Ponad rok czasu minął od ostatniego postu, fajnie będzie, jeżeli odświeży się temat i dołączą osoby, które podzielą się swoimi "wrażeniami" z bycia DDA lub przeciwstawiania się potworom przeszłości.
Pod koniec gimnazjum i przez większość liceum czułem, że coś ze mną jest nie tak, że nie wszystko jest w porządku, ale nie wiedziałem co, po prostu miałem takie uczucie. Dopiero mając 18 lat, wnikając czym dokładnie jest alkoholizm, spotkałem się z zagadnieniem Dorosłych Dzieci Alkoholików i wszystko stawało się jasne. Czytając listę "objawów" zaczynałem widzieć, co jest nie w porządku. Zanim się dowiedziałem o DDA chodziłem na spotkania z psychologiem szkolnym, żeby porozmawiać o mojej "nerwowości", którą zasugerował mi lekarz podczas kwalifikacji wojskowej przy mierzeniu ciśnienia, bo ruszałem dłonią pomimo, iż dwa razy prosił, abym przestał
Trochę zgodziłem się z jego sugestią, bo fakt, miewałem chwile, gdy stresowałem się błahostkami.
Zależało mi na rozmowie, tym bardziej, że zbliżały się matury, a wolałem zniwelować niepotrzebne zamartwianie się niczym - w gruncie rzeczy. W trakcie rozmów starałem się kryć, że ojciec jest alkoholikiem. Myślałem, że ten fakt kompletnie nie miał wpływu na moją osobowość, dodam nawet, że się tego wstydziłem (po dwóch spotkaniach nadszedł moment, gdy dowiedziałem się o DDA). Dopiero, gdy zostałem skierowany do placówki psychologicznej, gdzie spotykałem się z psychoterapeutką, postanowiłem, że w końcu muszę o tym komuś powiedzieć, bo chciałem. Podzieliłem się tym i myślałem, że prędzej lub później zostanę wrzucony na właściwy tor, który małymi kroczkami będzie mnie prowadzić do "normalnego" życia. Myliłem się, po kilku rozmowach - które za każdym razem miały tytuł "Jak się czujesz? Co u Ciebie?" - zrezygnowałem ze spotkań z panią psychoterapeutką, irytowałem się brakiem objaśnień, które mogłyby rozwiać niektóre wątpliwości. Jedynie dostałem sygnał, że potrzebuję pomocy.
Później były matury, rekrutacja na studia i planowanie jakiejś terapii, której podświadomie unikałem, czułem i wiedziałem, że tego potrzebuję, ale z dnia na dzień itd. odkładałem zaplanowane udanie się do poradni psychologicznej, która oferowała pomoc dla ludzi z syndromem DDA. W trakcie studiów wybrałem się jeszcze do psychologa, który był na uczelni. Rozmawialiśmy chwilę o tym, jak było w domu, co teraz o tym myślę itp. Najbardziej zależało mi na tym, aby otrzymać sugestię albo małe popchnięcie, które by sprawiło, że w końcu podejmę realne kroki w stronę niwelowania cech, które we mnie mi się nie podobają. Dostałem, to czego potrzebowałem, ale w dalszym ciągu coś mnie blokuje - oczywiście, że ja sam
- przed wybraniem się na terapię lub przynajmniej jakieś koło wspólnego wsparcia.
Na studiach (Edukacja Techniczno-Informatyczna), na które wówczas uczęszczałem do momentu poprawienia matury, było trochę psychologii, gdzie poznałem właśnie takie zagadnienia jak osobowość, ekstrawertyk, introwertyk itp. Nie miałem zamiaru długo zagrzewać miejsca na ETI, ale dla tego przedmiotu warto było posiedzieć jeszcze z kilka miesięcy. Dowiedziałem się jeszcze więcej o patologiach w rodzinie i jak one wpływają na życie dziecka. Wykłady, na których prowadzący analizował "wywiad" z Richardem Kuklinskim zachęciły mnie do dalszego eksplorowania podstaw psychologii, co w konsekwencji sprawiło, że zacząłem rozumieć samego siebie.
Teraz czuję się silniejszy psychicznie niż 2,5 roku temu, wiedząc co jest nie tak mogłem samodzielnie, ale bardzo powoli budować w sobie umiejętność realnego oceniania swojego stanu i swoich poczynań, choć nadal znajduję w sobie wątpliwości, co do przyszłości. Jak będzie wyglądać mój związek z kobietą? Jak poradzę sobie z utrzymaniem i wspieraniem rodziny? ...?
Pentezylea pisze:DDA okropnie utrudnia normalne życie, kiedyś miałam zerowe poczucie swojej wartości, bałam się ludzi. Teraz jest dużo lepiej. Ale ciągle walczę z wrażeniem, że wszystko co robię, to robię źle. Nigdy też nie założę rodziny, nie chcę powielać groteski jaką zafundowali mi rodzice. Mieszkam sama i w końcu czuję się bezpiecznie.
Myślę, że osoby, które mają wątpliwości, co do podjęcia terapii i boją się założyć rodzinę w przyszłości, ale chciałby posmakować w końcu tego ciepła, to nie powinny się długo zastanawiać i pomyśleć o tym na poważnie. Nie chcę wyjść na hipokrytę, bo sam przecież stawiam sobie opór, ale obawa przed tym, że powielimy zachowania naszych rodziców jest wystarczającym powodem, aby zacząć naprawianie samego siebie.
Chętnie poczytam i odpowiem na więcej postów po tym tematem