No właśnie. Wiedziałam, że ten argument padnie - dziecko TAKIEGO człowieka, czyli TAKIE dziecko - stygmatyzowanie ludzi przez społeczeństwo, którzy zostali skrzywdzeni w wyniku gwałtu. Matka ale i też dziecko, które wydaje mi się ma "trochę" gorzej niż jego matka. Gwałty są i będą (gwałciciele są wypuszczani po 8 latach przy dobrym sprawowaniu i gwałcą dalej, policja ujmuje takiego po ok roku, jeżeli i nie dłużej, nie mogą go wykastrować bo może zacząć zabijać - sytuacja patowa i brak chęci do szukania rozwiązania). Uznajesz, że dziecko jest winne temu co zrobili dorośli - wg mnie to ogromna niesprawiedliwość.
Ja rozumiem, że dziecko nie jest niczemu winne, naprawdę. To nie chodzi o to, że dziecko będzie miało jakieś porąbanie na bani, jak jego ojciec. Wiem. Jest niewinne. Ale tu chodzi o psychikę matki. Zaraz po gwałcie kobiety nie chcą nawet patrzeć na ubrania, które im chociażby rozdarto. Na zadrapania na ciele, mieć jeszcze na sobie i w sobie "ślady" po tym zajściu. To straszna krzywda na człowieku, trauma. Chcą się tego wszystkiego jak najszybciej pozbyć. Zgłaszają informacje o takim zajściu na policji dopiero czasem po znacznie większym czasie. I wtedy nie ma już jak 'namierzyć' sprawcę. A powinno być tak, by zaraz po TYM zgłosić się gdzie trzeba, by mieć jak najwięcej dowodów, by tego złego człowieka znaleźć.
Ale czy ona w tej chwili o tym myśli. Ona się boi, ona się brzydzi. Nie chce tych ubrań, chce być już z tego koszmaru choć pozornie "czysta", nie chce niczego co by mogło jej o tym przypominać, każdego cholernego dnia. Oczywiście jest to naiwne, bo wyprzeć takie wspomnienie - rzecz prawie niemożliwa.
I teraz noś takie dziecko w sobie. Z dnia na dzień. Pamiątka. Potem więcej bólu rodząc. Myśl "czy to jakaś kara?". Kobieta może czuć do takiego dziecka obrzydzenie. Wie, że jest niewinne, ale tu nie działa nawet zasada "nie kocham, więc oddam jak się urodzi". Obrzydzenie. Dla niej to może być mieszanka różnych uczuć. Dla niej to dziecko, może być jak Pasożyt, żyjący w niej, rosnący.
lea pisze: To jest nasze ( jako kobiety ) ciało. Żadna kobieta nie powinna być pozostawiona bez wyboru. Że musi, musi urodzić, nie ważne w jakich okolicznościach dziecko zostało poczęte.
I znów. Chyba nie czytacie ze zrozumieniem tego co piszę. Tak samo jak jest to tylko nasze ciało, to tak samo TO JEST CIAŁO DZIECKA, czyli innej osoby. Dlaczego dziecko pozbawiasz prawa wyboru? Dziecko nie jest Twoją własnością, tak jak Ty nie jesteś własnością swojej matki. Dlaczego chcesz dać prawo wyboru matce zabicia dziecka? Czyli mam rozumieć, że np. matka z Sosnowca też miała to prawo?
Każda kobieta ma wybór - zajść w ciążę, czy nie. I na tym prawo wyboru co do życia dziecka powinno się kończyć.
Nie każda kobieta musi być odważna. Nie każda kobieta usuwająca ciąże, kieruje się myślą "dla własnej wygody". One się tak bardzo boją, to jest taki wielki strach.
I nie wyjeżdżać mi tu proszę z matką Madzi. Dziecko narodzone, to nie to samo co płód. I właśnie tu są te dwie drużyny ludzi za aborcją czy nie. Kiedy właściwie dziecko jest już dzieckiem, a kiedy zarodkiem, czy już od w chwili poczęcia?
lea pisze: A mężczyźni, którzy mówią stanowczo "NIE". Mają prawo do głosu, owszem. Ale mniej się on właściwie liczy.
Tu znów się nie zgodzę. Kobiety od zawsze chyba narzekały na mężczyzn. Tylko, że takie podejście jakie prezentujesz (oni się mniej liczą w tej sprawie) wpływa właśnie na to, że w trudnych sytuacjach życiowych oni się wycofują, bo przecież to nie oni rodzą, nie ich macica, nie ich spawa. Błąd - to jest również ich sprawa. Zacznijmy używać sformułowania - my zaszliśmy w ciąże, oni są w ciąży (w domyśle kobieta i mężczyzna). Tego nie lubię w kobietach (mimo, że sama nią jestem) - same sobie rzucają kłody pod nogi i później narzekają na mężczyzn. Jeżeli z góry zakładasz, że to tylko sprawa kobiet to faceci umywają ręce i wcale się temu nie dziwię. Nieraz widzę, że niektórzy z nich chcieliby się wypowiedzieć, ale boją się, że zostaną w ten właśnie sposób zaatakowani ("to nie wasza sprawa"). Nie ich sprawa - to sobie radźcie same :lol:
Jeżeli chodzi o rodzenie dzieci, kobiety według mnie mają "większe prawo głosu". Wiem, o co ci chodzi, i właściwie się zgadzam, że facet nie powinien uciekać od odpowiedzialności.
Mogłabym też nawiązać do wszelkich spraw rozwodowych gdzie pojawia się problem "do kogo ma trafić dziecko", i dziecko otrzymuje matka, bo to - matka, ale właściwie nie jest wstanie dać dziecku odpowiednich warunków i generalnie baba z niech okropna i dzieci będą z nią nieszczęśliwe. A ojciec , którzy może być
aniołem i chciałby dziecku nieba przychylić, jest dyskryminowany, bo to nie on je urodził, a jego szanse do odzyskania dziecka są o wiele mniejsze. A to przecież też JEGO dziecko.
Ale też NASZE ciało... w moich poglądach główną rolę gra STRACH. Strach przed noszeniem dziecka. Jak jakaś dziewczyna się tego boi - rozumiem, całkowicie. Samotna, przerażona dziewczyna. A nie, że jej chłopak ją wspiera. Jest całkowicie sama, nie każda kobieta sobie z tym radzi.