Poszukiwana introwertyczna, marzycielska romantyczka

W tym dziale rozmawiamy o radościach i problemach, jakie dla introwertyków wynikają z bycia w związku.
Awatar użytkownika
Εμπαθεων
Introrodek
Posty: 22
Rejestracja: 18 lip 2014, 23:08
Płeć: mężczyzna
Enneagram: 4w5
MBTI: INFJ

Poszukiwana introwertyczna, marzycielska romantyczka

Post autor: Εμπαθεων »

Poszukiwana introwertyczna, marzycielska romantyczka pragnąca zakończyć swą platoniczną tęsknotę u boku kogoś podobnego do siebie. Obojętnie skąd.

Internetowe społeczności, zwłaszcza takie zżyte ze sobą i kiszące się w swoim sosie, nie przepadają raczej za użytkownikami nie angażującymi się regularnie w ich działalność, a tym bardziej za jednopostowcami wpadającymi na chwilę, po to by jedynie załatwić swe partykularne interesy, obwieszczając to czy owo i znikając. Zdając sobie w pełni z tego sprawę, zdecydowałem się mimo wszystko jednak zarejestrować na Waszym forum i potraktować je przede wszystkim w charakterze słupa ogłoszeniowego (a przy odrobinie szczęścia także jako skrzynkę kontaktową), sądzę bowiem, że w tej roli ma szansę odegrać w moim życiu znacznie bardziej doniosłą rolę, niż gdybym nawet miał angażować się w codzienne jego życie, wypowiadając w tematach, w których i Wy się wypowiadacie. Nie wykluczam częstszej aktywności, ale też nie z myślą o niej założyłem u Was konto.

Jak się domyślam, założyciele introwertyzm.pl stworzyli to miejsce dla pożytku i szczęścia odwiedzających je introwertyków, więc nie powinno tak bardzo dziwić, że niektórzy w poszukiwaniu powyższych wartości mogą wykorzystać forum w mniej konwencjonalny a bardziej praktyczny sposób. Jeśli możecie uszczęśliwić nie jedną, a dwie osoby już przez samo nieprzeszkadzanie im w odnalezieniu się, to chyba jest już sporo i niekoniecznie trzeba mieć im za złe to, że traktują Wasze centrum społecznościowe dość instrumentalnie, podobnie jak traktuje się miejskie monumenty - w formie punktów orientacyjnych.

Piszę powyższy wstęp, bo przeglądam różne działy i nie widzę, aby ktokolwiek próbował tu czegoś podobnego, do czego ja się przymierzam - spodziewam się zatem ewentualnego wyganiania do różnych serwisów randkowych albo biur matrymonialnych, jak wydawać by się mogło - specjalnie dedykowanych takim celom, co w moim przypadku byłoby jednak zupełnie pozbawione sensu. Z racji odczuwania dość mocnej niechęci wobec tego rodzaju przybytków, zakładam podobne odczucia u osoby, której poszukuję - więc tam się spotkać szans raczej nie mamy, bo jej również nie przyszłoby to do głowy. Poza tym, te miejsca podporządkowane są raczej wrażeniom wizualnym. Jeżeli zależy nam przede wszystkim na konkretnym typie urody partnera, to w porządku - owe serwisy mogą się przydać. Bezużyteczne stają się jednak, gdy w grę wchodzą względy psychologiczne, a mnie zależy przede wszystkim na odpowiedniej osobowości, bo to ona, jak teraz sądzę, stanowi główną podstawę generującą w większości poszukiwanych przeze mnie wartości. Dla uproszczenia powiedzmy, że gdy zdaję się na gusta estetyczne, tak swoje jak i cudze, mam tendencje podobania się niewłaściwym kobietom, z którymi, o czym się już zdążyłem przekonać, nie mam szans być szczęśliwy. Lepiej więc dać spokój aspektom fizycznym i dać szansę przede wszystkim pismu i wnętrzu.

Może w ten właśnie sposób uda mi się Cię odnaleźć?





Kiedy byłem małym chłopcem, czyli o genezie wciąż niezrealizowanego marzenia.

Każda opowieść ma swój początek. Ta o mojej pogoni, a w większości przypadków - cierpliwym wyczekiwaniu wielkiej, intymnej miłości, przełamującej każdego dnia kolejne psychologiczne bariery i wewnętrzne opory, także. Bo to właśnie historia marzenia o uczuciu czyniącym dwoje ludzi coraz bliższymi sobie, zdolnymi do wzajemnego powierzania swych sekretów, osłanianiu poznanych słabych stron, najskrytszych myśli oraz wszystkiego innego, co ludzie zwykli wstydliwie skrywać przed światem, akceptując się w pełni i czyniąc tym samym silniejszymi. Ideały nie powstają w jednej chwili ani też nie są przez nas w całości adaptowane, lecz wznoszone są warstwa po warstwie jak piramidy. Wszystko zaczęło się więc w starożytności mojego życia, dawno temu, kiedy byłem zaledwie kolekcjonerem cudzych opowieści.

Gdy przebiegam pamięcią do tych dni, z łatwością zauważam, że szybko odkryłem tę swoją wewnętrzną inklinację do powiernictwa, chociaż objawiała się ona w dość nieskomplikowany sposób i wtedy nie do końca jeszcze ją rozumiałem. Otóż, lubiłem słuchać ludzi opowiadających różne rzeczy. Od dziecka gromadziłem więc cudze historie. Różne - krótkie i długie, takie całkowicie wiarygodne jak i niezwykle naciągane, te długie i skomplikowane jak zresztą również te zupełnie krótkie i proste. Najcenniejszymi nabytkami były dla mnie jednak te nie pozostawiające opowiadających obojętnymi, wymagające od nich osobistego zaangażowania, a przede wszystkim wzajemnego zaufania z obu stron - ekskluzywne, ezoteryczne historie, do jakich niewielu poza mną miało dostęp. Jako dziecko uważałem się za konesera opowieści, chociaż teraz z perspektywy czasu wiem, że był to zaledwie pretekst, a chodziło raczej o bliskie relacje z innymi ludźmi.

Tym bardziej oczywiste stało się to w momencie, gdy zawarłem swą pierwszą, prawdziwą przyjaźń. J. poznałem w drugiej klasie, gdy spotkaliśmy się całkowicie przypadkowo na rowerach w parku, obok to którego przez długi czas mieszkałem. Wydawało się to nam obu tak niesamowitym zbiegiem okoliczności i prawdopodobnie dziwność tego zdarzenia, natknięcia się na kogoś, kogo znało się przez tydzień czy dwa (po skończeniu pierwszej klasy zmieniono mi szkołę, a to wydarzenie miało miejsce na początku drugiej) z zupełnie innego otoczenia i zachowania, że postanowiliśmy nie marnować tej, jak uznaliśmy przychylności losu — po krótkim czasie okazaliśmy się być nierozłącznymi kumplami. J. był tym bardziej przebojowym z naszego duetu i miał zwyczaj pakowania nas w różne tarapaty, ja natomiast starałem się je przewidywać lub jak też bywało, nas z nich wyciągać. Pełniłem rolę tego bardziej odpowiedzialnego: odciągałem J. od akcji najbardziej ryzykownych oraz tych, gdzie ktoś postronny mógłby zbytnio ucierpieć. On był zdecydowanie action-manem i zapewniał nam mnóstwo przygód, generalnie różnego rodzaju prowokacji, ja lubiłem w nich uczestniczyć i je uzasadniać, dawałem się mu więc ciągać z miejsca na miejsce. Bawiły nas podobne rzeczy, chociaż chyba z innych względów. J. generalnie nie rozwiązywał żadnych poważniejszych problemów, natomiast trudno w jego towarzystwie było być skwaszonym czy przygnębionym — zły humor wręcz pryskał w jego obecności, nawet gdy chciało się taki za wszelką cenę utrzymać. Może dlatego cieszył się taką popularnością? Nie przekładała się ona jednak na poważniejszą lojalność, ani tym bardziej oddanie, jakie zaczął cenić, więc trzymał się mnie.

Znajomość okazała się być przełomowa. Być może dlatego, że to ja ją zawarłem, od początku do końca. Nie byłem do kogoś odstawiony i zmuszony, by ułożyć sobie z nim jakiekolwiek stosunki. Nie skłaniało mnie do tego, ani sąsiedztwo, ani pokrewieństwo krwi czy inny interes. Sam przejawiłem wolę przyjaźni i gdy ona nastała, wtedy właśnie musiałem sobie uświadomić, ile dla mnie znaczą bliskie relacje z ludźmi. Nie sprowadzało się to do samych historii, chociaż w jakimś stopniu wciąż miały one przełożenie — w końcu mieliśmy swoje tajemnice, rodzice dowiadywali się z czasem coraz mniej o naszych wybrykach, bo to były wyłącznie nasze sprawy. I cieszyliśmy się z posiadania tych sekretów, byliśmy ich świadomi, chcieliśmy tworzyć kolejne. Zdolność ich dotrzymywania stanowiła walutę naszej bezcennej przyjaźni, wzrastająca ich liczba stanowiła natomiast o jej żywotności. Zawarliśmy swego rodzaju przymierze braterstwa i obaj czerpaliśmy z niego pełnymi garściami. To właśnie sprawiło, że zrozumiałem, iż nie jestem wcale kolekcjonerem opowieści, a raczej koneserem relacji, któremu sprawia największą radość ich pielęgnowanie i wynajdywanie w nich kolejnych niuansów.

Dalej musiało to przebiec całkiem bezpośrednio. Cieszyłem się naszą przyjaźnią, starałem się o nią dbać, ulepszać, czynić piękniejszą, ale ponieważ zawsze wybiegałem myślami w to co potencjalne, zastanawiałem się też: »Czy może być coś jeszcze lepszego od tego?«. Niebawem musiałem odpowiedzieć sobie na to pytanie pozytywnie — w końcu jest jeszcze miłość, o której tyle się zwykło mówić. Ale wspanialsza od tej, jaką się darzy rodziców, przed którymi jednak ma się jakieś tajemnice i kumpel bywa od nich ważniejszy. Od tej najważniejszej miłości przecież nic nie może być już ważniejsze, nawet przyjaźń, nawet taka przyjaźń! I wtedy najprawdopodobniej zaczęło się obmyślanie, jaka ta miłość będzie musiała być, skoro ma przyćmić nawet i to, co wtedy było dla mnie najcenniejsze na świecie. Tak to wszystko się zaczęło. Ile lat ma się w drugiej klasie szkoły podstawowej? Osiem? Dziewięć? No więc, już w takim wieku chciałem iść bezkompromisowo w ślady Tristanów i Izold…






Naiwne lata młodego architekta ideałów. Nadmierny optymizm miłosnych założeń, czyli o tym, co (między innymi) prowadzi do nieudanych związków.

Napisawszy te słowa, spowodowałem wypłynięcie na powierzchnię również innego wspomnienia, rzucającego nieco światła na to, jak inspirowany swymi wczesnymi doświadczeniami, wzbogacałem cały ten stelaż upragnionego marzenia o kolejne elementy, uzupełniając swój prywatny, niewypowiedziany etos kochanka. Dopiero z perspektywy czasu widzę, jak ważną rolę i jak wielkie wrażenie wywołała na mnie... pierwsza komunia...? Nie, nie. Wcale nie. Ona akurat oddziałała na mnie kiepsko. Natomiast to, co było przed nią - pierwsza spowiedź... była czymś wyjątkowym! Do dziś pamiętam jak bardzo wyzwalającym i oczyszczającym przeżyciem było wypowiedzenie tych kilku słów i przyznanie się przed księdzem do tego, o czym nie mówiło się nawet przyjacielowi czy rodzicom. Szybko jednak zrozumiałem, że to niezwykle uczucie zrzucenia ciężaru i następującej po niej lekkości na duchu nie było spowodowane żadnym boskim działaniem odpuszczania grzechów, a wciąż tą samą intymnością, tyle że posuniętą jeszcze dalej za granicę norm społecznych. Przyznając się do kłamstw, zazdrości, nienawiści oraz wszelkich innych czynów uznawanych za nieprzyzwoite lub w jakimś stopniu społecznie nas kompromitujące, do których tym bardziej nie mamy ochoty się przyznawać (czasem nawet przed samymi sobą), mamy do czynienia z tym większym pokonywaniem granic prywatności, bo i stawka, zawarta w dawce ezoterycznej wiedzy jaką mamy ujawnić, rośnie.

W moim przypadku, z tego względu szybko również nastąpił świadomy bunt przeciw religii, w jakiej byłem wychowywany - całkowicie szczerze wyspowiadałem się tylko ten jeden raz, po czym poprzysiągłem sobie, że bez względu na jakiekolwiek teologiczne konsekwencje, chociażbym miał zostać potępionym, kolejną taką spowiedź odbędę z kimś, kogo zapragnę uczynić tak bardzo bliskim, komu będzie na mnie zależało, kto będzie sam gotów obnażyć się przede mną taką konfesją, otrzymując symetryczne odpuszczenie grzechów i akceptację dla siebie. Wszystkie pozostałe spowiedzi były z mojej strony konfabulacjami - nie chodziło wcale o to, że wstydziłem się mówić o jakichś swych grzechach, bo często dla zabawy wymyślałem nawet poważniejsze przewiny, niż te do jakich faktycznie się dopuściłem - byłem jednak bardzo zdeterminowany, by ukryć wszelkie prawdziwe informacje mogące jakkolwiek świadczyć o mym faktycznym jestestwie, bo one w mojej opinii nie należały się żadnemu obcemu człowiekowi, bez względu czy faktycznie był wysłannikiem Boga, czy nie.

Kościół katolicki mimo starań rodziny, zwłaszcza dziadków, nigdy nie zajął żadnego ważnego miejsca w moim życiu, natomiast jestem tej instytucji wdzięczny właśnie głównie za tamto doświadczenie. Stanowiło nie lada inspirację i bardzo szybko zaadoptowałem je na własne potrzeby, zdając sobie sprawę z kolejnej płaszczyzny, na jakiej można okazywać i osiągać z drugą osobą bliskość. Miłość musiała być wspaniała nie tylko z powodu blasku drugiej osoby, wszelkich jej chwalebnych i wspaniałych cech, jakie zauważamy w pierwszej kolejności, samemu starając się autopromocyjnie eksponować własne - jest wspaniała, bo uczy okazywać się komuś w całej swojej okazałości, w pełnej krasie, ufnie powierzając nawet to, co przed każdym innym staramy się najgłębiej ukryć w swej codziennej praktyce. Tylko to sprawia, że potrafimy odróżnić, czy ktoś kocha nas jako całość, jaką jesteśmy, czy znalazł upodobanie w zaledwie kilku naszych cechach, a całej reszty najchętniej by się pozbył. W dodatku stanowi również sprawdzian zaufania - powierzając te cenne, newralgiczne obszary samych siebie, poddajemy testowi drugą stronę, rozstrzygając czy faktycznie jest po naszej stronie.

***

Czas jednak upływa a my dojrzewamy. Marzenia, albo są porzucane, albo ewoluują wraz z nami. Z biegiem lat więc i mój stale uzupełniany i inspirowany model wyśnionej miłości zaczął ulegać zmianom. Scenariusze jakichś tragicznych „co-by-było-gdyby”, pełnych poświęcenia, męczeństwa czy cierpienia, mające akcentować stopień oddania, odeszły gdzieś na bok. Uznając, że takie krańcowe sytuacje są mało prawdopodobne i lepiej skupić się na częstszych, codziennych zagrożeniach czyhających na szczęśliwy związek, starałem się je w wyobraźni tropić i neutralizować, rozważając na sucho kolejne trudności. Nie zamierzałem popełniać błędów moich rodziców, które miałem przed samym nosem, poprzysięgając sobie znacznie bardziej świetlaną przyszłość. No i starałem się nad sobą pracować, aby żyć mądrzej i nie prowokować sytuacji, w której wybór postawy heroicznej kończący się katastrofą stałby się nieodzowny.

Samotne wieczory, tuż przed snem, gdy rzeczywistość nie zwiastowała nawet cienia szansy na związek, jakoś tak spontanicznie wypełniały się wykwitami wyobraźni, podsuwającymi strzępy obrazów takowego. Część z tych nawiedzających imaginacji to raczej wyidealizowane modele estetyczne, tworzone dla samego uniesienia czymś pięknym — dość stacjonarne i niewymagające żadnego dalszego wkładu ze strony własnej. Większość jednak, to raczej zadawane samym sobie zadania. Łamigłówki. Wymyślone sytuacje, w których trzeba coś powiedzieć, coś zrobić, czasem wykonać gest bądź podjąć decyzję, żeby daną scenę rozwiązać. Niektóre bywają naprawdę natrętne, powtarzają się wielokrotnie, domagają się wielu różnych rozstrzygnięć, z których każde następne powinno być jeszcze bardziej satysfakcjonujące; bardziej urokliwe, przenikliwsze, subtelniejsze czy w zależności od kontekstu — żarliwe. Generalnie jednak każde z tych rozwiązań opiera się na jakiejś formie celebracji bliskości i pogłębianiu intymności — znoszeniu wszelkich zakłóceń, barier, które przeszkadzałyby we wzajemnym radowaniu się swoją obecnością. Czasem scenariusz zakłada pocieszenie, przywrócenie nadziei, czasem rozwiązanie nieporozumienia czy sporu, okazanie akceptacji jakiej wyobrażona osoba nie spodziewała się uzyskać. Sukcesywne odegranie danej sceny przynosi jakieś katharsis lub przynajmniej jego namiastkę. Z wszystkich tych urywków, my marzyciele, układamy jakiś swój etos kochanka i model upragnionej miłości.
Gdy jest nam źle, naprawdę źle, to właśnie tam, w wyobraźni, najczęściej znajdujemy pociechę. Sami jej sobie udzielamy. Nie pomylę się chyba wielce, jeśli przyjmę, że i Ty, której szukam, nieraz zaprawiałaś się na sucho w miłosnych misteriach, szepcząc wtulona w poduszkę wyznania, które sama chciałabyś kiedyś usłyszeć ze strony kogoś rzeczywistego, prawda?

Oczywiście, oprócz snucia tych wizji, zastanawiałem się, czy Tę Najistotniejszą poznam w podobny, spontaniczny i niespodziewany sposób jak J., czy też nie i będę musiał wykazać się jakąś aktywnością, by Ją w kimś rozpoznać. Miałem oczywiście jakieś oczekiwania względem tej osoby, ale na tyle niesprecyzowane, że dotyczyć mogły dość szerokiej rzeszy dziewcząt. Nie wiedziałem kogo wypatrywać, starałem się zauważać ludzi, być może nawet ciut paranoicznie, obawiając się, że mogę przegapić szansę na realizację największego ze swoich marzeń. Być może te dwie rzeczy zaważyły na moim przyszłym losie.

W efekcie jednak zafundowałem sobie czas ufnego, ale też biernego wyczekiwania i zajmując się swymi sprawami, kończąc jedną szkołę oraz, rozpoczynając kolejną, zapełniałem tak niefrasobliwie swe dni. Do pewnego momentu ta ufność była uzasadniona i korzystna. Później, trudno powiedzieć na jakim etapie, pozostając bezowocną taką być przestała. Jeśli wydaje Ci się, że sprawy same się ułożą, że na pewno spotkasz tę właściwą osobę i wystarczy na nią zwyczajnie pokornie zaczekać - cóż, możesz się głeboko rozczarować. Jeśli nie będziesz miała wystarczająco wiele szczęścia i na kogoś takiego nie trafisz, możesz podzielić moje doświadczenia. Mnie nic takiego nie spotkało.

Owszem, w końcu się zakochałem. Nawet z wzajemnością. Z radością witałem ten fakt, sądząc, że oto nadeszły dni, w których wyjdę poza swą głowę i wreszcie będę mógł uszczęśliwić kogoś w rzeczywistości. Szybko jednak przekonałem się o zwodniczości tego przekonania. Mimo jak najlepszych chęci z niektórymi ludźmi po prostu jest nam tak bardzo nie po drodze, iż możemy sprawiać im jedynie kolejne rozczarowania. Spotkanie innych światów, drastycznie innych oczekiwań od związku i życia. Rozsypało się to szybciej niż się zaczęło, przy pierwszym nagłym powiewie. Może i lepiej - zostając ze sobą dłużej, oboje mogliśmy wycierpieć więcej.

Mimo tamtego bólu, doświadczenie to nie nauczyło mnie wystarczająco wiele - wciąż byłem przekonany, że udany związek to raczej kwestia woli, niż odpowiedniego doboru. Zależna przede wszystkim od obustronnych starań a nie gotowego, idealnego dostrojenia, jakie się ludziom przytrafia bądź nie. Być może przyjąłem tak optymistyczne założenia ze strachu przed zmierzeniem się z rzeczywistym stopniem trudności realizacji swego marzenia - szukania igły w stogu siana? Może.

W każdym razie, po skończeniu ogólniaka i rozpoczęciu studiów, po kolejnych dwóch latach samotności spotkałem niewątpliwie bardziej dopasowaną do siebie dziewczynę, chociaż ze wstydem muszę przyznać, związek z nią nie rozpoczął się w pełni właściwie - był podyktowany litością - zrobiło mi się jej zwyczajnie żal i postawiłem sobie za cel uleczenie „ptaszyny z przetrąconymi skrzydłami”. Gdzieś z tyłu głowy kołatała się również ambicja ostatecznego sprawdzenia się we wspólnym życiu z kimś rzeczywistym. Zignorowałem wszelkie pojawiające się wątpliwości względem pełnowartościowości tego kontaktu, uznając za nieważne, co przyciąga do siebie ludzi. Ważniejsze wydawało się to, czy wykorzystują oni uzyskaną szansę. I chociaż połączyły nas wspólne zainteresowania, podobne poglądy czy dynamika życia, a ja odnosiłem wrażenie, że z czasem uda mi się do niej dotrzeć, osiągając ten wymarzony kształt związku, po sześciu latach upartego drążenia skały wreszcie się poddałem, spoglądając prawdzie w oczy. Z nią było to niemożliwe - z jej strony nie mogłem otrzymać tego, czego tak cierpliwie wyczekiwałem. Bez względu na ilość uwagi, sił i ciepła wkładanego przeze mnie w ten związek, osiągnął on swoje maksimum, jakie absolutnie mnie nie satysfakcjonowało. Więcej wykrzesać się już nie dało - w porywach było letnio, a ja nigdy nie doprosiłem się intymności w takim stopniu, na jakim tak bardzo mi zależało.

Jak widzę, tutaj na forum są wątki, które zaświadczają o podobnych trudnościach [http://introwertyzm.pl/viewtopic.php?f=28&t=1016 / http://introwertyzm.pl/viewtopic.php?f=3&t=69] - ludzie miewają problemy z otwieraniem się na innych. Otóż, ja miałem problem odwrotny - nie mogłem uzyskać tego otwarcia z jej strony. Nie była w stanie dokonać tego ostatniego skoku wiary, a brak kompletnego zawierzenia, zaufania i przekroczenia tej bariery, sprawił, że zwątpiłem w sens ciągnięcia tego dalej. Nie potrafiła znaleźć w sobie tyle odwagi lub po prostu nie chciała znaleźć się ze mną po tej samej stronie. Skrupulatnie zostawiała dla siebie ten margines prywatności, za który nie chciała mnie nigdy wpuścić. A do tego dodać należało skłonność do szukania jakichś „haków”, jakby związek miał być ringiem, co w ogóle na końcu poirytowało mnie na tyle, że zdecydowałem się to skończyć. Tak jak kiedyś byłem pełny wiary, że uda mi się ją przekonać do swoich racji w kwestii okazywania uczuć i tworzenia związku, tak wreszcie zrozumiałem, że biologicznego hardware`u się nie przeskoczy.





Jak dokonałem druzgoczącego bilansu, straciłem złudzenia i poprawiłem swą teorię kochania.

Gdy zdajesz sobie sprawę, że spędziłaś kupę czasu u boku niewłaściwej osoby, czujesz wiele różnych emocji. Przede wszystkim wstyd, poczucie winy, ale też ulgę. Wstyd, bo pomyłka to pomyłka - wydawało Ci się, iż jest tak, a okazało się, że tak nie jest - wizja świata rozmija się z rzeczywistością, więc tkwiłaś w błędzie. A pretensje możesz mieć jedynie do siebie, bo to Twój intelektualny błąd w założeniach Cię do tego doprowadził. Poczucie winy, bo przecież zaangażowałaś do związku drugą osobę, która też miała swoje długoterminowe plany, wydawało się, że stworzyła z Tobą coś stabilnego, a Ty się nagle i dla niej niespodziewanie wykruszasz. Nikt nikogo nie zdradził, nikt nikogo nie pobił, nic nie zwiastowało końca, a jednak on nastąpił w wyniku Twojej decyzji. To nie jest w porządku, burzyć komuś życie i urządzać w nim trzęsienie ziemi. Ale wreszcie, czujesz też ulgę - bo jednak naprawiasz swój, było - nie było - ale jednak błąd. Znowu jesteś na właściwej drodze, wyłazisz z manowców, bagien, grząskich piasków. Skręciłem źle, zatrzymały mnie na sześć cennych lat, ale wreszcie się po tym pozbierałem i wychodzę. I nie zmarnuję ani godziny dłużej. To pokrzepiająca myśl, która poprawia humor i przywraca nadzieję.

Na początku jednak, rozgoryczony myślą, że oto na dwie próby stworzenia szczęśliwego związku, obie zakończyły się niepowodzeniami, rzuciłem się z pretensjami, do tych wszystkich widów, marzeń. Podszedłem sceptycznie do treści owych pragnień, wysuwając oskarżenie o to, że szkodliwie każą mi gonić za czymś zupełnie nierzeczywistym, proponują niesamowicie wymagający dla obu stron obraz związku, który niezrealizowany prowadzi ostatecznie do niedosytu, niespełnienia a wreszcie i frustracji. Byłem rozgoryczony. Po cóż jawi mi się coś tak niepraktycznego? Czemu każe mi się sobie podporządkowywać? Nie znajdowałem odpowiedzi, więc postanowiłem przyjrzeć się temu w detalach. I czyniąc to, zrozumiałem najistotniejsze. Obserwując udzielającą mi się wizję miłości, stylu czy sposobu jej okazywania, dostrzegłem sam siebie — swoje własne cechy, predyspozycje, skłonności — wnętrze. I wszystko stało się jasne i zrozumiałe, wręcz banalne. Kształt upragnionej przeze mnie miłości był odciśnięty moją własną formą.

Potrzeba dzielenia się w pełni całym sobą; odsłonięcie najskrytszych spraw, ujawnienie rzeczy, które staram się przed innymi ukrywać lub czasem mam trudności by przyznać nawet przed samymi sobą, pragnienie wzajemnego powierzenia najbardziej newralgicznych części jaźni, świadcząca o absolutnym zaufaniu. Tworzenie wspólnego frontu, wymagające uczynienia się całkowicie bezbronnym względem drugiej strony. Wynajdowanie kolejnych, psychologicznych »listków figowych« - oporów przed jeszcze większą bliskością i ich konsekwentne unicestwianie. Czemu to ma służyć, z czego wynika?

Cóż, moja odpowiedź jest następująca: z inteligencji, wyobraźni i empatii. Sfera intelektualna wymaga informacji. Udostępniasz je więc ukochanej osobie, by mogła je przejąć, uzupełnić brakujące luki. Aby wiedziała kim naprawdę jesteś. Nie mogę w pełni kochać kogoś, kto się przede mną ukrywa i sam nie mogę być w pełni kochany, jeśli robię to samo. Bo skąd mogę wiedzieć, że ktoś lukę niewiedzy o mnie uzupełni zgodnie ze stanem faktycznym? A jeśli nie, to będzie kochał przecież jakąś ułudę, wyidealizowaną wizję mnie, a nie to, czym jestem w rzeczywistości. I jakże będę się czuł zdając sobie sprawę z tego, że te wszystkie ciepłe uczucia kieruje gdzieś obok prawdziwego mnie? Dlatego, jeśli chcesz być kochana dogłębnie i kompletnie, musisz dać się prześwietlić, wskazać nawet te starannie ukrywane, najintymniejsze zakątki, odrzeć całkowicie z sekretów, urządzić ze związku poniekąd coś na kształt konfesjonału, który zainspirował mnie w dzieciństwie.

Dalej łączy się z tym empatia, czyli sfera emocjonalna. Wiedzieć to połowa doświadczenia. Czuć - druga. Jesteśmy empatami, łatwiej niż inni przyjmujemy cudzą perspektywę, ale sami też pragniemy, by ukochana osoba mogła poczuć jak to jest być nami, przejąć całkowicie naszą i w ten sposób nas doświadczyć. Ostatecznie potrzebujemy przecież tego niemalże mistycznego doświadczenia zjednoczenia, wspólnego przeżywania siebie, dzielenia się wszelkimi myślami, uczuciami, wzajemnego odwzorowania na wskroś siebie nawzajem, przyjmowania swoich punktów widzenia i ukucia z nich tego jednego, wspólnego, poprzez jednoczesne ich pojmowanie. Ja przeżywam Twoje istnienie, Ty moje, a w rezultacie tego dostrojenia stajemy się jednym i tym samym. Bliżej podejść do siebie ludziom nie jest dane.

I wyobraźnia: bo ten rodzaj miłości się na niej opiera, jest od niej uzależniony, wymaga intuicyjnej telepatii, przewidywania i zapobiegania różnego rodzaju kłopotom. Jest nastawiony na długi termin, powoduje przyjmowanie modelu wiecznej, nieśmiertelnej miłości, niewygasającej, zawsze celebrowanej z tym samym pietyzmem. Wyniesieniem partnera do samego centrum swego wnętrza, dzielenia się z nim swoimi wartościami, twórczego łączenia ich w jeden wspólny świat znaczeń. Malowanie razem pejzażu z pełnym jego zrozumieniem. Jesteśmy ludźmi wyobraźni, nie namacalnej materii. Nie będziemy się kłócić o to, jak urządzić mieszkanie czy dom, gdzie powinien stać stół czy krzesło, zależeć nam będzie raczej na wewnętrznym świecie, jego koherencji oraz pożytku jaki ma nieść obojgu bez cudzej krzywdy.

Dotarło więc do mnie, że miłość jaką przeżywają ludzie jest ich najbardziej bezpośrednią pochodną. Wynika wprost z nich samych. Nasza budowa, konstytucja wnętrza pociąga za sobą sposób w jaki ją okazujemy i przeżywamy. W jaki chcemy ją przeżywać i okazywać. Jest czymś w rodzaju całkowicie prywatnego, unikalnego języka, jakim przemawiamy, będąc najbardziej sobą, zawierając w tym całych siebie, którego składnia powstaje z najbardziej podstawowych wewnętrznych ukierunkowań. Moim podstawowym błędem było to, że sądziłem, iż może ona wynikać z wychowania, wpływu kultury czy czegokolwiek zewnętrznego, co leży poza nami. Że w związku z tym, mogę skłonić kogoś, aby kochał po mojemu. Nauczyć go mówić w moim prywatnym języku. Przekonać, że można w nim wyrazić więcej niż w tym przy czym upierał się on, namawiając do przyjęcia mojej emocjonalnej perspektywy. No więc zrozumiałem wreszcie, że nie mogę. Bo to ostatecznie biologia, a nie kultura jest fundamentem generującym postawę wobec świata, czy tego jak się okazuje najwyższy stopień afirmacji istnienia drugiej osoby, potocznie zwany miłością. Każdy kocha tym, czym dysponuje, tak jak witraż przepuszcza światło, barwiąc je odpowiednim układem szkieł. Pragniesz bardzo konkretnego rodzaju miłości? Musisz zatem szukać bardzo konkretnego rodzaju człowieka, zdolnego do organicznego jej wytworzenia. Bo to przecież człowiek jest jej źródłem i podstawą bytową.

Łagodniej spojrzałem więc na marzenia towarzyszące mi od tak dawna. Nie miałem racji w tych swoich żalach. Tak, postawiły mi niezwykle trudne zadanie, ale zasłona wreszcie opadła - miałem już wszystkie informacje potrzebne do ziszczenia tego najważniejszego szczęścia. Wreszcie jasno wiedziałem, kogo powinienem znaleźć, aby je zrealizować. Swojej odpowiedniczki, vis-a-vis po drugiej stronie granicy wytyczonej przez płeć. Na dobrą sprawę, wydawało się to dawno znaną, ale zlekceważoną i zapomnianą prawdą. Być może porzuconą w obawie przed jakimiś narcystycznymi implikacjami, być może w toku upojenia zdolnością rozumienia ludzi tak od siebie różnych i ambicją podjęcia wyzwania łączenia przeciwieństw. Gdy jednak zrozumiałem, że żadne przeciwieństwo nie mogą dać tego, czego szukam, czego potrzebuję do szczęścia... cóż, stało się jasne, że powinienem skoncentrować się na poszukiwaniach jakiejś drugiej... siebie.

A to, po paru innych perypetiach przywiodło mnie wreszcie do tego miejsca, które zdaje się być introwertycznym centrum polskiego internetu...





Ciebie, której nawołując wypatruję, szukam i znam, chociaż jeszcze nie dane było mi spotkać...

Tak, z jednej strony niesłychanie rozczarowującą prawdę stanowi myśl, że można kogoś kochać oraz być przez niego kochanym, ale w tej miłości być niekompatybilnym. Nie odczuwać jej w pełni, nie móc się nią „wyżywić” i nie być w stanie w satysfakcjonujący dla drugiej strony jej wyrazić. Owszem, ludzie ze sobą sporo przebywający w jakimś stopniu mogą się do siebie dopasować i z pewnością nauczyć także stylu okazywania bliskości. Jeżeli jednak nie jest on ich natywnym, a czymś jedynie wyuczonym - raczej nigdy nie osiągną w nim wystarczającej biegłości, a w końcu zmęczą się i zniechęcą grając rolę, do której nigdy nie zostali powołani. W najlepszym wypadku osiągniemy z nimi jedynie dolinę niesamowitości, wyczujemy nieautentyczność i maskaradę, co spowoduje dalszą frustrację. Możemy o sobie myśleć jako o zbyt wybrednych niewdzięcznikach, ale niczego to nie zmieni, bo gdy coś nie wystarcza, to nie wystarcza. Jeżeli udziela się nam nie tylko sama wizja miłości, jaką chcemy i jesteśmy zdolni okazywać, ale też mamy sprecyzowane oczekiwania i rozumiemy swoje potrzeby względem formy jej odbioru, musimy szukać kogoś, kto w zupełnie naturalny dla swej natury, w niewymuszony sposób nam taki zagwarantuje.

Nigdy nie natknąłem się na kogoś wystarczająco podobnego do siebie. Wydawać by się mogło, że takie spotkanie z czasem musiało nastąpić, ale nie - wcale nie nastąpiło. Sam już nie wiem, czy mam na tyle nietypowe zainteresowania, że w toku swojego życia nie wszedłem na żaden zbieżny kurs ze swoją odpowiedniczką, czy może takową przegapiłem, bo minęliśmy się gdzieś kiedyś, migając sobie jedynie w tle. Z pewnością aktualne odosobnienie i zmęczenie kontaktami z ludźmi, nie sprzyja nawiązaniu wielu znajomości, co tym bardziej zmniejsza szansę na poznanie takiego kogoś, ale wcześniej okazji do tego nie brakowało, a mimo wszystko, nic takiego nie miało miejsca.

Wiem jednak, że gdzieś tam jesteś i też pewnie zamykając się wśród czterech ścian narzekałaś wielokrotnie na podobny los, dla pocieszenia raz po raz, dzień po dniu pogrążając się w swej wyobraźni. Nie wiedziałaś gdzie i jak szukać, bo nie przyszło Ci do głowy, ani też porzucić naturalnej skrytości i na głos wykrzyczeć kogo i czego Ci potrzeba, co pozwoliłoby temu komuś Twoją osobę odnaleźć. Może tak jak ja, związałaś się z kimś, kto akurat był w pobliżu, chociaż nie potrafił nigdy celebrować Twego istnienia w sposób w pełni Cię satysfakcjonujący? A może zabrakło odwagi? Wrażliwi, uczuciowi ludzie na ogół nikomu się nie narzucają albo uprawiają swego rodzaju mimetyzm, pozując na twardszych, co tym bardziej może utrudniać ich identyfikację. Impas w rozwiązywaniu tych logistycznych trudności jakoś jednak trzeba przełamać, a z internetem wyłowienie się z gąszczu dusz powinno okazać się łatwiejsze.

Jeśli więc cechuje Cię zbliżona struktura potrzeb i jesteś dziewczyną o wielkim sercu i bujnej wyobraźni, a przede wszystkim wielka, zażyła, oparta na syntonii miłość stanowi Twe od dawna kultywowane po cichu marzenie, które chciałabyś wreszcie zrealizować z kimś zdolnym do jego udźwignięcia - odezwij się. Bo jest możliwe, że to właśnie ja. Zarejestruj się i wyślij mi prywatną wiadomość. Nieważne skąd jesteś. Miejsce zamieszkania czy odległość nie mogą być żadną przeszkodą ani tym bardziej usprawiedliwieniem, jeśli do osiągnięcia jest spełnienie oraz szczęście dwojga.

Rzecz jasna, nikt tu nikomu nie może niczego zagwarantować. Może okazać się, że mimo podobieństw jesteśmy jednak ukierunkowani na inne wartości, dążymy do wykluczających się ideałów lub aspirujemy do czegoś, czego pogodzić się ze sobą nie sposób. Możemy zupełnie banalnie nie przypaść sobie do gustu albo chemia między nami nie zadziała z jeszcze innych względów. Trudno. Spróbować, mimo wszystko, warto. Zwłaszcza, gdy jedyną alternatywą pozostaje gorycz samotności. Dlatego, jeżeli już skłaniasz się do mnie napisać, nie ulegaj przedwczesnej ekscytacji. Może nie będziemy jednak tymi najwłaściwszymi dla siebie ludźmi, może jakieś detale wykluczą głębszą znajomość, ale z pewnością należymy do kręgu tych, którzy powinni się wzajemnie sprawdzić, chociażby korespondencyjne. Próbuję więc i stawiam pierwszy krok. Drugi należy już do Ciebie.






Takie tam osobowościowe technikalia na sam koniec...

Przy okazji dokonanych odkryć, uzupełnienia światopoglądowych luk, skonkretyzowania oczekiwań oraz zmiany strategii, w toku działania trafiłem na inny problem - problem tożsamości i identyfikacji. OK, wprawdzie dotarło do mnie, że ludzie, trochę jak okręty podwodne zostawiają za sobą pewien unikalny ślad termiczny czy dźwiękowy, po którym można ich rozpoznawać, ale jak określić dokładniej kogo w zasadzie konkretnie się szuka i gdzie można go znaleźć? Mam szukać kogoś podobnego do siebie, ale jak określić i nazwać tę „mojość”? Na czym ona dokładnie polega? O co mam pytać, na co powinienem zwracać szczególną uwagę?

W ten sposób trafiłem wreszcie na różnego rodzaju typologie osobowości. Najciekawsze okazały się MBTI i inne jej pochodne oparte na jungowskich funkcjach kognitywnych. Ponieważ widzę, że część osób tutaj jest zainteresowana określeniem się w ich ramach, postanowiłem podzielić się swoimi wynikami, bo jak autopromocja, to już po całości. Może druga strona też się nimi zasugeruje i ułatwi to kontakt.

http://www.mypersonality.info/empatheon/ - wynik testu z MyPersonality.info.

Wyniki mierzenia siły poszczególnych funkcji kognitywnych wraz z ich kolejnością z Jungian Cognitive Function Quiz:

Your Cognitive Functions:
Introverted Intuition (Ni) ||||||||||||||||||||||||||| 12.98
Extroverted Feeling (Fe) |||||||||||||||||||||||||| 12.45
Introverted Feeling (Fi) |||||||||||||||||||| 9.17
Introverted Thinking (Ti) ||||||||||||||| 6.53
Extroverted Thinking (Te) |||||||||||| 5.01
Extroverted Intuition (Ne) ||||||||| 3.705
Introverted Sensation (Si) ||||||||| 3.7
Extroverted Sensation (Se) |||||| -4.43

Your Introverted Intuition (Ni) is very developed.
Your Extroverted Feeling (Fe) is very developed.
Your Extroverted Intuition (Ne) is moderate.
Your Introverted Sensation (Si) is moderate.
Your Introverted Thinking (Ti) is moderate.
Your Extroverted Thinking (Te) is moderate.
Your Introverted Feeling (Fi) is moderate.
Your Extroverted Sensation (Se) is poorly developed.


Ni - Fe - Fi - Ti - Te - Ne - Si - Se

Kiedy indziej robiłem coś podobnego z Keys to Cognition. Wyszło mi tak:
Obrazek

Wydawać by się mogło, że wystarczy więc napisać anons o treści „Pan INFJ szuka Pani INFJ” / „INFp szuka identikalki” albo iść dalej według tego klucza. MBTI jednak, przynajmniej w podstawowej wersji z jaką miałem do czynienia, nie bierze pod uwagę wewnętrznego zróżnicowania wśród samych typów. I chociaż dość często INFJ w niektórych opisach zyskują barwne ustępy o swej romantycznej naturze, w rzeczywistości sprawa przedstawia się inaczej. Można znaleźć osobniki zupełnie oschłe, opierające się przede wszystkim głównie na kombinacji Ni+Ti (już bez wnikania czy to taki etap w życiu, gdy ktoś chce się sprawdzić przede wszystkim intelektualnie czy standard dla danej osoby). I to była generalnie najpoważniejsza trudność.

Nie mogłem oczywiście odmówić sobie wypróbowania tej drogi i odnajdując nieznajome dziewczęta określające się w internecie jako INFJ, wysyłałem im podobne do powyższej treści listy, licząc że trafią do kogoś lustrzanego, z tymi samymi emocjonalnymi potrzebami. Poza skuchami w rodzaju wyboru adresatek okazujących się być w związkach, cała reszta zainteresowana w typologiach i określaniu się za pomocą psychologicznych modeli, zdecydowanie nie była na tyle wylewna i emocjonalna. Na tym zresztą polegały me ostatnie perypetie. Ponieważ ostatecznie ten sposób okazał się nieskuteczny i wyjątkowo wyczerpujący psychicznie. Na ile sposobów można opowiadać tę samą historię, by nie straciła znaczenia, obracając się w farsę? Nie udało mi się listownie trafić żadnej „drugiej siebie” (chociaż gdyby się udało, to taki początek byłby przecież cudownie magiczny... dostać znikąd list przeznaczony dla siebie, rozwiązujący tę najważniejszą, ukrywaną kwestię), postanowiłem, że muszę zadziałać na szerszą skalę - stąd piszę mniej więcej to samo, tyle że publicznie. Jeżeli również i to nie pomoże, to chyba jeszcze bardziej zwiększę zasięg, wydrukuję tego posta i okleję nim okoliczne miasteczko. A później kolejne. I tak do skutku...

W każdym razie, teraz to już raczej rzecz logistyki poszukiwań. Uznając, że podobna, siostrzana dusza raczej nie jest zainteresowana wgłębianiem się do takiego stopnia w kwestie typologii (bo przecież i ja nie byłem, dopóki nie uznałem, iż coś takiego może być przydatne w potykaniu się z daną materią), zrezygnowałem z miejsc ściśle podporządkowanych psychologii czy socjonice, ale to forum nie jest jednak tak ścisłe, prawdopodobnie więc tutaj będzie inaczej. Może też znacie kogoś z podobnym marzeniem, w rodzinie czy w waszym otoczeniu, kogo moglibyście nakierować tutaj. Może potrzeba tu stworzyć sieć ludzi dobrej woli, za pośrednictwem jakiej dwoje ludzi się odnajdzie? Teraz to jest tylko kwestia transferu informacji i zwiększenia szansy na to, aby dotarła ona do właściwych uszu.

Wydaje się, że chociaż faktycznie taka osoba będzie znajdowała się wśród INFJ (ale prawdopodobnie może to być INFP z wystarczająco silną Fe[?]), to raczej nie będzie obeznana w tej terminologii i sama się tak raczej nie określi, nie ułatwiając mi również poszukiwań. Stąd zdecydowałem się opisać raczej swoje doświadczenia i ich charakter, licząc że w tej bardziej przystępnej formie łatwiej dotrę do tej, do której dotrzeć zamierzam. Ale i zamieszczam te wyniki testów, bo a nuż właśnie one przydadzą się bardziej. Nie wiem czy taka kombinacja natężenia funkcji kognitywnych zawsze będzie skutkować podobnymi życiowymi priorytetami, ale może chyba stanowić jakiś punkt odniesienia w określaniu podobieństwa.

Jeżeli macie jakieś sugestie lub rady w temacie podjęcia skutecznych poszukiwań, chętnie posłucham. Na razie zarzucam tu szeroko sieci...

Sam założony temat może przydać się innym introwertycznym romantyczkom i romantykom chcących się odnaleźć i posłużyć im jako punkt zbiorczy, więc nie zakładam go wyłącznie z myślą jedynie o swojej prywacie. Może przecieram szlak innym...
Awatar użytkownika
UnderPressure
Introwertyk
Posty: 75
Rejestracja: 10 lip 2014, 11:32
Płeć: mężczyzna
Enneagram: 5w6
MBTI: INTP
Lokalizacja: Mazowsze

Re: Poszukiwana introwertyczna, marzycielska romantyczka

Post autor: UnderPressure »

Omnis Moriar

Obrazek
Awatar użytkownika
Drim
Legenda Intro
Posty: 2119
Rejestracja: 07 mar 2013, 21:32
Płeć: mężczyzna

Re: Poszukiwana introwertyczna, marzycielska romantyczka

Post autor: Drim »

Magapost ! Wygrałeś w internet ! TO jest nawet dłuższe od pewnego megaopisu który widziałem na Sympatii.pl ! BTW didn't read lol.

Edytka / przeczytałem.
emfausto

Re: Poszukiwana introwertyczna, marzycielska romantyczka

Post autor: emfausto »

Też przeczytałem, "rasizm osobowościowy" (nawet uargumentowany), dawno tego "motywu" na forumie nie widziałem :)
Awatar użytkownika
highwind
Legenda Intro
Posty: 2179
Rejestracja: 15 paź 2011, 10:27
Płeć: mężczyzna
Enneagram: 1w9
MBTI: istj
Lokalizacja: wro

Re: Poszukiwana introwertyczna, marzycielska romantyczka

Post autor: highwind »

Może mnie ktoś to streścić? :P
Awatar użytkownika
UnderPressure
Introwertyk
Posty: 75
Rejestracja: 10 lip 2014, 11:32
Płeć: mężczyzna
Enneagram: 5w6
MBTI: INTP
Lokalizacja: Mazowsze

Re: Poszukiwana introwertyczna, marzycielska romantyczka

Post autor: UnderPressure »

Oh jej mój link nie działa, co te urządzenia mobilne :(

https://www.youtube.com/watch?v=xIwK7nykfCQ
Omnis Moriar

Obrazek
KapiX
Introwertyk
Posty: 65
Rejestracja: 16 maja 2010, 1:25
Płeć: mężczyzna

Re: Poszukiwana introwertyczna, marzycielska romantyczka

Post autor: KapiX »

highwind pisze:Może mnie ktoś to streścić? :P
Pan szuka Pani dopasowanej pod względem zaprezentowanej w poście osobowości. Cała reszta to uzasadnienie metody i kryteriów.
Awatar użytkownika
Faramuszka
Stały bywalec
Posty: 226
Rejestracja: 26 paź 2012, 17:25
Płeć: kobieta

Re: Poszukiwana introwertyczna, marzycielska romantyczka

Post autor: Faramuszka »

Typowe infj xd cóż powodzenia, szukaj sobie infxów, czy tam enneagramowych 4, nie przeczytałam całego, jak wrócę, to ogarnę.
Awatar użytkownika
Drim
Legenda Intro
Posty: 2119
Rejestracja: 07 mar 2013, 21:32
Płeć: mężczyzna

Re: Poszukiwana introwertyczna, marzycielska romantyczka

Post autor: Drim »

Facet szuka laski która zdradzi mu całą swoją osobowość, każdy szczególik i tajemnicę aby razem mogli stworzyć ultra - związek gdzie nie będzie dwóch ludzików ale jedność. Będą dla siebie najważniejsi / życie partnera w centrum twoich myśli i twojego życia / etc / oraz, co najważniejsze, będą mieli zbliżone charakterki.

Szukajcie a znajdziecie, mawiają. Szerokości :)

/ dla mnie chore, nie umiałbym w czymś takim funkcjonować.
emfausto

Re: Poszukiwana introwertyczna, marzycielska romantyczka

Post autor: emfausto »

dla mnie chore, nie umiałbym w czymś takim funkcjonować
bo nie jesteś eFką :P

edit: nie wiem jak się wymawia/piszę jego nick (ja nawet takich znaków na klawiaturze nie mam),
szuka relacji semi-dualnej, mało prawdopodobne, że mu się uda.
Awatar użytkownika
Drim
Legenda Intro
Posty: 2119
Rejestracja: 07 mar 2013, 21:32
Płeć: mężczyzna

Re: Poszukiwana introwertyczna, marzycielska romantyczka

Post autor: Drim »

Myślę że to alfabet grecki, jest bardzo podobny do tych wszystkich słów które widziałem na rycinach przedstawiających Starożytną Grecję, ew Bizancjum.

BTW:

Podoba mi się ten fragment o fetyszu spowiedzi.
...całkowicie szczerze wyspowiadałem się tylko ten jeden raz, po czym poprzysiągłem sobie, że bez względu na jakiekolwiek teologiczne konsekwencje, chociażbym miał zostać potępionym, kolejną taką spowiedź odbędę z kimś, kogo zapragnę uczynić tak bardzo bliskim, komu będzie na mnie zależało, kto będzie sam gotów obnażyć się przede mną taką konfesją, otrzymując symetryczne odpuszczenie grzechów i akceptację dla siebie.
emfausto

Re: Poszukiwana introwertyczna, marzycielska romantyczka

Post autor: emfausto »

Drimlajner pisze:Myślę że to alfabet grecki, jest bardzo podobny do tych wszystkich słów które widziałem na rycinach przedstawiających Starożytną Grecję, ew Bizancjum.
to jeszcze mi napisz jak się jego nick wymawia :P
Awatar użytkownika
Demon Hunter
Pobudzony intro
Posty: 143
Rejestracja: 12 lip 2014, 21:31
Płeć: mężczyzna
Enneagram: 5w4
MBTI: INTJ (?)
Lokalizacja: Poznań

Re: Poszukiwana introwertyczna, marzycielska romantyczka

Post autor: Demon Hunter »

To musi być jakaś prowokacja :mrgreen:
The future belongs to the mad
Awatar użytkownika
Polan
Intromajster
Posty: 472
Rejestracja: 16 lip 2014, 11:24
Płeć: mężczyzna
MBTI: INTJ
Lokalizacja: Warszawa

Re: Poszukiwana introwertyczna, marzycielska romantyczka

Post autor: Polan »

Lekko tu desperacją zawiało. Wydaje mi się że taka ściana tekstu może zniechęcić potencjalne partnerki, choć może ten typ tak ma, że przeczyta. :)
Jak sam pisałeś że wyspowiadać by się chciał dopiero wybrance, tak tu opowiedziałeś nam praktycznie historię życia, co chyba powinieneś zostawić na potem?
Może jakieś społeczności poetów przeszukaj?
Powodzenia w poszukiwaniach.
Awatar użytkownika
UnderPressure
Introwertyk
Posty: 75
Rejestracja: 10 lip 2014, 11:32
Płeć: mężczyzna
Enneagram: 5w6
MBTI: INTP
Lokalizacja: Mazowsze

Re: Poszukiwana introwertyczna, marzycielska romantyczka

Post autor: UnderPressure »

Jego nick to Empatheon - Namiętny
Omnis Moriar

Obrazek
ODPOWIEDZ