Inteligencja czyli moje przekleństwo...
: 22 gru 2016, 20:29
Witam, z racji tego iż nieustannie próbuję sobie ogarnąć życie chciałbym uzyskać pomoc gdziekolwiek się da. No więc...
Mój typ osobowości MBTI to INTJ, chłopak student lat 20.
Od ponad 4-5 lat borykam się z problemem depresji, wyczytałem że dość powszechna dla INTJ. Początkowo ok 15-16 lat nie byłem na tyle inteligenty, żeby dostrzec ten problem. Miałem myśli samobójcze od ok 16 lat i sporo problemów. Brak bliższych znajomych w moim miejscu zamieszkania, brak zrozumienia, odrzucenie społeczne i karcenie z powodu swojej odmienności. Najbardziej życie zepsuła mi zdecydowanie samotność, wieczne pogrążenie w swoim wnętrzu gdzie jestem bezpieczny, całkowite odcięcie rzeczywistości w świecie własnych marzeń, fantazji gdzie jestem bogiem. W pod koniec gimnazjum byłem coraz bardziej niezadowolony ze swojego życia, próbowałem to zmienić, niestety bezskutecznie. Zacząłem myśleć, że życie to cierpienie, że jest złe, niedobre, okrutne, przynosi wyłącznie negatywne doświadczenia, a tym pozytywnych jest bardzo mało. Wmówiłem sobie że rzeczywiście tak jest, uważałem że myśli samobójcze to coś normalnego, że lenistwo i brak chęci do życia to też coś normalnego, że nic mi nie dolega, że po prostu życie takie jest.... Moja egzystencja jest bezcelowa i a moje życie nieszczęśliwe więc po co żyje skoro nieustannie jest mi smutno lub źle.
Z racji tego że mam analityczny umysł zestawiłem sobie korzyści i niekorzyści z racji bytu i policzyłem ich stosunek do siebie :lol: wyszło mi ok. 1:10 Późniejsze problemy sprawiły, że zacząłem zamykać się jeszcze bardziej w sobie w świecie komputerowym, a potem niestety w narkotykach. Zacząłem w wieku 16 lat i wciąż się z tym borykam. Posiadam rozległą wiedzę na temat substancji psychotropowych i nie jestem od niczego uzależniony fizycznie. Jedynie moja psychika domaga się kolejnych tego typu doświadczeń, które w trosce o własne dobro ograniczam jak się tylko da. Nie czułem pociągu do uzależniających, ani do alkoholu czy papierosów. Do gustu przypadły mi psychodeliki w szczególności LSD. Oczywiście wszystko było tak precyzyjne przemyślane i zaplanowane, że moi rodzice nawet po tym czasie nawet się nie domyślają, gdyż ciągle dobrze się uczyłem i sprawiałem pozory. Nigdy nie miałem żadnych problemów z prawem, gdyż wszystko starannie planowałem i utrzymywałem odpowiednie środki bezpieczeństwa.
Samotność ciągle mi dokuczała, osoby które znałem mieli dziewczyny, przyjaciół, chodzili na imprezy korzystali ze życia ogólnie mówiąc. A ja ? Uczyłem się, dużo, żeby mieć dobrze w życiu "kiedyś tam", ale wciąż byłem nieszczęśliwy, spałem ponad 14h dziennie. A ćpanie stało się już codziennością. W tym czasie głównie trawka i alkohol, potem doszły dopalacze. Na studniówkę poszedłem sam, bardzo smutny i zdołowanym, przesiedziałem ok 10h siedząc na krześle i nic nie robiąc. Matura poszła nawet dobrze choć było stać mnie na więcej... Nadal nie wiedziałem co ze mną jest nie tak, nie mówiłem o tym nikomu byłem zamknięty w sobie.
Na studiach wszystko się zmieniło, powoli ćpanie wymykało mi się spod kontroli. Traciłem zainteresowanie tym co wcześniej mnie interesowało, byłem takim flakiem egzystencjalny, który żyje po to żeby zdechnąć po nic więcej. Z nauką w porządku, choć nie dostałem się tam gdzie chciałem to jednak byłem zadowolony, a nauka okazała się być łatwiejsza niż w liceum. Potem poznałem ją. No i zaczął się przełom. Choć mieszkała ode mnie ok 350km to i tak nie przeszkodziło uczuciu. Widzieliśmy się co tydzień, a ja bardzo się starałem aby spotkanie były możliwe. Mieszkałem wówczas w akademiku z zupełnie obcymi osobami, gdyż nie stać mnie było na mieszkanie, nie miałem nikogo znajomego do wspólnego wynajęcia mieszkania . Ograniczyłem wszystkie wydatki nawet te na najbardziej elementarne potrzeby, żeby z nią być. Też była po ciężkich doświadczeniach, miała depresję no i też ćpała, a jej typ osobowości to INTP, wiec doskonale się rozumieliśmy i szybko się w niej zakochałem.
Mimo że musiałem spać na dworcu, bo nie miałem gdzie się zatrzymać to robiłem to co tydzień bo dawała mi szczęście, moja egzystencja w końcu miała sens ! Byłem dla kogoś ważny, mogłem dawać tej osobie przyjemność, uszczęśliwiać ją a ona dawała mi to samo w zamian. Przestałem ćpać i zatroszczyłem się o nią najlepiej jak umiałem, bo wszystko robiłem dla niej. Chciałem też pomóc jej abyśmy razem ułożyli sobie życie. Ona nie chciała... Zdradziła mnie z byłym, czego nie wiedziałem już po 2-3 tygodniach. Często mnie okłamywała a ja jej to wszystko wybaczyłem bo nie miałem nikogo innego, bo jak sądziłem nikt inny mnie nie chce. Najprawdopodobniej miała borderline i zaburzenia psychiczne, ostatecznie to wszystko się rozpadło bo ona chciała, a ja zostałem sam... W międzyczasie ogarnąłem się że jestem chory i zacząłem się leczyć jednak żadne leki mi nie pomogły, tylko narkotyki które zapełniały tymczasowo pustkę. Na żadne terapię nie chodziłem bo nie potrafiłem otworzyć się przed obcym człowiekiem. Po rozłące było tragicznie, autodestrukcja, próby samobójcze, poryta psychika ale jakoś żyje.
Moja sytuacja na teraz:
Drugi rok studiów. Mieszkam w akademiku gdzie mam może 2-3 gówno wartych dla mnie znajomych, z którymi relację utrzymuje bo mi się to opłaca.
Samotność wciąż mi doskwiera, czasami płaczę żałośnie do poduszki ale lepsze to niż wbić sobie nóż w tkankę miękką . Uzyskałem dostęp do lepszych substancji mam tutaj na myśli LSD, dzięki któremu jest mi o wiele lepiej. Paradoksalnie po 3 miesiącach racjonalnego używania pomogło mi lepiej niż pół roku na SRRI, które odstawiłem z powodu braku rezultatów. Oczywiście chciałbym przestać lecz to aktualnie jedyne fajne rzeczy które mam ze życia. Więc to ograniczyłem do kilku zażyć w miesiącu. Od tamtego razu nigdy więcej nie wziąłem alkoholu do ust Chciałbym mieć jakieś bliższe grono znajomych do wspólnego spędzania czasu no i oczywiście jakąś drugą połówkę. Ale o to ciężko...
Może ktoś z Was borykał się z podobnymi problemami i mógłby podsunąć mi jakąś wskazówkę w jaką stronę powinienem się udać ?? Serio baaaardzo chciałbym być i być szczęśliwy z tego faktu. Wiem, że to jest możliwe ale trudne do zrealizowania. Oczywiście zawsze mogę popełnić samobójstwo, bo serio jeśli mam żyć całe życie w bezsensie to po prostu się nie "opłaca".
Jeśli doczytałeś do tego momentu to bardzo szanuje i dziękuje, że Ci się chciało zastanowić nad egzystencją jakiegoś nieudacznika, który nie umie się ogarnąć.
Pozdrawiam
Mój typ osobowości MBTI to INTJ, chłopak student lat 20.
Od ponad 4-5 lat borykam się z problemem depresji, wyczytałem że dość powszechna dla INTJ. Początkowo ok 15-16 lat nie byłem na tyle inteligenty, żeby dostrzec ten problem. Miałem myśli samobójcze od ok 16 lat i sporo problemów. Brak bliższych znajomych w moim miejscu zamieszkania, brak zrozumienia, odrzucenie społeczne i karcenie z powodu swojej odmienności. Najbardziej życie zepsuła mi zdecydowanie samotność, wieczne pogrążenie w swoim wnętrzu gdzie jestem bezpieczny, całkowite odcięcie rzeczywistości w świecie własnych marzeń, fantazji gdzie jestem bogiem. W pod koniec gimnazjum byłem coraz bardziej niezadowolony ze swojego życia, próbowałem to zmienić, niestety bezskutecznie. Zacząłem myśleć, że życie to cierpienie, że jest złe, niedobre, okrutne, przynosi wyłącznie negatywne doświadczenia, a tym pozytywnych jest bardzo mało. Wmówiłem sobie że rzeczywiście tak jest, uważałem że myśli samobójcze to coś normalnego, że lenistwo i brak chęci do życia to też coś normalnego, że nic mi nie dolega, że po prostu życie takie jest.... Moja egzystencja jest bezcelowa i a moje życie nieszczęśliwe więc po co żyje skoro nieustannie jest mi smutno lub źle.
Z racji tego że mam analityczny umysł zestawiłem sobie korzyści i niekorzyści z racji bytu i policzyłem ich stosunek do siebie :lol: wyszło mi ok. 1:10 Późniejsze problemy sprawiły, że zacząłem zamykać się jeszcze bardziej w sobie w świecie komputerowym, a potem niestety w narkotykach. Zacząłem w wieku 16 lat i wciąż się z tym borykam. Posiadam rozległą wiedzę na temat substancji psychotropowych i nie jestem od niczego uzależniony fizycznie. Jedynie moja psychika domaga się kolejnych tego typu doświadczeń, które w trosce o własne dobro ograniczam jak się tylko da. Nie czułem pociągu do uzależniających, ani do alkoholu czy papierosów. Do gustu przypadły mi psychodeliki w szczególności LSD. Oczywiście wszystko było tak precyzyjne przemyślane i zaplanowane, że moi rodzice nawet po tym czasie nawet się nie domyślają, gdyż ciągle dobrze się uczyłem i sprawiałem pozory. Nigdy nie miałem żadnych problemów z prawem, gdyż wszystko starannie planowałem i utrzymywałem odpowiednie środki bezpieczeństwa.
Samotność ciągle mi dokuczała, osoby które znałem mieli dziewczyny, przyjaciół, chodzili na imprezy korzystali ze życia ogólnie mówiąc. A ja ? Uczyłem się, dużo, żeby mieć dobrze w życiu "kiedyś tam", ale wciąż byłem nieszczęśliwy, spałem ponad 14h dziennie. A ćpanie stało się już codziennością. W tym czasie głównie trawka i alkohol, potem doszły dopalacze. Na studniówkę poszedłem sam, bardzo smutny i zdołowanym, przesiedziałem ok 10h siedząc na krześle i nic nie robiąc. Matura poszła nawet dobrze choć było stać mnie na więcej... Nadal nie wiedziałem co ze mną jest nie tak, nie mówiłem o tym nikomu byłem zamknięty w sobie.
Na studiach wszystko się zmieniło, powoli ćpanie wymykało mi się spod kontroli. Traciłem zainteresowanie tym co wcześniej mnie interesowało, byłem takim flakiem egzystencjalny, który żyje po to żeby zdechnąć po nic więcej. Z nauką w porządku, choć nie dostałem się tam gdzie chciałem to jednak byłem zadowolony, a nauka okazała się być łatwiejsza niż w liceum. Potem poznałem ją. No i zaczął się przełom. Choć mieszkała ode mnie ok 350km to i tak nie przeszkodziło uczuciu. Widzieliśmy się co tydzień, a ja bardzo się starałem aby spotkanie były możliwe. Mieszkałem wówczas w akademiku z zupełnie obcymi osobami, gdyż nie stać mnie było na mieszkanie, nie miałem nikogo znajomego do wspólnego wynajęcia mieszkania . Ograniczyłem wszystkie wydatki nawet te na najbardziej elementarne potrzeby, żeby z nią być. Też była po ciężkich doświadczeniach, miała depresję no i też ćpała, a jej typ osobowości to INTP, wiec doskonale się rozumieliśmy i szybko się w niej zakochałem.
Mimo że musiałem spać na dworcu, bo nie miałem gdzie się zatrzymać to robiłem to co tydzień bo dawała mi szczęście, moja egzystencja w końcu miała sens ! Byłem dla kogoś ważny, mogłem dawać tej osobie przyjemność, uszczęśliwiać ją a ona dawała mi to samo w zamian. Przestałem ćpać i zatroszczyłem się o nią najlepiej jak umiałem, bo wszystko robiłem dla niej. Chciałem też pomóc jej abyśmy razem ułożyli sobie życie. Ona nie chciała... Zdradziła mnie z byłym, czego nie wiedziałem już po 2-3 tygodniach. Często mnie okłamywała a ja jej to wszystko wybaczyłem bo nie miałem nikogo innego, bo jak sądziłem nikt inny mnie nie chce. Najprawdopodobniej miała borderline i zaburzenia psychiczne, ostatecznie to wszystko się rozpadło bo ona chciała, a ja zostałem sam... W międzyczasie ogarnąłem się że jestem chory i zacząłem się leczyć jednak żadne leki mi nie pomogły, tylko narkotyki które zapełniały tymczasowo pustkę. Na żadne terapię nie chodziłem bo nie potrafiłem otworzyć się przed obcym człowiekiem. Po rozłące było tragicznie, autodestrukcja, próby samobójcze, poryta psychika ale jakoś żyje.
Moja sytuacja na teraz:
Drugi rok studiów. Mieszkam w akademiku gdzie mam może 2-3 gówno wartych dla mnie znajomych, z którymi relację utrzymuje bo mi się to opłaca.
Samotność wciąż mi doskwiera, czasami płaczę żałośnie do poduszki ale lepsze to niż wbić sobie nóż w tkankę miękką . Uzyskałem dostęp do lepszych substancji mam tutaj na myśli LSD, dzięki któremu jest mi o wiele lepiej. Paradoksalnie po 3 miesiącach racjonalnego używania pomogło mi lepiej niż pół roku na SRRI, które odstawiłem z powodu braku rezultatów. Oczywiście chciałbym przestać lecz to aktualnie jedyne fajne rzeczy które mam ze życia. Więc to ograniczyłem do kilku zażyć w miesiącu. Od tamtego razu nigdy więcej nie wziąłem alkoholu do ust Chciałbym mieć jakieś bliższe grono znajomych do wspólnego spędzania czasu no i oczywiście jakąś drugą połówkę. Ale o to ciężko...
Może ktoś z Was borykał się z podobnymi problemami i mógłby podsunąć mi jakąś wskazówkę w jaką stronę powinienem się udać ?? Serio baaaardzo chciałbym być i być szczęśliwy z tego faktu. Wiem, że to jest możliwe ale trudne do zrealizowania. Oczywiście zawsze mogę popełnić samobójstwo, bo serio jeśli mam żyć całe życie w bezsensie to po prostu się nie "opłaca".
Jeśli doczytałeś do tego momentu to bardzo szanuje i dziękuje, że Ci się chciało zastanowić nad egzystencją jakiegoś nieudacznika, który nie umie się ogarnąć.
Pozdrawiam