Nie wiem czy to przez moje (jak to ujęła jedna znajoma "zboczone") gusta, czy przez neurotyzm, czy jest coś ze mną nie tak... ale zakochałam się.... wiem, że każdy kiedyś przez to przechodzi, ale u mnie jest nieco... inaczej...Miłość platoniczna jest miłością obsesyjną, bardzo silną emocjonalnie, jednak nigdy nie spełnioną. Stworzona zazwyczaj przez naszą wyobraźnię, stwarza postać wyjątkową, ciepłą i idealną, o której marzymy i pragniemy by była blisko.
Zakochałam się... w swoim nauczycielu historii... [ już słyszę Wasz śmiech ] to nie jest zauroczenie - bardzo długo starałam się zająć swoim życiem, zapomnieć, ale nic z tego... nie potrafię. Jest duuuużo starszy ode mnie, ma rodzinę i swoje życie.
Zdaję sobie w 100% sprawę, że taki związek po prostu nie ma prawa istnieć... I tu pojawia się pytanie: Kochać po cichu... platonicznie, czy zapomnieć mimo woli...?
--------------------------------------------------------------
Nawet nie wiecie jak idiotycznie czuję się w tej sytuacji, więc proszę - nie piszcie rzeczy w stylu: "wydaje ci się", "za jakiś czas o nim zapomnisz"... to wcale mi nie pomaga.
Aha i jeszcze jedno - nie traktujcie mnie jak dziecko, proszę... mam tego dosyć (głównie przez poprzednie społeczności)...