Mel, high 5!
So-ze, racja, mamy XXI wiek i teoretycznie powinniśmy ewoluować w wielu kierunkach (min. w dziedzinie kontaktów z innymi), ale mam wrażenie, że następuję jakaś etyczna regresja (nie lubię ale uogólniam nie twierdząc jednocześnie że nie ma wyjątków, są, ale w mniejszości), zasady moralne, które (wg mnie) powinny w większości przetrwać, zostają eliminowane albo po prostu zastępowane tymi niewłaściwymi. To może się jakoś przekładać na miłość. I ciężko mi to zaakceptować. A wspólnie po łące latać można nadal, listy pisać też
Miszka, chyba zazdroszczę otoczenia.
Agon, skoro piszesz, że raz chciałeś poznać dziewczynę, w której się zakochałeś, to chyba mylisz pojęcie miłości z fascynacją czy zauroczeniem.
NoxVurme, skoro masz taki długi staż, możesz opisać jak u ciebie wygląda miłość po tylu latach? Rozumiem, że motylków=adrenaliny w brzuchu już nie ma, ale jeśli jesteście tak długo razem to nadal musicie do siebie czuć wiele, chyba że to już tylko przyzwyczajenie. Czym jest więc teraz miłość dla ciebie?
Iea, nie uwierzysz, ale właśnie to opowiadanie Stachury (i kilka wierszy innych autorów), było poniekąd inspiracją do założenia wątku. Właśnie dla mnie miłość polega w dużej mierze na tym, co opisane w 'Pokocham ją...'
Zgadzam się. Smutne, ale prawdziwe.Wszędzie widzę kłamstwo. Słyszę je. Wszyscy są dla siebie w sztuczny sposób uprzejmi. Wymuszony śmiech i rozmowy. Prawienie komplementów, które są fałszywe, aby za chwilę drwić z tej drugiej osoby z innymi. Każda relacja jest bylejaka. Nie ma przyjaźni, są "znajomości" - byle tylko móc kogoś wykorzystać.
Nie mogę patrzeć na to - jak to też Stachura napisał - łaszenie się. Wabienie. Żenuje mnie to. Podobnie jak te wszystkie upatrzone z filmów pseudo-romantyczne gesty, które są ponoć dowodem darzenia kogoś wielkim uczuciem. Prawdziwa miłość to dbanie o drugiego człowieka i brak strachu przed tym, że za chwilkę będzie się porzuconym; miłość to wolność, szczerość, swoboda w byciu sobą, wierność i poczucie bezpieczeństwa.