W przypadku prawienia mi komplementów wszystko zależy od tego kto je prawi. Jeżeli stwierdzam, że jest to osoba szczera i znająca się na rzeczy, to przyjmuję komplement do wiadomości. Jeżeli uznam że to typowy "wazeliniarz", to nie zawracam sobie tym głowy. Dziękować za komplementy nie dziękuje. W przypadku kontaktu za pośrednictwem internetu nie daję znaku zwrotnego, natomiast w cztery oczy zazwyczaj daję jakiś lekki znak głową, że odebrałem informację. Czasem staram się dorzucić coś, co jakoś umniejszałoby wartość komplementu, natomiast raczej unikam takiej reakcji, bo często powoduje to taki efekt "ping-ponga" i druga osoba odpowiada "no ale mimo wszystko fajne, fajne
", a więc stawiam ją w dość niezręcznej sytuacji zobowiązania, do kontynuowania komplementowania
.
Z kolei krytyki nienawidzę :evil: , tzn. jeżeli ktoś mnie skrytykuje, to na zewnątrz wygląda to tak, jakbym przyjął informację na klatę, natomiast w duchu mówię sobie coś w stylu "tak gadasz, a sam byś lepiej nie zrobił cwaniaku
" i to bez względu na to, czy słowa padają z ust znawcy tematu czy zwyczajnego hejtera. Chociaż jak już emocje opadną, to z potoku krytyki potrafię wyłowić parę wiader użytecznych informacji :wink: .
Jeżeli chodzi o prawienie komplementów przeze mnie, to również padają one tylko wtedy, gdy są szczere. Jeżeli ktoś prosi mnie o ocenę czegoś co mi się nie podoba, to zazwyczaj wymiguję się od odpowiedzi albo po prostu milczę (chociaż milczenie to poniekąd też odpowiedź
). Co prawda trochę łatwiej jest mi się przełamać przez internet, natomiast żebym tak przy spotkaniu z kimś kogoś skrytykował to nie ma szans. Komplementowania w "realu" również unikam i generalnie uciekam od mówienia czegokolwiek, co mogłoby jakoś wpłynąć na moje relacje z drugą osobą bez względu na to, czy pozwoli to na ich pogłębienie czy też pogorszenie. Nie zawsze wynika to jednak z faktu, że biorę pod uwagę uczucia innych. Najczęściej po prostu staram się unikać pozostawania w centrum uwagi, aby nie przypięto mi jakiejś łatki "chama" albo "podrywacza"
.
Prezenty przyjmuję na "dziękuję". W momencie jego odbioru nie widać na mojej twarzy jakiegoś wielkiego entuzjazmu. Kwituję to krótko i konkretnie. Co do rodzaju prezentów to kiedyś lubiłem dostawać pieniądze, natomiast teraz wolę raczej jakąś byle praktyczną pierdołę, jak np. skarpetki. Raz dlatego, że pieniądze i tak wydaję bardzo rzadko, więc po prostu leżałyby bezużytecznie w portfelu a dwa dlatego, że otrzymywanie pieniędzy jako prezentu odczytuję trochę jako taki przejaw chłodu emocjonalnego drugiej osoby do mnie. Na widok pieniędzy widzę po prostu w intencjach obdarowywującego taką informację: "chciałem ci kupić jakiś fajny prezent, ale że jesteś sknerą, to masz kasę i się wypchaj"
. Prezentów innym nie kupuję, bo własnych pieniędzy nie zarabiam i czułbym się hipokrytą, gdybym podarował coś komuś "od siebie" za "nie swoje".
Sukcesami się nie cieszę, bo nie znam takiego słowa jak "sukces". Po prostu dla mnie zakończenie realizacji jednego zadania jest jednocześnie początkiem realizacji następnego i zamiast odczuwania jakiejś satysfakcji z tego co zrobiłem pojawia się pytanie, "co następne ?". To jest też jeden z powodów, dla którego w nieskończoność potrafię odkładać ukończenie moich projektów. Po prostu obawiam się o to, że pewnego dnia przyjdzie taki moment, w którym nie będę miał już pomysłów na nic i pozostanę z niezaspokojoną potrzebą stawiania sobie kolejnych celów. A chciałbym aby to nastąpiło jak najpóźniej (a najlepiej aby w ogóle nie nastąpiło
). Z porażkami natomiast nie potrafię się pogodzić, więc jeżeli w czymś nie jestem dobry to natychmiast z tego rezygnuję, zgodnie z zasadą "nie chcesz przegrać ? nie graj"
.