Przyjaźń...

Dział forum, w którym poruszane są tematy dotyczące kontaktów międzyludzkich, a także problemów w relacjach, których przyczyną może być introwersja.
Awatar użytkownika
pieniek
Introrodek
Posty: 14
Rejestracja: 21 paź 2011, 23:32
Płeć: nieokreślona

Re: Przyjaźń...

Post autor: pieniek »

Mój przyjaciel jest pesymistą ale nie marudzi, zamiast tego ma w zwyczaju wzdychać co wydaje mi się zabawne.
Nie gadamy ze sobą dużo ale jak gadamy to się rozumiemy, żartujemy sobie z różnych rzeczy.
Czasami przyjaźń jest nietrwała ale to nie przyjaźń ale raczej życzliwe koleżeństwo, człowiek nie ma zbyt wiele wspólnych wartości czy zainteresowań i drogi z czasem się rozchodzą.
Awatar użytkownika
fragile_me
Introrodek
Posty: 24
Rejestracja: 14 mar 2010, 10:01
Płeć: nieokreślona
Lokalizacja: Warszawa

Re: Przyjaźń...

Post autor: fragile_me »

masz rację, przyjaźń ma grube i mocne korzenie.
w życiu chodzi o to żeby być trochę niemożliwym
Awatar użytkownika
SardonicAlly
Pobudzony intro
Posty: 166
Rejestracja: 05 gru 2011, 23:33
Płeć: nieokreślona
Lokalizacja: okolice Krakowa. niezbyt bliskie

Re: Przyjaźń...

Post autor: SardonicAlly »

Hmm. Pamiętam kiedyś, miałam może 8 lat, spotkałam na moście, w drodze do domu chłopaka, tak na oko może 14sto letniego. Pamiętam do dziś, z jakim zdumieniem przyjęłam fakt, ze zaczął ze mną rozmawiać. Gadaliśmy tak może 15min, juz nie pamiętam o czym. Wróciłam do domu, i natychmiast pochwaliłam się, że "znalazłam przyjaciela". Oczywiście wyprowadzono mnie z błędu, w dość stanowczy sposób, definiując pojęcie przyjaźni na podstawie Iliady chyba. To był jedyny raz, kiedy użyłam zwrotu "mój przyjaciel" w rozmowie.

Miewam znajomych, miewam kumpli i "kumpele" - jakkolwiek używam w rozmowie tylko sformułowania "znajomy"i "koleżanka". Nie potrafię podtrzymywać kontaktu, więc znikają. Jest jeszcze chyba kilkadziesiąt osób które znają mnie z uczelni. Pamiętam ich twarze, ale nie imiona. Przychodzą, gdy czegoś potrzebują, potem znikają.

Jakby się uprzeć i nagiąć definicje - moja mama i siostra są moimi przyjaciółkami. Tylko na nie faktycznie mogę liczyć. 2 sztuki. To w sumie dużo, jak na introwertyczkę :P
"The power of accurate observation is called cynicism by those who have not got it." Rest assured I've got it in abundance ;P

5w4, prone to procrastination
ISTP Craftsman I=89% S=79% T=89% P=58%
Awatar użytkownika
Akolita
Krypto-Extra
Posty: 756
Rejestracja: 01 sie 2008, 18:02
Płeć: nieokreślona
Lokalizacja: Łódź/Włocławek

Re: Przyjaźń...

Post autor: Akolita »

SardonicAlly pisze: Miewam znajomych, miewam kumpli i "kumpele" - jakkolwiek używam w rozmowie tylko sformułowania "znajomy"i "koleżanka". Nie potrafię podtrzymywać kontaktu, więc znikają. Jest jeszcze chyba kilkadziesiąt osób które znają mnie z uczelni. Pamiętam ich twarze, ale nie imiona. Przychodzą, gdy czegoś potrzebują, potem znikają.
Jakby się uprzeć i nagiąć definicje - moja mama i siostra są moimi przyjaciółkami. Tylko na nie faktycznie mogę liczyć. 2 sztuki. To w sumie dużo, jak na introwertyczkę :P
Podpisuję się pod tą wypowiedzią, ale dodam do niej jeszcze jeden, bardzo dla mnie ważny element - PSA. <3
Ludzie dzielą się na tych, którzy uważają zwierzęta za istoty zdolne do przyjaźni i miłości, i na tych, którzy tak nie uważają. Jestem w grupie pierwszej i do niedawna miałam prawdziwego, wiernego, wspaniałego przyjaciela na czterech łapach. Już go nie mam. Nie dlatego, że przestaliśmy się przyjaźnić, w przypadku psów tylko śmierć może zniszczyć przyjaźń. :?
Mówi, że nigdy nie śpi. Że nigdy nie umrze. Dyga przed skrzypkami, pląsa do tyłu, odrzuca głowę, parska głębokim gardłowym śmiechem i jest wielkim ulubieńcem, ten sędzia. Wachluje się kapeluszem, a księżycowa kopuła jego czaszki sunie blada pod światłami, on zaś obraca się, przejmuje skrzypki, wiruje w piruecie, wykonuje jedno pas, dwa pas, tańcząc i grając jednocześnie. Nigdy nie śpi. Mówi, że nigdy nie umrze. Tańczy w świetle i cieniu i jest wielkim ulubieńcem. Nigdy nie śpi, ten sędzia. Tańczy i tańczy. Mówi, że nigdy nie umrze.”
Schmalzler
Introwertyk
Posty: 121
Rejestracja: 25 maja 2011, 17:36
Płeć: nieokreślona

Re: Przyjaźń...

Post autor: Schmalzler »

A właśnie, zapomniałbym o kocie.

Chwila, kiedy późną nocą zakrada mi się do łóżka, przytula pyska i mrruczy... No czysta miłość po prostu. Nawet nie domaga się głaskania, jak zrobiłby stereotypowy koci egoista. Zwyczajnie się cieszy, że możemy tak razem w bezruchu poleżeć.

Na starość nie będę miał nic przeciwko, żeby zostać kolejnym pustelniczym dziwakiem z dwudziestoma kotami, nic więcej nie jest mi do szczęścia potrzebne. Myślę, że tak właśnie kończą spełnieni introwertycy :D
Keep talking, I'm diagnosing you.
Awatar użytkownika
kukurumba
Introwertyk
Posty: 67
Rejestracja: 15 sty 2012, 20:44
Płeć: kobieta
MBTI: INFP
Lokalizacja: śląsk

Re: Przyjaźń...

Post autor: kukurumba »

O tak, niedawno też musiałam pożegnać się z moim psem. Skubany przez 17 lat zawsze był przy mnie... Z kotami jeszcze nie miałam do czynienia, ale w przyszłości jak na rasową starą pannę przystało na pewno sobie takiego sprawię. :)

A co do ludzkich przyjaciół: to to jest truizm, ale by stwierdzić czy takich mam to musiałabym na tacy dostać definicję przyjaźni, wszystko sobie porównać i dopiero wówczas powiedzieć tak lub nie. Od iluśtam lat mam stały kontakt z paroma osobami przy których po prostu mogę być sobą, rozmawiać z nimi swobodnie i nie czuć wewnętrznej kontroli. Zawsze chętnie się z nimi spotykam i zwracam do nich nawet z największą pierdołą, ale podejrzewam, że ekstrawertyk w ten sposób mógłby opisać zwykłego znajomego. A ja te osoby w myślach nazywam przyjaciółmi, chociaż na żywo pewnie to słowo przez gardło by mi nie przeszło.
INFP
Awatar użytkownika
Akolita
Krypto-Extra
Posty: 756
Rejestracja: 01 sie 2008, 18:02
Płeć: nieokreślona
Lokalizacja: Łódź/Włocławek

Re: Przyjaźń...

Post autor: Akolita »

Z definicjami trzeba ostrożnie. W słowniku znajdzie się definicja i przyjaźni i miłości, ale gdyby ludzie tylko na jej podstawie stwierdzali, że są lub nie są zakochani... koniec świata! :shock:
Takie abstrakty chyba lepiej definiować sobie samemu, budować i przetwarzać swoją własną definicję w miarę doświadczenia.
Tak myślę...
Mówi, że nigdy nie śpi. Że nigdy nie umrze. Dyga przed skrzypkami, pląsa do tyłu, odrzuca głowę, parska głębokim gardłowym śmiechem i jest wielkim ulubieńcem, ten sędzia. Wachluje się kapeluszem, a księżycowa kopuła jego czaszki sunie blada pod światłami, on zaś obraca się, przejmuje skrzypki, wiruje w piruecie, wykonuje jedno pas, dwa pas, tańcząc i grając jednocześnie. Nigdy nie śpi. Mówi, że nigdy nie umrze. Tańczy w świetle i cieniu i jest wielkim ulubieńcem. Nigdy nie śpi, ten sędzia. Tańczy i tańczy. Mówi, że nigdy nie umrze.”
Awatar użytkownika
kukurumba
Introwertyk
Posty: 67
Rejestracja: 15 sty 2012, 20:44
Płeć: kobieta
MBTI: INFP
Lokalizacja: śląsk

Re: Przyjaźń...

Post autor: kukurumba »

I moim zdaniem dobrze myślisz. Ja po prostu po pierwsze mam problem ze sobą, a po drugie trochę źle się wyraziłam... Nie o samą definicję słownikową mi chodziło, a o uogólnione pojęcie tego jak ludzie przyjaźń odczuwają, gdzie wyczuwają granicę między koleżeństwem a przyjaźnią - a jak wiadomo to jest sprawa czysto subiektywna i niemożliwa do stworzenia. I może nie tyle byłoby mi to potrzebne do stwierdzenia, czy dana osoba jest moim przyjacielem - jak już mówiłam w myślach o tych osobach mówię w ten sposób. Definicja ta po prostu ułatwiłaby mi powiedzenie tego na głos... Moim przekleństwem jest to, że nie potrafię używać tak mocnych słów, wiąże się z nimi zbyt duża dawka niepewności i co gorsza emocji, a ja się albo ich boję, albo wstydzę - nie wiem sama. :x
INFP
krem
Wtajemniczony
Posty: 5
Rejestracja: 05 mar 2012, 9:55
Płeć: nieokreślona

Re: Przyjaźń...

Post autor: krem »

mam przyjaciela który royumie mnie i akceptuje takigo jakim jestem
Haura
Introrodek
Posty: 21
Rejestracja: 21 lut 2012, 22:56
Płeć: nieokreślona
Lokalizacja: Lublin

Re: Przyjaźń...

Post autor: Haura »

kukurumba pisze:I moim zdaniem dobrze myślisz. Ja po prostu po pierwsze mam problem ze sobą, a po drugie trochę źle się wyraziłam... Nie o samą definicję słownikową mi chodziło, a o uogólnione pojęcie tego jak ludzie przyjaźń odczuwają, gdzie wyczuwają granicę między koleżeństwem a przyjaźnią - a jak wiadomo to jest sprawa czysto subiektywna i niemożliwa do stworzenia. I może nie tyle byłoby mi to potrzebne do stwierdzenia, czy dana osoba jest moim przyjacielem - jak już mówiłam w myślach o tych osobach mówię w ten sposób. Definicja ta po prostu ułatwiłaby mi powiedzenie tego na głos... Moim przekleństwem jest to, że nie potrafię używać tak mocnych słów, wiąże się z nimi zbyt duża dawka niepewności i co gorsza emocji, a ja się albo ich boję, albo wstydzę - nie wiem sama. :x
Właśnie tutaj może pojawić się problem.. w różnym rozumieniu przyjaźni. Np. mam swoje sekrety, o których nie mówię nikomu, nawet najlepszemu przyjacielowi. Taka własna sfera prywatna, tylko dla siebie. Więc stworzenie relacji przyjacielskiej z kimś, dla kogo definicją przyjaźni jest bezgraniczna szczerość i brak tajemnic przed drugą osobą jest conajmniej kłopotliwe.. Pojawiają się wtedy pytania: "Ale dlaczego nie chcesz mi o tym powiedzieć? Ja jestem wobec ciebie szczery/szczera".
Ogólnie to bardzo ciężko jest mi utrzymać nie tylko nowe, ale w tej chwili także stare znajomości.. Nie mam takiej osoby, do której z chęcią zwróciłabym się w każdej chwili. Nie mam ochoty budować nowych znajomości, kiedy na wstępie zauważam brak wspólności, nici porozumienia. Czuję, że osoby, które mogłam do tej pory nazwać przyjaciółmi (z trudem, gdyż słowo "przyjaciel" ma dla mnie dużą wagę), już raczej nimi nie są - nasze drogi się rozeszły. Na szczęście mam psa, który jest najlepszym przyjacielem, umie mnie wysłuchać i nie gada bez sensu ;)
Kluska_84
Wtajemniczony
Posty: 5
Rejestracja: 19 kwie 2012, 9:58
Płeć: nieokreślona
Lokalizacja: Szczecin

Re: Przyjaźń...

Post autor: Kluska_84 »

Przyjaźń...ciężka sprawa.
Mam duże kłopoty z poznaniem nowych osób i otworzeniem się przed nimi.
Mam 28 lat i tylko jedną przyjaciółkę, która i tak nie wie o mnie wszystkiego.
Moim przyjacielem jest także mój mąż, który wie o mnie 99,9%. I to na tyle.
Chciałabym poznać innych introwertyków, którzy tak jak ja, mają kłopoty z przyjaźnią ale chcieliby stworzyć bliższe relacje z innym introwertykiem :)
Awatar użytkownika
Akolita
Krypto-Extra
Posty: 756
Rejestracja: 01 sie 2008, 18:02
Płeć: nieokreślona
Lokalizacja: Łódź/Włocławek

Re: Przyjaźń...

Post autor: Akolita »

Kluska_84 pisze:Przyjaźń...ciężka sprawa.
Mam duże kłopoty z poznaniem nowych osób i otworzeniem się przed nimi.
Mam 28 lat i tylko jedną przyjaciółkę, która i tak nie wie o mnie wszystkiego.
Moim przyjacielem jest także mój mąż, który wie o mnie 99,9%. I to na tyle.
Chciałabym poznać innych introwertyków, którzy tak jak ja, mają kłopoty z przyjaźnią ale chcieliby stworzyć bliższe relacje z innym introwertykiem :)
Nie martw się, przyjaźń wcale nie polega na tym, by mówić sobie wszystko. Moim zdaniem to bardzo zdrowe dla psychiki, by mieć kilka swoich sekretów o których nie wie absolutnie nikt, poza Tobą. Ja mam takich dużo. Ludzie myślą, że wiedzą o mnie wszystko, bo jestem strasznie otwarty i nie mam tematów tabu (poza jednym, ale on z kolei nie stanowi żadnego tabu dla reszty świata), tymczasem wiedzą tyle, co nic, bo o rzeczach istotnych i kluczowych w życiu nie mówię nikomu. Nawet matce i najbliższemu przyjacielowi. :)
Mówi, że nigdy nie śpi. Że nigdy nie umrze. Dyga przed skrzypkami, pląsa do tyłu, odrzuca głowę, parska głębokim gardłowym śmiechem i jest wielkim ulubieńcem, ten sędzia. Wachluje się kapeluszem, a księżycowa kopuła jego czaszki sunie blada pod światłami, on zaś obraca się, przejmuje skrzypki, wiruje w piruecie, wykonuje jedno pas, dwa pas, tańcząc i grając jednocześnie. Nigdy nie śpi. Mówi, że nigdy nie umrze. Tańczy w świetle i cieniu i jest wielkim ulubieńcem. Nigdy nie śpi, ten sędzia. Tańczy i tańczy. Mówi, że nigdy nie umrze.”
Awatar użytkownika
Will
Intronek
Posty: 59
Rejestracja: 10 maja 2012, 21:03
Płeć: nieokreślona
Lokalizacja: Katowice

Re: Przyjaźń...

Post autor: Will »

A mnie się wydaje że nawet najbardziej zatwardziałemu introwertykowi trudno jest żyć bez nikogo, tak absolutnie, sam. Wszak homo sapiens jest istotą społeczną.
Ja kiedyś uważałem, że chcę przejść przez życie całkowicie sam, taki był ze mnie indywidualista. Z czasem jednak zacząłem doceniać pomoc innych, rodziców zwłaszcza. A w kwestii przyjaźni i miłości cechowała mnie niechęć przed nieznanym, tzn. zacząłem doceniać jedno i drugie dopiero wtedy gdy znalazłem kogoś odpowiedniego.
Ale wciąż została przy mnie niechęć do zawierania nowych znajomości. Za to te stare staram się pielęgnować.
Konkludując - przyjaciel to ktoś taki, bez którego od biedy można się obejść, ale lepiej go mieć niż za nim tęsknić.

Zupełnym nieporozumieniem natomiast jest dla mnie zawieranie nowych znajomości bądź też podtrzymywanie ich przez alkohol. A tymczasem ten katalizator towarzyskich wynaturzeń zdaje się być nieodłącznym gościem wszelakich spotkań około towarzyskich. Zgroza!
Przecież człowiek po wypiciu w pewnej części nie jest sobą. Integrować się z nim? No way... :roll:
INTJ
Samotność jest dla umysłu tym, czym dieta dla ciała.
Awatar użytkownika
Akolita
Krypto-Extra
Posty: 756
Rejestracja: 01 sie 2008, 18:02
Płeć: nieokreślona
Lokalizacja: Łódź/Włocławek

Re: Przyjaźń...

Post autor: Akolita »

Will pisze:A mnie się wydaje że nawet najbardziej zatwardziałemu introwertykowi trudno jest żyć bez nikogo, tak absolutnie, sam. Wszak homo sapiens jest istotą społeczną.
Poszłabym o krok dalej i stwierdziła, że zdrowy psychicznie człowiek nie może żyć absolutnie sam. Taki, który wybrał egzystencję eremity i nie ogląda innych ludzi na oczy, ma coś z deklem.
Zupełnym nieporozumieniem natomiast jest dla mnie zawieranie nowych znajomości bądź też podtrzymywanie ich przez alkohol. A tymczasem ten katalizator towarzyskich wynaturzeń zdaje się być nieodłącznym gościem wszelakich spotkań około towarzyskich. Zgroza!
Nie widzę w tym nic złego, jeśli znajomość zawarta przez alkohol staje się później przyjaźnią na długie lata.
Przecież człowiek po wypiciu w pewnej części nie jest sobą. Integrować się z nim? No way... :roll:
Istnieje druga szkoła, która głosi, że po alkoholu człowiek jest bardziej sobą, niż na trzeźwego. Na trzeźwo jego freudowskie superego trzyma kontrolę nad jego bardziej spontaniczną i popędliwą stroną.
Mówi, że nigdy nie śpi. Że nigdy nie umrze. Dyga przed skrzypkami, pląsa do tyłu, odrzuca głowę, parska głębokim gardłowym śmiechem i jest wielkim ulubieńcem, ten sędzia. Wachluje się kapeluszem, a księżycowa kopuła jego czaszki sunie blada pod światłami, on zaś obraca się, przejmuje skrzypki, wiruje w piruecie, wykonuje jedno pas, dwa pas, tańcząc i grając jednocześnie. Nigdy nie śpi. Mówi, że nigdy nie umrze. Tańczy w świetle i cieniu i jest wielkim ulubieńcem. Nigdy nie śpi, ten sędzia. Tańczy i tańczy. Mówi, że nigdy nie umrze.”
kawa
Introrodek
Posty: 21
Rejestracja: 14 maja 2012, 15:26
Płeć: nieokreślona

Re: Przyjaźń...

Post autor: kawa »

Uwaga, przygotujcie się na potok wyznań psychoanalityka-amatora. Mam ochotę się wygadać, może znajdziecie w moich wypocinach coś dla siebie.

Każda z moich głębszych znajomości przypadała na konkretny etap, nie występowały równolegle z podobną intensywnością. Wystarczała mi jedna osoba, reszta ludzi dryfowała sobie zawsze gdzieś na obrzeżach. Z tego co zdążyłam przeczytać, spora część forumowiczów też prowadzi podobną politykę.

W czasach wczesnej podstawówki (klasy 0-3) przyjaźniłam się z, powiedzmy, dziewczyną A. Kiedy teraz o tym myślę, była to bardziej relacja szef-podwładny, bo natrafiłam na osobę o bardzo apodyktycznym charakterze. Chociaż była na zbliżonym do mnie poziomie intelektualnym, miała w zwyczaju zdecydowanie torpedować wszystkie poglądy choć o centymetr odbiegające od jej własnych. Spędzałyśmy ze sobą mnóstwo czasu, więc przypuszczam że to właśnie nasze stosunki wpłynęły na moje ówczesne problemy z asertywnością czy pewnością siebie. Teraz na szczęście jest w tej sferze znacznie lepiej. Wspominam o tej relacji, bo pochłonęła cztery lata mojego życia i mocno mnie ukształtowała, lecz mimo wszystko była dość toksyczna. Z obecnej perspektywy trudno mi to nazwać prawdziwą przyjaźnią. Macie podobne doświadczenia?

Po trzeciej klasie przeniosłam się do innej szkoły i tam zaznajomiłam bliżej z dziewczyną B. W ciągu kolejnych trzech lat miał miejsce proces uwalniania się od A i zacieśniania więzów z B (nawiasem mówiąc, w pewnym momencie A postawiła mi ultimatum - "ona albo ja", po chwili wahania podjęłam słuszną decyzję). Następnie znalazłyśmy się z B w tym samym gimnazjum, gdzie nasza przyjaźń osiągnęła swoiste apogeum. Pomimo ogólnego emocjonalnego bałaganu związanego z okresem dojrzewania i mocnym wyobcowaniem w nowej szkole, wspominam ten czas bardzo dobrze. Egzystowałyśmy sobie spokojnie w naszym dwuosobowym świecie, nakręcając wzajemnie swoje fascynacje i popadając w przeciągające się głupawki. Nie zawsze było lekko, B też miała dość specyficzny charakter, ale wspominam te lata jako szalony miks maratonów filmowych, żartów oraz rozmów o wszystkim i niczym przeciągających się do późna w nocy.

Ta przyjaźń znalazła niestety dość smętny finał. Dostałyśmy się do różnych liceów, więc siłą rzeczy częstotliwość naszych kontaktów spadła. Można powiedzieć, że relacja umarła śmiercią naturalną, nie licząc jednego drobnego konfliktu wynikającego z różnych niedopowiedzeń/zaniechań. Próbowałam to ratować, ale po iluś tam bezowocnych próbach dałam sobie spokój. Nic na siłę. Spotykałyśmy się później kilka razy w wakacje, ale obie bardzo się zmieniłyśmy i tamta nić porozumienia przepadła.

Co nie oznacza, że wpadłam w jakieś zupełne samotnicze czeluście, o nie! W liceum przydarzyła mi się historia rodem z filmu. Dosłownie pierwszego dnia, na etapie instalowania kuprów w poszczególnych ławkach usiadła ze mną dziewczyna, z którą natychmiast złapałam kontakt. Byłyśmy właściwie nierozłączne aż do matury. Ta przyjaźń rządziła się trochę innymi prawami niż poprzednia - spotkania poza szkołą zdarzały się od wielkiego dzwonu (inna sprawa że mieszkałyśmy dość daleko od siebie), jakiekolwiek kawki/herbatki też występowały w ilościach śladowych. Ale w szkole prowadziłyśmy non stop różnej maści konwersacje, od rozkmin światopoglądowych po szydercze i dowcipne spostrzeżenia wycelowane w otoczenie.

Chociaż rozdzieliły nas studia i widujemy się naprawdę rzadko, mam wrażenie że poziom tej relacji nie zmienił się ani trochę. Spomiędzy wielu łączących nas cech wymienię chociażby miłość do literackiej polszczyzny i nieco ironiczne poczucie humoru. To zawsze urzeka mnie w ludziach, tak swoją drogą :)
Czuję, że mogę zawsze na niej polegać i liczyć na radę w razie kłopotów. Radę bezlitośnie szczerą, ale mającą na celu moje dobro, nie jakieś infantylne poklepanie po główce. To jest dla mnie istota przyjaźni i obecnie do szczęścia w tej sferze wystarcza mi perspektywa jednego piwka w miesiącu.

Po paru semestrach studiów jestem na etapie pogłębiania znajomości z dwiema interesującymi dziewczynami (co ciekawe, prezentują według mnie dwa przeciwne bieguny - rozgadana i wesoła ekstrawertyczka oraz nieco flegmatyczna intro). O tym może innym razem.

Mam też dobry kontakt z kuzynką i wychowuję sobie przyjaciółkę w postaci bystrej młodszej siostry, ale stosunki rodzinne funkcjonują jednak na trochę innych zasadach.

Uff. Dziękuję wszystkim, którzy dotrwali do końca. :lol:
ODPOWIEDZ