Związki - nie pasuję do żadnego
Re: Związki - nie pasuję do żadnego
Mam podobnie jak autor wątku. Całkiem niedawno jednak spotkałam w końcu kogoś bardzo podobnego do mnie. Kogoś inteligentnego, ambitnego, z podobnym spojrzeniem na istotne sprawy. Byłam zachwycona. A trudno mnie zachwycić. Okazało się, że jest egoistą, a to dla mnie nie do zaakceptowania w takim stopniu w związku. Jestem załamana. Wplątuję się w mało ważne relacje, licząc, że jednak to się jakoś rozwinie. Nie jest tak, że z góry większość odrzucam. Próbuję, ale nie jestem w stanie być w związku z kimś, z kim się nie zgadzam w ważnych kwestiach.
-
- Intronek
- Posty: 36
- Rejestracja: 10 lip 2017, 22:53
- Płeć: nieokreślona
Re: Związki - nie pasuję do żadnego
A jak wielu z Was ma tak, że tak długo było samo ze sobą, aż znalazło wewnętrzny spokój, samo jest źródłem swojego szczęścia i w sumie wiązanie się z kimś by tylko ten spokój i wygodę burzyło, w zamian wnosząc niewiele, bez czego można się obejść, więc na co komu związek? Brak związku to brak kompromisów, brak modyfikowania swoich pragnień i planów pod kogoś innego. Brak rozterek, tracenia panowania nad swoimi myślami i akcjami przez brak uniesień uczuciowych, itd.
Re: Związki - nie pasuję do żadnego
Nie wierzę w taki stan, każdy na swój sposób potrzebuje bliskości drugiego człowieka. Kwestia odpowiedniej osoby
-
- Intronek
- Posty: 36
- Rejestracja: 10 lip 2017, 22:53
- Płeć: nieokreślona
Re: Związki - nie pasuję do żadnego
Po czym możesz wysnuć stwierdzenie, że każdy? Nie znasz sytuacji każdej osoby. Taka np. siostra Chmielewska nigdy nie chciała faceta, nie potrzebuje. Wolała się zajmować pomocą humanitarną.
- SCD
- Introwertyk
- Posty: 76
- Rejestracja: 05 wrz 2016, 1:58
- Płeć: nieokreślona
- Enneagram: 6w5
- MBTI: INFJ
- Lokalizacja: CK
Re: Związki - nie pasuję do żadnego
Here, po wieloletnich bojach z samym sobą doszedłem do podobnych wniosków, po prostu tworzenie "więzi" miało zbyt duży wpływ a wraz z wiekiem i obserwacją doszedłem do wniosku, że nie jest to coś do czego się nadaje czy w ogóle jest mi to potrzebne, a myśląc o tym widzę w tym same negatywy i zobowiązania kosztem wewnętrznego spokoju, po co więc do tego ekhm.. dążyć? mając świadomość tego, że absolutnie nikt nie jest wstanie naruszyć własnych uczuć daję poczucie spokoju i kontroli, a do tego dąży chyba każdy człowiek, nie?Taka se tam pisze: ↑09 sie 2017, 22:43 A jak wielu z Was ma tak, że tak długo było samo ze sobą, aż znalazło wewnętrzny spokój, samo jest źródłem swojego szczęścia i w sumie wiązanie się z kimś by tylko ten spokój i wygodę burzyło, w zamian wnosząc niewiele, bez czego można się obejść, więc na co komu związek? Brak związku to brak kompromisów, brak modyfikowania swoich pragnień i planów pod kogoś innego. Brak rozterek, tracenia panowania nad swoimi myślami i akcjami przez brak uniesień uczuciowych, itd.
Tylko to co czujesz mnie interesuje.
Re: Związki - nie pasuję do żadnego
Po części.Taka se tam pisze: ↑09 sie 2017, 22:43 A jak wielu z Was ma tak, że tak długo było samo ze sobą, aż znalazło wewnętrzny spokój, samo jest źródłem swojego szczęścia i w sumie wiązanie się z kimś by tylko ten spokój i wygodę burzyło, w zamian wnosząc niewiele, bez czego można się obejść, więc na co komu związek? Brak związku to brak kompromisów, brak modyfikowania swoich pragnień i planów pod kogoś innego. Brak rozterek, tracenia panowania nad swoimi myślami i akcjami przez brak uniesień uczuciowych, itd.
Do osiągnięcia wewnętrznego spokoju wiele mi brakuje, ale wiem, że bycie w związku nie będzie ku temu warunkiem koniecznym, ani wystarczającym.
Argument brak związku => większa kontrola nad swoim życiem uznaję, ale sam w sobie mnie nie przekonuje. Im człowiek starszy tym bardziej przekonuje się, że w życiu z definicji jest od cholery kompromisów i trzeba pogodzić się z tym, że rzadko kiedy będzie się nam układać pod nasz kaprys, ani też nie ma się co łudzić, że na wszystko będziemy mieli plan i wszystko w 100% pod kontrolą. Ale to w końcu banał.
Nie uznaję argumentu 'w zamian wnosząc niewiele'. Oczywiście, jeżeli tak się w tym związku czujemy, to krótka piłka, ale przecież istnieją takie związki, gdzie ludzie się uzupełniają, i gdzie sprawdza się powiedzenie 'całość to więcej niż suma wszystkich części'. Wówczas nawet te 'zgniłe kompromisy' (*wzdryga się*) przychodzą jako coś naturalnego i nie odczuwa się ich jako ustępowanie i rezygnacji z wyrażania samego siebie.
Poza tym, przyznam się, choć jako typ intelektualisty trochę wstydliwie - za tymi uniesieniami uczuciowymi czasem tęsknię. Tak jakby ten rzekomy 'brak kontroli' dawał mi poczucie wolności i bycie w pełni sobą, bez mentalnych okowów spowodowanych właśnie nadmierną dbałością o zachowanie tej kontroli.
Re: Związki - nie pasuję do żadnego
Typowy introwertyk, który jest tak skupiony na sobie, że nikogo do siebie nie dopuści i woli być sam, niż się z kimś męczyć... heh. Kompromisy takie złe, muszę z czegoś zrezygnować, by dostać w zamian coś innego. Nie wiesz co tracisz przez takie coś, ale twoja sprawa. Będąc samym w życiu też czekają Cię kompromisy i rozterki.Taka se tam pisze: ↑09 sie 2017, 22:43 A jak wielu z Was ma tak, że tak długo było samo ze sobą, aż znalazło wewnętrzny spokój, samo jest źródłem swojego szczęścia i w sumie wiązanie się z kimś by tylko ten spokój i wygodę burzyło, w zamian wnosząc niewiele, bez czego można się obejść, więc na co komu związek? Brak związku to brak kompromisów, brak modyfikowania swoich pragnień i planów pod kogoś innego. Brak rozterek, tracenia panowania nad swoimi myślami i akcjami przez brak uniesień uczuciowych, itd.
-
- Intro-wyjadacz
- Posty: 416
- Rejestracja: 07 maja 2016, 0:29
- Płeć: mężczyzna
- Lokalizacja: Warszawa
Re: Związki - nie pasuję do żadnego
Nie jestem sam źródłem własnego szczęścia. Dlatego staram się mieć przyjaciół - mężczyzn - z którymi zwykle nie jestem zmuszony do kompromisów, ponieważ po prostu podobne rzeczy nam się podobają, podobne rzeczy są dla nas ważne. Niestety w relacji kobieta-mężczyzna tych kompromisów jest mnóstwo.Taka se tam pisze: ↑09 sie 2017, 22:43 A jak wielu z Was ma tak, że tak długo było samo ze sobą, aż znalazło wewnętrzny spokój, samo jest źródłem swojego szczęścia i w sumie wiązanie się z kimś by tylko ten spokój i wygodę burzyło, w zamian wnosząc niewiele, bez czego można się obejść, więc na co komu związek? Brak związku to brak kompromisów, brak modyfikowania swoich pragnień i planów pod kogoś innego. Brak rozterek, tracenia panowania nad swoimi myślami i akcjami przez brak uniesień uczuciowych, itd.
Kiedyś, gdy jeszcze wierzyłem w te naiwne bajki o wielkiej miłości kobieta-mężczyzna, szukałem dziewczyny, z którą w kwestii wzajemnego zrozumienia, będzie blisko do tego, co w przeszłości miałem z najlepszymi kolegami. Nie osiągnąłem sukcesu. Później uświadomiłem sobie, że szukałem bajkowego zjawiska w rzeczywistym świecie. Nie dziwne, że nie znalazłem.
Bajkowa wizja wydawała się warta podjęcia starań, rzeczywistość - dla mnie już nie.
Ożenić się, to jest pozbyć się połowy swoich praw i podwoić w zamian swoje obowiązki. (Schopenhauer)
Jeśli chodzi o wspólne, interesujące spędzanie wolnego czasu, to mężczyźni i kobiety pasują do siebie jak woda i olej.
Jeśli chodzi o wspólne, interesujące spędzanie wolnego czasu, to mężczyźni i kobiety pasują do siebie jak woda i olej.
- Nocnik
- Pobudzony intro
- Posty: 153
- Rejestracja: 15 kwie 2017, 19:14
- Płeć: mężczyzna
- Enneagram: 4w5
- MBTI: INTJ
- Lokalizacja: Podhale
Re: Związki - nie pasuję do żadnego
Osobiście uważam, że jak to bywa w życiu to kwestia indywidualna co komu służy i prowadzi do rozwoju.
Ktoś może czerpać radość i spełnienie zarówno w związku jak i samotności. Jak również na zmianę może mieć epizody samotności i przynależności do kogoś. Niestety ale życie nie jest czarno-białe.
Jadnak mam wrażenie, że w większość relacji jest na zasadzie: gdy spotyka się dwóch egoistów i rozpoczyna się mniej lub bardziej subletalna walka w spełnianie oczekiwań i zaspokajanie pragnień.
Ktoś może czerpać radość i spełnienie zarówno w związku jak i samotności. Jak również na zmianę może mieć epizody samotności i przynależności do kogoś. Niestety ale życie nie jest czarno-białe.
Jadnak mam wrażenie, że w większość relacji jest na zasadzie: gdy spotyka się dwóch egoistów i rozpoczyna się mniej lub bardziej subletalna walka w spełnianie oczekiwań i zaspokajanie pragnień.
„Ciekawym paradoksem jest to, że kiedy akceptuję się takim, jakim jestem, wtedy mogę się zmieniać” Carl Rogers
Overthinking Kills Your Happiness.
Overthinking Kills Your Happiness.
-
- Intronek
- Posty: 36
- Rejestracja: 10 lip 2017, 22:53
- Płeć: nieokreślona
Re: Związki - nie pasuję do żadnego
Współcześnie w pokoleniu szukającym miłości m.in. na tinderze tak to wygląda. Bo umówmy się, człowiek kończy szkolę i już poluje na związek, nie dając sobie samemu czasu na poznanie samego siebie. Nie uświadamiając sobie jaki jest, kim jest, co chce od życia. Ile jego pragnień można zaspokoić poprzez zmianę swojej osoby, a nie poprzez szukanie ukojenia w drugim człowieku. Nie dziwne, że się tyle małżeństw rozpada, bo egoizm prowadzi do wymiany zamiast chęci naprawy.
Re: Związki - nie pasuję do żadnego
Niezaspokajanie potrzeb bądź ich wypieranie nie oznacza, że takowe nie istniejąTaka se tam pisze: ↑09 sie 2017, 23:19Po czym możesz wysnuć stwierdzenie, że każdy? Nie znasz sytuacji każdej osoby. Taka np. siostra Chmielewska nigdy nie chciała faceta, nie potrzebuje. Wolała się zajmować pomocą humanitarną.
-
- Intronek
- Posty: 36
- Rejestracja: 10 lip 2017, 22:53
- Płeć: nieokreślona
Re: Związki - nie pasuję do żadnego
A jeśli się ich w ogóle nie ma, nie trzeba ich wypierać. Serio są na tym świecie ludzie zupełnie pozbawieni takich potrzeb. Jest ich mało, ale są.Aga91 pisze: ↑10 sie 2017, 22:12Niezaspokajanie potrzeb bądź ich wypieranie nie oznacza, że takowe nie istniejąTaka se tam pisze: ↑09 sie 2017, 23:19Po czym możesz wysnuć stwierdzenie, że każdy? Nie znasz sytuacji każdej osoby. Taka np. siostra Chmielewska nigdy nie chciała faceta, nie potrzebuje. Wolała się zajmować pomocą humanitarną.
- Biała_Dama
- Pobudzony intro
- Posty: 137
- Rejestracja: 18 wrz 2016, 20:46
- Płeć: kobieta
- MBTI: INFP-T
- Lokalizacja: Opolskie
- Kontakt:
Re: Związki - nie pasuję do żadnego
Zauważyłam, że w kwestii podejścia do związków, opinie są bardzo podzielone. Są ludzie, którzy będą Ci narzucać w jakiś tam okrężny sposób, że jesteś dziwna, bo nie chcesz związku, są też i tacy, którzy podobnie jak Ty go nie chcą i Cię poprą, a są tacy, którzy naciskać nie będą, bo w końcu, jak już tu zostało kilka razy wspomniane, każdy człowiek ma inne potrzeby. Zdarza się i tak, że ktoś powie "zobaczysz, poznasz tego jedynego, zmienisz zdanie". Mam koleżankę, też introwertyczkę, która nigdy nie była w żadnym związku i uważa, że dobrze jej tak jak jest. Jak najbardziej akceptuję jej opinię i uważam, że nie ma w tym nic złego. Jedni są w milionach związków, desperacko poszukując tego/tej jedynej, inni są w związkach, bo "tak trzeba", są tacy szczęściarze, których pierwsza miłość okazuje się tą ostatnią, są i tacy, którzy wychodzą z założenia, że jak się trafi to się trafi, a jak nie, to trudno (ja się po części wpisuję właśnie w ten punkt).Taka se tam pisze: ↑09 sie 2017, 22:43 A jak wielu z Was ma tak, że tak długo było samo ze sobą, aż znalazło wewnętrzny spokój, samo jest źródłem swojego szczęścia i w sumie wiązanie się z kimś by tylko ten spokój i wygodę burzyło, w zamian wnosząc niewiele, bez czego można się obejść, więc na co komu związek? Brak związku to brak kompromisów, brak modyfikowania swoich pragnień i planów pod kogoś innego. Brak rozterek, tracenia panowania nad swoimi myślami i akcjami przez brak uniesień uczuciowych, itd.
Gdybym potrafiła z taką łatwością łapać się różnych związków, miałabym takie same refleksje jak autor wątku. Wyjścia z takiej sytuacji są trzy - potrafić zaakceptować tą swoją samotność doceniając grono swoich znajomych (na pewno w takiej sytuacji łatwiej jest, kiedy ktoś z tych znajomych też jest samotny) zaakceptować którąś z tych osób, z którą wchodzi się w związek (o ile człowiek się za bardzo nie męczy, bo akurat trafił na toksyczny związek, ale jest jakikolwiek, więc przeboleje) albo...szukać tak długo aż się w końcu trafi Cóż innego można poradzić? M.in. dlatego osoby, które stawiają na samotność, mają troszkę łatwiej w życiu, bo się tak nie zadręczają. Tylko trzeba naprawdę lubić ten stan.
“The optimist sees the donut, the pessimist sees the hole.”
~ Oscar Wilde
~ Oscar Wilde
-
- Introwertyk
- Posty: 76
- Rejestracja: 02 lip 2017, 14:24
- Płeć: mężczyzna
- Enneagram: 4w5
- MBTI: INFP-A
Re: Związki - nie pasuję do żadnego
Witam po dłuuuższej nieobecności. Fajnie zobaczyć, że ktoś podjął temat i zostały tu napisane na prawdę ciekawe opinie i doświadczenia.
Biała Dama, może trochę źle się wyraziłem w pierwszym poście, bo nie potrafię się łapać różnych związków z łatwością, raczej przychodzi mi to z zdecydowaną trudnością.
Czytając Wasze wypowiedzi nie sposób się z pewnymi kwestiami nie zgodzić. Może faktycznie część nas, gdy ma już do czegoś dojść, to rezygnują ponieważ boimy się o to, że w nasze życie wkradnie się chaos, wywróci się do góry nogami i już nic nie będzie takie samo. Jednak większość ludzi potrzebuje kogoś do szczęścia i chociaż odrzucamy wiele możliwości, to gdzieś podświadomie jednak chcielibyśmy z kimś być. Kto tak na prawdę lubi
całkowitą samotność? I nie chodzi mi tutaj o chwile spędzone sam na sam ze sobą tylko o byciu "samotnym"
Ktoś wcześniej pisał o tym, że w związku się dusi. Ja generalnie też nie mógłbym być z kimś na okrągło. Potrzebuje w życiu dużo swobody, wolnej przestrzeni i wolnego czasu. Nie ma u mnie miejsca na różne "dziwne" ograniczenia narzucone przez drugą osobę. Może to też jest problem, że nie bardzo chcę się zmienić - ktoś musiałby zaakceptować mnie w całości taki jaki już jestem Uszanować to, że lubię być sam, nie zawsze mam ochotę gadać o pierdołach - czasem po prostu wolę posiedzieć w ciszy.
Ale jeśli mielibyśmy się zmieniać na siłę, wbrew sobie, to takie rozwiązanie również nie ma sensu.
Generalnie dobrze jest się pogodzić z tym co się aktualnie ma ( lub też nie ma ) i mieć nadzieję, że kiedyś być może ten stan ulegnie zmianie.
Biała Dama, może trochę źle się wyraziłem w pierwszym poście, bo nie potrafię się łapać różnych związków z łatwością, raczej przychodzi mi to z zdecydowaną trudnością.
Czytając Wasze wypowiedzi nie sposób się z pewnymi kwestiami nie zgodzić. Może faktycznie część nas, gdy ma już do czegoś dojść, to rezygnują ponieważ boimy się o to, że w nasze życie wkradnie się chaos, wywróci się do góry nogami i już nic nie będzie takie samo. Jednak większość ludzi potrzebuje kogoś do szczęścia i chociaż odrzucamy wiele możliwości, to gdzieś podświadomie jednak chcielibyśmy z kimś być. Kto tak na prawdę lubi
całkowitą samotność? I nie chodzi mi tutaj o chwile spędzone sam na sam ze sobą tylko o byciu "samotnym"
Ktoś wcześniej pisał o tym, że w związku się dusi. Ja generalnie też nie mógłbym być z kimś na okrągło. Potrzebuje w życiu dużo swobody, wolnej przestrzeni i wolnego czasu. Nie ma u mnie miejsca na różne "dziwne" ograniczenia narzucone przez drugą osobę. Może to też jest problem, że nie bardzo chcę się zmienić - ktoś musiałby zaakceptować mnie w całości taki jaki już jestem Uszanować to, że lubię być sam, nie zawsze mam ochotę gadać o pierdołach - czasem po prostu wolę posiedzieć w ciszy.
Ale jeśli mielibyśmy się zmieniać na siłę, wbrew sobie, to takie rozwiązanie również nie ma sensu.
Generalnie dobrze jest się pogodzić z tym co się aktualnie ma ( lub też nie ma ) i mieć nadzieję, że kiedyś być może ten stan ulegnie zmianie.
- Kuqi
- Introwertyk
- Posty: 94
- Rejestracja: 22 paź 2017, 18:12
- Płeć: mężczyzna
- Enneagram: 4w5
- MBTI: INTJ
- Lokalizacja: Poznań
Re: Związki - nie pasuję do żadnego
Powiem tak - zanim wszedłem w pierwszy związek to chciałem się w nim znaleźć, źle mi było bez dziewczyny. W wieku 19 lat w końcu poznałem jedną i byliśmy ze sobą prawie dwa lata. Po tym związku zmieniłem podejście, już nie chciałem po prostu być z kimś, ale miałem jakieś pojęcie czego konkretnie chcę (patrząc na własne doświadczenie).
W wieku 22 lat poznałem drugą dziewczynę, z którą byłem przez 10 miesięcy. Uzupełnialiśmy się, było naprawdę super, i nagle się wszystko skończyło, "bo tak". Teraz, dwa miesiące później powoli dochodzę do tego, że zamykam się powoli na wizję kolejnego związku. Chodzi o to, że wiem jak to jest, gdy się nie układa, wiem też jak dobrze jest gdy się układa. Po prostu boję się kolejnych cierpień i z tego powodu świadomie rezygnuję z tego. Większość ludzi pewnie uzna, że to błąd, że mówię pod wpływem emocji. Otóż nie - w końcu daję radę z emocjami, jakoś zaczynam sobie z nimi radzić. I nie boję się zmian, jedynie nie chcę znowu cierpieć. Dwa razy wystarczy. I wiem, teoretycznie potencjalnych plusów jest znacznie więcej niż minusów, ale czy aby na pewno warto?
Powiem Ci, że kiedyś lubiłem całkowitą samotność, później jej nienawidziłem, teraz zaczynam to znowu lubić. Pozwala mi myśleć, zająć się sobą, uwolnić od problemów ludzi. Przez większość życia byłem samotny, dopiero przez te 10 miesięcy ostatniego związku czułem, że komuś naprawdę zależy, że mam kogoś bliskiego. I właśnie to jest kolejny powód, przemawiający za samotnością. Gdy się do niej przywyknie to jest dobrze, a kiedy się ją porzuci i trzeba później wrócić... Mam nadzieję, że nie znacie tego uczucia.
W wieku 22 lat poznałem drugą dziewczynę, z którą byłem przez 10 miesięcy. Uzupełnialiśmy się, było naprawdę super, i nagle się wszystko skończyło, "bo tak". Teraz, dwa miesiące później powoli dochodzę do tego, że zamykam się powoli na wizję kolejnego związku. Chodzi o to, że wiem jak to jest, gdy się nie układa, wiem też jak dobrze jest gdy się układa. Po prostu boję się kolejnych cierpień i z tego powodu świadomie rezygnuję z tego. Większość ludzi pewnie uzna, że to błąd, że mówię pod wpływem emocji. Otóż nie - w końcu daję radę z emocjami, jakoś zaczynam sobie z nimi radzić. I nie boję się zmian, jedynie nie chcę znowu cierpieć. Dwa razy wystarczy. I wiem, teoretycznie potencjalnych plusów jest znacznie więcej niż minusów, ale czy aby na pewno warto?
Powiem Ci, że kiedyś lubiłem całkowitą samotność, później jej nienawidziłem, teraz zaczynam to znowu lubić. Pozwala mi myśleć, zająć się sobą, uwolnić od problemów ludzi. Przez większość życia byłem samotny, dopiero przez te 10 miesięcy ostatniego związku czułem, że komuś naprawdę zależy, że mam kogoś bliskiego. I właśnie to jest kolejny powód, przemawiający za samotnością. Gdy się do niej przywyknie to jest dobrze, a kiedy się ją porzuci i trzeba później wrócić... Mam nadzieję, że nie znacie tego uczucia.