Niestety tak nie mam, rzadko dobrze się czuję przy nagłej ciszy. Szkoda, bo chciałbym traktować to naturalnie, szczególnie jako introwertyk. A to mogłaby być taka nasza pozytywna cecha, wizytówka introwertykarosemary pisze:Potem gdzieś usłyszałam stwierdzenie, że najważniejsza między ludźmi jest nie sama umiejętność znajdowania wspólnych tematów do rozmowy, ale umiejętność wspólnego milczenia. Najlepiej jest, gdy obie strony uszanują tą cisze - wówczas nie jest ona uciążliwa.
Od tamtej pory nie przejmuję się przerwą w rozmowie.
nie umiem rozmawiać o niczym
- underdog
- Stały bywalec
- Posty: 242
- Rejestracja: 10 sie 2007, 17:29
- Płeć: nieokreślona
- Lokalizacja: Kraków
- Ekwiwalencja
- Pobudzony intro
- Posty: 144
- Rejestracja: 16 lis 2007, 18:40
- Płeć: nieokreślona
- Lokalizacja: z własnej krainy
Ktoś mi kiedyś powiedział, że "przyzwyczaił się już do tej ciszy". Krępująca cisza jest zła, ale taka neutralna zwykła... Uczę się ciszy, mówienia kiedy powinnam, a nie aby nie było cicho. Jeśli ktoś nie potrafi uszanować mojej ciszy- no cóż... Czasem cisza to swoisty test- czy ktoś potrafi prowadzić rozmowę, czy potrafi milczeć, czy umie opowiadać... Imponują mi ludzie, którzy potrafią powiedzieć dwa mądre zdania, rzucić żart, puentę- minimum słów maksimum treści. Bo aby coś przekazać nie zawsze trzeba używać miliarda słów:)
Ja wyciągnąłem podobne wnioski co rosemary. Dość długo męczyło mnie to, że czułem się jakby odpowiedzialny za płynność rozmowy, przy czym pojawiało się to głównie w kontaktach jeden na jeden. Kiedy pojawiał się ktoś trzeci to automatycznie poczuwałem się zwolniony z tego obowiązku. Zupełnie jakby ktoś mi dał rozkaz spocznij. A jeżeli wtedy i tak następowała cisza to nie czułem wielkiego ciśnienia, w końcu jest nas trzech, nikt nic nie mówi, najwyraźniej nikt nie ma nic ciekawego do powiedzenia i spoko, idziemy w milczeniu. No i z czasem postarałem się przerzucić to na kontakty jeden na jeden. Przestałem wymyślać tematy na siłę, byle by tylko zabić ciszę. Zdałem sobie sprawę z tego, że lepiej dla mojego samopoczucia kiedy milcząc jestem sobą, niż kiedy sile się na kompletnie nie pasujące do mnie wypowiedzi. Teraz jeżeli nie widzę zaangażowania ze strony rozmówcy i widzę też, że tylko mnie zależy, to sobie odpuszczam i przestawiam się w tryb trzyosobowy
-
- Introwertyk
- Posty: 93
- Rejestracja: 09 cze 2008, 13:20
- Płeć: nieokreślona
Ekwiwalencja pisze: Imponują mi ludzie, którzy potrafią powiedzieć dwa mądre zdania, rzucić żart, puentę- minimum słów maksimum treści. Bo aby coś przekazać nie zawsze trzeba używać miliarda słów:)
Doskonale to ujęłas : )
Zawsze zadroscilam tym, ktorzy potrafią nawijać bez przerwy na dowolny temat lub nawet bez tematu, po prostu swobodnie sobie gadać w świat. Mam wielu takich znajomych i naprawdę ich lubię - oni sobie, a ja sobie - czyli nic. Mowic o Niczym. Doskonałe i przydatne zarazem.
Ja zdecydowanie wolę rozmawiac z sensem. Nie lubię tego u siebie, bo wychodzę na sztywniarę albo kogos, kto nie ma totalnie nic do powiedzianie na tzw’ludzkie’ tematy. Z drugiej strony jest coś z milczącej wyższości introwertykow, którzy potrafią w kilku slowach zawrzeć cały sens, zmieścic w kilku zgrabnych zdaniach kwintesencję myśli. Niewiele introwertycznych cech mnie ujmuje, ale umiejętność milczenia, oszczędność slowa i błyskotliwy, wysmakowany dowcip cenię sobie niebywale. Trzeba być jednak introwertykiem, żeby zrozumiec urok tych predyspozycji.
Znowu się rozpisałam, wybaczcie ; )
- iksigrekzet
- Intromajster
- Posty: 517
- Rejestracja: 21 lip 2008, 1:32
- Płeć: nieokreślona
- Shamicki
- Introwertyk
- Posty: 119
- Rejestracja: 30 lip 2008, 2:07
- Płeć: mężczyzna
- Enneagram: 5w6
- MBTI: INTJ
Mi także ciężko rozmawiać z ludźmi których właściwie nie znam o niczym, ciężko też dać konkretny temat. Bo o ile dla mnie pewne sprawy są interesujące o tyle dla strony przeciwnej mogą być co najmniej nie istotne. Wole obserwować jeżeli jest jeszcze ktoś 3eci i po czasie wyciągnąć odpowiednie wnioski. Jeżeli to możliwe staram się znaleźć temat który dotyczy drugiej osoby i mnie też interesuje choćby z samej ciekawości i chęci rozwoju, wtedy rozmowa płynie przyjemnie. Po prostu czuje że rozmawianie o niczym do mnie bym to ujął nie pasuje.
Człowiek tworzy jakąś rzeczywistość, a potem staje się jej ofiarą.
Ja lubię jak ktoś mówi do mnie, może być i o niczym. Zdarzają sie takie gaduły, że z dziesięć razy sie zawieszę w czasie ich monologu, zaczepię jednym zdaniem o ostatnią rzecz o której wspomnieli, oni nakręcą sie jeszcze bardziej a ja znowu sie zawieszam . Oni później są usatysfakcjonowani że ktoś ich tak "uważnie" wysłuchał, a ja częściowo spełniam się społecznie Gorzej jak ktoś zacznie chrzanić takie rzeczy że sie mózg wykręca... ale to już inna bajka...
Ostatnio zauważyłam że moim uporczywym milczeniem wprawiam innych w zakłopotanie, a to zakłopotanie mnie dezorientuje i milczę jeszcze bardziej uporczywie
Ostatnio zauważyłam że moim uporczywym milczeniem wprawiam innych w zakłopotanie, a to zakłopotanie mnie dezorientuje i milczę jeszcze bardziej uporczywie
Teraz to nieskończenie cienka granica między tym co było, a tym co będzie.
Erato pisze:Ja lubię jak ktoś mówi do mnie, może być i o niczym. Zdarzają sie takie gaduły, że z dziesięć razy sie zawieszę w czasie ich monologu, zaczepię jednym zdaniem o ostatnią rzecz o której wspomnieli, oni nakręcą sie jeszcze bardziej a ja znowu sie zawieszam . Oni później są usatysfakcjonowani że ktoś ich tak "uważnie" wysłuchał, a ja częściowo spełniam się społecznie Gorzej jak ktoś zacznie chrzanić takie rzeczy że sie mózg wykręca... ale to już inna bajka...
Ostatnio zauważyłam że moim uporczywym milczeniem wprawiam innych w zakłopotanie, a to zakłopotanie mnie dezorientuje i milczę jeszcze bardziej uporczywie
Skąd ja to znam...
- Samotny Navigator
- Intronek
- Posty: 37
- Rejestracja: 19 maja 2008, 2:13
- Płeć: nieokreślona
- Lokalizacja: z wewnątrz
- Akolita
- Krypto-Extra
- Posty: 756
- Rejestracja: 01 sie 2008, 18:02
- Płeć: nieokreślona
- Lokalizacja: Łódź/Włocławek
Dokładnie, ja znam jedną taką osobę. Kiedyś nawet przepraszał mnie gorąco za swoje "zawiechy". Popukałam się tylko w głowę z rozbawieniem. Powiedziałam mu, że ja całe życie szukałam właśnie kogoś takiego, kto nie dość, że pozwoli mi milczeć w swoim towarzystwie, to sam będzie chętny owo milczenie zainicjować.
Mówi, że nigdy nie śpi. Że nigdy nie umrze. Dyga przed skrzypkami, pląsa do tyłu, odrzuca głowę, parska głębokim gardłowym śmiechem i jest wielkim ulubieńcem, ten sędzia. Wachluje się kapeluszem, a księżycowa kopuła jego czaszki sunie blada pod światłami, on zaś obraca się, przejmuje skrzypki, wiruje w piruecie, wykonuje jedno pas, dwa pas, tańcząc i grając jednocześnie. Nigdy nie śpi. Mówi, że nigdy nie umrze. Tańczy w świetle i cieniu i jest wielkim ulubieńcem. Nigdy nie śpi, ten sędzia. Tańczy i tańczy. Mówi, że nigdy nie umrze.”