Hm... może nie chodziło o to, by konkretnie, świadomie chcieć popaść w tą chorobę. Bardziej chodzi o takie zamknięcie się w sobie, ma się taki natłok myśli, który jest jakby... niebywałym ciężarem, i to wszystko bardzo 'sprzyja'
rozwojowi choroby, takie drążenie dziury w całym, rozdrapywanie jakiś starych ran, tylko dlatego że lubi się tą odrobinę smutku ( i to jest tym czymś "z wyboru" ), ale potem ta odrobina smutku którą się sobie dawkowało od czasu do czasu, zaczyna niekontrolowanie przeradzać się w rozpacz i bezsilność - bo nie można depresji 'od tak' się wyzbyć, bardzo o to trudno. I tu już właśnie traci się nad tym wszystkim władzę.
Ja przede wszystkim staram się, zapamiętać: co jest naszą ( ogólnie, nie tylko melancholików ) cechą stałą, co czymś nabytym. Tym elementem stałym jest jedna z czterech osobowości ( chyba, że ktoś ma trochę z tego, trochę z tego ). Czymś nabytym, jest choroba. I należy zdać sobie sprawę z tego, że depresja nie
jest nami. Należy pozbyć się tego elementu złego, zostawiając tylko nasze prawdziwe ja. I je polubić.
/
Boże. Jak to brzmi. Raczej, tylko ja będę ogarniać moje może zawiłe rozumowanie./
Noiten. To pomaga.
Zwyczajnie, skrótowo: melancholik nie musi mieć depresji, lecz jest na nią bardzo narażony. Taka cena bycia z grupy "wrażliwców". Ta podatność na różne nastroje, czy, jedna z cech przykładowych, duża empatia - tak, raczej jest zaletą. Choć jako melancholik powiem, bycie w tej "grupie" to dar i przekleństwo. Choć nie wiem czy słowo "dar" tak dokładnie do tego pasuje.
Bo chciałoby się ( oczywiście mogę to mówić tylko z mojej perspektywy ) być nie wzruszonym
jak skała, a potem - i tu wracając do tematu - np. jedna piosenka i zawarte w niej emocje, przechodzą na człowieka i trza to odchorować ( jednocześnie melancholijnie czerpać z tego tą małą
radość smutku, ha ).
Hm... czy pozostaje się pogodzić z tą naturą melancholijną? To raczej inni niespecjalnie ją
ogarniają i godzą się z tym, że może ktoś taki stan lubi, taki jest. Ekstrawertyk nie rozumie, jak można mieć ten aspołeczny sposób bycia Introwertyka. Chociażby.
Co do muzyki wracając. Nie każda jednak nuta, musi na melancholika tak bardzo wpływać i dołować, czy co tam z nim bezlitośnie potrafi zrobić.
A więc.
By być dalej w temacie.
Brian Crain - Dream of Flying Zwyczajnie ładne. Nie wiem czemu, dobrze mi się tego słucha gdy upał.
To jest genialne:
Sonata Księżycowa, Ludwiga van Beethovena.
I znowu inaczej, czyli
Keep Me in Your Heart, Warren'a Zevon'a. Nawet jakby wesołe.
O tak, to jest ładna melancholia. :]