Podejrzewam, że już wiesz na temat introwertyzmu wystarczająco wiele, aby rozpoznać co jest nim spowodowane a co nie. Z Twojej wypowiedzi nie wynika nic, czego przyczyną byłby jednoznacznie introwertyzm. Kilkutygodniowa cisza mogła być nim spowodowana, ale nie musiała.
Zgadzam się, że nie da się jednoznacznie stwierdzić niczego, nie da się określić jedynego słusznego powodu pewnych zachowań. Wiem wystarczająco wiele na temat introwertyzmu aby mieć pewność, że osoba o której mówię tym introwertykiem jest. Nie da się przyłożyć psychologicznej kalki do konkretnej jednostki i krzyknąć: 'eureka!'. Nie można jednak pomijać tego w interpretacji, choć oczywiście nie jest to jedynym słusznym wytłumaczeniem. Każdy jest inny.
Oczywistym wydaje się powód dla którego piszę tutaj. Mogę czytać, próbować dowiedzieć się wystarczająco i nawet więcej. Jednak bardzo cenne jest dla mnie spojrzenie osób, które choć w części czują to jak może rozumować on. Mogę tolerować, akceptować. Ale nie jestem w stanie rozumieć tego w pełni, bo nasze charaktery się różnią. Nie pozbędę się myśli, wątpliwości odnośnie tego co powinnam przyjąć jako naturalną wypadkową jego osobowości a co odnosi się jakoś bezpośrednio do mnie. Jestem tego świadoma. Dlatego potrzebne mi jest spojrzenie osób, które 'czują' to bardziej. Które pozwolą mi wierzyć bardziej bądź mocniej sprowadzić na ziemię, nie dając mimo wszystko żadnej pewności. Po prostu się gubię. Własne uczucia uniemożliwiają obiektywną percepcję.
W tej chwili znajomość z tą osobą jest mocno dla Ciebie toksyczna, powinnaś sobie przekalkulować ile toksyn jesteś w stanie przyjąć a jaka jest szansa na szczęśliwe zakończenie. No właśnie - zakończenie. Jeśli uważasz, że zakończeniem mógłby być szczęśliwy związek, to niestety się grubo mylisz, w związku musiałabyś jeszcze bardziej o niego walczyć i przyjmować jeszcze więcej toksyn.
Wiesz, nie mam potrzeby kalkulacji, co się opłaca a co nie. Zależy mi. Nie wiem wciąż jakim jest człowiekiem. Nie jestem w stanie przewidzieć jak i czy to się wszystko ułoży ani ile będę w stanie znieść. Jestem pewna jedynie tego co czuję. Nie cierpię na brak powodzenia, nie jestem siksą podfruwajką, aby uczepić się mężczyzny u którego dostrzegłam cień zainteresowania. A jednak czuję coś takiego po raz pierwszy.
Gdybym miała uczucia rozważać w kontekście jakiejkolwiek opłacalności, ba - gdyby w ogóle tak się dało - skończyło by się to już na początku, zapisując w pamięci jedynie jego przenikliwe spojrzenia.
Padre, tak kilka miesięcy.
Rozumiem potrzebę czasu. Jednak, gdzie jest właśnie ta granica? Kiedy zaczyna się przezwyciężać własne obawy i zahamowania, by okazać komuś że jest dla Ciebie ważny? Powracając do pytania, jak długo i w jak wielu przypadkach można wszystko tłumaczyć introwersją? Ile ta druga strona musi pokonywać obawę, ryzykować to że męczy i się narzuca, walczyć ze stereotypem mężczyzny-łowcy, żeby otrzymać jednoznaczny sygnał? W którąkolwiek stronę. Czy jest szansa otrzymania go z własnej woli od introwertyka czy trzeba go zmusić i przyprzeć do muru?
Na ile cierpliwość, brak nacisków jest wskazana, na ile czekać i dawać czasu na własne inicjatywy bez pewności kiedy i czy w ogóle przyjdą? Na ile to wpłynie albo na zrozumienie i podjęcie decyzji przez introwertyka a na ile - na naturalne w tym przypadku rozluźnienie kontaktu?
Piszesz - na ile starczy samozaparcia i cierpliwości? . Na wiele. Ale nie jestem pewna, czy powinnam drążyć i próbować zacieśniać, ryzykując zmęczenie materiału czy raczej dawać czas i wolną rękę w decyzji co do rozwoju relacji?
Bez młota między oczy, ale sądzę, że naprawdę widać, że się zaangażowałam.