Uwaga! Będzie dłużyzna, ale z głębi mojego zlodowaciałego serca
@Coldman Nie lubię wracać do tego okresu i nie mam w zwyczaju wywlekania swoich brudów (:D), ale może wyciągniesz z mojego doświadczenia jakieś wnioski i chociaż trochę podniesie Cię to na duchu
W Twoim poście zobaczyłam siebie sprzed 8 lat. Taki depresyjny nastrój utrzymywał się u mnie przez całe liceum. Od przejmowania się dosłownie wszystkim (brak znajomych, zły wybór szkoły, brak motywacji do nauki, poczucie, że zawodzę rodziców) do totalnej olewki i nieokazywania jakiegokolwiek zainteresowania tym, co się wokół mnie dzieje. Czasem wydawało mi się, że osiągam powoli nieodwracalny stan wegetacji, co nakręcało mnie jeszcze bardziej. Robiłam sobie różne testy, a każdy wynik potwierdzał stan depresyjny (czasem nawet podświadomie wybierałam takie odpowiedzi, żeby utwierdzić się w przekonaniu, że coś się dzieje). Gwoździem do trumny było to, że byłam i jestem dość skrytą osobą i przez brak zaufania do ludzi trzymałam to wszystko w sobie (podziwiam Cię, że napisałeś o tym, co Cię męczy, bo to pierwszy krok do poradzenia sobie z problemem). Narastały we mnie frustracje, zlość, niezadowolenie z siebie i z tego, co się ze mną działo. Czy w końcu wybuchłam? Owszem, co noc wybuchałam i płakałam tak długo, dopóki nie usnęłam ze zmęczenia. A od rana to samo nakręcanie.
18? Tak, wyprawiłam. Dałam się namówić i z trzema innymi osobami wyprawilismy imprezę w klubie. Przez pierwsze dwie godziny bawiłam calkiem dobrze, później siedziałam i popijałam sobie w samotnosci piwko w jakimś kącie, teskniac za domem.
Okres osiemnastkowy zbiegł się z badaniami lekarskimi i wykryciem guzków na tarczycy. I wtedy się rozkreciłam na całego
Do depresji doszła hipohondria
To, co wtedy kotłowało sie w mojej głowie, nadawaloby się na scenariusz do jakiegoś kiepskiego dramatu psychologicznego. Zaczęłam nawet wybierac piosenkę na pogrzeb. Serio
I byłam aż tak pieprznięta, że gdy okazało się, że to nie jest złośliwy nowotwór, to zamiast się cieszyć, zastanawiałam się, co ja teraz biedna pocznę bez takiego zajebistego powodu usprawiedliwiającego moją depresję
Powód się znalazł dość szybko - nie zdałam matury z chemii (maturę zdałam, chemia była dodatkowa, więc nie miała na nic wpływu). Ku mojemu zdziwieniu, nie dręczylo mnie to zbyt długo. Dostałam się na wszystkie kierunki, na które złożyłam papiery (biologia, ratownictwo medyczne, technologia żywności).
To, co stało się później, do dziś jest dla mnie niewytłumaczalne
Być może mój mózg chciał się zemścić za te 3 lata zaśmiecania umysłu gorzkimi żalami, ch*uj wie
"Martuella, lubisz biologię, to jedyny przedmiot, który tak bardzo lubisz, interesujesz się anatomią czlowieka. Chcesz iśc na biologię? Posralo Cię?! Idź na technologię, na polibudę. Nie ma tam biologii, ale jest mnóstwo chemii, fizyki, których nie ogarniasz. No idź, zostaniesz inżynierem!" To własnie podpowiedział mi mój mózg. No to poszłam
Zapał i entuzjam przyslonił mi moje dotychczasowe smuteczki i... elementarne braki w wiedzy
Już po kilku tygodniach uswiadomiłam sobie swój błąd. Postanowiłam, że po pierwszej sesji zrezygnuję. O, takiego... Gówno warte były moje postanowienia. Zostałam. Bo słuchałam wszystkich tylko nie siebie. Uwierzyłam w zapewnienia rodziców i koleżanek, że się wykaraskam z warunku z fizyki, że to pociągnę. Na rezygnację ze studiów odważyłam się na II roku, po sesji zimowej i kilku niezaliczonych przedmiotach. Depresja wróciła. Było gorzej niż w liceum. Znacznie gorzej. O ile wtedy tylko ubzdurałam sobie, że rodzice są mną zawiedzeni, o tyle teraz faktycznie tak było. Tata nie odzywał się do mnie przez dobre dwa tygodnie, mama niby zachowywała się normalnie, ale drążyła temat i próbowała namówić na powrót na uczelnię.
Wiedzialam, że muszę coś ze sobą zrobić. Niestety mój tok myślenia był nadal błędny, a depresja wróciła. Skoro nie ścisły kierunek, to pędzę na humana. Kolejny wybór na pałę: kulturoznawstwo. I tu los postanowił mi pomóc - nie dostałam się. Tak, pomogło mi to. W końcu powiedziałam sobie: "Co Ty dziewczyno odpierdalasz?! Co właściwie chcesz robić? Robisz z siebie nieudacznika, a niedlugo naprawdę nim zostaniesz!". Postanowiłam spojrzec w przeszłość, ale w innym celu, niż analizowanie tego co mi się nie udało. Przypomniałam sobie, co mnie kiedyś interesowało, co lubiłam robić i z czym wiązałam swoją przyszłość. Biologia? Nie wiem, co widziałam w niej takiego zachwycającego, że chciałam zajmować się nią zawodowo. Po prostu najszybciej i najlepiej wchodziła mi do głowy (tak, byłam klasycznym kujonem). W koncu mnie olśniło. Książki! Niie pisanie książek, ale ich projektowanie, poprawianie źle napisanych. Miałam swego czasu takie zboczenie i w gazetach zaznaczałam wszelkie błędy, nielogiczne zdania i literówki. Szło mi to sprawnie i sprawialo satysfakcję, że poprawiam błędy wielkich panów redaktorów
. Jestem na IV roku polonistyki i sam fakt, że jest mi przykro, ze tak szybko zleciało, a ja mogłabym zapisać się jeszcze raz na I rok, utwierdza mnie w przekonaniu, że podjęłam, nareszcie, dobrą decyzję
Gratuluję, jeśli dotrwałeś do końca mojego wywodu
Pomyśl teraz tak: Masz 17 lat i jesteś w tym momencie, w którym u mnie zaczęło się wszystko psuć. Nie popełnij mojego błędu i weź się za siebie teraz, dopóki jesteś młody. Najważniejsze decyzje dopiero przed Tobą. Bądź małym egoistą i zastanów się co sprawi, że TY będziesz szczęśliwy. Od rodziców i nauczycieli bedziesz zależny tylko przez jakiś czas, reszta Twojego życia zależy tylko od Ciebie. Dystansu nabiera się po latach, wtedy gdy na dobre uporasz się z tym, co Cię teraz trapi. To nie jest depresja, to zwątpienie w swój potencjał i możliwość odkrycia swojej pasji. Nie pozwól, żeby to Cię przytłoczyło, nie warto się tak męczyć