Związek introwertyków

W tym dziale rozmawiamy o radościach i problemach, jakie dla introwertyków wynikają z bycia w związku.
bryniaa
Introrodek
Posty: 17
Rejestracja: 03 sty 2016, 3:46
Płeć: kobieta
Enneagram: 4w5
MBTI: ISFP

Związek introwertyków

Post autor: bryniaa »

Cześć,

piszę do Was, bo czuję w mojej głowie ogólny zamęt i przejawiający się niepokój. Opowiem Wam swoją historię. Otóż nigdy wcześniej nie zastanawiałam się nad tym, dlaczego obecność ludzi mnie męczy, czemu wolę spędzić czas w samotności. Mogę o sobie śmiało powiedzieć, że jestem osobą bardzo nieśmiałą, wrażliwą i aspołeczną. Mam dwie bliskie koleżanki. Z jedną utrzymuję jedynie kontakt wirtualny. Spotykamy się bardzo rzadko, a kiedy dochodzi do spotkania, nie potrafię wykrzesać z siebie sensownego zdania. Za to wirtualnie rozmawiamy niemal codziennie i wiemy o sobie mnóstwo. Z drugą znam się od 9 lat, czuję się w jej obecności swobodnie, jednak nigdy nie traktowałam jej jako swojej przyjaciółki. Słowo "Przyjaciel" ma dla mnie ogromną wartość, mało kto zasługuje na jego miano. Wśród obcych mi ludzi nie odzywam się. Kiedy ktoś zadaje mi pytanie, napływa mi do głowy milion myśli na raz, czego skutkiem jest wydostający się z moich ust, niezrozumiały bełkot. Dodatkowym utrudnieniem jest posiadanie przeze mnie cery naczynkowej (niekochany buraczek). Ludzie od razu widzą, że jestem zestresowana. Niektórzy niestety potrafią z tego kpić. Kiedy coś mi się przytrafi, potrafię przeprowadzać w głowie dogłębne analizy na różne sposoby. Spotkania rodzinne nie przeszkadzają mi, dopóki nikt nie zadaje mi pytań co u mnie, co na studiach, jakie plany na przyszłość. Z dwa razy do roku zdarza mi się wyjść do klubu. Uwielbiam muzykę. Towarzyszy mi w niemal każdym momencie mego życia. Słuchawki w uszach, z płynącą z nich ulubioną muzyką, stanowią mój azyl.

Jednak tak, jak napisałam - nigdy nie analizowałam czemu taka jestem. Pojęcie introwertyzmu było mi obce. Aż zupełnie przypadkowo 7 lat temu poznałam pewnego Introwertyka. Od razu nawiązaliśmy świetny kontakt, a obcy ludzie zadawali pytania ile lat już się znamy (choć znaliśmy się zaledwie kilka tygodni). Nasza relacja początkowo istniała jedynie w świecie wirtualnym. Wiedzieliśmy kim jesteśmy, jak wyglądamy, jednakże nigdy żadna ze stron nie zaproponowała spotkania. Dopiero po upływie 4 miesięcy On zaproponował, byśmy poszli razem na kurs hiszpańskiego. I od tamtej pory widzieliśmy się regularnie w poniedziałki i czwartki. Pomimo bogatych rozmów wirtualnych, gdy przychodziło do spotkań na kursie, byliśmy bardzo nieśmiali i skryci. Gdy zajęcia się kończyły On szybko znikał, nie czekając na mnie. Ogółem stronił od kontaktów ze mną twarzą w twarz, co szczerze mówiąc, trochę mnie zasmucało. Warto dodać, że bardzo często się kłóciliśmy (oczywiście w tej sferze wirtualnej). Zazwyczaj były to kłótnie o totalne głupoty, o jego chłodne podejście do mnie, czego nie potrafiłam zrozumieć. Jednak z nikim nie rozmawiało mi się tak dobrze, nikt nie rozumiał mnie tak, jak on. Potrafił dosięgnąć do najgłębszych miejsc moich myśli i pragnień. Dzielimy wspólne pasje: fotografia, muzyka. On często wysyła mi zdjęcia swojego autorstwa, w zamian za co ja mu wysyłam zaśpiewane i zagrane na pianinie przeze mnie piosenki. Choć z innymi ludźmi miałam kontakty na zerowym poziomie, tak z Nim było inaczej. Czułam wewnętrzną potrzebę mówienia mu o sobie i dowiadywania się co u niego. Po kilku miesiącach zrozumiałam, że on nie jest tylko moim Przyjacielem, ale że mocno się w nim zadurzyłam. Jednak nie miałam na tyle odwagi, by mu to wyznać. On nigdy nie nazwał mnie swoją przyjaciółką, czy kimś bliskim. Czułam, że nie jestem mu obojętna, jednak na zapewnienie słowne nie miałam co liczyć. Kiedy kurs dobiegł końca, nasze spotkania również umarły śmiercią marną. Zaczęliśmy się widywać raz na rok (czasem 2, ale to rzadkość). Nigdy nie zgadzał się na zaproponowane przeze mnie spotkanie. Spotykaliśmy się jedynie wtedy, kiedy on tego chciał. Kłótni było coraz więcej i analogicznie miesięcy milczenia. Powód? Jego chłód i brak zaangażowania w relację. I tak mijały lata, a my wciąż nie potrafiliśmy z siebie zrezygnować pomimo wszystko, bo uwielbialiśmy ze sobą rozmawiać (nie wiem czy można nazwać nas pokrewnymi duszami). Po miesięcznych ciszach wymienialiśmy się wielkim natłokiem słów, w końcu trzeba było opowiedzieć wszystko, co się działo.

Wiem, że on ma świadomość, że darzę go poważnym uczuciem, ale nic z tym nie robi. Raz jest kochany, nachodzą go fazy na rozmawianie o naszej wspólnej przyszłości, dzieciach, domu, seksie, a raz bierze mnie na dystans. Oczywiście po tylu latach nauczyłam sobie z tym radzić, jestem wyrozumiała i wiem, że kiedy się w samotności zregeneruje, to wróci znów do mnie.
Miałam kilku zalotników, ale z żadnym nigdy nie weszłam w głębszą relację, ze względu na Niego. Kilka lat temu zawarliśmy pakt, że jeśli nikogo sobie nie znajdę, to będę z nim już do końca. No i co, tak naprawdę nikogo nie znalazłam, bo chcę tylko Jego. Ale On wciąż nic nie robi, czeka nie wiadomo na co.

No i minęło już 7 długich lat odkąd się znamy. Oboje skończyliśmy studia. Zaczęłam się zastanawiać czy my kiedykolwiek będziemy razem, czy nasza relacja będzie trwała tylko wirtualnie? Czy warto nadal czekać i nie tracić nadziei? Jestem pewna w 100%, że on ma świadomość, iż ja chcę tylko Jego. Czy w takim razie oznacza to, że bawi się moim kosztem, zwlekając na czas?

Wiem niemal wszystko na temat introwertyzmu, od jakiegoś czasu zastanawiam się czy sama nie jestem ulepiona jego gliną. A pomimo to nie jestem w stanie postawić się na Jego miejscu i zrozumieć co myśli na temat naszej przyszłości.
Proszę Was o pomoc.
Awatar użytkownika
Kys
Użytkownik zablokowany
Posty: 62
Rejestracja: 08 gru 2015, 19:46
Płeć: mężczyzna
Lokalizacja: Warszawa

Re: Związek introwertyków

Post autor: Kys »

Zaproś go na forum.
Ding, dong, ding, dong,
And everything did go wrong
Awatar użytkownika
highwind
Legenda Intro
Posty: 2179
Rejestracja: 15 paź 2011, 10:27
Płeć: mężczyzna
Enneagram: 1w9
MBTI: istj
Lokalizacja: wro

Re: Związek introwertyków

Post autor: highwind »

Cześć.
Purpurowy Wiatr pisze:Zaproś go na forum.
OMG, nie rób tego autorko tematu. Aż mnie zimny dreszcze przeszedł. Jeśli już byś była zdesperowana, to potraktuj to jako ostateczność.
Zastanowiłeś się Purpurowy, jakby skryty i prawdopodobnie nieśmiały facet mógł zareagować na fakt, że poddaje się jego "brudy" zbiorowej analizie? W dodatku analizie być może wielu różnych osobowości o innych poglądach i o różnym stopniu doświadczenia. Chłopie! To byłby kocioł. Zadaniem autorki tematu będzie powyciąganie z tego kotła wartościowych kąsków, ale nie topmy w nim biednego, niczego nieświadomego introsia.
bryniaa pisze:Czy warto nadal czekać i nie tracić nadziei? Jestem pewna w 100%, że on ma świadomość, iż ja chcę tylko Jego.
Naprawdę ci współczuję. 7 LAT!!! 7 pieprzonych lat?! Ludzie w tym czasie doczekują się potomstwa, budują domy, podróżują, realizują wspólne plany. A wy co? Gadu-gadu, Skype, itp. Nie marnuj sobie życia. Oderwanie od tego co znane i wypróbowane może pozbawić cię na chwilę równowagi, ale inaczej będziesz ciągle sterczeć w miejscu, związana z tym słupem, do którego sama się przykułaś, wystawiona na deszcz. Twierdzisz, że chcesz tylko jego, ale to naturalne, bo nie znasz przecież alternatywy. Ba! Powiem ci, że tego swojego faceta też możesz znać słabiej niż ci się wydaje. Z doświadczenia uważam, że przez dwa tygodnie przebywania fizycznie razem (blisko, jak to bywa w związku) poznasz człowieka lepiej, niż przez rok czatowania. Takie werbalne przekazywanie sobie wydarzeń, opinii i uczuć, to jest wierzchołek góry lodowej ludzkich interakcji.
bryniaa pisze:Czy w takim razie oznacza to, że bawi się moim kosztem, zwlekając na czas?
Cholera wie co mu w głowie siedzi. Czy on był kiedyś w związku? Jeśli nigdy, to może ma jakieś blokady psychiczne. Jest tu na forum gdzieś wątek faceta, dla którego kobiety to jakieś obiekty sakralne, które ten bał się znieważyć. Inny dziwak znowu twierdził w innym temacie, że podryw mu uwłacza i nie będzie się zniżał do płaszczenia przed kobietą (wybacz, że tak bez linków, powinienem nimi służyć, ale piszę na szybko, sprowokowany wpisem Purpurowego i nie mam czasu teraz szukać). Chyba się robię paranoiczny, ale ten syf, który co poniektóre pokrzywdzone jednostki potrafią nagromadzić w swoich głowach jest naprawdę nieprzenikniony. Dobra, wracając do meritum, do twojego pytania. Bardzo, ale to bardzo trudno będzie nam stwierdzić, czy jesteś obiektem jakiejś długofalowej rozgrywki. Ty pewnie wiesz najlepiej i skoro zadajesz to pytanie, to coś możesz przeczuwać. Moim zdaniem, jeśli ten facet był kiedyś w związkach, to zwiększa prawdopodobieństwo tego, że nie masz co liczyć na bycie z nim. Już by się tym zajął.
bryniaa pisze:A pomimo to nie jestem w stanie postawić się na Jego miejscu i zrozumieć co myśli na temat naszej przyszłości.
Rozumiem, że sama boisz się go o to spytać?
bryniaa
Introrodek
Posty: 17
Rejestracja: 03 sty 2016, 3:46
Płeć: kobieta
Enneagram: 4w5
MBTI: ISFP

Re: Związek introwertyków

Post autor: bryniaa »

Dziękuję za odpowiedź.

Odnośnie propozycji Purpurowy Wiatr - spokojnie, nigdy bym tego nie zrobiła. Zbyt szanuję Jego prywatność i niezależność.

Tak, czekam już 7 długich lat. I zapewne nie zastanawiałabym się nad upływem czasu, gdyby nie fakt, że jestem już w takim wieku, w którym, tak jak napisałeś, ludzie zakładają rodziny i mają wspólne plany. Moje i Jego wspólne plany sprowadzają się jedynie do luźnych, bez pokrycia rozmów.

Powiem szczerze, czuję jakbym go znała całe życie i nie wyobrażam sobie innej przyszłości. Błędne koło - ja wiem. Podczas naszych spotkań zawsze jesteśmy uśmiechnięci, swobodni. Raz odważyłam się powiedzieć mu prosto w twarz, co myślę. Sądziłam, że weźmie moje słowa do serca i otwarcie o nich porozmawiamy. Skutek był odwrotny, najzwyczajniej w świecie oddalił się w kierunku drzwi swojego domu. Dopiero później napisał, że zależy mu na akceptacji z mojej strony takim, jaki on jest.

On nie był nigdy w związku. Kiedyś powiedział, że nigdy nie był zakochany. Gdyby ktoś obcy zajrzał w te nasze "rozmowy" pomyślałby, że czyta dialogi pary zakochańców. Tak jak mówiłam, planowanie przyszłości, seksualne aluzje i żarty, wzajemne wsparcie nie jest nam obce.

Wiem, że On jest przywiązany do mnie, tak samo jak i ja. On nie szuka innej, a ja innego. Zawsze inny facet jest jakiś wybrakowany. Zastanawiam się też, czy nie idealizuję mojego Introwertyka, zwłaszcza że podobno zauroczenie mija po kilku miesiącach, a ja po takim czasie wciąż uważam go za ideał.

Odnośnie Twojego pytania o to, czy się boję (jestem pierwszy raz na forum i nie potrafię tak sprytnie robić odnośników, z czasem się nauczę), tak, boję się. Nasze kłótnie zawsze sprowadzały się do faktu, iż czuję od niego chłód, brak zaangażowania. Oczekiwałam od niego, by sprecyzował naszą relację, by się zdeklarował. Ale on nie potrafił tego zrobić, dla niego po prostu byłam kimś. Najbardziej nienawidzę, gdy wrzuca mnie do jednego worka z resztą świata. Rozmowy z nim o uczuciach tak naprawdę nie istnieją. Mogę jedynie czytać między wierszami, co opanowałam do perfekcji. Gdyby nie ta umiejętność, nasza relacja zapewne nie miałaby racji bytu. Jednak polegając tylko na własnej subiektywnej analizie, nie mogę stwierdzić czy to, co wysnułam jest tym, co on chciał mi przekazać.

Wprost niestety nie mogę spytać, bo on od razu ucieka.
Nie chcę z Niego zrezygnować, ale powoli rośnie mi głowie świadomość, że TO nie ma przyszłości. Próbowałam wielokrotnie uwolnić się od tej relacji, uważając ją za toksyczną. To jednak nic nie dawało, bo zawsze do siebie powracamy.

Ostatnio też powiedział mi, że zdiagnozował u siebie osobowość schizoidalną, ale szkoda mu kasy, by iść do psychologa. Gdy poczytałam w Internecie czym to się objawia, to pasują niemal wszystkie Jego cechy.
Awatar użytkownika
highwind
Legenda Intro
Posty: 2179
Rejestracja: 15 paź 2011, 10:27
Płeć: mężczyzna
Enneagram: 1w9
MBTI: istj
Lokalizacja: wro

Re: Związek introwertyków

Post autor: highwind »

bryniaa pisze:Zawsze inny facet jest jakiś wybrakowany. Zastanawiam się też, czy nie idealizuję mojego Introwertyka
Z mojego, upośledzonego punktu widzenia, idealizujesz. Przedstawiłaś w postach wady, które mogłyby go dyskwalifikować całkowicie jako kandydata do wspólnego życia. Ale ty znajdujesz jakieś wytłumaczenie dla każdej z tych wad ;) Że już taki jest, że to nie jego wina, że może być chory. Każdy facet jest jakoś wybrakowany i akurat defekty twojego konkretnego introwertyka były na tyle niewielkie z twojego punktu widzenia, że mogłaś je ignorować dłuższy czas. Ten czas zdaje się kończyć, bo nikt nie ma nieskończonej cierpliwości. Niektóre braki da się uzupełnić i fajnie byłoby widzieć, że drugiej osobie przynajmniej na tym zależy. Jeśli tego nie widzisz, ulatuje z ciebie przywiązanie. Tu na forum często pojawia się w dyskusjach wątek akceptacji - jestem inny, więc pozostali powinni zaakceptować to, że jestem jaki jestem. Ja się z tym nie zgadzam. Wg. mnie, jeśli jest coś w tobie, co możesz zmienić poświęcając cząstkę siebie, dla osoby na której ci zależy, to zrób to. Twój facet raczej tego tak nie widzi.
bryniaa pisze:Podczas naszych spotkań zawsze jesteśmy uśmiechnięci, swobodni. (...) Gdyby ktoś obcy zajrzał w te nasze "rozmowy" pomyślałby, że czyta dialogi pary zakochańców. Tak jak mówiłam, planowanie przyszłości, seksualne aluzje i żarty, wzajemne wsparcie nie jest nam obce.
Z całym szacunkiem dla "magii" jaką mogłaś odczuwać podczas tych spotkań - "Mylisz niebo z gwiazdami odbitymi nocą na powierzchni stawu" ;)
bryniaa pisze:Ostatnio też powiedział mi, że zdiagnozował u siebie osobowość schizoidalną, ale szkoda mu kasy, by iść do psychologa.
To lepiej niech pójdzie do tego psychologa. Wiesz jak to jest z dopasowywaniem objawów pod diagnozy pasujące w internecie? Cóż, ja już miałem kilka nowotworów i stwardnienie rozsiane.

Te tematy, o których wspomniałem wcześniej, lub inne, na które może zechciałabyś zerknąć:
https://forum.introwertyzm.pl/viewtopic.php?f=1&t=1854
https://forum.introwertyzm.pl/viewtopic.php?f=3&t=939

https://forum.introwertyzm.pl/viewtopic.php?f=3&t=609
https://forum.introwertyzm.pl/viewtopic.php?f=3&t=1902
https://forum.introwertyzm.pl/viewtopic.php?f=28&t=835
Jest tego więcej, zachęcam do przejrzenia działów z kategorii "Introwersja".
bryniaa
Introrodek
Posty: 17
Rejestracja: 03 sty 2016, 3:46
Płeć: kobieta
Enneagram: 4w5
MBTI: ISFP

Re: Związek introwertyków

Post autor: bryniaa »

Będąc kobietą oczekiwałam porady w stylu "będzie dobrze". Ale niestety tupnięcie lewą nóżką i ceremonialne rozpłakanie nic tu nie zdziała. Pewnie masz rację. A ja żyję iluzją. Ale jestem babą, myśli nie mają pokrycia z czynami (stereotyp?). Nie odpuszczę czegoś tak po prostu, nie umiem.

Może skoro sam zaczął mówić o wybraniu się do psychologa, to w końcu tam pójdzie. Jednak ja go namawiać nie będę, bo mógłby źle to odebrać.

Właśnie, odnośnie diagnozowania i mnie. Jestem "dziwna", czy introwertyczna?
Awatar użytkownika
highwind
Legenda Intro
Posty: 2179
Rejestracja: 15 paź 2011, 10:27
Płeć: mężczyzna
Enneagram: 1w9
MBTI: istj
Lokalizacja: wro

Re: Związek introwertyków

Post autor: highwind »

bryniaa pisze:Będąc kobietą oczekiwałam porady w stylu "będzie dobrze"
To nie w moim stylu, więc bierz na to poprawkę :P Może przesadzam w drugą stronę? Sama musisz zadecydować. Prześpij się z tym, poczekaj, pewnie jeszcze ktoś inny się wypowie, może będzie miał inny pogląd na sytuację.
bryniaa pisze:Pewnie masz rację. A ja żyję iluzją.
Nie wiem, czy na pewno, ale jeśli tak, to marnujesz cenny czas. A jeśli nie... To nie wiemy o sobie na tyle, żebym mógł zgadywać co wynosisz z tej relacji.
bryniaa pisze:Właśnie, odnośnie diagnozowania i mnie. Jestem "dziwna", czy introwertyczna?
Ja tam nic dziwnego nie widzę.
bryniaa
Introrodek
Posty: 17
Rejestracja: 03 sty 2016, 3:46
Płeć: kobieta
Enneagram: 4w5
MBTI: ISFP

Re: Związek introwertyków

Post autor: bryniaa »

Tak czy siak, bardzo dziękuję Ci za pomoc. Rozważę Twój pogląd i na pewno wyciągnę jakieś wnioski. Może z czasem wprowadzę w życie.

Mam jednak teorię, że jak ktoś jest ci bliski, to nie można ot tak zrezygnować. I pewnie dlatego tkwię od 7 lat w niezmiennej relacji. Jednak jestem osobą dość oporną na czyjeś poglądy i zawsze staram się żyć swoimi wpojonymi od lat wartościami. Zobaczymy. Dziękuję raz jeszcze za Twoje porady.
Awatar użytkownika
Kys
Użytkownik zablokowany
Posty: 62
Rejestracja: 08 gru 2015, 19:46
Płeć: mężczyzna
Lokalizacja: Warszawa

Re: Związek introwertyków

Post autor: Kys »

Ściana tekstu Approved! Znowu nudy i tylko dla zainteresowanych.
highwind pisze:Cześć.
Purpurowy Wiatr pisze:Zaproś go na forum.
OMG, nie rób tego autorko tematu. Aż mnie zimny dreszcze przeszedł. Jeśli już byś była zdesperowana, to potraktuj to jako ostateczność.
Zastanowiłeś się Purpurowy, jakby skryty i prawdopodobnie nieśmiały facet mógł zareagować na fakt, że poddaje się jego "brudy" zbiorowej analizie? W dodatku analizie być może wielu różnych osobowości o innych poglądach i o różnym stopniu doświadczenia. Chłopie! To byłby kocioł. Zadaniem autorki tematu będzie powyciąganie z tego kotła wartościowych kąsków, ale nie topmy w nim biednego, niczego nieświadomego introsia.
No cóż, najlepiej to nie zabrzmiało, nie chodziło o ten konkretny temat, tylko o ogół społeczności i wiedzy jaka jest zawarta na forum. Mógłby dowiedzieć się czegoś co by mu pomogło.
Jego zachowanie przypomina trochę mnie. Postaram się opisać, moje internetowe znajomości, co mną kierowało i jak ogólnie to widzę.

1. Siedziałem sobie na gg, napisała do mnie dziewczyna, pisaliśmy, pisaliśmy, pisaliśmy... Fajnie się pisało, wymiana numerem telefonu, zdjęciami (chociaż raczej jednostronnie), czyli standard. Pewnego dnia spytała czy chcę się spotkać, bo akurat jest u niej w mieście "dzień miasta". Okoliczności sprawiły, że się zgodziłem. To był impuls, tak jadę i nie zważam na nic. W moim mózgu jakby był przełącznik. Nie miałem czasu do namysłu, musiałem się szykować. Czasu mało, a i tak wiedziałem, że się spóźnię. We włosach wiatr, w oczach łzy na liczniku 43 i zasuwam skuterkiem 20km do niej.
Jestem na miejscu, jakoś się ogarnęliśmy, była z koleżankami na pytanie co robimy, odpowiedziałem, żebyśmy zatańczyli. Nigdy nie tańczyłem, ale pomyślałem, że się wyluzuję, zaczynam się ruszać i oho, to się wyluzowałem. Ruszałem się jakbym miał całe ciało w gipsie. Zacząłem czuć, że jednak wypad tutaj, to nie był najlepszy pomysł. Potem nie pamiętam co było, ale jakoś się rozdzieliliśmy, one poszły do domu, bo było już późno. Jeszcze proponowałem, że odprowadzę ją do domu, ale nie chciała. Strzeliłem tylko facepalm'a udowadniającego jaki jestem żałosny i wracam do domu.
Potem jeszcze trochę pisaliśmy, ona chciała się spotkać, ja nie i w końcu przestałem się angażować. Przeszła mi ochota na internetowe kontakty. Była w stanie jeszcze napisać po roku, ale olałem ją. Wnioski później.

2. Trafiłem na samosię. Napisała jakaś dziewczyna, że słucha metalu i chciałaby pogadać. Pomyślałem, że napiszę, powymieniamy się muzyką i tyle. Jednak zaczęliśmy się poznawać coraz bardziej, mimo tego, że była dużo młodsza ode mnie. Była z bardzo daleka, więc były nikłe szanse, że się spotkamy. Pisaliśmy coraz odważniej i tak jak piszesz bryniaa, nie było dla nas tematów tabu. Raz pamiętam, pisaliśmy sobie romantyczne sms'y. Nie mogłem pojąć, że można poczuć coś takiego pisząc do siebie. Patrzyłem na komórkę i miałem banana na twarzy. Cieszyłem się z tej znajomości. Raz zaskoczyła mnie, pisząc, że mnie kocha (potem dodała, że jako przyjaciela), ja nie wiedziałem co do niej czuję. Potem rozmawialiśmy o nas i powiedziałem jej, że to za daleko i nie mam zamiaru się z nią spotkać. Wtedy ona znalazła sobie kogoś, ale ciągle poświęcała mi czas. Opowiadała mi o swoich pierwszych pocałunkach, o wątpliwościach jak powiedzieć rodzicom, że chcą uprawiać seks. Czułem zazdrość, nie miałem jej tylko do siebie i mi to przeszkadzało. Przestałem do niej pisać, ona nie mogła tego zrozumieć, czasami pisała do mnie jeszcze przez 1,5 roku. Znowu nie mogłem zrozumieć, jak mogła się do mnie, aż tak przywiązać.

Teraz czas na wnioski. Zacznę może od tego impulsu z 1. Można powiedzieć, że są dwie drogi: serce i rozum. Zwykle, kiedy proponuje się jakąś aktywność takiej osobie, to te dwie drogi toczą ze sobą bój. Jednak ze względu na czas do namysłu, zwykle wygrywa rozum. Może się zdarzyć tak, że proponujesz komuś aktywność, chwilę przed. Wtedy nie ma czasu na namysł i może wygrać serce - impuls. Tylko jest jeden haczyk. Jeśli proponujesz komuś coś chwilę przed, to ta osoba może pomyśleć, że nie uwzględnialiście jej w planach, a być może pytacie tylko z grzeczności. Wtedy odmówi. Czyli jak chcesz wyrwać gdzieś tego kolesia to spróbuj na impuls nie dając mu czasu do namysłu. (jak nie rozumiecie to rozpisze łopatologicznie).

Dalej spróbuję objaśnić co czułem do 2. Najlepiej to będzie porównać do zauroczenia. Widzimy jakąś dziewczynę i wygląda ona dla nas jak anioł. Myślimy o niej, chociaż nigdy nie zamieniliśmy z nią słowa. Ciągle chcemy na nią patrzeć. Mimo ładnego jej wyglądu, to chemia w naszym mózgu ją idealizuje, nie pozwala nam dostrzec jej defektów. To co czułem do 2 i prawdopodobnie wy czujecie do siebie to wirtualne zauroczenie. Podobne do fizycznego, tylko odnoszące się nie do waszego wnętrza, tylko do tego co prezentujecie sobą wirtualnie. Gdy spotykacie się w realu to... nie mam pojęcia, wydaje mi się, że ta otoczka wirtualnego zauroczenia znika i ciężej się porozumieć.

A teraz przejdźmy do sedna. Twój "chłopak" nie angażuje się, bo wystarcza mu to wirtualne zauroczenie. Mi wystarczało to co czułem do dwójki. Przed kompem czuje się bezpiecznie, ma otwarty umysł, pisze to co myśli. W realu nie jest bezpieczny, nie wie co powiedzieć lub w ogóle ma pustkę w głowie. Chciałby z tobą być, ale to kosztuje go za dużo stresu. Powiedzmy, że jest góra. U jej podnóża stoi szałas, a na jej szczycie luksusowy dom. On mieszka w szałasie, nie doznaje luksusu, ale pozwala mu to jako-tako egzystować. Marzy o luksusowym domu na szczycie (związku z tobą w realu). Spróbował kiedyś się wspiąć, ale spadł. Doznał ran, które musiał goić przez pewien czas, aby wrócić do normalności. Po tym czego doświadczył, za bardzo obawia się upadku i jego skutków i więcej nie podejmie się tego wyzwania. On musi się nauczyć upadać.

Co ty możesz zrobić? On nie czuje się z tobą "bezpiecznie", w ogóle ze wszystkimi ludźmi w realu, może jest parę wyjątków. Ja mam kilka kolegów z którymi nie mam oporów rozmawiać, czuję się komfortowo, mówię to co myślę. Ale przy większości, nie tyle co się stresuję, ale czuje jakiś opór w rozmowie i pustkę w głowie.
Aby sprawić, że poczuje się przy tobie bezpiecznie musisz spędzać z nim jak najwięcej czasu. Tylko nie spotykajcie się, po to by porozmawiać. Niech będzie jakiś cel spotkania. Musi czuć twoją bliskość, ale nie może być wymuszonej interakcji między wami. Bardzo dobrym sposobem są właśnie kursy, czy coś takiego. Zaprosił cię na kurs hiszpańskiego, ponieważ tam spotyka się z ludźmi i czuje się bezpiecznie. Wziął cię na swój teren. Mimo, że myślałaś, że ciągle uciekał, on bardzo powoli przyzwyczajał się do ciebie. Gdybym ja miał się spotkać gdzieś z dziewczyną, to tylko na lodowisku, bo czuję się tam komfortowo. Zapytaj się go jakie ma aktywności i spróbuj dołączyć do jakiejś. Ewentualnie zaproponuj jakiś kurs, np. tańca. Pozwól mu się z tobą oswoić.

Opcja druga. Olej go. Zabierz mu jego szałas. Wątpię, aby spróbował się wtedy wspiąć na szczyt. Poszuka innego szałasu, albo nauczy się żyć bez niego.

Wybór należy do Ciebie. Ja proponuję, abyś go olała, nawet jeśli przyzwyczai się do ciebie, to co dalej? Do każdej następnej osoby, będzie się musiał przyzwyczajać. Ty będziesz się chciała rozwijać, a jemu wystarczy siedzenie z tobą w domu, tak jak kiedyś wystarczał mu kontakt wirtualny. On musi zrozumieć, że być może jest chory, musi nauczyć się upadać, a ty będziesz ciągle mu przypominać o bólu, który doznał podczas upadku. W każdym razie życzę powodzenia.
Ding, dong, ding, dong,
And everything did go wrong
Awatar użytkownika
highwind
Legenda Intro
Posty: 2179
Rejestracja: 15 paź 2011, 10:27
Płeć: mężczyzna
Enneagram: 1w9
MBTI: istj
Lokalizacja: wro

Re: Związek introwertyków

Post autor: highwind »

Purpurowy Wiatr pisze:No cóż, najlepiej to nie zabrzmiało, nie chodziło o ten konkretny temat, tylko o ogół społeczności i wiedzy jaka jest zawarta na forum. Mógłby dowiedzieć się czegoś co by mu pomogło.
A to przepraszam w takim razie, że tak pochopnie oceniłem twoje intencje :) Still - raczej bym nie ryzykował. I fajny post, tak w ogóle.
Purpurowy Wiatr pisze:Co ty możesz zrobić? (...) Pozwól mu się z tobą oswoić.
[osobista refleksja] Dla mnie to wszystko miałoby ręce i nogi, gdyby nie fakt, że główni bohaterowie mają za sobą siedmioletni wstęp do swojej relacji, co sprawia że takie, prawie że zaczynanie od początku (bo przecież to co opisano w cytowanym fragmencie, to są podstawy) wydaje się mocno deprymujące. Wiem, że sieję defetyzm, zwątpienie, ale dla mnie taka chęć inwestowania sił, czasu, w ogóle siebie w coś co od kilku lat przynosi niejasny rezultat wygląda jak chęć osoby uzależnionej od hazardu na postawienie jeszcze jednego zakładu. Bo przecież tyle już się zainwestowało. A nuż w końcu szczęście się do mnie uśmiechnie i wygram tą upragnioną fortunę...
Awatar użytkownika
Fangtasia
Rozkręcony intro
Posty: 311
Rejestracja: 21 wrz 2014, 22:20
Płeć: kobieta
MBTI: ISFJ
Lokalizacja: Wrocław

Re: Związek introwertyków

Post autor: Fangtasia »

Ja obserwuję temat i w pełni zgadzam się z highwindem. Dodam jeszcze, że chłopak już się na pewno zdążył do sytuacji przyzwyczaić i wydaje się, że tak mu dobrze. Jeżeli rozmawialiście o tym i on się odwrócił i poszedł w swoją stronę, no to cóż. Ty chcesz iść dalej, a on stoi w miejscu. I jako baba babie mówię Ci, że trzeba być silną w takiej sytuacji i po prostu odejść, przejąć się sobą a nie nim. Zobacz ile czasu straciłaś, mogłaś poznać kogoś, kto chciałby iść za Tobą na koniec świata. No może to brzmieć banalnie, ale on nie jest jedyny na tym świecie. Ale wiem, magia, 7 lat, ciężko przestać. Dlatego musisz być silna i postawić sprawę jasno, bo jeśli nic nie zrobisz i będziesz czekać to będzie to coraz cięższe.
Chciałam napisać coś milszego tak jak chciałaś, że wszystko będzie dobrze, ale nie będzie. I Ty sama o tym wiesz, dlatego tu napisałaś. Zadbaj o siebie i nie męcz się dłużej.
Awatar użytkownika
Haze
Intronek
Posty: 27
Rejestracja: 26 gru 2015, 21:35
Płeć: kobieta
Enneagram: 1w9

Re: Związek introwertyków

Post autor: Haze »

jeżeli w ciągu tylu lat nie byliście w stanie nawiązać normalnej relacji ... to coś tu jest nie tak ! to nie jest normalna sytuacja. Musisz się zbudzić jak najszybciej i zacząć żyć prawdziwym życiem z prawdziwymi namacalnymi ludźmi u swego boku ! Też kiedyś poznałam pewnego mężczyznę w świecie wirtualnym,od razu między nami stworzyła się niezwykła nić porozumienia,każde z nas miało odczucie,że trafiło w 10 ! Kilka tygodni wirtualnych rozmów do rana spowodowało,że się w sobie zauroczyliśmy do szaleństwa (więc rozumiem w pewnym stopniu Twoje przywiązanie do tego chłopaka i emocje,które temu towarzyszą). Spotkania w realu wszystko zweryfikowały i czar szybko prysł. Co innego rozmowy prowadzone przed monitorem komputera a przebywanie ze sobą . Zachowanie Twojego przyjaciela jest dla mnie bardzo podejrzane ..czytając Twój wpis przeraziłam się tym jak mocno jesteś nim zaślepiona- a może bardziej wyobrażeniem o jego osobie,którego w pewnym stopniu on jest autorem. Jeżeli on nie potrafi z Tobą normalnie porozmawiać przez te wszystkie lata,przyzwyczaić się do Twojej obecności w realu(pisałaś,że chodziliście razem na zajęcia) to ma ewidentnie jakieś zaburzenia, samo siedzenie obok siebie na tych zajęciach powinno spowodować zanik pewnego napięcia,niepewności,które towarzyszą pierwszym spotkaniom. To był czas kiedy on mógł Ciebie obserwować,przyzwyczaić się do tego,ze jesteś prawdziwą osobą a nie tylko tekstem wyświetlanym na monitorze,którego autorem jest nienamacalny twór jego wyobraźni. Napisałaś,że jesteście już po studiach .. więc tym bardziej jestem zaskoczona taką infantylnością i naiwnością dorosłych już ludzi. Przecież nie zbudujesz życia z kimś kto istnieje w internecie. Jeżeli mieliście obydwoje bardzo duże problemy w komunikacji na żywo to może warto było wybrać się do psychologa,terapeuty, kogoś kto obiektywnie oceniłby sytuacje i coś doradził. Ja radziłabym Ci nawet teraz iść do jakiegoś specjalisty,który pomógłby Ci rozwiązać tą relacje. Może dowiesz się co można jeszcze z tym zrobić i czy warto. Naprawdę nie trzeba się wstydzić korzystania z pomocy specjalistów. Lepiej iść na kilka rozmów niż tracić kolejne 7 lat bujając w obłokach. Wiem co mówię.. Pozdrawiam serdecznie ! Trzymaj się i życzę powodzenia!
bryniaa
Introrodek
Posty: 17
Rejestracja: 03 sty 2016, 3:46
Płeć: kobieta
Enneagram: 4w5
MBTI: ISFP

Re: Związek introwertyków

Post autor: bryniaa »

Wszyscy macie rację. I tak naprawdę już od dawna zdaję sobie sprawę, że powinnam zakończyć tę relację. A nieznośna podświadomość za każdym razem podpowiada, bym brnęła dalej. Kiedy bywały między nami miesiące milczenia, czułam jakby umarła cząstka mnie. Początkowo wściekła i rozżalona czułam, że dobrze zrobiłam. Dopiero po kilku tygodniach pojawiało się uczucie tęsknoty. Jednak jak to dumna kobieta nigdy po kłótniach nie pisałam do niego pierwsza (w końcu w moim zamyśle kłótnie były z winy jego zachowania, a ja je tylko mu opisywałam). Zazwyczaj było tak, że kiedy już czułam potrzebę rozmowy z nim, on jakby to telepatycznie wyczuwał i pisał do mnie.

Odnośnie propozycji Purpurowy Wiatr, aby spędzić czas aktywnie, a nie na rozmowie. Każde nasze coroczne spotkanie stanowi wycieczkę rowerową za miasto. Jak się pewnie domyślacie są to tylko miesiące letnie. Gdy proponowałam spotkanie w zimniejszy dzień, pytał " i co my będziemy robić jak jest tak zimno?" - co równało się z odmową. Na tych spotkaniach miał swobodę, bo gdy chciał, wyprzedzał mnie i miał czas na zastanowienie się. Szanowałam to i w zasadzie było to bardzo urokliwe, gdyż wiedziałam, że na niego w pewnym stopniu działam i na swój sposób peszę.

Pamiętam sytuację ze spotkania w sierpniu '15. Kiedy ledwo wyjechaliśmy za miasto, rozpadał się mocny deszcz. Postanowiliśmy, że wracamy i schowamy się w pobliskim supermarkecie. Przemierzając półki, natrafiliśmy na różne przyrządy do kuchni (talerze, filiżanki, tace). I wciąż mam w głowie jego słowa "Oo, ten komplet kupimy do naszej kuchni. Mam nadzieję, że Ci się podoba". W tamtej chwili aż urósł mi banan na twarzy ze szczęścia. A dopiero później pojawiła się myśl, że przecież on jest taki niedostępny dla mnie, żyje w swoim balonie i tylko czasem wpuszcza, więc czy tymi słowami chciał ze mnie zadrwić, czy naprawdę ma w głowie takie przemyślenia?

Bardzo często ranią mnie jego słowa. Nie, nie, nigdy nic złego nie powiedział o moim zachowaniu, czy wyglądzie. Kiedy tracę wiarę w siebie, a zdarza mi się to....hmmm, prawie zawsze, potrafi mnie podnieść na duchu i powiedzieć, że jestem najlepsza, idealna i akceptuje mnie taką, jaka jestem. Tak, nigdy tak naprawdę nie zależało mi na tym, co myślą i mówią o mnie ludzie. Najważniejsze było czy ja mu taka pasuję. Czy jestem dla niego wystarczająco inteligentna, błyskotliwa, czy nadążam za jego poczuciem humoru. Jednakże rani mnie, kiedy czasem mówi do mnie jak do obcej osoby. Kiedy ja zaczynam myśleć, że wszystko idzie w dobrym kierunku, on dowala takie słowa, że aż nie wiadomo co myśleć. To jego sposób na szybkie zdystansowanie się i możliwość ucieczki do swojego balona.

Te sylwestra on spędzał w domu, ja natomiast u długoletniej koleżanki.. Kiedy u niej byłam, cały czas z nim pisałam. A kiedy dochodziła północ nagle zrobił się chłodny i powiedział "idź", spytałam gdzie, a on odpowiedział "składać serdeczne życzenia i wymieniać życzliwe uśmiechy". Kolec w serce, znów potraktował mnie z góry. Chwile później musiał mi pokazać jak to jest obojętny na to, co dzieje się wokół i powiedział, że nie słyszy fajerwerków, bo ma ustawioną na full muzykę w słuchawkach. Doszłam do wniosku, że daruję sobie komentarz, bo udowadnianie mi jego samowystarczalności jest zbędne.

Znów opisałam same minusy? Cóż, to tylko dlatego, że głównie na nich chcę się tu skupić, bo to one mnie męczą i wywołują rozwiązłe analizy.

Ciężko jest mi z niego zrezygnować, tak jak radzicie. Potrzebujemy siebie nawzajem. Mam nadzieję, że jego słowa nie są słowami bez pokrycia i naprawdę ma w głowie myśli o naszej wspólnej przyszłości. Czasem też nachodzi mnie myśl, że on nie boi się mnie jako osoby, a jedynie mojego przywiązania i tego, że zacznę go kontrolować i mówić mu jak ma żyć (do czego nigdy nie dojdzie).


Odnośnie komentarza "Ty będziesz się chciała rozwijać, a jemu wystarczy siedzenie z tobą w domu, tak jak kiedyś wystarczał mu kontakt wirtualny" powiem, że mi w pełni wystarczyłoby siedzenie z Nim w domu i robienie wspólnie ciekawych rzeczy. On nie jest typem leniucha, jest bardzo kreatywny i pomysłowy.

Przyznam Wam się, że często bywam o niego zazdrosna. Ma on swoje dwie koleżanki. Mówił mi, że w ogóle ich nie lubi, ale zna je od dzieciaka i relacja z nimi jest czymś naturalnym. Ja jednak jestem zazdrosna o to, że spędzanie z nimi czasu przychodzi mu z taką łatwością, a ode mnie, w świecie realnym, stroni. To również był powód wielu kłótni.

Może to po prostu za daleko zaszło. Od samego początku nie wiedziałam co ta relacja mi przyniesie. Ale czułam się szczęśliwa, kiedy uważałam, że w końcu znalazłam drugą, brakującą część mnie. Pozwoliłam Mu prowadzić się. Tak naprawdę to on kierował tym, gdzie ta relacja zmierzała.

I tak właśnie znalazłam się przez to wszystko na etapie zgubienia. Totalnie nie wiem co mam zrobić. Tak naprawdę z desperacji napisałam tu do Was. Co pewnie już zauważyliście po moim, znajdującym się wyżej (o ile ktoś dotrwał), wywodzie.
Awatar użytkownika
Kys
Użytkownik zablokowany
Posty: 62
Rejestracja: 08 gru 2015, 19:46
Płeć: mężczyzna
Lokalizacja: Warszawa

Re: Związek introwertyków

Post autor: Kys »

bryniaa pisze:Zazwyczaj było tak, że kiedy już czułam potrzebę rozmowy z nim, on jakby to telepatycznie wyczuwał i pisał do mnie.
On pierwszy pisał, czyli zależy mu.
Gdy proponowałam spotkanie w zimniejszy dzień, pytał " i co my będziemy robić jak jest tak zimno?" - co równało się z odmową. Na tych spotkaniach miał swobodę, bo gdy chciał, wyprzedzał mnie i miał czas na zastanowienie się. Szanowałam to i w zasadzie było to bardzo urokliwe, gdyż wiedziałam, że na niego w pewnym stopniu działam i na swój sposób peszę.
To jego pytanie nie było do końca odmową. Nie miał pomysłu jak spędzić czas i obawiał się, że nie będzie miał możliwości przez chwilę pobyć sam, tak jak to robił na rowerach. To, że go peszysz może wyjaśniać, niektóre zachowania.
A dopiero później pojawiła się myśl, że przecież on jest taki niedostępny dla mnie, żyje w swoim balonie i tylko czasem wpuszcza, więc czy tymi słowami chciał ze mnie zadrwić, czy naprawdę ma w głowie takie przemyślenia?
Naprawdę miał takie przemyślenia.
Kiedy u niej byłam, cały czas z nim pisałam. A kiedy dochodziła północ nagle zrobił się chłodny i powiedział "idź", spytałam gdzie, a on odpowiedział "składać serdeczne życzenia i wymieniać życzliwe uśmiechy". Kolec w serce, znów potraktował mnie z góry. Chwile później musiał mi pokazać jak to jest obojętny na to, co dzieje się wokół i powiedział, że nie słyszy fajerwerków, bo ma ustawioną na full muzykę w słuchawkach. Doszłam do wniosku, że daruję sobie komentarz, bo udowadnianie mi jego samowystarczalności jest zbędne.
To była pewna forma chwalenia się przed tobą jego niezależnością. Ale również i akt użalania się nad sobą i zazdrości.
Przyznam Wam się, że często bywam o niego zazdrosna. Ma on swoje dwie koleżanki. Mówił mi, że w ogóle ich nie lubi, ale zna je od dzieciaka i relacja z nimi jest czymś naturalnym.
Nie wiem jak to nazwać. Mam dwa sposoby jak postrzegam dziewczynę. Mogę ją traktować naturalnie albo jako obiekt do kochania/zdobycia. Te swoje koleżanki traktuje naturalnie i to jest relacja dosłownie jakby z siostrą. Ciebie traktuje inaczej, stresuje się, obawia czy zrobi wszystko dobrze, czy nie popełni błędu, marzy o wspólnej przyszłości. Przytłacza go presja, żeby być dla ciebie idealnym. Woli nic nie mówić, niż powiedzieć coś źle. Woli się nie spotkać, niż wypaść źle.
Może mieć wahania nastrojów, dlatego raz pisze pełen nadziei, a drugim razem pesymistycznie. To już za długo trwa. Szkoda ci kończyć tę relację z nim, ale musisz to zrobić. Jedyne wyjście to spotykać się z nim 1-2 razy w tygodniu, co biorąc pod uwagę jego preferencje co do spotkań jest prawie nie możliwe. Boisz się trochę to zakończyć, bo nie wiesz czy nie stracisz czegoś cennego. Myślisz sobie, czy zrobiłaś wszystko co mogłaś i tak. Mówię do Ciebie, że już nic więcej nie poradzisz. Mogę cię "rozgrzeszyć".
Ding, dong, ding, dong,
And everything did go wrong
bryniaa
Introrodek
Posty: 17
Rejestracja: 03 sty 2016, 3:46
Płeć: kobieta
Enneagram: 4w5
MBTI: ISFP

Re: Związek introwertyków

Post autor: bryniaa »

Purpurowy Wiatr, trafiłeś w sedno. Twoja wypowiedź najbardziej odzwierciedla to, co chciałam, by mi powiedziano. Dziękuję Ci za tę próbę zrozumienia mnie. Wszystkim Wam dziękuję, wszyscy się staraliście mi wytłumaczyć sytuację, w której się znajduję, jak najlepiej.

Myślę, że w końcu dojdzie do końca tej relacji tak, jak mi radzicie. Obawiam się tylko, że wtedy na świecie zostanę sama i poczuję się jeszcze bardziej zagubiona i niezrozumiana. Myślę, że właśnie to stanowi moją główną obawę. Nie uważam bym była człowiekiem wartym czyjejś uwagi, dlatego nikomu nie oferuję swojej osoby jakoś nachalnie. Ale może lepiej być samą niż z kimś, kto powoli wyniszcza "psychę".

Uważam temat za zamknięty. Jeszcze raz wszystkim serdecznie dziękuję za okazaną pomoc. Pozdrawiam Was.
ODPOWIEDZ