmu przemyślałeś gruntownie, nie jest to kwestia buntu ani chwilowa zachcianka. A jak widzą to Twoi rodzice?
Starałem być otwarty na ichże argumenty, ale trochę mnie zdenerwowali, gdy zaczęli mówić "ty to na pewno czujesz, na pewno czujesz, że Bóg istnieje! i nie powiesz mi, że nie, bo w ten sposób skłamiesz!" co stało się ich naczelnym "argumentem". Przez to, wyjątkowo, odpowiedziałem na te słowa milczeniem (gdybym miał odpowiedzieć słowami, musiałbym ich uczucia obrazić mówiąc np. "wy to na pewno czujecie, na pewno czujecie, że Latajacy Potwór Spaghetti istnieje! i nie powiesz mi, że nie, bo w ten sposób skłamiesz!").Inno pisze:Co innego ludzie, którzy mimo posiadania własnego zdania są otwarci na argumenty i dyskusję, co innego rodzice, którzy uważają siebie za najmądrzejszych władców a dzieciak – gówniarz, który żyje za ich pieniądze, ma się nie wychylać; co innego rodzice zabraniający i wywołujący poczucie winy, ale o których wiadomo, że jak przyjdzie co do czego, a dziecko złamie ich zakazy to nie zrealizują swoich gróźb i puszczą płazem.
Jaki masz status w domu?
A mojego statusu w rodzinie nie potrafię określić. Jak to w ogóle zrobić, co rozumiesz przez ten status?
To była moja podstawa, od razu po tym jak powiedziałem o moim ateiźmie, oświadczyłem, że nie chcę chodzić do kościoła, na lekcje religii i nie chcę obchodzić chrześcijańskich świąt. Zareagowali wielkimi oczami i zastrzeżeniem, że dopóki jestem pod ich opieką, dopóty żadna z tych rzeczy się nie spełni.Inno pisze:Rozmawiałeś już z nimi? Jak zareagowali?
Na czym polega ich wiara tak w ogóle?
Ich wiara polega na uczuciu. Uzasadniają ją w ten sposób: "ja to czuję!". Ja z kolei, analogicznie, mówię "ja tego nie czuję!" (choć oczywiście nie tylko to, choćby nie podoba mi się filozofia opanowywania umysłów przez chrześcijaństwo [tzw. metoda ZiP - zgnieć i przytul]) i dodaję do tego brak dowodów naukowych. Zazwyczaj na tym kończy się dyskusja, czasem padają argumenty w postaci stygmatów czy opętań, które skutecznie odpieram naukowymi dowodami.
Ostatnio myślałem, aby podać im książkę "Bóg urojony" Dawkinsa, gdzie obalane są ich główne argumenty, mówiąc np. "jak to przeczytacie to ja przeczytam tą waszą Księgę duchów" - lecz niestety nigdzie w bibliotece jej nie znalazłem.
Tamto forum jest tak dziwne, że nie poradziłem sobie ze znalezieniem podobnych wątków .Ja od siebie dodam, że jest taka strona jak http://racjonalista.pl na forum której pojawiały się podobne wątki.
Właśnie o to chodzi. Jasne, że mogę i nawet wiem jak bym to zrobił. Pytam lecz o zasadność takiego zachowania. Doprowadzić do tego - to być sobą i urazić rodziców. Nie doprowadzić do tego - nie być sobą i nie urazić rodziców. Trudny wybór.A nie mógłbyś doprowadzić do tego, że by Cię z tej religii (i kościoła) wyrzucili Smile ?
- Inno
- Legenda Intro
- Posty: 1214
- Rejestracja: 01 paź 2008, 18:47
- Płeć: nieokreślona
- Lokalizacja: Warszawa
Chodzi mi o Twoją pozycję. Czy Twoje zdanie jest brane pod uwagę, czy masz w ogóle prawo do własnego zdania (i nie jest ono traktowane jako zamach na władzę rodzicielską); czy rodzice traktują Cię jak małe dziecko, którego (głupiutkich) pomysłów nie rozpatruje się na poważnie, tylko kieruje nim i narzuca wolę - „my lepiej wiemy, co jest dla ciebie dobre”. Są na przykład rodziny, w których dziecko ma być wizytówką rodziców – ma chodzić do kościoła, bo sąsiedzi się będą krzywo patrzeć, a rodzice chcą być przez sąsiadów szanowani. W różnych typach rodzin, dziecko ma różną pozycję i jest różnie traktowane.zarat pisze: A mojego statusu w rodzinie nie potrafię określić. Jak to w ogóle zrobić, co rozumiesz przez ten status?
Coś mi się kołacze w łepetynie, że od szesnastego roku życia można samemu decydować, czy będzie się uczęszczać na lekcje religii, czy nie; zgoda rodziców nie jest potrzebna. Tak na pocieszenie ;pzarat pisze: oświadczyłem, że nie chcę chodzić do kościoła, na lekcje religii i nie chcę obchodzić chrześcijańskich świąt.
Których chrześcijańskich świąt i w jakim stopniu nie chcesz obchodzić? Jeżeli myślisz o niesiadaniu do wigilijnego czy wielkanocnego stołu, nie przychodzeniu na cmentarz w Dniu Wszystkich Świętych (albo Zmarłych – nie odróżniam) etc., to wybij to sobie z głowy, nigdy się nie zgodzą.
Hmm...zarat pisze:Natomiast rodzice widzą to jako coś zdecydowanie złego, w kategoriach "pójdziesz za to do piekła!".
zarat pisze:zaczęli mówić "ty to na pewno czujesz, na pewno czujesz, że Bóg istnieje! i nie powiesz mi, że nie, bo w ten sposób skłamiesz!" co stało się ich naczelnym "argumentem".
Czyli kierują się emocjami, niedobrze, duże prawdopodobieństwo, że racjonalnymi dowodami i naukowymi wywodami niczego nie wskórasz. Mają rację akurat w tym punkcie, że wiara, to kwestia „czucia” a nie „wiedzy”.zarat pisze: Ich wiara polega na uczuciu. Uzasadniają ją w ten sposób: "ja to czuję!". Ja z kolei, analogicznie, mówię "ja tego nie czuję!" (choć oczywiście nie tylko to, choćby nie podoba mi się filozofia opanowywania umysłów przez chrześcijaństwo [tzw. metoda ZiP - zgnieć i przytul]) i dodaję do tego brak dowodów naukowych. Zazwyczaj na tym kończy się dyskusja, czasem padają argumenty w postaci stygmatów czy opętań, które skutecznie odpieram naukowymi dowodami.
Jeżeli są naprawdę religijni a nie „trzeba chodzić, bo wszyscy chodzą, a w ogóle co ludzie powiedzą?”, to sądzę, że obrażanie chrześcijaństwa i negowanie istnienia Boga nie jest dobrym pomysłem. W ten sposób ranisz ich i obrażasz, a to na pewno nie pomaga osiągnąć porozumienia. No chyba, że Twoim celem jest też sprawienie żeby przestali wierzyć.
Też mi Dawkins przyszedł do głowy, ale sądzę teraz, że to jednak nie najlepszy pomysł (patrz moja wypowiedź wyżej). No chyba, że, jak już pisałam, chcesz ich przekabacić na drugą stronę .zarat pisze: Ostatnio myślałem, aby podać im książkę "Bóg urojony" Dawkinsa, gdzie obalane są ich główne argumenty, mówiąc np. "jak to przeczytacie to ja przeczytam tą waszą Księgę duchów" - lecz niestety nigdzie w bibliotece jej nie znalazłem.
Bardzo wielu wierzących rodziców traktuje odrzucenie wiary przez własne dzieci jako życiową i wychowawczą porażkę, dlatego przygotuj się, że na tym polu nigdy (albo przez długie lata) może nie dojść między Wami do (pełnego) porozumienia.
Najlepszym krokiem jest przyjście do nich i spokojne wyłożenie swoich racji, logiczne argumentowanie, niewymachiwanie „czarną mafią” i pochodnymi, przedstawienie swojego punktu widzenia, uczuć itd. Muszą mieć trochę czasu na przetrawienie szoku, potem można wracać do tematu i drążyć skałę.
Jeżeli to nie zdaje egzaminu, zwyczajnie powiedz im, że nie wierzysz, i nawet jeśli zmuszą Cię do chodzenia do kościoła, spowiedzi, bierzmowania to będziesz to robił tylko fizycznie, a nie skłoni Cię to do wierzenia, będą to tylko zewnętrzne, puste gesty, a wiara na tym nie polega.
Jeżeli obstają przy swoim i jednoznacznie oświadczyli, ze dopóki u nich mieszkasz masz praktykować, to cóż, też jest kilka wyjść, żadne przyjemne.
1) Możesz się dostosować i wyczekiwać momentu, w którym się wyprowadzisz na swoje.
2) Możesz powiedzieć, że „nie, nie masz zamiaru”; jeżeli są „słabi”, najwyżej będą biadolić i wywoływać poczucie winy. Ale „silni” mogą zastosować różne sankcje, groźby i kary, łącznie z wyrzuceniem Cię z domu (to chyba wbrew prawu by było w ogóle, ale chyba może się zdarzyć; przypadek ekstremalny).
3) Możesz udawać – kłamać, że byłeś w kościele, choć naprawdę przebywałeś wtedy gdzieś indziej itp., czytałam nawet o takim przypadku. Jeżeli nie lubisz/nie umiesz/nie chcesz kłamać to nie będzie Ci z tym wygodnie, poza tym może się wydać.
A propos tego sprawienia, żeby Cię wyrzucono z kościoła - nie boisz się, że mogli by Ci tego nie wybaczyć?
Poczytaj sobie na różnych forach jak inni przechodzili przez podobne sytuacje, całkiem sporo jest takich wątków.
Może znajdziesz coś na www.ateista.pl
PS.
Nie żebym się czepiała, ale ateizmie.zarat pisze: ateiźmie
Z tym zdaniem to różnie jest. W moich sprawach, w tym ile siedzę przy komputerze, jak zachowuję się w stosunku do ludzi - tu zdecydowanie mam zdanie. Ale w reszcie spraw... wiesz, nie miałem możliwości wyrażania zdania na inne tematy.Inno pisze:Chodzi mi o Twoją pozycję. Czy Twoje zdanie jest brane pod uwagę, czy masz w ogóle prawo do własnego zdania (i nie jest ono traktowane jako zamach na władzę rodzicielską); czy rodzice traktują Cię jak małe dziecko, którego (głupiutkich) pomysłów nie rozpatruje się na poważnie, tylko kieruje nim i narzuca wolę - „my lepiej wiemy, co jest dla ciebie dobre”. Są na przykład rodziny, w których dziecko ma być wizytówką rodziców – ma chodzić do kościoła, bo sąsiedzi się będą krzywo patrzeć, a rodzice chcą być przez sąsiadów szanowani. W różnych typach rodzin, dziecko ma różną pozycję i jest różnie traktowane.
Hm, no nie myślałem, że normalnymi argumentami mogę ich obrażać. A rodzice są naprawdę religijni. Tylko czekaj. Nadal nie rozumiem tego wszędzie powtarzanego frazesu "wiara nie zależy od dowodów". To od czego? Jeśli tylko od uczuć to ja mówię, że właśnie nie czuję potrzeby Boga, ba, to mnie zdecydowanie krępowało, wręcz miałem wielką skłonność do depresji przez ten właśnie element. Teraz czuję się bez tego zdecydowanie lepiej i choćby dlatego nie wierzę.Inno pisze:Czyli kierują się emocjami, niedobrze, duże prawdopodobieństwo, że racjonalnymi dowodami i naukowymi wywodami niczego nie wskórasz. Mają rację akurat w tym punkcie, że wiara, to kwestia „czucia” a nie „wiedzy”.
Jeżeli są naprawdę religijni a nie „trzeba chodzić, bo wszyscy chodzą, a w ogóle co ludzie powiedzą?”, to sądzę, że obrażanie chrześcijaństwa i negowanie istnienia Boga nie jest dobrym pomysłem. W ten sposób ranisz ich i obrażasz, a to na pewno nie pomaga osiągnąć porozumienia. No chyba, że Twoim celem jest też sprawienie żeby przestali wierzyć.
Moim celem nie jest ich przekonanie. To fizycznie niemożliwe. Nigdy nigdzie nie widziałem przypadku przekonania w kwestii religii - a czytałem i słyszałem dużo dyskusji.
Stało się to od razu po zastrzeżeniu, że mam chodzić na to wszystko - w kościele np. jestem tylko fizycznie i nic nie mówię. Podobnie, bardzo nie lubię kłamać i gdy ktoś mnie spyta o poglądy religijne, choćby nawet ksiądz to nie kłamię tylko mówię prawdę.Inno pisze:Jeżeli to nie zdaje egzaminu, zwyczajnie powiedz im, że nie wierzysz, i nawet jeśli zmuszą Cię do chodzenia do kościoła, spowiedzi, bierzmowania to będziesz to robił tylko fizycznie, a nie skłoni Cię to do wierzenia, będą to tylko zewnętrzne, puste gesty, a wiara na tym nie polega.
Tu nie chodzi o wyrzucenie z kościoła. To już by była obraza uczuć innych. Prosty protest. W stylu na przykład nie pójścia na lekcje religii. Natychmiast dzwonionoby do rodziców.Inno pisze:A propos tego sprawienia, żeby Cię wyrzucono z kościoła - nie boisz się, że mogli by Ci tego nie wybaczyć?
Przeczytałam tylko pierwszy post, więc mogę zabrzmiec trochę jak wyrwana z kontekstu.
Po pierwsze podziwiam Twoją odwagę i gotowosc do bycia szczerym. To naprawdę nie jest proste, zwlaszcza w tak mlodym wieku, kiedy otoczenie atakuje zewsząd gotowymi wzorcami zachowania i masowymi przekonaniami. Masz odwagę przynać się przed sobą i najblizszymi ludzmi do twardego stanowiska, to naprawdę godne podziwu.
Tyle z cukrowania. ; )
Nie zamierzam komentowac Twojego wyboru, mam nadzieję jedynie trochę pomoc Ci w rozwiązaniu wątpliwosci, choc wydaje mi się, ze jestes na tyle dojrzały, by samemu dojsc do rozwiązania pewnie lepiej niz ja. Ale jednak zaryzykuję.
Zawsze zastanawiała mnie kwestia naszej tradycji religijnej. Jak to jest, ze zanim czlowiek staje się w pełni odpowiedzialny za podejmowane przez siebie decyzje zostaje właczony do konkretnego Koscioła, by następnie przez lata wpajano mu dogmaty tegoz Koscioła pod wszelakimi postaciami i na kazdy mozliwy sposob, a kiedy w tym czowieku rozbudzi się swiadomosc, natychmiast podnosi się krzyk, ze to niemoralne i godne potepienia. A moze akurat ten młody ktoś ma rację? Moze on, uznający inne zasady, chcący postępowac jedynie w zgodzie z własnym sumieniem jest blizej prawdy niz cała reszta ślepo wyznająca od lat ustanowiony schemat.( Nie bluźnię, jedynie mam wątpliwosci jak kazdy)
Poradziłabym Ci, zebys oczywiscie zerwał z hipokryzją, trzymał się wlasnej drogi, bo nie mozna przeciez udawac, ze się wierzy, jesli tak naprawdę stojąc przed ołtarzem na mszy nie czujesz nic poza niezrozumieniem i wszechogarniającą beznadzieją. Nie zrobię tego jednak, bo niestety przyszło mi dorastac w tej samej parszywej rzeczywistosci i wiem, ze czasem lepiej znalezc drugą stronę medalu, zeby się w niej odnalezc. Do rzeczy. Musisz spojrzec na to z nieco innej perspektywy, mimo wszystko szerszej: masz 15 lat i kawał zycia przed sobą. Na postanowienia i zmiane poglądow przyjdzie jeszcze czas, ten własciwy. Poki co powinienes jakos polączyc sprawę swoich racji i kwestię racji Twoich rodziców. Przyjąłes chrzest, mozesz byc takze bierzmowany. Kosciol nie łączy się z rzeczyiwstoscią - niby mowi się, ze do bierzmowania podchodzi się swiadomie i Ty decydujesz, ale tak naprawdę reszta otoczenia (szkola, rodzice itd) w zyciu Ci na to nie pozwolą. Zatem Kosciol sobie, a rzeczywistosc sobie. Nie ma na to rady, a skoro tak jest przyjmij postawę neutralną i tez nagnij zasady.
Lajf is brutal.
Oczywiscie to tylko moje zdanie, zrobisz co uznasz za stosowne.
Po pierwsze podziwiam Twoją odwagę i gotowosc do bycia szczerym. To naprawdę nie jest proste, zwlaszcza w tak mlodym wieku, kiedy otoczenie atakuje zewsząd gotowymi wzorcami zachowania i masowymi przekonaniami. Masz odwagę przynać się przed sobą i najblizszymi ludzmi do twardego stanowiska, to naprawdę godne podziwu.
Tyle z cukrowania. ; )
Nie zamierzam komentowac Twojego wyboru, mam nadzieję jedynie trochę pomoc Ci w rozwiązaniu wątpliwosci, choc wydaje mi się, ze jestes na tyle dojrzały, by samemu dojsc do rozwiązania pewnie lepiej niz ja. Ale jednak zaryzykuję.
Zawsze zastanawiała mnie kwestia naszej tradycji religijnej. Jak to jest, ze zanim czlowiek staje się w pełni odpowiedzialny za podejmowane przez siebie decyzje zostaje właczony do konkretnego Koscioła, by następnie przez lata wpajano mu dogmaty tegoz Koscioła pod wszelakimi postaciami i na kazdy mozliwy sposob, a kiedy w tym czowieku rozbudzi się swiadomosc, natychmiast podnosi się krzyk, ze to niemoralne i godne potepienia. A moze akurat ten młody ktoś ma rację? Moze on, uznający inne zasady, chcący postępowac jedynie w zgodzie z własnym sumieniem jest blizej prawdy niz cała reszta ślepo wyznająca od lat ustanowiony schemat.( Nie bluźnię, jedynie mam wątpliwosci jak kazdy)
Poradziłabym Ci, zebys oczywiscie zerwał z hipokryzją, trzymał się wlasnej drogi, bo nie mozna przeciez udawac, ze się wierzy, jesli tak naprawdę stojąc przed ołtarzem na mszy nie czujesz nic poza niezrozumieniem i wszechogarniającą beznadzieją. Nie zrobię tego jednak, bo niestety przyszło mi dorastac w tej samej parszywej rzeczywistosci i wiem, ze czasem lepiej znalezc drugą stronę medalu, zeby się w niej odnalezc. Do rzeczy. Musisz spojrzec na to z nieco innej perspektywy, mimo wszystko szerszej: masz 15 lat i kawał zycia przed sobą. Na postanowienia i zmiane poglądow przyjdzie jeszcze czas, ten własciwy. Poki co powinienes jakos polączyc sprawę swoich racji i kwestię racji Twoich rodziców. Przyjąłes chrzest, mozesz byc takze bierzmowany. Kosciol nie łączy się z rzeczyiwstoscią - niby mowi się, ze do bierzmowania podchodzi się swiadomie i Ty decydujesz, ale tak naprawdę reszta otoczenia (szkola, rodzice itd) w zyciu Ci na to nie pozwolą. Zatem Kosciol sobie, a rzeczywistosc sobie. Nie ma na to rady, a skoro tak jest przyjmij postawę neutralną i tez nagnij zasady.
Lajf is brutal.
Oczywiscie to tylko moje zdanie, zrobisz co uznasz za stosowne.
- Inno
- Legenda Intro
- Posty: 1214
- Rejestracja: 01 paź 2008, 18:47
- Płeć: nieokreślona
- Lokalizacja: Warszawa
A więc najwyższy czas zacząć. Jeżeli wcześniej zawsze rodzice decydowali o Twoich sprawach, a Ty nagle przychodzisz i rzucasz, że sam zdecydowałeś, że nie będziesz praktykował, to taka bomba trochę. Przyzwyczajaj ich, że też bierzesz udział w decydowaniu o swoim życiu. Jeżeli zobaczą, że podejmujesz przemyślane wybory, a ich konsekwencje nie są tragiczne w skutkach, to łatwiej będzie im zaakceptować Twoje decyzje.zarat pisze:Ale w reszcie spraw... wiesz, nie miałem możliwości wyrażania zdania na inne tematy.
Ano od uczuć właśnie. Ja też czytałam wiele dyskusji w rodzaju „teizm vs. ateizm”, było wzajemne przerzucanie się ”dowodami”, za każdym razem mniej więcej tymi samymi i żadne strona nie przekonała tej drugiej. No bo udowodnij, że Bóg katolicki istnieje, no, nie da się. Udowodnij, że Bóg katolicki nie istnieje, też się nie da.zarat pisze:Nadal nie rozumiem tego wszędzie powtarzanego frazesu "wiara nie zależy od dowodów". To od czego? Jeśli tylko od uczuć to ja mówię, że właśnie nie czuję potrzeby Boga, ba, to mnie zdecydowanie krępowało, wręcz miałem wielką skłonność do depresji przez ten właśnie element. Teraz czuję się bez tego zdecydowanie lepiej i choćby dlatego nie wierzę.
Moim zdaniem to zależy głównie czy ma się potrzebę wierzyć, że gdzieś tam istnieje jakaś potężna istota, która może mieć wpływ na nasze życie, albo jakaś moc, która w to nasze życie nie ingeruje (różne w końcu są wierzenia). Znam wypowiedzi ludzi, którzy przyznali, że wiara w istnienie Boga daje im pewien rodzaj komfortu psychicznego. Był taki wątek kiedyś na jakimś forum, w którym dziewczyna prosiła (błagała wręcz) żeby internauci podali jej sposób, który pomógłby jej z powrotem uwierzyć - utraciła wiarę, a sobie bez niej nie radzi, o wiele szczęśliwsza czuła się wierząc w Boga i resztę. Są takie rodziny bardzo zimne emocjonalnie, których między członkami nie ma bliskich i ciepłych relacji, a bardzo religijne. Podobno ludzie z takich rodzin, są silnie wierzący, bo akceptacji, ciepła, miłości (rzeczy, które powinni zapewnić rodzice) szukają w potężnym Bogu – Ojcu. Niektórzy wierzący pytali ateistów jak mogą żyć ze świadomością, że jesteśmy „sami” na świecie, że „nic nie ma sensu”, że można zrobić „wszystko” i nie ma żadnych konsekwencji – niektórych przeraża taka perspektywa.
Potrafisz zrozumieć, że ktoś potrzebuje Boga/bogów? Dla wielu jest to trudne. Niestety istnieje znacznie liczniejsza grupa, która nie rozumie jak można nie potrzebować Boga.
Twoi rodzice wierzą w grzechy, piekło, niebo, zbawienie, potępienie itd. Jeżeli nie będziesz wierzył, to (wg nich) pójdziesz do piekła i będziesz wiecznie cierpiał. To tak jakby nie pozwalali Ci przebiegać przez autostradę pełną pędzących TIRów, bo konsekwencją (wg nich) będzie śmierć w wyniku potrącenia. Z tego co piszesz piekło i autostrada są dla nich tak samo realne. Cholerie ciężka sprawa.
Tu nie chodzi o rację i prawdę.Ausencia pisze:Zawsze zastanawiała mnie kwestia naszej tradycji religijnej. Jak to jest, ze zanim czlowiek staje się w pełni odpowiedzialny za podejmowane przez siebie decyzje zostaje właczony do konkretnego Koscioła, by następnie przez lata wpajano mu dogmaty tegoz Koscioła pod wszelakimi postaciami i na kazdy mozliwy sposob, a kiedy w tym czowieku rozbudzi się swiadomosc, natychmiast podnosi się krzyk, ze to niemoralne i godne potepienia. A moze akurat ten młody ktoś ma rację? Moze on, uznający inne zasady, chcący postępowac jedynie w zgodzie z własnym sumieniem jest blizej prawdy niz cała reszta ślepo wyznająca od lat ustanowiony schemat.
Mi to także bardzo nie podoba się w polskiej instytucji kościelnej - bez mojej woli ochrzczono mnie, przyjęto do komunii (w wieku ośmiu lat w ogóle nie zastanawiałem się nad tymże) i o ile już przy bierzmowaniu będę świadomy, o tyle stwierdzam, że nie wszyscy są. Pytałem wielu osób z mojej klasy dlaczego wierzą. Nie doczekałem się jeszcze innej odpowiedzi niż "bo tak mnie wychowano". Co do tego krzyku, zauważyłem, że ludzie w przypadku odbierania moich poglądów zazwyczaj reagują milczeniem. Tylko rodzice zapytali "dlaczego?". Więc nie nazwałbym tego krzykiem, może wewnętrznym, ale mimo znajomości moich poglądów, znajomi z klasy nadal utrzymują ze mną takie same kontakty, itd. Pod tym względem, ich obojętność religijna jest nawet zaletą .Ausencia pisze:Zawsze zastanawiała mnie kwestia naszej tradycji religijnej. Jak to jest, ze zanim czlowiek staje się w pełni odpowiedzialny za podejmowane przez siebie decyzje zostaje właczony do konkretnego Koscioła, by następnie przez lata wpajano mu dogmaty tegoz Koscioła pod wszelakimi postaciami i na kazdy mozliwy sposob, a kiedy w tym czowieku rozbudzi się swiadomosc, natychmiast podnosi się krzyk, ze to niemoralne i godne potepienia. A moze akurat ten młody ktoś ma rację? Moze on, uznający inne zasady, chcący postępowac jedynie w zgodzie z własnym sumieniem jest blizej prawdy niz cała reszta ślepo wyznająca od lat ustanowiony schemat.( Nie bluźnię, jedynie mam wątpliwosci jak kazdy)
I to może być najlepsze rozwiązanie. Nie udawać werbalnie niczego w sprawie wiary, być tylko fizycznie by nie urazić rodziców. I wytrwać do osiemnastego roku życia, gdy będę mógł dokonać apostazji bez zgody matki i ojca (którzy z pewnością w życiu czegoś takiego by nie wyrazili).Ausencia pisze:Do rzeczy. Musisz spojrzec na to z nieco innej perspektywy, mimo wszystko szerszej: masz 15 lat i kawał zycia przed sobą. Na postanowienia i zmiane poglądow przyjdzie jeszcze czas, ten własciwy. Poki co powinienes jakos polączyc sprawę swoich racji i kwestię racji Twoich rodziców. Przyjąłes chrzest, mozesz byc takze bierzmowany. Kosciol nie łączy się z rzeczyiwstoscią - niby mowi się, ze do bierzmowania podchodzi się swiadomie i Ty decydujesz, ale tak naprawdę reszta otoczenia (szkola, rodzice itd) w zyciu Ci na to nie pozwolą. Zatem Kosciol sobie, a rzeczywistosc sobie. Nie ma na to rady, a skoro tak jest przyjmij postawę neutralną i tez nagnij zasady.
Jakby nie patrzeć, nie mam takich poważniejszych decyzji co do siebie. Owszem, w drobnych rzeczach sam decyduję, czasem wobec innej opinii rodziców. Ale to naprawdę drobniutkie rzeczy. Taka na przykład pora odrabiania lekcji czy nie uprawianie nordic walkingu na w-fach. To są właściwie jedyne decyzje dotyczące teraz mnie. Zbliża się też przejście do nowej szkoły, ale nad tą sprawą się zastanawiałem sporo i rodzice całkowicie mają rację.Inno pisze:A więc najwyższy czas zacząć. Jeżeli wcześniej zawsze rodzice decydowali o Twoich sprawach, a Ty nagle przychodzisz i rzucasz, że sam zdecydowałeś, że nie będziesz praktykował, to taka bomba trochę. Przyzwyczajaj ich, że też bierzesz udział w decydowaniu o swoim życiu. Jeżeli zobaczą, że podejmujesz przemyślane wybory, a ich konsekwencje nie są tragiczne w skutkach, to łatwiej będzie im zaakceptować Twoje decyzje.
Ja bym tych wierzących spytał w takim razie "jak możecie żyć bez tak pięknej świadomości istnienia logicznego, pojmowalnego przez każdego człowieka świata?" .Inno pisze:Niektórzy wierzący pytali ateistów jak mogą żyć ze świadomością, że jesteśmy „sami” na świecie, że „nic nie ma sensu”, że można zrobić „wszystko” i nie ma żadnych konsekwencji – niektórych przeraża taka perspektywa.
Potrafię zrozumieć. Dlatego też nie chcę kogokolwiek przekonywać do ateizmu, jeśli człowiekowi dobrze z religią to nie ma co zmieniać tylko się cieszyć. Mi było źle z tym, ot i cała tajemnica.Inno pisze:Potrafisz zrozumieć, że ktoś potrzebuje Boga/bogów? Dla wielu jest to trudne. Niestety istnieje znacznie liczniejsza grupa, która nie rozumie jak można nie potrzebować Boga.
-
- Stały bywalec
- Posty: 184
- Rejestracja: 20 lis 2007, 11:38
- Płeć: nieokreślona
Niestety, od 18 roku życia się decyduje o uczęszczaniu na lekcje religii.Inno pisze:Coś mi się kołacze w łepetynie, że od szesnastego roku życia można samemu decydować, czy będzie się uczęszczać na lekcje religii, czy nie; zgoda rodziców nie jest potrzebna.
Odnośnie tego forum racjonalisty, to też przez dłuższy czas nie mogłem znaleźć wyszukiwarki na forum. Proszę, listę wątków skojarzonych z "lekcja religii":
http://www.racjonalista.pl/forum.php/z,4/i,62
Nie będę się rozpisywał, bo muszę się wyspać, a poza tym już zostało tu powiedziane praktycznie wszystko, co trzeba. Powiem tyle, że moim zdaniem, konformizm nie popłaca.
Wydaje mi się, ze powinienes sie nie hamowac tym, ze nie chcesz urazic rodzicow. To jest twoje zycie nie ich. Musza sie z tym zaczac godzic jezeli do tej pory tak nie mysleli. Nie sadze zeby czekanie do 18 roku zycia bylo najlepszym pomyslem. Wtedy beda robili to samo co teraz. Jedynie straca jeden argument. Pokaz im, ze przestales byc dzieckiem i zaczynasz sam decydowac. Moze nie o sprawach finansowych, ale swoich osobistych czyli duchowych. Zgodze sie, ze konformizm nie poplaca.
I tak z ciekawosci wybrales ateizm dlatego ze miales wybor ateizm albo kosciol rzymsko-katolicki czy dowiedziales sie o roznych formach wierzen i z nich wybrales ateizm?
Eee spotykales na swojej drodze samych fanatykow, ze uwazasz iz czlowiek wierzacy nie uwaza, ze swiat jest logiczny? Niektorzy uwazaja, ze nauka jest dopelnieniem religi wiec nie wiem czy twoj poglad jest sluszny.zarat pisze:Ja bym tych wierzących spytał w takim razie "jak możecie żyć bez tak pięknej świadomości istnienia logicznego, pojmowalnego przez każdego człowieka świata?" .
I tak z ciekawosci wybrales ateizm dlatego ze miales wybor ateizm albo kosciol rzymsko-katolicki czy dowiedziales sie o roznych formach wierzen i z nich wybrales ateizm?
- iksigrekzet
- Intromajster
- Posty: 517
- Rejestracja: 21 lip 2008, 1:32
- Płeć: nieokreślona
Powiem Ci tylko tyle, że kwestia wiary/niewiary nie jest warta wykłócania się i robienia złej atmosfery w domu.Dla rodziców bądź miły i kochaj ich, ale kwestiach religii jak Tobie coś wmuszają po prostu ignoruj to. Ignoruj też siebie, kiedy zaczniesz chcieć wojować w sprawie wiary/niewiary. Pewnie ciężko będzie ci to zaakceptować jako 15 latkowi, zapewne jesteś opanowany burzą emocji, wiem co to jest bo sam miałem podobne problemy i z perspektywy czasu mogę Ci coś niecoś podpowiedzieć
Tja, szkoda, że tymi fanatykami są właśnie moi rodzice.Ingart pisze:Eee spotykales na swojej drodze samych fanatykow, ze uwazasz iz czlowiek wierzacy nie uwaza, ze swiat jest logiczny? Niektorzy uwazaja, ze nauka jest dopelnieniem religi wiec nie wiem czy twoj poglad jest sluszny.
Od początku: zastanawiałem się nad chrześcijaństwem i ostatecznie odrzuciłem je. Nie jestem pure ateistą. Nie sądzę, że nie ma żadnego Boga, bo tego nie da się udowodnić. Po prostu nie widzę najmniejszego sensu wiary w coś co powoduje we mnie złe uczucia, w czym nie podoba mi się ogólna filozofia, nie mówiąc już o tym, że zdecydowanie nie przepadam za koncepcją przewodzącą wszystkich religii.Ingart pisze:I tak z ciekawosci wybrales ateizm dlatego ze miales wybor ateizm albo kosciol rzymsko-katolicki czy dowiedziales sie o roznych formach wierzen i z nich wybrales ateizm?
Ok, podjąłem decyzję. Małymi krokami doprowadzić do zaakceptowania przez rodziców mojego poglądu. Nie udawać modlitwy przy stole wigilijnym czy na rozpoczęcie lekcji religii. Nie uczestniczyć z własnej chęci w żadnych obrzędach religijnych (co mnie cholernie boli, właśnie największą moją hipokryzją było specjalne chodzenie na nieobowiązkowe obrzędy by udobruchać rodziców). Nie będzie gwałtownej rewolucji, rodzice od razu się nie obrażą, a powoli będą zauważali, że moje zdanie liczy się w moim życiu, a i ja coraz lepiej będę się czuł. Tzw. "wilk syty i owca cała" . Bardzo dziękuję za wszystkie rady!