Zebrać introwertyków w jednym miejscu.
Zebrać introwertyków w jednym miejscu.
Co by się wtedy stało?
Pytam tak sobie z ciekawości, bez żadnych podtekstów.
Pytam tak sobie z ciekawości, bez żadnych podtekstów.
- underdog
- Stały bywalec
- Posty: 242
- Rejestracja: 10 sie 2007, 17:29
- Płeć: nieokreślona
- Lokalizacja: Kraków
No też o tym myślałem
Tak na logikę to mi przychodzą do głowy dwa scenariusze (oba złe ):
- spotykamy się i jest stypa,
- spotykamy się i mimowolnie jedni przed drugimi robimy pozy "jacy to jesteśmy introwertyczni, jacy pokręceni" - okropność i żenada.
Ale może się mylę i jednak byłoby sympatycznie i naturalnie :wink:
Tak na logikę to mi przychodzą do głowy dwa scenariusze (oba złe ):
- spotykamy się i jest stypa,
- spotykamy się i mimowolnie jedni przed drugimi robimy pozy "jacy to jesteśmy introwertyczni, jacy pokręceni" - okropność i żenada.
Ale może się mylę i jednak byłoby sympatycznie i naturalnie :wink:
Najpierw to trzeba coś wymyślić żeby żeby nas z domów wyciągnąć, myślę, że bez podstępu się nie obejdzie...Najlepiej jakiś zjazd żebyśmy się mogli z sytuacją oswoić...Pierwsze godziny - to optymistycznie :wink: lub dni spędzamy na oswojeniu się z nową sytuacją, później zastanawiamy się do kogo by zagadać, kiedy już upatrzymy sobie ofiarę, układamy w myślach kilka scenariuszy pierwszego zdania :wink: . A później to już z górki...prawda?
Myślę, że mogłoby być całkiem przyjemnie
Myślę, że mogłoby być całkiem przyjemnie
Spotkanie może i miałoby szanse, ale trzeba by je zrobić zaczynając od jakich grup tematycznych i tak jeden introwertyk poznaje drugiego przez trzeciego, to wtedy moooze ma szanse powodzenia. Tylko ile lat by to trwało? Swoją drogą pomysł który jeśliby zrealizować, to jest godny habilitacji z psychologii...
Myślę, że pomysł wspólnego spotkania, czy też zebrania introwertyków w jedno miejsce od razu skazany jest na niepowodzenie. Bo i po co? Introwertycy mają swój własny, zamknięty świat, tworzą wokół siebie szczelną i niedostępną skorupę. Dobrze jest, gdy dochodzi choć trochę świeżego powietrza. I całe to pisanie o potrzebie bliskości (a może tylko potrzebie bliskości fizycznej) potrzebie kontaktu z drugim człowiekiem (czytaj:płcią przeciwną) potrzebie jedności duchowej, intelektualnej czy jakiejkolwiek innej potrzebie-PSU NA BUDĘ. Bo tak naprawdę introwertyk najlepiej czuje się sam ze sobą, w swojej jaskini, w miękkim fotelu wśród zaplanowanych i przewidywalnych ruchów. A cała reszta to marna otoczka.
-
- Introwertyk
- Posty: 84
- Rejestracja: 10 mar 2007, 16:07
- Płeć: nieokreślona
- Lokalizacja: Warszawa
Nie zgodzę się z Tobą S. Myślę, że jest bardzo niewielu introwertyków, którzy w ogóle nie potrzebują kontaktu z innymi ludźmi. Większość potrzebuje, tylko w mniejszych ilościach, niż ekstrawertycy. Tak samo ekstrawertycy lubią czasami posiedzieć w samotności. Ja bardzo lubię spędzać czas sama, ale jeśli siedzę w domu 2 tygodnie, mam już dużą ochotę, na porozmawianie z kimś. Wydaje mi się, że właśnie zbytnie uciekanie od ludzi wielu introwertyków jest powodem ich poczucia samotności, braku sensu życia i pesymizmu.
Myślę, że jest dokładnie odwrotnie, że to nieudolne próby dostosowania się do ekstrawertywnego otoczenia są źródłem wielu problemów u introwertyków. Większość introwertyków odczuwa znaczną ulgę gdy dowiaduje się w końcu o tym, że są "normalni", niektórzy piszą nawet, że ta świadomość odmieniła ich życie; inni żałują, że nie dowiedzieli się o tym za młodu i tracili czas na coś, do czego nie są stworzeni. Jedyną wadą - jeśli to dla kogoś wada - tej świadomości jest fakt, że pogłębia ona często introwertywność u danej osoby. Osobiście nie polecałbym więc szukania towarzystwa na siłę - nic na siłę, ani towarzystwo, ani samotność. Pal ich wszystkich licho, jeśli taka wola A jeśli nie wola - towarzystwo i tak introwertykowi sensu życia nie zastąpi.SkyMaja pisze:Wydaje mi się, że właśnie zbytnie uciekanie od ludzi wielu introwertyków jest powodem ich poczucia samotności, braku sensu życia i pesymizmu.
A czy kontakty z innymi ludźmi trzeba zaraz identyfikować jako próbę dostosowania się do ekstrawertycznego otoczenia? Mi np. udało sie znaleźć dość wąskie grono znajomych, które jest świadome mojego introwertycznego usposobienia (z reszta ta grupa to mieszanka rożnych typów, nie jestem tam jedynym intro) i nie meczy mnie ich towarzystwo nawet jeśli trwa statystycznie zbyt długo, niezależnie też czy spotykamy się w grupie czy czasem indywidualnie z kimś. Samotność potrafi być czasem męcząca nie mniej niż za długie przebywanie w dużym gronie osób z pod znaku "E". Czerpiemy z niej naszą wewnętrzną siłę, ale ja przynajmniej nie potrafię żyć tylko w tej postaci. Stąd też spotkanie introwertyków wcale tragicznym pomysłem nie jest...sagitar pisze: Myślę, że jest dokładnie odwrotnie, że to nieudolne próby dostosowania się do ekstrawertywnego otoczenia są źródłem wielu problemów u introwertyków.
Poza tym zgodzę sie ze SkyMaja, nadmiar samotności zdecydowanie potęguje pesymistyczne podejście do życia i samego siebie. Wydaje mi się , że czasem mamy taką jakby wewnętrzną potrzebę akceptacji nie tylko przez siebie, ale też przez otoczenie.
Jeśli towarzystwo Ci służy, to dobrze. Chodziło mi o próby "uszczęśliwiania" samego siebie na siłę, dostosowywania do otoczenia "bo przecież inni żyją w stadzie".
Przeglądając inne forum dla introwertyków wpadło mi w oko to, że niektórzy nie odczuwają w ogóle takiego uczucia jak "samotność" - ludzie ci pytali w swoich postach, czy wszystko z nimi wobec tego w porządku Ze mną jest podobnie, by posłużyć za przykład. Dlatego też Twoja ostatnia wypowiedź odnieść się może, tak jak powyższy przypadek, tylko do części introwertyków - widać jesteśmy różni nawet w podobieństwie. Z mojego punktu widzenia "nadmiar samotności" w żaden sposób nie "potęguje pesymistycznego podejścia do życia" (może dlatego że nie jestem pesymistą), w każdym przypadku pozostaję chłodnym realistą skorym raczej do żartu niż smutku i szczerze mówiąc mam w głębokim poważaniu akceptację otoczenia.
Przyznam Ci rację w tym, że z niektóre kontakty mogą pozytywnie na człowieka wpłynąć, mam tu jednak na myśli godnych zaufania przyjaciół.
Przeglądając inne forum dla introwertyków wpadło mi w oko to, że niektórzy nie odczuwają w ogóle takiego uczucia jak "samotność" - ludzie ci pytali w swoich postach, czy wszystko z nimi wobec tego w porządku Ze mną jest podobnie, by posłużyć za przykład. Dlatego też Twoja ostatnia wypowiedź odnieść się może, tak jak powyższy przypadek, tylko do części introwertyków - widać jesteśmy różni nawet w podobieństwie. Z mojego punktu widzenia "nadmiar samotności" w żaden sposób nie "potęguje pesymistycznego podejścia do życia" (może dlatego że nie jestem pesymistą), w każdym przypadku pozostaję chłodnym realistą skorym raczej do żartu niż smutku i szczerze mówiąc mam w głębokim poważaniu akceptację otoczenia.
Przyznam Ci rację w tym, że z niektóre kontakty mogą pozytywnie na człowieka wpłynąć, mam tu jednak na myśli godnych zaufania przyjaciół.
Ostatnio zmieniony 17 wrz 2007, 1:08 przez sagitar, łącznie zmieniany 1 raz.
-
- Introwertyk
- Posty: 84
- Rejestracja: 10 mar 2007, 16:07
- Płeć: nieokreślona
- Lokalizacja: Warszawa
Widocznie jesteś sagitar jednym z tych niewielu, którzy w ogóle nie potrzebują kontaktów z ludźmi. Jednak większość introwertyków, tak jak Nephik i ja, potrzebuje od czasu do czasu towarzystwa znajomych. Nie chodziło mi o dostosowywanie się na siłę do ekstrawertyków, ale o to, że czasami również introwertyk powinien się z kimś spotkać.
Co za różnorodność! Potrafimy rzeczywiście w tym co nas łączy być zupełnie inni. I choć znam kilka takich "trudnych przypadków" dalej uważam, że nie ma czystych, rasowych introwertyków, którzy mają rzeczywiście w poważaniu otoczenie, którzy nie zabiegają o swoje stadko, choćby najmniejsze. :wink: Cały sęk w tym minimaliźmie :wink:
Na marginesie: nawet trapiści mają swoje memento :wink:
Na marginesie: nawet trapiści mają swoje memento :wink:
- underdog
- Stały bywalec
- Posty: 242
- Rejestracja: 10 sie 2007, 17:29
- Płeć: nieokreślona
- Lokalizacja: Kraków
To ja jeszcze uzupełnię swoją myśl. Na ogół w kontaktach z innymi introwertykami szybko nawiązuję nić porozumienia (chyba się jakoś wyczuwamy..) ale też rozmowa się nie klei i trwa krótko. Natomiast z każdym kolejnym spotkaniem jest lepiej i szybko z tego może wyniknąć zażyłość. W sumie odbywa się to zupełnie inaczej niż poznawanie ekstrawertyków, ale mniejsza z tym.
Z tego powodu uważam, że stosowniejsze byłoby kilka spotkań w niedługim czasie (najlepiej związanych z jakimś konkretnym pomysłem, co pomogłoby przełamywać lody), a to jest z oczywistych względów niemożliwe. Prędzej bym widział szansę dla lokalnych grupek introwertyków ale na to nas na razie za mało...
A przy okazji: Wicher - to Ty wywołałeś ten temat i pewnie miałeś coś na myśli. Może też się wypowiesz? :wink:
Z tego powodu uważam, że stosowniejsze byłoby kilka spotkań w niedługim czasie (najlepiej związanych z jakimś konkretnym pomysłem, co pomogłoby przełamywać lody), a to jest z oczywistych względów niemożliwe. Prędzej bym widział szansę dla lokalnych grupek introwertyków ale na to nas na razie za mało...
A przy okazji: Wicher - to Ty wywołałeś ten temat i pewnie miałeś coś na myśli. Może też się wypowiesz? :wink: