Moja historia
: 05 paź 2011, 21:56
Czesc..Chciałbym wam opowiedziec swoja historie przegranego zycia. Moje pierwsze wspomnienia jakie mam zawsze byly radosne, czułem sie normalnie, a trwało to do mniej wiecej 15 roku zycia.(teraz 20) Dzieki tym wspomnieniom jeszcze sie jakos trzymam. Wiem jak to jest miec znajomych, jak to jest szczerze sie smiac. Nigdy nie byłem odludkiem w szkole podstawowej i gimnazjum. Za to widziałem osoby, które takie były, absolutnie się z nich nie smiałem, z reszta teraz sie wyrobiły i maja się lepiej ode mnie. Potem nastały dla mnie ciężkie czasy, ktore trwaja do dzisiaj. Nie mam fobii społecznej, potrafie normalnie załatwiać jakies sprawy na mieście, wykonać telefon, zapytac się o coś wykładowcy na studiach. Moim problemem jest to, że nie umiem się zachowywać normalnie w grupie ludzi. Boje sie okazywać emocjie. Jestem uwięziony tak jakby w swoim ciele, którego wręcz nienawidzę bo stoi mi na przeszkodzie, żeby być tą wersja siebie, jaką myślałem (od poczatku do mniej wiecej 15lat), że jestem. No, ale życie brutalnie zweryfikowało moje wyobrażenia i musze grać role "pod swój wygląd". A wygląd mam taki, który mnie dyskwalifikuje kompletnie, cały czas porównuje się do innych ludzi, i nie moge znaleźć kogoś podobnie co ja dziwnego. Czasem myśle, że gdybym nie znał swojego odbicia,zniknęłyby moje problemy. Nie mogę się ubrać tak jakbym chciał bo mi to nie pasuje. Wiele rzeczy mi nie pasuje. Zostałem tak jakby wciśniety w ramy, tak jak nieraz mowi sie ze aktor jest "zaszufladkowany". Ja podobnie. Jak przypomne sobie podobnych do mnie ludzi(czyli takich bezplciowych, bez wyrazu,zamulonych, takich jak z tego obrazka popularnego kiedys na demotach: http://demotywatory.pl/10911/Jest-kompot to są to osoby może i szczęśliwe ale zyja w swoim swiecie,ksiazki czytaja,wiersze pisza,tacy romantycy, no bo to pasuje do ich wyglądu. I jesli ludzie mnie takiego widza, wtłaczaja mnie w takie ramy, a ja sie niepotrafie przedtym bronic..I w koncu sam taki się staje. Gdybym tylko od poczatku taki był, ale to spadło na mnie nagle, mam taką twarz niezachecajacą, taką nieokreśloną nie wiem jak to nazwać, niewyraźną. I przez ten przeklety mechanizm błednego koła, sprzezenia zwrotnego, skutku i przyczyny, moj wyglad wplywa na moje zachowanie. Dlaczego tak jest? Juz przeczytalem tyle ksiazek, fachowych analiz, o proporcjach twarzy i wogole takich niuansow, które wpływają na postrzeganie drugiej osoby, że doszedłem do wniosku, że wygląd jest jednak najwazniejszy. Zastanawiając się nad tym zauważyłem, że ludzie podobni do siebie, mają podobne zachowania. Wkurza mnie ta niemoc, że niektorzy ludzie dostali od natury fajny wygląd i nie muszą się starać, i to, ze jest to taka brutalna oczywista prawda, bezlitosna wręcz.Wogole wierzę, że bez zmiany wyglądu nie mozna zmienic charakteru, i że czlowiek już w chwili urodzenia ma zapisane jaki bedzie(pomijam jakies patologie środowiskowe, ktore i tak sa wyjątkiem potwierdzjacym regułę). To na tyle narazie. Napiszcie co myślicie o mojej powyzszej teorii