apohawk pisze:psubrat pisze:Póki co na prośbę o podanie przykładów z życia - co kogo utwierdziło w tak optymistycznych poglądach na temat związków - cisza.
Zastanawiałem się długo czy i ewentualnie jak odpisywać na to, bo nie wiem, po co ci to, skoro swoją opinię masz i walczysz o nią z nieprzejednaną zaciekłością. Więc spytam, po co ci te przykłady?
Zadajesz bardzo trudne pytanie. Gdy się dyskutuje, to się mówi/pyta o to, co akurat przychodzi do głowy, a nie ma się pełnego obrazu, co da nam odpowiedź rozmówcy. To nie urząd, gdzie przygotowuje się formularz by pozyskać takie a takie dane i cel ich pozyskania jest (a przynajmniej powinien być) znany.
Jednak spróbuję racjonalnie uzasadnić, co było celem mojego pytania: chciałem jak najbardziej zachęcić, zarówno dyskutujących, jak i nie-dyskutujących a czytających (w szczególności ich) do porównywania swojej idealistycznej wizji związków kobieta-mężczyzna z otaczającą rzeczywistością. Przyznasz chyba, że byłoby bardzo nieuprzejme, gdybym automatycznie założył, że Wasze optymistyczne wizje nie mają pokrycia również w rzeczywistości otaczającej Was (bo że nie mają pokrycia w rzeczywistości mnie otaczającej, to doskonale wiem). Stąd moje pytanie.
Ja na przykład mogę wprost napisać: mój ojciec w małżeństwie szczęśliwy nie był. Dzieci (w tym ja) też mu tego szczęścia nie dawały.
Nie wydaje mi się to rodzinną tajemnicą. A tym bardziej nie byłoby co ukrywać, gdyby właśnie był szczęśliwy.
Uciekinierka pisze:Jeżeli coś się przyjmuje jako narzuconą powinność, a nie własną potrzebę czy naturalne dążenie, to nie dziwi mnie zupełnie, że nie jest to sytuacja satysfakcjonująca. Myślę, że nie należałoby interpretować relacji z drugim człowiekiem w kategoriach jakiegoś sukcesu (prestiżu społecznego?), a raczej wartościowego doświadczenia.
Z pewnością nie należałoby, ale niestety, szczególnie w przypadku młodych mężczyzn - tak się interpretuje. Między innymi to jest cel mojego dyskutowania: przekonać, że nie jest to żaden sukces życiowy, oraz że w przypadku wielu mężczyzn jest to kierunek przeciwny do realizowania własnego życiowego powołania.
Pamiętam, że sam traktowałem to jako wyznacznik wartości - i sam sobie tego nie wymyśliłem - to było coś co przejąłem z zewnątrz.
Oczywiście swojej pisaniny nie kieruję do tych, którzy autentycznie czują, że relacja z kobietą da im spełnienie. Kieruję do tych, którzy tego nie czują, tylko swoim racjonalnym myśleniem przekonują siebie, że ich własne uczucia są nieprawidłowe, że przekazanie genów to główny życiowy cel człowieka itp... Otóż uczucia każące dążyć do innych celów są prawidłowe i do tego bardzo powszechne. Tylko większość mężczyzn w naszej kulturze całkowicie stłumiło własnego ducha (czy jak to tam nazwać), aby być pozytywnie ocenianymi przez społeczeństwo - z głównym naciskiem na ocenę ze strony kobiet.
Ożenić się, to jest pozbyć się połowy swoich praw i podwoić w zamian swoje obowiązki. (Schopenhauer)
Jeśli chodzi o wspólne, interesujące spędzanie wolnego czasu, to mężczyźni i kobiety pasują do siebie jak woda i olej.