Strona 11 z 15

Re: Alkohol, wybawiciel czy zmora introwertyka?

: 04 paź 2016, 12:00
autor: BiałyGuzik
Ja natomiast w ogóle zrezygnowałam alkoholu byłam tzw. abstynentem. Dopóki nie zaczęłam ostatnio próbować. Łyczek od tego, łyczek od tamtego ;p moją abstynencję już kompletnie szlag trafił kiedy na urodziny się ochlałam (pierwszy raz w życiu) z koleżanką (tzn. ja się ochlałam) jakimś winem niewysokoprocentowym (szybko weszło). Wtedy wygadałam się ze wszystkiego co we mnie siedziało (a dużo siedziało) nie żałuję tego.
Alkohol był dla mnie wybawieniem, ale introwertykowi wystarczy to że raz się wygada, więc nie zamierzam pić często.

Re: Alkohol, wybawiciel czy zmora introwertyka?

: 07 paź 2016, 23:49
autor: mada
Ja piję alkohol okazyjnie, w lato oczywiście częściej z uwagi na ogródki na rynku. Nie piję dużo od 1 do 3 piw. Gdy zdarzy się raz na ruski rok jakieś dłuższe wyjście to też nie przesadzam i wypiję góra 5, więcej nie tolerują moje organy wewnętrzne. Zauważyłem jednak, że od drugiego piwa zlekka ciężej mi się mówi i muszę wkładać w to więcej wysiłku. Z kolei gdybym wypił coś mocniejszego i byłbym już wstawiony, wówczas nie czuję w ogóle potrzeby rozmawiania z kimkolwiek, tym bardziej z obcymi, co innego w swoim gronie.

Re: Alkohol, wybawiciel czy zmora introwertyka?

: 30 kwie 2017, 5:50
autor: Manuel [Marcel]
Lubię alkohol. Lubię pić. Lubię stan lekkiego upojenia - uczucie lekkiego rozfalowania, podskórną melodię, jaką we mnie wsącza, błogość delikatnego uśmiechu migoczącego w kącikach ust...

W sumie pewnie nie sięgałbym po alkohol tak często, gdyby nie łatwość dostępu do niego, w porównaniu z większością pozostałych narkotyków. Jest tyle fascynujących sztucznych rajów...

Czasami lubię pracować pod wpływem alkoholu (zarabiam "piórem"). Zdania uzyskują wtedy charakterystyczną miarę, charakterystyczny rytm. Są bardziej rozszalałe, podatne na emocjonalne spazmy. To świetnie się sprawdza w rzeczach, gdzie ważniejsze od merytoryki jest oddziałanie na emocje, ożywienie obrazów - umożliwienie czytelnikowi odpłynięcia w coś, co się w nim obudziło.

Kiedyś nierzadko zaczynałem dzień od drinka i kubka lodów. Niestety z powodów zdrowotnych zrezygnowałem z alkoholu na 2 lata. Potem okazało się, że winne były lody (laktoza), a nie alkohol. Z abstynencją od niego nie miałem najmniejszych problemów. Lodowo-czekoladowej abstynencji nie potrafię utrzymać i to pomimo substytutów.

Nie lubię tańczyć na alkoholu - przeszkadza. Nie lubię się nim ośmielać - choć to robiłem - bezmyślnie, "bo tak się robiło". Zawsze się martwię o najbliższych, gdy zapijają problemy - alkohol w określonych warunkach potrafi być dobrym towarzyszem zabawy (czasem otwierającym wręcz nowe możliwości), natomiast w rozwiązywaniu problemów kompletnie się nie sprawdza (amfa, np. w zwiększaniu "życia w życiu", bywa tu dużo lepsza). Nigdy nie lubiłem "urżyniania się w trupa". Nie lubię zapominać, nie lubię uciekać (wyjątkiem były chwile gdy napotykałem czyjeś czarujące spojrzenie. Ale to były tak dawne, dawne czasy... Mój Boże, ja byłem nieśmiały wobec kobiet? Może dalej jestem? Być może już nigdy się nie dowiem. Wszystko przez Nią...).

Jest wiele rzeczy, które odurzają mnie skuteczniej, lepiej, mocniej. Literatura, inne sztuki, urok kobiet, niektóre inne dragi, idee... Niemniej alkohol chyba zawsze już będę lubił. Cenił. Wszak potrafi być bardzo dobrym kompanem.

Re: Alkohol, wybawiciel czy zmora introwertyka?

: 01 maja 2017, 13:05
autor: IronLich
Zależy. Człowiek pił raz mniej, raz więcej. Kiedyś może faktycznie miało to dla mnie charakter społeczny, ale z biegiem lat i obowiązków niemal zniknął z mojego życia. Kiedy już wrócił jako forma terapii – każdy radzi sobie jak potrafi – to przybrał zgoła odmienną formę. W czystej, skrystalizowanej samotności stał się integralną częścią jakiejś wszechogarniającej ciszy. Pozwalał choć trochę odsunąć się od rzeczywistości. Niemniej jednak nie byłbym gotów odpowiedzieć, czy wyzwala, czy też bliżej mu do przekleństwa. Jestem w stanie nie tknąć go przez okres kilku tygodni, a potem przez tydzień, dzień w dzień co wieczór sączyć N szklanek. Zupełnie jak z tą intuicją która podpowiada człowiekowi, że akurat dziś warto zjeść tuzin jabłek bo czegoś mu brakuje.

Re: Alkohol, wybawiciel czy zmora introwertyka?

: 02 maja 2017, 20:34
autor: Nocnik
U mnie podobnie jak u poprzednika. Od mniej więcej 16 roku to w każdy weekend socjalnie. Latami piłem bywały miesiące że codziennie, bywały tygodnie że nie wiedziałem co to trzeźwość a do tego inne specyfiki.
Potem już sam piłem aby tylko choć na chwile poczuć ulgę, czy to spowodowaną ciągłym stresem czy to ukoić chroniczny ból spowodowany kontuzjami.
A często nie działał ale pozwalał zasnąć.
Często alkohol działał tak że nasilał objawy czy to agresji czy depresji a nawet lęku społecznego.
Nie miałem problemu z odstawieniem na kilka miesięcy czy rok bez ani kropli, ale różnicy także nie poczułem ( no oprócz finansowych).
Teraz jestem na etapie 2 lampki wina czerwonego raz na jakiś czas, słuchając dobrej muzyki w zaciszu przyciemnionego pokoju, albo podziwiając naturę na świeżym powietrzu z butelką wina.

Re: Alkohol, wybawiciel czy zmora introwertyka?

: 02 maja 2017, 23:49
autor: Pitko
Jako licealista zacząłem przygodę z alkoholem, żeby nie odstawać, żeby być akceptowanym. Wtedy nie przepadałem w żaden sposób za smakiem jakiegokolwiek z trunków.
Z czasem zacząłem rozumieć to kim jestem i przestałem pić na popis.
Aktualnie nadal jest to dla mnie tylko forma aktywności społecznej. Sam do lustra nigdy nie piję.
Ale czasami mam ochotę się napić i wtedy po prostu umawiam się, z którymś ze znajomych. A czasami odwrotnie, ktoś gdzieś zaprosi i jedno piwko w towarzystwie wypiję.
Podsumuję: wszystko jest zdrowe z umiarem.

Re: Alkohol, wybawiciel czy zmora introwertyka?

: 06 maja 2017, 22:23
autor: highwind
Jako osoba nie przepadająca za alkoholem generalnie, a za stanem nadmiernego upojenia w szczególności, ostatnio cenię sobie whisky. Zamawiasz sobie podwójną i spokojnie cały wieczór można się delektować, bez bycia nagabywanym, bez walenia ponad własne tempo, bez zbytniego nakurwixu. Do tego ci mnogość tego napitku, więc i znudzić się nie łatwo. Polecam i pozdrawiam, highwind highwindowski.

Re: Alkohol, wybawiciel czy zmora introwertyka?

: 07 maja 2017, 21:59
autor: Suchy69
O mnie chodzą takie słuchy, że jestem trochę jak Obelix, tzn. za młodu musiałem wpaść do kotła z magicznym napojem (alkoholem), bo teraz nie piję, ale zachowuję się jak pijany ;). Nie wiem, nigdy nie ciągnęło mnie do alkoholu, zawsze mi się wydawało, że ludzie piją tylko i wyłącznie po to, żeby nie odstawać od grupy. Potem trochę wydoroślałem i mój pogląd się nieco zmienił, ale wciąż nie piję. Nie smakuje mi, nie ciągnie mnie do tego. Mam jakąś taką obawę przed wpływaniem na mój umysł, chcę być tym, kim jestem (choć mój kolega kiedyś obalił ten argument twierdząc, że po alkoholu nie będę kimś innym, tylko będę sobą po alkoholu :mrgreen: ). Piję czasami szwedzki cydr 2.25%, gdyż jest bardzo smaczny, no i to prawie nie alkohol. Lubię też probować różnych trunków z czystej ciekawości, ale 99% mi nie smakuje ;).
Z racji tego, że jestem zawsze trzeźwy, ale wychodzę ze znajomymi "na miasto", widzę też jakie skutki przynosi alkohol i powiem Wam, że ludzi, którzy *naprawdę* potrafią pić, tzn. znają swoje granice i alkohol służy im tylko do rozluźnienia/nabrania śmiałości czy odwagi, jest bardzo niewielu. Bilans zysków i strat u większości ludzi wychodzi bardzo negatywny, przynajmniej w moich oczach. Ale jest też bardzo możliwe, że po prostu trafiłem akurat na takich znajomych pijusów :mrgreen: .

Re: Alkohol, wybawiciel czy zmora introwertyka?

: 28 maja 2017, 10:11
autor: jubei
Co do picia wśród młodzieży to przeważają wg mnie dwie opcje, dla szpanu (czyli patrz jestem dorosły/towarzystwo tak robi) i dla rozluźnienia (lepiej nawiązać nowe znajomości na luzie). Ja nie szpanowałem. Co ciekawe, alkohol również nie pomaga/ł mi łatwiej zagadać, poznać kogoś. No chyba że jestem upity i gadam od czapy. Więc to że jednak mam trudności z poznaniu innych musi siedzieć głębiej :)
Tak czy siak piłem, mało ale zdarzało się to w towarzystwie bo żeby nie być całkowitym drewniakiem. Oczywiście jak słyszałem historie libackie (strasznie ekstrawertyczne) co kto robił po pijaku potem to wpadałem w kompleksy bo przecież nigdzie nie wychodziłem. Ale teraz takie opowieści to wydają mi się strasznie dziecinne.
Obecnie piję samemu piwo, kosztuję alkohole regionalne i rzemieslnicze, mam swój gust chyba. Choć z drugiej strony to dobieranie różnych marek może będzie ukrytym topieniem samotności/smutku w piwie ;) ale picie ciągle tego samego jednak odpada, bo jakośc piwa polskiego w sklepach jest słaba.
Na pocieszenie dodam że sam fakt alkoholizowania nie urósł u mnie do takiej rangi jak niektórych: typu "piwo to moje paliwo". Nigdy też nie potrzebowałem brać narkotyków, pewnie to przez speczyficzne/bogate życie wewnętrzne, zbyt mocne przeżywanie dawało mi wystarczające "odjazdy" hehe.

Re: Alkohol, wybawiciel czy zmora introwertyka?

: 28 maja 2017, 17:23
autor: Coldman
jubei pisze: 28 maja 2017, 10:11 Nigdy też nie potrzebowałem brać narkotyków, pewnie to przez speczyficzne/bogate życie wewnętrzne, zbyt mocne przeżywanie dawało mi wystarczające "odjazdy" hehe.

Mam dokładnie tak samo. Dosyć mnie neurotyczność pomęczy, żeby jeszcze się dragami szprycować

Re: Alkohol, wybawiciel czy zmora introwertyka?

: 31 maja 2017, 11:21
autor: jubei
A tak mi sie przypomniało, czy znacie coś takiego jak kac studenta. Nie wiem jak to nazwać, ale nic nie przychodzi mi do głowy. Piszę studenta bo najczęściej na studiach się pije haha. A objawia się to tym że najwięksi luzacy, przed egzaminem imprezują, a potem zdają nawet się nie ucząc. Zawsze mnie to zastanawiało jak to się dzieje.
Takiego kacu sam doświadczałem, chodzi o to żeby nie dopuścić do całkowitego otrzeźwienia po libacji, tylko jak już nam "schodzi", to się znowu lekko dopić po czasie. Nawet na drugi dzień jak wstaniemy jeszcze trochę napici, to organizm w coś takiego może sam wejść bez dopitki, ale jak walniemy coś to bedzie. Wtedy i jestesmy w miare kumaci i organizm ma taką dawkę alk że wchodzi na wyższe poziomy. Troche jak być trzeźwym i upitym jednocześnie. Tak na takim kacu inaczej sie mysli, mi do głowy zawsze jakieś rozwiązania przychodziły (to jest dobre na pytania otwarte na egzaminie) albo filozoficzne przemyslenia. Dawno tego nie miałem, ale nie zachęcam do picia wcale. Nie traktujcie tego jako rozwiązanie. Po prostu czy ktoś to zauwazył chciałbym wiedzieć czy każdy to może mieć. Czy tylko mi się wydaje.

Re: Alkohol, wybawiciel czy zmora introwertyka?

: 31 maja 2017, 17:22
autor: Anthrax91
jubei pisze: 31 maja 2017, 11:21 Takiego kacu sam doświadczałem, chodzi o to żeby nie dopuścić do całkowitego otrzeźwienia po libacji, tylko jak już nam "schodzi", to się znowu lekko dopić po czasie. Nawet na drugi dzień jak wstaniemy jeszcze trochę napici, to organizm w coś takiego może sam wejść bez dopitki, ale jak walniemy coś to bedzie.(...)Tak na takim kacu inaczej sie mysli, mi do głowy zawsze jakieś rozwiązania przychodziły (to jest dobre na pytania otwarte na egzaminie) albo filozoficzne przemyslenia.
Czyli klinowanie i wpadanie w ciągi (standardowy zestaw alkoholika)...to się może źle skończyć.
Alkohol ma takie działanie że pod jego wpływem (o ile nie przesadzimy) może się wydawać że myślimy lepiej, szybciej, jesteśmy bardziej kreatywni...ale jest to tylko złudzenie, alkohol jest depresantem i spowalnia pracę mózgu.

Re: Alkohol, wybawiciel czy zmora introwertyka?

: 31 maja 2017, 22:35
autor: tomektomek
Ja piję tak raz do roku. Ale jak już piję to raczej do odcięcia :D
Ostatnio byłem na integracji i obaliłem sam ponad 0.5 balansa

Podobno na kilka godzin stałem się ekstrawertykiem. Gęba mi się nie zamykała
(podobno gdyż tego nie pamiętam)

Re: Alcohol

: 16 cze 2017, 0:09
autor: Małgorzata95
Jestem abstynentką pierwotną; nigdy nie piłam i nie będę pić alkoholu.

Re: Alkohol, wybawiciel czy zmora introwertyka?

: 16 cze 2017, 22:42
autor: czarnadziurawelbie
Po alkoholu (zwłaszcza większych ilościach) robię się tylko bardziej przymulona. Przydaje mi się jedynie do wyciszenia chaosu w głowie. W ogóle nie rozumiem fenomenu napojów wyskokowych. Spokojnie mogłabym bez nich się obejść nawet przez rok :)