Sorrow pisze:Generalnie rzecz biorąc pewne formy kontaktu, jak na przykład wszelkie pocałunki są dla mnie zarezerwawane dla związków romantycznych - dla mnie całkowicie nie do pomyślenia jest całować na powitanie czy pożegnanie kogoś z rodziny albo ze znajomych.
tak jak i ja ;d
ale zaczęłam tolerować przytulanie na powitanie;d
Przypadkowy dotyk mnie irytuje. Jeśli już się zdarzy odchodzę na bezpieczną odległość mamrocząc coś po nosem
Toleruję uścisk dłoni na powitanie. Przytulanie czy całowanie rezerwuję tylko dla kobiety z którą jestem i przy której już czuję się swobodnie, bardzo to lubię
Przytulanie ze znajomymi nie wchodzi w gre. Oczywiście jak to w życiu, była masa takich sytuacji, że ktoś zapragnął się we mnie wtulić, hehe. Wtedy czuję się jak sparaliżowany kloc drewna i jestem bierny (alkohol pomaga, ale słabo w takiej sytuacji). Pozdro
A ja zawsze czuję się skrępowana kiedy przy wręczaniu komuś prezentu, np. na urodziny muszę go uściskać i w ogóle. Dlatego też nie chodzę na wigilię klasową- bo czuję skrępowanie kiedy muszę podchodzić do wszystkich w klasie i im składać życzenia.
Shy pisze:A ja zawsze czuję się skrępowana kiedy przy wręczaniu komuś prezentu, np. na urodziny muszę go uściskać i w ogóle. Dlatego też nie chodzę na wigilię klasową- bo czuję skrępowanie kiedy muszę podchodzić do wszystkich w klasie i im składać życzenia.
Tak. Prezenty lubię kupować, lubię nawet wręczać, ale nie składanie życzeń i nie to, co dzieje się zazwyczaj po tym. Dlatego przy Wigilii klasowej czy rodzinnej, gdy wszyscy składają sobie życzenia i się ściskają, czuję wielki niepokój. Zaczynam się denerwować i zastanawiać, jak ładnie i zgrabnie to ukryć. Lubię jednak bardzo ten ogólny klimat i tradycję, więc zawsze chodziłam na nią do szkoły. Jakoś przebolałam te wyrazy czułości na rzecz miłych wspomnień z czasu spędzonego razem.
Hmm, ciekawy temat
Z mojej strony mało kto może liczyć na jakieś czułe gesty, chyba, że spontanicznie samo coś mi się wymknie albo trafie na odpowiednią osobę Nie, żebym nie chciała - po prostu niezręcznie się z tym czuję
Zaś w sytuacji odwrotnej owszem, bardzo lubię, gdy mnie ktoś przytuli czy chociażby potrzyma za rękę - ale to też nie każdy
U mnie szczyt czułości to gdy powiem do kogoś "Jesteś naprawdę w porządku". Na więcej nie ma co liczyć. ^__^ A teraz poważnie...
Nie lubię kontaktu fizycznego i staram się go unikać, choć z drugiej strony nie potrafię zareagować sprzeciwem, jeśli znajoma osoba mnie obejmie, lub pocałuje wbrew mojej woli. Po prostu czuję wówczas, jak krew mi się ścina w żyłach, ale nie potrafię takiej osoby odepchnąć. Czuję wtedy, że jeśli zareaguję negatywnie, to zranię tę osobę. Ze swojej strony czułość potrafię okazać tylko na sposoby nie związane z kontaktem fizycznym - kupię bez okazji prezent, zaproszę na pizzę, pomogę rozwiązać jakiś problem... dotyk, a nawet słowa z rodzaju "kocham", "jesteś dla mnie ważny", "jesteś moim przyjacielem"; odpadają. Czy Wy też tak macie, że tego typu słowa/ zdania po prostu nie chcą wam przejść przez gardło?
Mówi, że nigdy nie śpi. Że nigdy nie umrze. Dyga przed skrzypkami, pląsa do tyłu, odrzuca głowę, parska głębokim gardłowym śmiechem i jest wielkim ulubieńcem, ten sędzia. Wachluje się kapeluszem, a księżycowa kopuła jego czaszki sunie blada pod światłami, on zaś obraca się, przejmuje skrzypki, wiruje w piruecie, wykonuje jedno pas, dwa pas, tańcząc i grając jednocześnie. Nigdy nie śpi. Mówi, że nigdy nie umrze. Tańczy w świetle i cieniu i jest wielkim ulubieńcem. Nigdy nie śpi, ten sędzia. Tańczy i tańczy. Mówi, że nigdy nie umrze.”
Akolita pisze: Ze swojej strony czułość potrafię okazać tylko na sposoby nie związane z kontaktem fizycznym - kupię bez okazji prezent, zaproszę na pizzę, pomogę rozwiązać jakiś problem... dotyk, a nawet słowa z rodzaju "kocham", "jesteś dla mnie ważny", "jesteś moim przyjacielem"; odpadają. Czy Wy też tak macie, że tego typu słowa/ zdania po prostu nie chcą wam przejść przez gardło?
Mam tak. Aż głupio mi na myśl, że własnej przyjaciółce, która jest dla mnie ważna i sama przed sobą tego nie kryję, nie powiedziałam nigdy pierwsza nic z tych zwrotów. Dopiero, gdy sama mi to mówi, zdobędę się na zdawkowe "ty też", ale mówię to z uczuciem i przekonaniem. Dla mnie nawet takie "ty też" jest istotne. Słowo odpowiednio wypowiedziane, z odpowiednią tonacją, wzrok, mimika znaczą dla mnie więcej niż dotyk fizyczny, bo dotykają duszy.
A słowo "kocham" w kontekście uczuć międzyludzkich ostatni raz wypowiedziałam, gdy miałam 4 lata.
Rilla pisze:
A słowo "kocham" w kontekście uczuć międzyludzkich ostatni raz wypowiedziałam, gdy miałam 4 lata.
Mnie nieco wcześniej. Ale wówczas kłamałam w pełni świadoma tego, że kłamię. Gdybym powiedziała, że nie kocham wyszłaby długa, nieprzyjemna sprzeczka, łzy, żal, masa pytań (wiecie, jak to jest...), a, że nie miałam wtedy ochoty i czasu na takie konflikty to zełgałam, żeby nieco przesunąć nieprzyjemny moment na czas, gdy będę miała mniej innych zmartwień na głowie.
Prawdziwie "Kocham" mówiłam jako dziecko. Do mamusi i tatusia.
Mówi, że nigdy nie śpi. Że nigdy nie umrze. Dyga przed skrzypkami, pląsa do tyłu, odrzuca głowę, parska głębokim gardłowym śmiechem i jest wielkim ulubieńcem, ten sędzia. Wachluje się kapeluszem, a księżycowa kopuła jego czaszki sunie blada pod światłami, on zaś obraca się, przejmuje skrzypki, wiruje w piruecie, wykonuje jedno pas, dwa pas, tańcząc i grając jednocześnie. Nigdy nie śpi. Mówi, że nigdy nie umrze. Tańczy w świetle i cieniu i jest wielkim ulubieńcem. Nigdy nie śpi, ten sędzia. Tańczy i tańczy. Mówi, że nigdy nie umrze.”
Ujęłabym to tak: uznaję dotyk, ale tylko ten uzasadniony. Nie lubię, kiedy ktoś mnie tyka bez powodu. Wtedy cała sztywnieję i mam ochotę wiać ; )
Natomiast uwielbiam się prztulać do bliskiej mi osoby. Po prostu się przytulać, trzymać za ręcę, czuć, ze jest obok, że jest ze mną. Ktoś napisał, ze podziwia ludzi, ktorzy potrafią innym okazywac czułosc ot tak, bez powodu. Ja nie potrafię, nie umiem tez odpowiednio reagować na spontaniczny gest. Zupełnie, jakbym na widok obejmujących mnie ramion lub ust zblizających się do policzka traciła wszelką koordynację ruchów.
Co do słow w rodzaju "kocham Cię" itd, nie tylko nie umiem ich wypowiadac, ale dodatkowo nie wierzę w ich prawdziwość. Puste słowa mnie nie przekonują. Wierzę za to w moc okazywania sobie uczuc poprzez drobiazgi (jak specjalny rodzaj usmiechu, spojrzenia, szczere zaniepokojenie czyms nieszczęsciem, radosc z sukcesu itd) i czyny. Tak naprawdę tylko to się liczy.
W takim razie wyjdę na pierwszego zboczeńca forum Introwertyzm. Trudno.
Oczywiście że nie lubię tulic się, uśmiechac i wogóle dotykac wszystkich. Zwłaszcza wychodic z inicjatywą. Ale jest mi na pewno łatwiej przytulic się do kogoś, poklepac po łebku albo usiąśc bliżej niż powiedziec jak się stęskniłam albo dziękowac. Słowa to mój wróg, trudno. Zwłaszcza takie tępe i przyglupie wyznania. Kiedy chcę zwrócic czyjąś uwagę klepię go po ramieniu. Gdy chcę kogoś pocieszyc automatycznie wyciągam rękę, chociaż słowa więzną mi w gardle. Gdy wyrażam aprobatę - klepię delikatnie po głowie [oczywiście tylko tych, którym to nie przeszkadza]
Takie na przyklad przytulanie daje mi komfort psychiczny. Fizyczny też, a owszem, z lodu nie jestem. Ale głównie to wiadomośc " jesteś na tyle nie-obrzydliwa, że nie przeszkadza mi jak jesteś obok" Co nie znaczy, że swobodnie czuje się tylko obok osób które już mnie wytuliły. Ale to miłe, byc na tyle akceptowaną.
Nienawidzę wszelkich protekcyjnych albo pocieszających form kontaktu.
Nie wyobrażam sobie swojego pocałunku ani niczego więcej. Wiem, ze to głupie, przykładac do czegoś takiego większą wagę. Trudno.
Ogólnie jednak to nie myślę o dotyku więcej niż powinnam. To by było bardzo dla mnie niezdrowe ^^
Uważam, że macie pelne prawo do nielubienia kontaktu fizycznego, bo to nie żadna fanaberia ani choroba, tylko natura. Czasami mnie aż mroziło, kiedy ktoś cały sztywniał gdy byłam bliżej ["coś zrobiłam źle, sprawiam mu/jej przykrośc sama swoja obecnością"] ale przynajmniej nie pcham się do wszystkich z łapami.