Czasem i ja łapię się na tym, że widzę na ulicy kobietę i zaraz po biologicznie zaimplementowanej, automatycznej ocenie atrakcyjności, przechodzę do zastanawiania się, czy ów obiekt zainteresowania może przypadkiem mieć jakieś cechy introsia. Chyba głodnemu chleb na myśli, nie będę ukrywał, tym bardziej że ekstra-pieczywa już zasmakowałem, ciekawość pcha ku nieznanemu, a to forum pobudza apetyt, jak na porządną piekarnię przystało, emanując intrygującym aromatem introwertycznych wypieków. O czym to ja... Aha, widzę kobietę, zastanawiam się czy mogę mieć do czynienia z introwertyczką, bo trzeba przyjąć odpowiednią taktykę gry. Ba, trzeba wiedzieć, czy w grze brać w ogóle udział. Więc pytanie mam. Panie introwertyczki, jak mam wiedzieć, że panie, to są właśnie TE panie? Co was odróżnia na ulicy, od ekstrawertycznych koleżanek? Panowie, macie jakieś wbudowane filtry polaryzacyjne, mechanizmy oddzielania ziarna od plew? Załóżmy przy tym nie idąc na łatwiznę, że puki co sytuacja jest nieco bardziej otwarta, niż te omawiane głównie w tym wątku - nie jest to żadna impreza, spotkanie w większym gronie, nie jest to tym bardziej randka czy miejsce pokroju biblioteki, wymuszające niejako zachowania mogące sprawiać wrażenie "introwertycznych". Ot, po prostu widzę kobietę, siedzę naprzeciw niej w pociągu, stoję nad nią w tramwaju, wpuszczam ją do windy, etc. Sytuacja niby normalna, ale chyba trudniejsza, bo zastosowanie rady typu "pointrowertykuj sobie" skończy się na tym, że przemilczymy te parę pięter wspólnej podróży i rozejdziemy się w swoich kierunkach. Potem sobie co najwyżej pofantazjujemy nad fascynującą konwersacją, która mogłaby się odbyć.makaj pisze: podbijam (...) z tekstem "cześć mała, coś taka nieśmiała" i rzucam kasztana pod nogi (oczywiście najpierw daję do wypełnienia test osobowości, aby mieć pewność, że to introwertyczka).
Więc! Co może mi powiedzieć, że szansa na introwertyczkę jest większa, niż średnia statystyczna ich występowania wśród płci pięknej? Nie oczekuję tu recept ani szczegółowych charakterystyk, bo zbyt dużo indywidualności, wyjątków. Ale mimo tego, dobrze byłoby podbudować swój zapał do działania, chociażby paroma poszlakami, związanymi z tym jak można zabrać się spontanicznie do tematumartu pisze:zdecydowanie (...) idzie mi (...) najlepiej wspólne milczenie, ale to chyba niezbyt dobry sposób na poznanie się nawzajem
Jak już przy zabieraniu się do tematu jesteśmy. To jak właściwie odbieracie takie nagłe "zagadywanie" przez nieznajomą osobę? Dla mnie to zawsze jest trochę szokujące, np. sytuacja, gdzie stoję z ekstra-znajomą w kolejce i słyszymy rozmowę ludzi przed nami. Ja stoję i cierpliwie czekam, a ona potrafi wtrącić się do rozmowy, wymienić telefonem, ustawić na grilla albo i wspólny weekendowy wyjazd Jak ewentualnie zmniejszyć ryzyko wystraszenia osoby zagadywanej? Mnie coś takiego zwykle zbija z pantałyku i potrzebuję chwili dłużej niż pięć minut, żeby wrócić na odpowiedni tor.