Przyjaźń/pustka/oswojenie
: 02 lut 2018, 23:11
Szalom użytkowniku przybyły z dalekich stron internetów.
Cieszę się niezmiernie ,ze postanowiłeś odwiedzić niniejszego posta, jeżeli chcesz pomóc uzdrowić jego stan „kliknij” DALEJ (jeśli chcesz się z kogoś pośmiać z powodu ”Jezu jakie ten dzieciak ma problemy”) również zapraszam miejsca starczy dla każdego.(Dobra Seba kończ już w końcu introwertycy lubią szybko przechodzić do sedna sprawy.)
A zatem zaczynajmy.
Obecnie człowiek poszukujący sensu życia, który 19 wiosen już przebył, uczeń 3 klasy technikum mający problem z przyjaźnią oraz pewnym człowiekiem. Na chwile obecna nie posiadam już nikogo kogo mógłbym tak tytułować lecz do zrozumienia sprawy będzie potrzebna moja historia. Od czasów podstawówki, do końca pierwszej klasy byłem osobą która najchętniej po nieudanej próbie zrobienia czegoś wzięła swój kochany kocyk i wróciła do domu wypłakać się. Byłem dosyć wycofaną osoba przynajmniej wtedy teraz jest lepiej (wszystko się „unormowało”) jedyny kolegą był mój kuzyn Pan.D który wraz z upływem czasu stał się moim przyjacielem i w zasadzie jedynym który się dla mnie liczył. To nie ja byłem tym przebojowym dzieciakiem, jak ja to teraz nazywam „Klasowym Bogiem” i właśnie z nim miałem na pieńku (nie lubiłem go za podejście do mnie, Jak można kogoś wyzywać i go lubić?)
I tak sobie mijała ta podstawówka, czują się lepiej niż teraz mając jedyna sensowna osobę Pana.D z którym spędzałem większość czasu i tak nastało gimnazjum okres dziwny, ludzie tych których lubiłem ale nigdy nawet nie byli blisko nazywania ich przyjacielem oraz tych których szczerze nienawidziłem za ich podejście do życia. Nasza klasa została rozbita na dwie wraz z nowymi osobami co nie jest niczym dziwnym. Oczywiście dalej wszyscy kochali Naszego klasowego Boga jeszcze bardziej niż wcześniej grupa wyznawców się powiększała(wspominałem że był ekstrawertykiem?).Był to również czas moich najlepszych wyników w nauce oraz poznaniu wspaniałej polonistki(wtedy od czasów podstawówki do czasów obecnych miałem 5 z tego czegoś za czym nie przepadam).I tak czas upływał aż do rozpoczęcia roku w technikum mojego najlepszego oraz zarazem najgorszego okresu życia. W między czasie przyjaźń z Panem.D zaczęła się rozpadać, dla mnie było coraz mniej czasu a on z wzorowego ucznia stał się osobą paląca fajki, chodząca się napić , stawał się duszą towarzystwa.
Nowa szkoła, nowi ludzie, ja z moim pesymistycznym podejściem i introwertyk w nowym otoczeniu brzmi wspaniale. Mimo to znalazłem osobę, a raczej to ona znalazła mnie Pan.X, wtedy wyśmiewany przez wszystkich obecnie klasowy artysta to ja dzięki niemu przetrwałem dwa miesiące przed rozpoczęciem mojej największej batalii. Wraz z upływem czasu zacząłem się otwierać coraz bardziej, w końcu mówiłem do kogoś innego niż do Pana.X(czytaj. Podczas rozmowy grupki na lekcji rzucałem jakimś wtrąceniem którem można nazwać czarnym humorem który uwielbiam) i tak poznałem Pana.M naszego głównego bohatera całego wywodu. Wraz z upływem czasu zacząłem zacieśniać coraz to bardziej z nim więzi na początku grając z kilkoma osobami, z czasem tylko we dwóch, spędzaliśmy cale dnie śmiejąc się aż z czasem ja nazywałem jego przyjacielem i wzajemnie (zdecydowanie mogę powiedzieć ze były to najlepsze chwilę na tamten okres). I tak to sobie mijało przez rok, zaczęły się wakacje on w lipcu wyjechał do Portugalii na miesiąc z wizyta u siostry. I był to równie świetny czas spędzony z samym sobą , w trakcie tego odezwał się kilka razy mówiąc że chętnie wrócił by bo tęskno mu za mną (w przyjacielskim tego słowa znaczeniu, od czterech lat ponad miał dziewczynę). Nastał sierpień wrócił i wszystko była jak wcześniej. Do czasu rozpoczęcia szkoły wszystko było piękne i wtedy cos się zmieniło nasze rozmowy nie były tymi co wcześniej w szkole nasze rozmowy stawały się coraz rzadsze, w grudniu nachodziły mnie myśli aby to wszystko zakończyć oczywiście było po drodze rozmów a raczej prób czy cos zrobiłem nie tak mimo to dalej mnie zapewniał, ze jest tak jak było w grudniu w okresie przerwy świątecznej się to poprawiło wiec myśli poszły w odstawkę, lecz po powrocie do szkoły wszystko wróciło do stanu poprzedniego (no i znowu się zaczyna – rozmyślenia wróciły). Tak czas sobie płynął a problem coraz bardziej się powiększał , w miedzy czasie podczas pewnego jego wypadu na imprezę czy cos w tym stylu podczas jego pobytu a raczej powrotu napisał mi ze to co mi sprawiało największa radość obok czytania książek, czyli kosztowanie różnych dzieł komputerowych jest głupie, bezsensowne i ogólnie jestem żałosny wtedy pierwszy raz w życiu ktoś tak zranił, atakujące z najmniej spodziewanego kierunku.
Nastał ostatni dzień maja miesiąca kulminacyjnego, po próbach rozmowy w szkole kończące się szybkim zakończeniem rozmowy, albo grubiańskim odburknięciem oraz brakiem innych sposobów spędzania czasu musiałem podjąć decyzje, podjąłem ostateczna próbę napisałem do niego z pytaniem czy chce kontynuować jeszcze tzw. ”przyjaźń” znowu zapewniają ze wszystko jest w porządku i ze znowu sobie cos ubzdurałem i ze to ja mam jakiś problem, czara się przelała i powiedziałem ze pierdole serdecznie takiego przyjaciela i kończę nasza znajomość (nienawidzę zostawiać spraw niedokończonych). I tak zostałem sam jak palec przez okres wakacji byłem kompletnie rozbrojony nie miałem chęci na nic ale jakoś to minęło (podejrzewam iż pomógł mi w tym kurs na prawo jazdy na którym musiałem się skupić.)
I tak narodziła się pustka w moim życiu, samotność nie smakowała już tak wspaniale jak kiedyś, i tak potrzebowałem czasu na ładowanie baterii.
Obecnie takich bliższych znajomych mam dwóch, spędziłem z nimi ostatniego sylwestra sami we trzech bawiąc się wspaniale (na pewno tak jak na początku z Panem.M jak nie lepiej), ludzi których szanuje ale jako znajomych jest sześcioro. Sprawy nie uławia to ,że Pan.M jest kolejnym Klasowym Bogiem ,którego wszyscy kochaj a ja go co najmniej nie zbyt lubię.
Pytanie czy postąpiłem słusznie, 90 % mnie mówi ze tak, ale gdzieś tam jeszcze tli się nadzieja za Panem.M się obudzi i zrozumie co stracił lecz na to się nie zapowiada.
Pytanie do szanownych słuchaczy:
Czy postąpiłem słusznie, może było to można lepiej rozegrać/czy można się z tym pogodzić oraz jak introwertyk powinien szukać odpowiednich osób dla swojego?
Piszę to w nadziej ,że będzie mi z tym lepiej, że będę bardziej pozytywnie nastrojony do życia i kiedyś znowu będzie ktoś kogo nazwę przyjacielem i może ktoś będący w podobnym dole poczuje się lepiej widzący osobę w podobnej sytuacji.
Dorzucę cytat z „Amerykańskich bogów”:
„To pewne, jak to, że woda jest mokra, dni długie, a przyjaciel zawsze w końcu cię zawiedzie.”
PS: Świetna książka
Pozdrawiam oraz przesyłam buziole
s.
Cieszę się niezmiernie ,ze postanowiłeś odwiedzić niniejszego posta, jeżeli chcesz pomóc uzdrowić jego stan „kliknij” DALEJ (jeśli chcesz się z kogoś pośmiać z powodu ”Jezu jakie ten dzieciak ma problemy”) również zapraszam miejsca starczy dla każdego.(Dobra Seba kończ już w końcu introwertycy lubią szybko przechodzić do sedna sprawy.)
A zatem zaczynajmy.
Obecnie człowiek poszukujący sensu życia, który 19 wiosen już przebył, uczeń 3 klasy technikum mający problem z przyjaźnią oraz pewnym człowiekiem. Na chwile obecna nie posiadam już nikogo kogo mógłbym tak tytułować lecz do zrozumienia sprawy będzie potrzebna moja historia. Od czasów podstawówki, do końca pierwszej klasy byłem osobą która najchętniej po nieudanej próbie zrobienia czegoś wzięła swój kochany kocyk i wróciła do domu wypłakać się. Byłem dosyć wycofaną osoba przynajmniej wtedy teraz jest lepiej (wszystko się „unormowało”) jedyny kolegą był mój kuzyn Pan.D który wraz z upływem czasu stał się moim przyjacielem i w zasadzie jedynym który się dla mnie liczył. To nie ja byłem tym przebojowym dzieciakiem, jak ja to teraz nazywam „Klasowym Bogiem” i właśnie z nim miałem na pieńku (nie lubiłem go za podejście do mnie, Jak można kogoś wyzywać i go lubić?)
I tak sobie mijała ta podstawówka, czują się lepiej niż teraz mając jedyna sensowna osobę Pana.D z którym spędzałem większość czasu i tak nastało gimnazjum okres dziwny, ludzie tych których lubiłem ale nigdy nawet nie byli blisko nazywania ich przyjacielem oraz tych których szczerze nienawidziłem za ich podejście do życia. Nasza klasa została rozbita na dwie wraz z nowymi osobami co nie jest niczym dziwnym. Oczywiście dalej wszyscy kochali Naszego klasowego Boga jeszcze bardziej niż wcześniej grupa wyznawców się powiększała(wspominałem że był ekstrawertykiem?).Był to również czas moich najlepszych wyników w nauce oraz poznaniu wspaniałej polonistki(wtedy od czasów podstawówki do czasów obecnych miałem 5 z tego czegoś za czym nie przepadam).I tak czas upływał aż do rozpoczęcia roku w technikum mojego najlepszego oraz zarazem najgorszego okresu życia. W między czasie przyjaźń z Panem.D zaczęła się rozpadać, dla mnie było coraz mniej czasu a on z wzorowego ucznia stał się osobą paląca fajki, chodząca się napić , stawał się duszą towarzystwa.
Nowa szkoła, nowi ludzie, ja z moim pesymistycznym podejściem i introwertyk w nowym otoczeniu brzmi wspaniale. Mimo to znalazłem osobę, a raczej to ona znalazła mnie Pan.X, wtedy wyśmiewany przez wszystkich obecnie klasowy artysta to ja dzięki niemu przetrwałem dwa miesiące przed rozpoczęciem mojej największej batalii. Wraz z upływem czasu zacząłem się otwierać coraz bardziej, w końcu mówiłem do kogoś innego niż do Pana.X(czytaj. Podczas rozmowy grupki na lekcji rzucałem jakimś wtrąceniem którem można nazwać czarnym humorem który uwielbiam) i tak poznałem Pana.M naszego głównego bohatera całego wywodu. Wraz z upływem czasu zacząłem zacieśniać coraz to bardziej z nim więzi na początku grając z kilkoma osobami, z czasem tylko we dwóch, spędzaliśmy cale dnie śmiejąc się aż z czasem ja nazywałem jego przyjacielem i wzajemnie (zdecydowanie mogę powiedzieć ze były to najlepsze chwilę na tamten okres). I tak to sobie mijało przez rok, zaczęły się wakacje on w lipcu wyjechał do Portugalii na miesiąc z wizyta u siostry. I był to równie świetny czas spędzony z samym sobą , w trakcie tego odezwał się kilka razy mówiąc że chętnie wrócił by bo tęskno mu za mną (w przyjacielskim tego słowa znaczeniu, od czterech lat ponad miał dziewczynę). Nastał sierpień wrócił i wszystko była jak wcześniej. Do czasu rozpoczęcia szkoły wszystko było piękne i wtedy cos się zmieniło nasze rozmowy nie były tymi co wcześniej w szkole nasze rozmowy stawały się coraz rzadsze, w grudniu nachodziły mnie myśli aby to wszystko zakończyć oczywiście było po drodze rozmów a raczej prób czy cos zrobiłem nie tak mimo to dalej mnie zapewniał, ze jest tak jak było w grudniu w okresie przerwy świątecznej się to poprawiło wiec myśli poszły w odstawkę, lecz po powrocie do szkoły wszystko wróciło do stanu poprzedniego (no i znowu się zaczyna – rozmyślenia wróciły). Tak czas sobie płynął a problem coraz bardziej się powiększał , w miedzy czasie podczas pewnego jego wypadu na imprezę czy cos w tym stylu podczas jego pobytu a raczej powrotu napisał mi ze to co mi sprawiało największa radość obok czytania książek, czyli kosztowanie różnych dzieł komputerowych jest głupie, bezsensowne i ogólnie jestem żałosny wtedy pierwszy raz w życiu ktoś tak zranił, atakujące z najmniej spodziewanego kierunku.
Nastał ostatni dzień maja miesiąca kulminacyjnego, po próbach rozmowy w szkole kończące się szybkim zakończeniem rozmowy, albo grubiańskim odburknięciem oraz brakiem innych sposobów spędzania czasu musiałem podjąć decyzje, podjąłem ostateczna próbę napisałem do niego z pytaniem czy chce kontynuować jeszcze tzw. ”przyjaźń” znowu zapewniają ze wszystko jest w porządku i ze znowu sobie cos ubzdurałem i ze to ja mam jakiś problem, czara się przelała i powiedziałem ze pierdole serdecznie takiego przyjaciela i kończę nasza znajomość (nienawidzę zostawiać spraw niedokończonych). I tak zostałem sam jak palec przez okres wakacji byłem kompletnie rozbrojony nie miałem chęci na nic ale jakoś to minęło (podejrzewam iż pomógł mi w tym kurs na prawo jazdy na którym musiałem się skupić.)
I tak narodziła się pustka w moim życiu, samotność nie smakowała już tak wspaniale jak kiedyś, i tak potrzebowałem czasu na ładowanie baterii.
Obecnie takich bliższych znajomych mam dwóch, spędziłem z nimi ostatniego sylwestra sami we trzech bawiąc się wspaniale (na pewno tak jak na początku z Panem.M jak nie lepiej), ludzi których szanuje ale jako znajomych jest sześcioro. Sprawy nie uławia to ,że Pan.M jest kolejnym Klasowym Bogiem ,którego wszyscy kochaj a ja go co najmniej nie zbyt lubię.
Pytanie czy postąpiłem słusznie, 90 % mnie mówi ze tak, ale gdzieś tam jeszcze tli się nadzieja za Panem.M się obudzi i zrozumie co stracił lecz na to się nie zapowiada.
Pytanie do szanownych słuchaczy:
Czy postąpiłem słusznie, może było to można lepiej rozegrać/czy można się z tym pogodzić oraz jak introwertyk powinien szukać odpowiednich osób dla swojego?
Piszę to w nadziej ,że będzie mi z tym lepiej, że będę bardziej pozytywnie nastrojony do życia i kiedyś znowu będzie ktoś kogo nazwę przyjacielem i może ktoś będący w podobnym dole poczuje się lepiej widzący osobę w podobnej sytuacji.
Dorzucę cytat z „Amerykańskich bogów”:
„To pewne, jak to, że woda jest mokra, dni długie, a przyjaciel zawsze w końcu cię zawiedzie.”
PS: Świetna książka
Pozdrawiam oraz przesyłam buziole
s.