Każdy ma swoją niszę i trzeba ją jak najszybciej znaleźć, żeby się nie męczyć. Mówi się, że ludzie są "słuchowcami", "wzrokowcami" i kimkolwiek tam jeszcze spośród tych kategorii. Więc sugeruję sprawdzenie doświadczalne, która nam najbardziej leży. Znaleźć sobie kilka nie za długich tekstów kontrolnych z określoną liczbą zawartych informacji (liczby, daty, nazwiska, formułki, whatever) i zrobić doświadczenie którą metodą najefektywniej zapamiętujecie. Np. 5x przeczytać i potem poprosić kogoś o odpytkę i sprawdzić procentowo/ilościowo skuteczność. Potem 5x przeczytać na głos, potem nagrać się na dyktafon i 5x odsłuchać ścieżkę, itp. Brzmi to trochę sztucznie, bo normalny człowiek, rozumiejący wagę posiadania wiedzy sam dochodzi do optymalnej metody na przestrzeni lat. Chyba kurde logicznie, że jak się dostało niesatysfakcjonującą ocenę, to zrobiło się coś nie tak i trzeba się zastanowić nad polepszeniem metod edukacyjnych? Ale jak się jest leniem, to się potem cierpi w życiu
Ja mógłbym trzydzieści razy przeczytać rozdział, dajmy na to podręcznika do historii i spamiętałbym ledwo cokolwiek. Ale kiedy już w trakcie tworzę notatki - to już inna historia. Także przez całe życie, ucząc się, miałem odrębne zeszyty do nauki, w których zapisywałem skondensowane informacje, albo po prostu pisałem ściągi, z których najczęściej i tak nie musiałem potem korzystać, bo uczyłem się przy samym procesie ich tworzenia. Była do tego masa modyfikatorów, jak np. fakt że najlepiej było mi się uczyć na ostatnią chwilę, bo w stresie lepiej mi funkcjonowała pamięć krótkotrwała, a po egzaminie i tak o wszystkim zapominałem. Trochę inaczej uczyłem się też wierszy na pamięć, a trochę inaczej mapy politycznej świata i stolic krajów, ale puenta jest ta sama - trzeba eksperymentalnie dojść do swojej metody, bo każdy ma inną.