"rodzinne" spotkania - nagabywanie
: 09 lis 2017, 12:10
Witajcie wszyscy !
Na wstępie dodam że całkiem niedawno odkryłam że jestem introwertykiem , pół życia mówiono że jestem jakaś "inna".
Od wielu lat jestem w stałym związku, od niedawna nawet w małżeńskim. Mam ciągły nawracający problem z rodziną od strony męża. Mój mąż nie jest ani introwertykiem alni ekstrawertykiem - jest po środku niestety jego rodzina składa się z ludzi skrajnie wręcz ekstrawertycznych, którzy próbują namawiać męża na to aby ZMUSZAŁ mnie do spotkań z nimi.
Jego rodzeństwo, bywa na każdej imprezie, każdym zjeździe, u każdego członka rodziny lub pociotka, albo "przybranej rodziny". No i najbliższe kuzynostwo, nachalni ludzie ciągle zapraszający na posiadówki w celu "zacieśniania więzi rodzinnych", a ja niczego z nimi nie chcę zacieśniać, to nie jest moja rodzina, nie traktuję ich tak, dzięki 15 minutom w urzędzie zyskuje się małżonka, nie potrafię i nie chcę aby obcy mi ludzie nagle stali się moją rodziną.
Na ślub zapraszaliśmy ścisłe grono bliskiej rodziny, myślałam że nie przeżyje tego dnia, potem bardzo żałowałam że nie wzięliśmy ślubu tylko we 2 plus świadkowie.
Z dużą częścią rodziny męża się nie widziałam w ogóle lub widziałam raz bądź dwa razy i to raczej dawno.
Mimo że moi obecni teściowie mieszkają w tym samym mieście co ja przed ślubem widziałam ich kilka no może kilkanaście razy, po zaręczynach nie widziałam się z nimi przez 5 lat, z powodu reakcji na zaręczyny jaką przedstawili, lub jej braku i olania tematu. Mój mąż swoją rodzinę odwiedza rzadko 4/5 razy w roku, sam nie ma potrzeby częstszych kontaktów, nienawidzi też takich imprez jak np. wesela.
Przez czas związku nieformalnego a potem narzeczeństwa pojawiały się zaproszenia na różne "imprezki" urodziny, roczki, komunie, posiadówki ja nie wyrażałam ochoty uczestnictwa w nich więc, partner jechał sam albo nie jechał bo też mi się nie chciało.
Po ślubie sytuacja się pogorszyła - dla mnie, trzeba było zacząć uczestniczyć w świętach u teściów na które nigdy wcześniej nawet po zaręczynach nie zapraszali. Przyjeżdżamy do nich później, w czasie albo po kolacji - bo nie chce im się na nas czekać, staramy się być około 18.30, przez co w moim rodzinnym domu wigilia zostaje przygotowywana już na 16. To co się dzieje na tej wigilii jest okropne dla mnie, ludzie, krzyki, okrzyki wszyscy są tacy głośni i ekspansywni, te nawałnice pytań, czemu nie jem, czy mi smakuje, co sądzę o tym, co sądzę o tamtym, czy podoba mi się nowy sweterek szwagra i kolczyki szwagierki - masakra, mam ochotę wtedy powiedzieć, że nie mam ochoty tu być, że nic mi się nie podoba, a potem wstać i wyjść. Na odwiedziny innych członków jego rodziny w pozostałe dni świąt się nie zgadzam, bo po tej samej wigilii mam wrażenie że powinnam łyknąć jakieś proszki na nerwy. Dodatkowo kuzynostwo posiada dzieci, małe dzieci, biegające, krzyczące skaczące, a ja za dziećmi nie przepadam. Mogę towarzyszyć mężowi w tych kolacyjkach wigilijnych ale niech jego rodzina się na mnie nie skupia, niech nie zadają głupich, bezsensownych pytań.
W mojej rodzinie nie ma takich spędów rodzinnych, wigilię robią dla siebie każdy w swoim domu, potem czasami przychodzą ciotka labo wuj w kolejne dni świąt....
To wszystko mnie męczy, przytłacza, jak pomyślę sobie że w tym roku czeka mnie to samo, 2 godziny siedzenia z tymi ludźmi to na samą myśl mi się odechciewa.
Najgorsze w tym jest to że wszyscy nagabują mojego męża żeby mnie ze sobą przyprowadzał, on rozumie to że nie mam ochoty, że mnie to męczy, ale przeszkadza mi to ciągle nagabywanie od strony członków jego rodziny, rodzeństwa a zwłaszcza kuzynów i dziadków....
Na wstępie dodam że całkiem niedawno odkryłam że jestem introwertykiem , pół życia mówiono że jestem jakaś "inna".
Od wielu lat jestem w stałym związku, od niedawna nawet w małżeńskim. Mam ciągły nawracający problem z rodziną od strony męża. Mój mąż nie jest ani introwertykiem alni ekstrawertykiem - jest po środku niestety jego rodzina składa się z ludzi skrajnie wręcz ekstrawertycznych, którzy próbują namawiać męża na to aby ZMUSZAŁ mnie do spotkań z nimi.
Jego rodzeństwo, bywa na każdej imprezie, każdym zjeździe, u każdego członka rodziny lub pociotka, albo "przybranej rodziny". No i najbliższe kuzynostwo, nachalni ludzie ciągle zapraszający na posiadówki w celu "zacieśniania więzi rodzinnych", a ja niczego z nimi nie chcę zacieśniać, to nie jest moja rodzina, nie traktuję ich tak, dzięki 15 minutom w urzędzie zyskuje się małżonka, nie potrafię i nie chcę aby obcy mi ludzie nagle stali się moją rodziną.
Na ślub zapraszaliśmy ścisłe grono bliskiej rodziny, myślałam że nie przeżyje tego dnia, potem bardzo żałowałam że nie wzięliśmy ślubu tylko we 2 plus świadkowie.
Z dużą częścią rodziny męża się nie widziałam w ogóle lub widziałam raz bądź dwa razy i to raczej dawno.
Mimo że moi obecni teściowie mieszkają w tym samym mieście co ja przed ślubem widziałam ich kilka no może kilkanaście razy, po zaręczynach nie widziałam się z nimi przez 5 lat, z powodu reakcji na zaręczyny jaką przedstawili, lub jej braku i olania tematu. Mój mąż swoją rodzinę odwiedza rzadko 4/5 razy w roku, sam nie ma potrzeby częstszych kontaktów, nienawidzi też takich imprez jak np. wesela.
Przez czas związku nieformalnego a potem narzeczeństwa pojawiały się zaproszenia na różne "imprezki" urodziny, roczki, komunie, posiadówki ja nie wyrażałam ochoty uczestnictwa w nich więc, partner jechał sam albo nie jechał bo też mi się nie chciało.
Po ślubie sytuacja się pogorszyła - dla mnie, trzeba było zacząć uczestniczyć w świętach u teściów na które nigdy wcześniej nawet po zaręczynach nie zapraszali. Przyjeżdżamy do nich później, w czasie albo po kolacji - bo nie chce im się na nas czekać, staramy się być około 18.30, przez co w moim rodzinnym domu wigilia zostaje przygotowywana już na 16. To co się dzieje na tej wigilii jest okropne dla mnie, ludzie, krzyki, okrzyki wszyscy są tacy głośni i ekspansywni, te nawałnice pytań, czemu nie jem, czy mi smakuje, co sądzę o tym, co sądzę o tamtym, czy podoba mi się nowy sweterek szwagra i kolczyki szwagierki - masakra, mam ochotę wtedy powiedzieć, że nie mam ochoty tu być, że nic mi się nie podoba, a potem wstać i wyjść. Na odwiedziny innych członków jego rodziny w pozostałe dni świąt się nie zgadzam, bo po tej samej wigilii mam wrażenie że powinnam łyknąć jakieś proszki na nerwy. Dodatkowo kuzynostwo posiada dzieci, małe dzieci, biegające, krzyczące skaczące, a ja za dziećmi nie przepadam. Mogę towarzyszyć mężowi w tych kolacyjkach wigilijnych ale niech jego rodzina się na mnie nie skupia, niech nie zadają głupich, bezsensownych pytań.
W mojej rodzinie nie ma takich spędów rodzinnych, wigilię robią dla siebie każdy w swoim domu, potem czasami przychodzą ciotka labo wuj w kolejne dni świąt....
To wszystko mnie męczy, przytłacza, jak pomyślę sobie że w tym roku czeka mnie to samo, 2 godziny siedzenia z tymi ludźmi to na samą myśl mi się odechciewa.
Najgorsze w tym jest to że wszyscy nagabują mojego męża żeby mnie ze sobą przyprowadzał, on rozumie to że nie mam ochoty, że mnie to męczy, ale przeszkadza mi to ciągle nagabywanie od strony członków jego rodziny, rodzeństwa a zwłaszcza kuzynów i dziadków....