Spotkania rodzinne...

W tym dziale rozmawiamy o radościach i problemach, jakie dla introwertyków wynikają z bycia w związku.
Ktosia
Wtajemniczony
Posty: 7
Rejestracja: 28 sie 2015, 9:36
Płeć: kobieta

Spotkania rodzinne...

Post autor: Ktosia »

Cześć Wszystkim! Niedawno odkryłam to forum i postanowiłam podzielić się z Wami moim problemem, który co jakiś czas powraca. Wierzę, że będziecie potrafili mnie chociaż zrozumieć, bo niestety brakuje mi tego w rzeczywistym świecie.

Zacznę od tego, że jestem w szczęśliwym związku od prawie 2 lata i od jakiegoś czasu mieszkam razem ze swoim chłopakiem. Świetnie się dogadujemy, mamy takie samo poczucie humoru, w wielu kwestiach mamy podobne zdanie i ogólnie super się dobraliśmy. Bardzo go kocham i nie wyobrażam sobie życia bez niego :)

W moim życiu rodzina nie odgrywa zbyt ważnej roli. Owszem jestem do niej przywiązana, ale nie lubię wielkich zjazdów rodzinnych. Jako dziecko często uczestniczyłam z rodzicami w takich spotkaniach, ale gdy miałam jakieś 10 lat ojciec pokłócił się ze swoją rodziną i już tych spotkań zabrakło. Dodam jeszcze, że wcześniej nie było spotkań z rodziną ze strony mamy, bo oczywiście ojciec też był z nimi pokłócony. Także od jakichś 12 lat takie spotkania są mi obce i nienaturalnie się czuję na takich spotkaniach.

Mój chłopak natomiast jest bardzo zżyty ze swoją rodziną. Blisko jest nie tylko z rodzicami, ale także z dziadkami, wujkami i kuzynostwem. Mi jest to całkiem obce.

I tu właśnie zaczyna się mój problem.
On chce uczestniczyć w życiu swojej rodziny i broń boże mu tego nie zabraniam, ale ja nie chcę brać w tym udziału. Powiedziałam mu, że może jeździć na te spotkania sam, na co on stwierdził, że skoro jesteśmy razem to chce jeździć ze mną. Rozumiem go, ale jednak to nie jest mój klimat i czuję się niekomfortowo. Jestem introwertyczką i jeśli mam siedzieć przez parę godzin z obcymi ludźmi prawie w ogóle się nie odzywając, to równie dobrze mogę siedzieć sama.
Byłam już na niejednym takim spotkaniu i naprawdę mnie to męczy. W sumie równie dobrze mogłabym być niewidzialna, ale niestety nie jestem i mama mojego chłopaka oczywiście musi rzucać tekstami w stylu „Co tak siedzę cicho i nic nie mówię”. Na to ja najchętniej bym jej odpowiedziała „A o czym mam rozmawiać z ludźmi, których praktycznie nie znam i z którymi nic mnie nie łączy, oprócz tego, że mój chłopak jest Państwa synem?”.

Ja po prostu jestem taka, że jeśli rozmowa z kimś mi się nie klei to nie zabieram głosu. I tak jest nie tylko na takich zjazdach rodzinnych, ale także w pracy, czy w szkole. Zawsze taka byłam i co mam na to poradzić? Niestety nie jestem typem gawędziarza i nie lubię być w centrum uwagi, a mój chłopak jak widać nie potrafi tego zrozumieć.

Podsumowując:
1. Nie jestem przyzwyczajona do takich zjazdów.
2. Jestem typem samotnika i dużo bardziej cenie sobie spotkania z bliskimi mi ludźmi, gdzie mam coś do powiedzenia.
3. Nie mam nic przeciwko jego rodzinie, ale nie da się ukryć, że jego matka działa mi na nerwy, bo nie przepadam za osobami, które na głos komentują cudze zachowanie. Po prostu staram się unikać takich osób.
=
Mój ukochany oczekuję, że będę z nim radośnie dzielić spotkania rodzinne


Co byście mi poradzili? Jak mam Mu to wytłumaczyć? Nie chcę się z Nim znów o to sprzeczać... :(
Awatar użytkownika
So-ze
Rozkręcony intro
Posty: 345
Rejestracja: 08 kwie 2014, 20:24
Płeć: mężczyzna
MBTI: INTP

Re: Spotkania rodzinne...

Post autor: So-ze »

A my Cię mamy pogłaskać i powiedzieć, że wszystko będzie dobrze?

Jak winda w wieżowcu nie działa a trzeba wejść na 10 piętro to nie rezygnujesz z wchodzenia do tego budynku przez resztę życia "bo mnie to męczy". Mógłbym podać więcej takich przykładów, ale nie chce mi się wymyślać. To nie pierwsza i ostatnia męcząca rzecz, którą zrobisz w życiu, a nuż z kimś pogadasz. Nie spotykasz jego rodziny na co dzień, a dla chłopaka dasz radę to zrobić.

Introny to często straszne lenie. Jeśli bardzo chcesz być z tym chłopakiem to dasz radę się przemęczyć te parę godzin. Są po prostu rzeczy, które wypada robić lub nie. Jeśli tak po prostu zlejesz jego rodzinę będzie to po prostu szczytem egoizmu i poniekąd chamstwa. Przynajmniej tak odbierałby to on i jego rodzina. Idź i tyle.
Ktosia
Wtajemniczony
Posty: 7
Rejestracja: 28 sie 2015, 9:36
Płeć: kobieta

Re: Spotkania rodzinne...

Post autor: Ktosia »

Jeśli chodzi o spotkania typu święta to jak najbardziej jestem skłonna mu towarzyszyć, bo jednak jesteśmy prawie "rodziną". Ale ostatnio sobie wymyślił, że chce jechać na wieś na działkę odpocząć i oczywiście chce żebym z nim jechała, ale to dla mnie wcale nie będzie forma relaksu.

Nie chodzi o to, że jestem leniem. Po prostu na co dzień mam dość stresów przez co staję się coraz bardziej nerwowa i dodatkowe stresowe sytuacje wcale dobrze na mnie nie wpływają. Jeśli mogę nie narazić się na takie sytuacje to ich po prostu unikam.
Awatar użytkownika
So-ze
Rozkręcony intro
Posty: 345
Rejestracja: 08 kwie 2014, 20:24
Płeć: mężczyzna
MBTI: INTP

Re: Spotkania rodzinne...

Post autor: So-ze »

Daleko jest ta działka? Może da się to jakoś pogodzić. Pojedziecie i wrócicie np. tego samego dnia?
Awatar użytkownika
highwind
Legenda Intro
Posty: 2179
Rejestracja: 15 paź 2011, 10:27
Płeć: mężczyzna
Enneagram: 1w9
MBTI: istj
Lokalizacja: wro

Re: Spotkania rodzinne...

Post autor: highwind »

Wszystko zależy koleżanko :P Jak często są te spotkania mogłabyś napisać. Póki co, to skłaniam się bardziej w stronę postawy Sozego. Zrób porządny rachunek sumienia i wykalkuluj priorytety. Co jest ważniejsze - chwila mojego komfortu psychicznego, czy sprawienie przyjemności osobie którą kocham i członkom jego rodziny. Jeśli ci się to zrównoważy, to może zaproponuj, że stawisz się na co drugim takim zjeździe? Szukaj kompromisu, ale nie odcinaj się całkowicie. Nie odcinaj się, bo to może podważyć waszą relację (tutaj temat o tym traktujący https://forum.introwertyzm.pl/viewtopic.php?f=31&t=1819). Piszę to z własnej perspektywy, bo byłem z kobietą (akurat ekstrawertyczką), która też źle czuła się na moich zjazdach rodzinnych i starała się ich unikać. Tyle że chyba powód był nieco inny - ona pochodziła z rozbitej rodziny, a sposób w jaki członkowie mojej byli zżyci ze sobą, paraliżował ją w jakiś pokrętny sposób, otwierał stare rany. Nie mniej, poświęcała się, ale potrafiła mi dać znać, że nie czuje się dobrze i wtedy po prostu zabierałem ją gdzieś na spacer, żebyśmy sobie odpoczęli razem - ja od zgiełku, a ona od smutku. Może spróbuj podobnie? Weź swojego faceta za rękę i wyciągnij go na krótki spacer podczas takiego zjazdu?
Temudżyn
Intronek
Posty: 41
Rejestracja: 19 sie 2015, 7:25
Płeć: mężczyzna
Enneagram: 5w4
MBTI: INTJ

Re: Spotkania rodzinne...

Post autor: Temudżyn »

Ja też nie lubię takich zjazdów rodzinnych, ale ich nie unikam. Po prostu zamiast siedzieć ze wszystkimi to np. wychodzę na dwór, oglądam telewizję lub idę do innego pomieszczenia.
Zaprawdę, nie masz nic wstrętniejszego nad monstra owe, naturze przeciwne, wiedźminami zwane, bo są to płody plugawego czarostwa i diabelstwa. Są to łotry bez cnoty, sumienia i skrupułu, istne stwory piekielne, do zabrania jeno zdatne. Nie masz dla takich jak oni między ludźmi poczciwymi miejsca.
A owo Kaer Morhen, gdzie ci bezecni się gnieżdzą, gdzie ohydnych swych praktyk dokonują, starte być musi z powierzchni ziemi, a ślad po nim solą i saletrą posypany.

Anonim, Monstrum albo Wiedźmina opisanie
Awatar użytkownika
Czerwona
Stały bywalec
Posty: 191
Rejestracja: 30 gru 2012, 13:29
Płeć: nieokreślona

Re: Spotkania rodzinne...

Post autor: Czerwona »

Jesteś egoistką i tyle. Zmień chłopaka na skrajnego intro, to problem rozwiąże się sam :twisted:

A bardziej poważnie. Sama w ten weekend mam spotkanie rodzinne na 25 osób, jeśli nie więcej... Możesz się domyślać, jaka jestem szczęśliwa z tego powodu... Ale pójdę, na 100% pójdę i będę się starać wynieść z tego, jak najwięcej się da. Dlaczego? Bo inna intro przychodzi na te nasze rodzinne spotkania i siedzi, jak za karę. Słowem się nie odezwie, chyba, że trzeba skrytykować, że ciasno, ciemno i w ogóle nie tak. Mam nieodparte wrażenie, że Ty wyglądasz podobnie :roll: Może zacznij się czymś interesować, nie wiem, polityka, religia, kwiaty, czy o czym tam rodzina chłopaka rozmawia, a wtedy czas szybciej zleci, i przy okazji pokażesz, że nie jesteś tylko meblem, jak ten stół, przy którym siedzicie :mrgreen: Serio, wykop trochę tego egoistycznego lenia z tyłka i daj coś od siebie. Bycie księżniczką jest fajne, ale do czasu, więc nie cuduj, bo w ustach dorosłej kobiety wygląda to co najmniej śmiesznie... Poza tym założę się, że te spotkania nie są tydzień w tydzień, a raz na jakiś czas chyba dasz radę się przełamać? A jak są raz na tydzień, to zaproponuj facetowi, że Ty będziesz pojawiać się raz na miesiąc, ale za to bez naburmuszonej miny (i dotrzymuj słowa!).
Już nie wspominam o tym, że przez dwa lata związku miałaś czas na decyzję, czy wchodzisz w to, czy nie, wiedząc, że chłopak jest zżyty ze swoimi bliskimi. A to, że Ty tego nie miałaś, nie znaczy, że inni muszą się dostosować... Zawsze też możecie umówić się, że wyjdziecie wcześniej albo przyjedziecie trochę później (jak np. zrobię ja, tylko powiadomcie rodzinę wcześniej ;)), albo w ramach poznania okolicy idziecie na godzinny spacer, albo na ławkę przed dom, albo do innego pokoju z 1 lub 2 osobami (ja tak robię). A w przypadku tego wyjazdy na wieś - przecież nie będziesz musiała przebywać z nimi 24 h na dobę, zawsze możesz iść na długi spacer do lasu, nad rzekę, zaszyć się na polanie, możecie jechać na 1 noc, zamiast 4, albo Ty możesz wrócić sama wcześniej. Da się dogadać, tylko trzeba chcieć i nastawić się na kompromisy, nie tylko ciągle Ty i Ty i Ty :mrgreen: Albo faktycznie zmień faceta :P profilaktycznie na takiego, który nie ma wcale rodziny :P
Jeśli na świętego Prota jest pogoda albo słota, to na świętego Hieronima deszczyk jest albo go ni ma.
Awatar użytkownika
mxanteh
Introrodek
Posty: 18
Rejestracja: 27 sie 2015, 15:27
Płeć: kobieta
Enneagram: 5w6
MBTI: INTJ
Lokalizacja: Poznań

Re: Spotkania rodzinne...

Post autor: mxanteh »

Jeśli chcesz, żeby ten związek przetrwał musisz nauczyć się współistnieć z rodziną chłopaka, zwłaszcza jeśli jest ona dla niego tak ważna. Postaraj się ich poznać, może nie taki wilk straszny jak go malują :-)

Mój sposób na przetrwanie rodzinnych zjazdów to znalezienie jednej, dwóch osób z którymi mam jakiś wspólny temat do rozmów albo które ciekawie opowiadają i "przyklejenie" się do nich. Mogę na przykład godzinami siedzieć i słuchać jak mój dziadek opowiada o swoim dzieciństwie i o II Wojnie Światowej (jego największy konik). Natomiast rozmowa z babcią i sporą częścią rodziny męczy mnie niesamowicie. Często po oficjalnych obchodach typu tort i toast zaszywam się gdzieś w kącie z moją siostrą, która jest jeszcze większą introwertyczką, i rozmawiamy sobie a to o nowym Avengers, fajnych cosplayach, hobbitach i takich tam innych sprawach, które nas kręcą. Mój brat się zawsze śmieje, że każdy zjazd powinien przewidywać specjalny kąt dla rodzinnych introwertyków, gdzie będą sobie mogli posiedzieć i pomilczeć w spokoju.

Przechodziłam przez podobną sytuację z rodziną mojego exa - praktycznie sami krzykliwi ekstrawertycy! Na myśl o jego babci i dwóch ciotkach dostawałam napadu nagłej chęci zapadnięcia się pod ziemię. Znalazłam jednak wspólny język z jego mamą, z którą mogłyśmy godzinami paplać o przepisach kulinarnych i to pomagało mi przetrwać zjazdy, po których i tak byłam całkowicie wypruta z energii i dochodziłam do siebie przez kilka dni.

P.s. jego bycie exem nie ma nic wspólnego z jego rodziną, którą z czasem nauczyłam się lubić a i oni przyzwyczaili się do mojej introwertycznośći
Ktosia
Wtajemniczony
Posty: 7
Rejestracja: 28 sie 2015, 9:36
Płeć: kobieta

Re: Spotkania rodzinne...

Post autor: Ktosia »

Takie rodzinne spotkania wcześniej były częściej, ale odkąd mieszkamy razem w innym mieści to rzadziej bierzemy w nich udział.
I wypraszam sobie nazywanie mnie egoistką, bo gdybym nią była to nie spędziłabym świąt z jego rodziną, a wcale nie musiałam, ale oczywiście ja zawszę myślę o sobie ;)

Zauważyłam, że jeśli jesteśmy sami z jego rodzicami to jest spoko, bo rozmawiamy między sobą. Ale jak dojdą dziadki i wujki to oni zaczynają rozmawiać między sobą o kimś kogo nie znam, albo o wydarzeniach o których nie mam pojęcia i najzwyczajniej nie mam jak się wkręcić w rozmowę.
Raz przyszedł wujek, któremu jakiś czas temu ręka zaczęła puchnąć to zapytałam jak się czuję i co z jego ręką, to zdawkowo odpowiedział i znowu zaczęli rozmawiać o czymś innym.
To nie jest tak, że nie próbowałam rozmawiać. Po prostu jak ja coś mówię, to albo jestem zlewana, albo ktoś krótko odpowie i tyle. Nie mam siły przebicia i to nie tylko na takich spotkaniach, ale i na co dzień w życiu, co zaczyna mnie dobijać i zaczynam sama siebie mieć dość.

Jeśli chodzi o wyjście z takiego spotkania na spacer, przed dom, czy do innego pokoju to to nie wchodzi w grę, bo mój chłopak uważa, że chciałby spędzić te parę godzin ze swoją rodziną.

Jak byłam mała i jeszcze brałam udział w rodzinnych zjazdach to lubiłam siedzieć przy stole i słuchać jak dorośli dyskutowali. Rodzeństwo bawiło się z kuzynostwem, a ja z zaciekawieniem przysłuchiwałam się dorosłym. Dalej lubię słuchać jak ktoś o czymś opowiada, ale dlaczego bycie biernym rozmówcą jest takie złe? Nikomu nic złego nie robię, a takie zachowanie jest krytykowane oczywiście przez największe gaduły.

Mogę jeździć na te spotkania, ale sama myśl, że mam udawać kogoś rozgadanego mnie przeraża, bo ja nigdy taka nie byłam, a aktorka ze mnie żadna. Gdybym chociaż na co dzień taka była to jeszcze jakoś bym dała radę, ale ja nie mam potrzeby rozmawiać z ludźmi. Taka jestem z natury i co ja na to poradzę...
Awatar użytkownika
Czerwona
Stały bywalec
Posty: 191
Rejestracja: 30 gru 2012, 13:29
Płeć: nieokreślona

Re: Spotkania rodzinne...

Post autor: Czerwona »

Sprawiasz wrażenia gbura i dziwisz się, że jak się wreszcie odezwiesz, to piłka jest krótka? No a czego się spodziewałaś? Że przez dwa lata będą za Tobą biegać i prosić o zainteresowanie? Na boga, przecież nikt nie każe Ci udawać rozgadanej histeryczki... wystarczy od czasu do czasu porozmawiać z kimkolwiek, być miłym, nie strzelać teatralnie oczami i nie odliczać minut do wyjścia (to ostatnie można, ale dyskretnie :mrgreen:).
Ktosia pisze:Jeśli chodzi o wyjście z takiego spotkania na spacer, przed dom, czy do innego pokoju to to nie wchodzi w grę, bo mój chłopak uważa, że chciałby spędzić te parę godzin ze swoją rodziną.
Potrzebujesz niańki do trzymania za rączkę? xD
Jeśli na świętego Prota jest pogoda albo słota, to na świętego Hieronima deszczyk jest albo go ni ma.
Awatar użytkownika
highwind
Legenda Intro
Posty: 2179
Rejestracja: 15 paź 2011, 10:27
Płeć: mężczyzna
Enneagram: 1w9
MBTI: istj
Lokalizacja: wro

Re: Spotkania rodzinne...

Post autor: highwind »

Ktosiu, Ktosiu. No i co ty masz biedna zrobić? Masz faceta, to i w pakiecie dostajesz jego drzewo genealogiczne, tak to zwykle wygląda. Ludzie to nie są zwykle jakieś monstra i do większości można się raczej przyzwyczaić, a z czasem może i nawet polubić. Nie bardzo wiem co już ci można napisać. Może pij więcej alkoholu? Walnij setkę przed imprezą na rozruch i może jakoś pójdzie? ;) Ty sama, to jak to właściwie widzisz? Przecież chyba zdajesz sobie sprawę, że twoje zachowanie dystansu względem rodziny swojego faceta w końcu zacznie zwiększać i bezpośredni dystans między waszą dwójką.
Ktosia
Wtajemniczony
Posty: 7
Rejestracja: 28 sie 2015, 9:36
Płeć: kobieta

Re: Spotkania rodzinne...

Post autor: Ktosia »

A co takiego gburowatego robię? Nie potrafię odnaleźć się w życiu społecznym i to uważasz za bycie gburowatym?
Dla każdego jestem miła, jestem spokojna i nikomu staram się nie wadzić. Ale chyba tu tkwi błąd, bo gdybym była pyskata to przynajmniej inni brali by pod uwagę moje zdanie, a tak można mną pomiatać ;)

Nie, nie potrzebuję niańki ;) Ale wyjście samej z takiej imprezy nie jest możliwe z tego względu, iż wg. mojego chłopaka mam mu towarzyszyć. Więc jeśli on nigdzie nie chce wyjść, to ja też nigdzie nie wyjdę ;) No może oprócz WC :P

Myślicie, że na spotkaniach z psychologiem albo psychoterapeutą można nauczyć się funkcjonowania w społeczeństwie? Potrzebuję kogoś kto by mną pokierował, żebym była bardziej "normalna". Ewentualnie zawsze pozostaje zamieszkanie na bezludnej wyspie, wtedy miałabym jak w raju xD
Awatar użytkownika
So-ze
Rozkręcony intro
Posty: 345
Rejestracja: 08 kwie 2014, 20:24
Płeć: mężczyzna
MBTI: INTP

Re: Spotkania rodzinne...

Post autor: So-ze »

Jak tak bardzo chcesz pokierowania to może spróbuj iść do psychoanalityka.
To chyba najlepszy wybór dla intronów, idą w jakość a nie szybkość pomocy.
Awatar użytkownika
mxanteh
Introrodek
Posty: 18
Rejestracja: 27 sie 2015, 15:27
Płeć: kobieta
Enneagram: 5w6
MBTI: INTJ
Lokalizacja: Poznań

Re: Spotkania rodzinne...

Post autor: mxanteh »

Ktosia pisze:Zauważyłam, że jeśli jesteśmy sami z jego rodzicami to jest spoko, bo rozmawiamy między sobą. Ale jak dojdą dziadki i wujki to oni zaczynają rozmawiać między sobą o kimś kogo nie znam, albo o wydarzeniach o których nie mam pojęcia i najzwyczajniej nie mam jak się wkręcić w rozmowę. (...) To nie jest tak, że nie próbowałam rozmawiać. Po prostu jak ja coś mówię, to albo jestem zlewana, albo ktoś krótko odpowie i tyle. Nie mam siły przebicia i to nie tylko na takich spotkaniach, ale i na co dzień w życiu, co zaczyna mnie dobijać i zaczynam sama siebie mieć dość.
To akurat jest całkowicie normalny objaw bycia najnowszym członkiem grupy, która jest z sobą zżyta od wielu lat - czy to w szkole, w pracy czy właśnie na rodzinnych spotkaniach. Nie przejmuj się tym aż tak bardzo i po prostu przeczekaj ten etap. Jeśli jego rodzina jest ze sobą blisko to może mieć spore opory przed wprowadzaniem w tajniki rodzinne kogoś z zewnątrz. Pomijam już fakt, że większości poziom empatii raczej nie pozwoli wpaść na to, że możesz czuć się nieswojo (albo po prostu mają Twoje samopoczucie gdzieś). Cóż, takie życie! Im szybciej nauczysz się nieszukania akceptacji u wszystkich dookoła, tym łatwiej będzie Ci się żyło.

Bądź miła, uprzejma, uśmiechnięta - niestety "gburowatość" wynikająca z introwertyzmu jest często brana za zadufanie w sobie i zarozumialstwo - a tego nikt nie lubi.
Ktosia
Wtajemniczony
Posty: 7
Rejestracja: 28 sie 2015, 9:36
Płeć: kobieta

Re: Spotkania rodzinne...

Post autor: Ktosia »

Ano bardzo chcę pokierowania, bo już sama mam siebie po dziurki w nosie. Także najwyższa pora coś z tym zrobić, bo lepiej wcale nie będzie.

mxanteh - wiem, że jeśli jest się nowym członkiem grupy to jest na początku ciężko. Ale ja zawsze najgorzej sobie radziłam, w kontaktach z nowymi osobami. Czy to jest grupa, gdzie nikt się wcześniej nie znał, czy wchodzę już w zżytą ze sobą grupę, zawsze jest tak samo. Nie potrafię nikogo sobą zainteresować. Gdy zaczęłam być tego świadoma to akurat nadarzyły się po przeprowadzce okazje do zmiany otoczenia. W pracy, a później w szkole chciałam żeby było inaczej niż dotychczas, więc starałam się być otwarta i fajna, ale i tak wychodziło tak jak zawsze...
ODPOWIEDZ