Poezja
- lea
- Rozkręcony intro
- Posty: 332
- Rejestracja: 07 sty 2013, 7:26
- Płeć: nieokreślona
- Enneagram: 0w0
- MBTI: CATS
Re: Poezja
Od Bukowskiego Charlesa.
- ciche czyste dziewczęta w kraciastych sukniach z bawełny... -
znam tylko kurwy, byle prostytutki,
wariatki. widuje mężczyzn z cichymi,
delikatnymi kobietami – widuje ich w supermarketach
widzę, jak idą razem ulicą
widzę ich w mieszkaniach: spokojni
ludzie, żyjący ze sobą. wiem, że ich spokój
nie jest bezustanny, ale jest to
spokój, często całe godziny i dni spokoju.
znam tylko narkomanki, alkoholiczki,
kurwy, byle prostytutki, wariatki.
kiedy jedna odchodzi
przychodzi następna
gorsza od poprzedniczki.
widuję tylu mężczyzn z cichymi czystymi dziewczynami w
kraciastych sukniach z bawełny
z dziewczętami, których twarze nie są jak pysk rosomaka
albo drapieżnej bestii.
„nie przyprowadzajcie mi tutaj żadnej dziwki – mówię
nowym przyjaciołom – bo zaraz się w niej zakocham”.
„ty nie możesz znieść porządnej kobiety, Bukowski”.
potrzebuje porządnej kobiety.
bardziej niż maszyny do pisania, bardziej
niż swojego samochodu, bardziej niż
Mozarta; potrzebuje porządnej kobiety tak strasznie, że
czuję ją w powietrzu, wyczuwam ją
opuszkami palców, widzę chodniki zrobione po to
by chodziły po nich jej stopy,
widzę poduszki dla jej głowy,
czuje swój niecierpliwy śmiech,
widzę, jak głaszcze kota,
widzę jak śpi,
widzę jej pantofle na podłodze.
wiem, że istnieje
ale gdzież jest na tej ziemi
na której znajdują mnie tylko kurwy?
- ciche czyste dziewczęta w kraciastych sukniach z bawełny... -
znam tylko kurwy, byle prostytutki,
wariatki. widuje mężczyzn z cichymi,
delikatnymi kobietami – widuje ich w supermarketach
widzę, jak idą razem ulicą
widzę ich w mieszkaniach: spokojni
ludzie, żyjący ze sobą. wiem, że ich spokój
nie jest bezustanny, ale jest to
spokój, często całe godziny i dni spokoju.
znam tylko narkomanki, alkoholiczki,
kurwy, byle prostytutki, wariatki.
kiedy jedna odchodzi
przychodzi następna
gorsza od poprzedniczki.
widuję tylu mężczyzn z cichymi czystymi dziewczynami w
kraciastych sukniach z bawełny
z dziewczętami, których twarze nie są jak pysk rosomaka
albo drapieżnej bestii.
„nie przyprowadzajcie mi tutaj żadnej dziwki – mówię
nowym przyjaciołom – bo zaraz się w niej zakocham”.
„ty nie możesz znieść porządnej kobiety, Bukowski”.
potrzebuje porządnej kobiety.
bardziej niż maszyny do pisania, bardziej
niż swojego samochodu, bardziej niż
Mozarta; potrzebuje porządnej kobiety tak strasznie, że
czuję ją w powietrzu, wyczuwam ją
opuszkami palców, widzę chodniki zrobione po to
by chodziły po nich jej stopy,
widzę poduszki dla jej głowy,
czuje swój niecierpliwy śmiech,
widzę, jak głaszcze kota,
widzę jak śpi,
widzę jej pantofle na podłodze.
wiem, że istnieje
ale gdzież jest na tej ziemi
na której znajdują mnie tylko kurwy?
Wygnaj ludzi z twych myśli, niech nic zewnętrznego nie kala twej samotności, błaznom pozostaw troskę o szukanie podobnych im.
Inny cię umniejsza, bo zmusza cię do odgrywania jakiejś roli; ze swego życia usuń gest, ogranicz się do tego, co istotne.
Inny cię umniejsza, bo zmusza cię do odgrywania jakiejś roli; ze swego życia usuń gest, ogranicz się do tego, co istotne.
Re: Poezja
Ja od niego lubię to:
przeczekane
to po prostu powolny dzień zmierzający ku powolnej nocy.
niezależnie od tego co robisz
wszystko pozostaje takie same.
koty odsypiają, psy nie
szczekają,
to po prostu powolny dzień zmierzający ku powolnej nocy.
nawet nic nie umiera,
po prostu więcej czekania w powolny dzień zmierzający
ku powolnej nocy.
nie słychać nawet wody
ściany stoją sobie
a drzwi się nie otwierają.
to po prostu powolny dzień zmierzający ku powolnej nocy.
przestało padać,
nigdzie nie słychać syren,
bateria w zegarku wyczerpała się,
w zapalniczce zabrakło benzynki,
to po prostu powolny dzień zmierzający ku powolnej nocy.
po prostu więcej czekania w powolny dzień zmierzający
ku powolnej nocy.
jakby jutro nigdy nie miało nadejść
a kiedy nadejdzie
całe to cholerstwo zacznie się od początku.
przeczekane
to po prostu powolny dzień zmierzający ku powolnej nocy.
niezależnie od tego co robisz
wszystko pozostaje takie same.
koty odsypiają, psy nie
szczekają,
to po prostu powolny dzień zmierzający ku powolnej nocy.
nawet nic nie umiera,
po prostu więcej czekania w powolny dzień zmierzający
ku powolnej nocy.
nie słychać nawet wody
ściany stoją sobie
a drzwi się nie otwierają.
to po prostu powolny dzień zmierzający ku powolnej nocy.
przestało padać,
nigdzie nie słychać syren,
bateria w zegarku wyczerpała się,
w zapalniczce zabrakło benzynki,
to po prostu powolny dzień zmierzający ku powolnej nocy.
po prostu więcej czekania w powolny dzień zmierzający
ku powolnej nocy.
jakby jutro nigdy nie miało nadejść
a kiedy nadejdzie
całe to cholerstwo zacznie się od początku.
dream is destiny
Re: Poezja
Coś od Petra Bezruča, w tłumaczeniu nie wiem kogo.
Tak mało mam krwi
tak mało mam krwi
tak mało mam krwi
a jeszcze mi ciecze z ust
Gdy wzniesie źdźbło
nade mną trawa
gdy będę gnić
kto zajmie me miejsce,
kto weźmie mój krzyż?
Tak mało mam krwi...
Zasnuty dymem
Vitkowskich pieców był świat
noc z moich oczu
ogniem buchała, a ja
czy świeciło słońce
czy trwała mroku toń
zza zamkniętych powiek
celowałem w skroń
tych przemysłu panów
tych bogatych Żydów
ja, szkaradny górnik
gdym wyskoczył z szybu
Tak mało mam krwi...
I oryginał
Tak málo mám krve
tak málo mám krve
tak málo mám krve
a ještě mi teče z úst
Až bude růst
nade mnou tráva
až budu hnít
kdo na moje místo
kdo zdvihne můj štít?
Tak málo mám krve...
V dým zahalen
vítkovských pecí jsem stál
noc zřela mi z očí
plam z nozdry mi vál
nech svítilo slunce
nech večer se šeřil
já semknutou brvou
ty vrahy jsem měřil
ty bohaté židy
ty grófy ze šlachty
já škaredý horník
jak vyskočil z šachty
Tak málo mám krve
tak málo mám krve
tak málo mám krve
a ještě mi teče z úst
Tak mało mam krwi
tak mało mam krwi
tak mało mam krwi
a jeszcze mi ciecze z ust
Gdy wzniesie źdźbło
nade mną trawa
gdy będę gnić
kto zajmie me miejsce,
kto weźmie mój krzyż?
Tak mało mam krwi...
Zasnuty dymem
Vitkowskich pieców był świat
noc z moich oczu
ogniem buchała, a ja
czy świeciło słońce
czy trwała mroku toń
zza zamkniętych powiek
celowałem w skroń
tych przemysłu panów
tych bogatych Żydów
ja, szkaradny górnik
gdym wyskoczył z szybu
Tak mało mam krwi...
I oryginał
Tak málo mám krve
tak málo mám krve
tak málo mám krve
a ještě mi teče z úst
Až bude růst
nade mnou tráva
až budu hnít
kdo na moje místo
kdo zdvihne můj štít?
Tak málo mám krve...
V dým zahalen
vítkovských pecí jsem stál
noc zřela mi z očí
plam z nozdry mi vál
nech svítilo slunce
nech večer se šeřil
já semknutou brvou
ty vrahy jsem měřil
ty bohaté židy
ty grófy ze šlachty
já škaredý horník
jak vyskočil z šachty
Tak málo mám krve
tak málo mám krve
tak málo mám krve
a ještě mi teče z úst
- lea
- Rozkręcony intro
- Posty: 332
- Rejestracja: 07 sty 2013, 7:26
- Płeć: nieokreślona
- Enneagram: 0w0
- MBTI: CATS
Re: Poezja
MARCIN ŚWIETLICKI
"Kłopot z miłością"
Kłopot z miłością. Umiem mówić miłość.
Umiem te gesty. Umiem te wybiegi.
Kłopot z miłością. Poprzez umiejętność
przedziera się niepewność. Samotność przeziera.
To ona konstruuje ten dzień i ten tydzień.
Przypalanie patelni, urywanie klamek.
I mam za ostry zarost, nie znam lekarstw, znam lęk.
"Budząc się z ręką" (fragment)
Budząc się i nie wiedząc, czy ktoś przy mnie leży,
nie poszukując nikogo, nie sprawdzając, czekam
aż się ze zgiełku ciemności wynurzy
ręka i dotknie, nawet jeśli bywasz
niemożliwie daleko, poza granicami
rozsądku, upiornie na zewnątrz,
to tak się stanie, bo tak się stawało
zawsze, a to nie pamięć, to jest wiedza,
pewność, konieczność [...].
"Kłopot z miłością"
Kłopot z miłością. Umiem mówić miłość.
Umiem te gesty. Umiem te wybiegi.
Kłopot z miłością. Poprzez umiejętność
przedziera się niepewność. Samotność przeziera.
To ona konstruuje ten dzień i ten tydzień.
Przypalanie patelni, urywanie klamek.
I mam za ostry zarost, nie znam lekarstw, znam lęk.
"Budząc się z ręką" (fragment)
Budząc się i nie wiedząc, czy ktoś przy mnie leży,
nie poszukując nikogo, nie sprawdzając, czekam
aż się ze zgiełku ciemności wynurzy
ręka i dotknie, nawet jeśli bywasz
niemożliwie daleko, poza granicami
rozsądku, upiornie na zewnątrz,
to tak się stanie, bo tak się stawało
zawsze, a to nie pamięć, to jest wiedza,
pewność, konieczność [...].
Wygnaj ludzi z twych myśli, niech nic zewnętrznego nie kala twej samotności, błaznom pozostaw troskę o szukanie podobnych im.
Inny cię umniejsza, bo zmusza cię do odgrywania jakiejś roli; ze swego życia usuń gest, ogranicz się do tego, co istotne.
Inny cię umniejsza, bo zmusza cię do odgrywania jakiejś roli; ze swego życia usuń gest, ogranicz się do tego, co istotne.
Re: Poezja
Mało tu poezji.
Polecam Katarzynę Ewę Zdanowicz. Ma swoją stronę internetową z wierszami.
mielizna
pamiętam dobrze że ciebie zapomniałam
i nic po tobie żadnej mokrej rany
siedzę w pokoju płytkim jak akwarium
gdzie wiatr zabawia się z firankami
a chleb jest z brązu woda spalona
język jak płetwa krew mętna słona
masz to co chciałeś i dobroć się psuje
zęby zaciskam - zdradzam cię czule
Polecam Katarzynę Ewę Zdanowicz. Ma swoją stronę internetową z wierszami.
mielizna
pamiętam dobrze że ciebie zapomniałam
i nic po tobie żadnej mokrej rany
siedzę w pokoju płytkim jak akwarium
gdzie wiatr zabawia się z firankami
a chleb jest z brązu woda spalona
język jak płetwa krew mętna słona
masz to co chciałeś i dobroć się psuje
zęby zaciskam - zdradzam cię czule
Co jest, to jest. Co się zdarzy, to się zdarzy.
- highwind
- Legenda Intro
- Posty: 2179
- Rejestracja: 15 paź 2011, 10:27
- Płeć: mężczyzna
- Enneagram: 1w9
- MBTI: istj
- Lokalizacja: wro
Re: Poezja
Pawlikowska-Jasnorzewska Maria
Ofelia
Ach, długo jeszcze poleżę
w szklanej wodzie, w sieci wodorostów
zanim nareszcie uwierzę,
ze mnie nie kochano, po prostu.
Ofelia
Ach, długo jeszcze poleżę
w szklanej wodzie, w sieci wodorostów
zanim nareszcie uwierzę,
ze mnie nie kochano, po prostu.
- Pentezylea
- Introrodek
- Posty: 19
- Rejestracja: 24 lip 2014, 21:56
- Płeć: kobieta
Re: Poezja
"Wróżby niewinności" Wiliam Blake
Zobaczyć świat w ziarenku piasku,
Niebiosa w jednym kwiecie z lasu.
W ściśniętej dłoni zamknąć bezmiar,
W godzinie – nieskończoność czasu.
Czerwonogardły gil, zamknięty
W klatce, wściekłością niebios sięga.
Pod gołębnikiem, gdzie się tłoczą
Gołębie, piekieł drży potęga.
Pies u wrót pana zagłodzony
To dla monarchii pewna klęska.
Krwi ludzkiej głośno się domaga
Niema bitego konia męka.
Wydziera jedno włókno z mózgu
Każdy szczutego pisk szaraka.
Jeden cherubin milknie w niebie,
Gdy ktoś przestrzelił skrzydło ptaka.
Zza gór się słońce wznosi blade,
Gdy wściekły kogut walki czeka.
Każdy ryk lwa i skowyt wilka
Wywleka jakąś duszę z piekła.
Ludzkiej przed smutkiem strzegą duszy
Jelenie, błądząc w lasach, piękne.
Krzywda baranka niszczy zgodę;
Lecz on przebacza swą udrękę.
Gacek o zmierzchu – on wyfrunął
Z umysłu, co nie wierzy w Boga.
Krzyk sowy o północy głosi,
Jaka jest niedowiarka trwoga.
Nie będą ludzie kochać tego,
Przez kogo cierpi mała wrona.
Ten, kto rozgniewał wołu, nigdy
Nie dotknie niewieściego łona.
Psotnik, co zabił muchę, pozna,
Jak groźny bywa gniew pająka.
Ten, kto się znęca nad chrabąszczem,
W bezmiernej nocy się zabłąka.
Liszka na liściu przypomina
Twej matki bóle i uciski.
Ćmy ni motyla nie zabijaj,
Dzień Sądu bowiem jest już bliski.
Kto szkoli konia w walce, będzie
Przez śniegów pustkę szedł bezpłodną
Przytul psa dziada, kota wdowy,
Gdy chcesz, by dobrze ci się wiodło.
Komar, brzęczący śpiewką lata,
Z obmowy czerpie jad szkaradny,
Z brudnego potu stóp zawiści –
Wężowe się mieszają jady.
Trucizna w żądle pszczoły skryta –
Artysty gniew, zawistny, blady.
Książęce szaty, płachty dziada –
Gdyby na worach złych bogaczy.
Prawda głoszona w złym zamiarze
Najbardziej wszelką prawdę paczy.
Dla radowania się i bólu
Człowiek urodził się na ziemi.
Jeśli to rozumiemy dobrze,
Bezpiecznie przez ten świat idziemy.
Radość i ból dla boskiej duszy
Z nich dwóch splecione jest odzienie.
Jedwabną nicią radość biegnie
Pod każdym jękiem i cierpieniem.
Dziecko to więcej niż pieluchy;
Wszędzie tam, gdzie są ludzkie kraje,
Ręce się rodzą – i narzędzia;
To każdy oracz rozpoznaje.
I każda łza z każdego oka
Dziecięciem staje się w wieczności,
By, ukojona przez świetliste
Panny, powrócić znowu do radości.
Szczekanie, skowyt, wycie – fala,
Która w niebiosów brzeg łomocze.
Dziecko, pod rózgą płacząc, żłobi
Znak zemsty w śmierci i pomroce.
Łachmany dziada, gdy się wzniosą
W przestworze, niebo drą na strzępy.
Złocistą słońca twarz wykrzywia
Zbrojnej przemocy upór tępy.
Grosz dziada więcej wart niż złoto,
Co w afrykańskich skarbcach drzemie.
Miedziak z węzełka wyrobnika
Kupi i sprzeda skąpca ziemie.
A jeśli ma z wysoka pomoc,
Kupi i sprzeda całe plemię.
Ten, kto wyśmiewa wiarę dziecka,
Będzie wyśmiany w dniach starości.
Temu, kto uczy dziecko wątpić,
Zgnilizna grobu strawi kości.
Kto wiarę dziecka czci, pokona
Śmierci i piekieł moc w wieczności.
Owoce czasów dwóch: sędziwych
Sąd starców i zabawki dzieci.
Sędzia, gdy wierzy w swą przebiegłość,
Nie znajdzie trafnej odpowiedzi.
Blask wiedzy gasi, kto wątpieniu
Jakąś odpowiedź dać się stara.
Najgorsza, jaką świat pamięta,
Trucizna – z laurów szła Cezara.
Nic rodu ludzi nie spotwarza
Tak, jak żelaznej połysk broni.
Kiedy klejnoty pług ozdobią,
Złość głowę przed sztukami skłoni.
Piosenką świerszcza jest głos tego,
Kto się przed trafnym sądem cofa.
Z Orłowej mili, z cala mrówki
Chroma się śmieje filozofia.
Temu, kto wątpi w to, co widzi,
Nikt żadnej wiary nie uprosi.
Gdyby zwątpiło słońce, księżyc?
Przecież zagasłyby w ciemności.
Namiętność dobra – gdy nią władasz,
A nie, gdy ona włada Tobą.
Ladacznic wrzask, swawola graczy
W monarchii kończy się żałobą.
Całun dla Anglii ladacznice
Tkają swą wrzawą obłąkańczą.
Zgranego jęk, szulera „wiwat!”
Przed katafalkiem Anglii tańczą.
Każdego ranka, każdej nocy
Dla męki ktoś na świat przychodzi.
Każdego ranka, każdej nocy
Dla szczęśliwości ktoś się rodzi.
Jedni się rodzą dla radości,
Inni dla nocy i ciemności.
W kłamstwo wikłamy się, gdy okiem,
A nie przez oko spoglądamy.
Bo noc zrodziła je, gdy dusza
Spała wieńczona promieniami.
Biedne, żyjące w nocy dusze
Boga w światłości rozpoznają.
Lecz Postać Ludzką On objawia
Tym, co w królestwach dnia mieszkają.
Zobaczyć świat w ziarenku piasku,
Niebiosa w jednym kwiecie z lasu.
W ściśniętej dłoni zamknąć bezmiar,
W godzinie – nieskończoność czasu.
Czerwonogardły gil, zamknięty
W klatce, wściekłością niebios sięga.
Pod gołębnikiem, gdzie się tłoczą
Gołębie, piekieł drży potęga.
Pies u wrót pana zagłodzony
To dla monarchii pewna klęska.
Krwi ludzkiej głośno się domaga
Niema bitego konia męka.
Wydziera jedno włókno z mózgu
Każdy szczutego pisk szaraka.
Jeden cherubin milknie w niebie,
Gdy ktoś przestrzelił skrzydło ptaka.
Zza gór się słońce wznosi blade,
Gdy wściekły kogut walki czeka.
Każdy ryk lwa i skowyt wilka
Wywleka jakąś duszę z piekła.
Ludzkiej przed smutkiem strzegą duszy
Jelenie, błądząc w lasach, piękne.
Krzywda baranka niszczy zgodę;
Lecz on przebacza swą udrękę.
Gacek o zmierzchu – on wyfrunął
Z umysłu, co nie wierzy w Boga.
Krzyk sowy o północy głosi,
Jaka jest niedowiarka trwoga.
Nie będą ludzie kochać tego,
Przez kogo cierpi mała wrona.
Ten, kto rozgniewał wołu, nigdy
Nie dotknie niewieściego łona.
Psotnik, co zabił muchę, pozna,
Jak groźny bywa gniew pająka.
Ten, kto się znęca nad chrabąszczem,
W bezmiernej nocy się zabłąka.
Liszka na liściu przypomina
Twej matki bóle i uciski.
Ćmy ni motyla nie zabijaj,
Dzień Sądu bowiem jest już bliski.
Kto szkoli konia w walce, będzie
Przez śniegów pustkę szedł bezpłodną
Przytul psa dziada, kota wdowy,
Gdy chcesz, by dobrze ci się wiodło.
Komar, brzęczący śpiewką lata,
Z obmowy czerpie jad szkaradny,
Z brudnego potu stóp zawiści –
Wężowe się mieszają jady.
Trucizna w żądle pszczoły skryta –
Artysty gniew, zawistny, blady.
Książęce szaty, płachty dziada –
Gdyby na worach złych bogaczy.
Prawda głoszona w złym zamiarze
Najbardziej wszelką prawdę paczy.
Dla radowania się i bólu
Człowiek urodził się na ziemi.
Jeśli to rozumiemy dobrze,
Bezpiecznie przez ten świat idziemy.
Radość i ból dla boskiej duszy
Z nich dwóch splecione jest odzienie.
Jedwabną nicią radość biegnie
Pod każdym jękiem i cierpieniem.
Dziecko to więcej niż pieluchy;
Wszędzie tam, gdzie są ludzkie kraje,
Ręce się rodzą – i narzędzia;
To każdy oracz rozpoznaje.
I każda łza z każdego oka
Dziecięciem staje się w wieczności,
By, ukojona przez świetliste
Panny, powrócić znowu do radości.
Szczekanie, skowyt, wycie – fala,
Która w niebiosów brzeg łomocze.
Dziecko, pod rózgą płacząc, żłobi
Znak zemsty w śmierci i pomroce.
Łachmany dziada, gdy się wzniosą
W przestworze, niebo drą na strzępy.
Złocistą słońca twarz wykrzywia
Zbrojnej przemocy upór tępy.
Grosz dziada więcej wart niż złoto,
Co w afrykańskich skarbcach drzemie.
Miedziak z węzełka wyrobnika
Kupi i sprzeda skąpca ziemie.
A jeśli ma z wysoka pomoc,
Kupi i sprzeda całe plemię.
Ten, kto wyśmiewa wiarę dziecka,
Będzie wyśmiany w dniach starości.
Temu, kto uczy dziecko wątpić,
Zgnilizna grobu strawi kości.
Kto wiarę dziecka czci, pokona
Śmierci i piekieł moc w wieczności.
Owoce czasów dwóch: sędziwych
Sąd starców i zabawki dzieci.
Sędzia, gdy wierzy w swą przebiegłość,
Nie znajdzie trafnej odpowiedzi.
Blask wiedzy gasi, kto wątpieniu
Jakąś odpowiedź dać się stara.
Najgorsza, jaką świat pamięta,
Trucizna – z laurów szła Cezara.
Nic rodu ludzi nie spotwarza
Tak, jak żelaznej połysk broni.
Kiedy klejnoty pług ozdobią,
Złość głowę przed sztukami skłoni.
Piosenką świerszcza jest głos tego,
Kto się przed trafnym sądem cofa.
Z Orłowej mili, z cala mrówki
Chroma się śmieje filozofia.
Temu, kto wątpi w to, co widzi,
Nikt żadnej wiary nie uprosi.
Gdyby zwątpiło słońce, księżyc?
Przecież zagasłyby w ciemności.
Namiętność dobra – gdy nią władasz,
A nie, gdy ona włada Tobą.
Ladacznic wrzask, swawola graczy
W monarchii kończy się żałobą.
Całun dla Anglii ladacznice
Tkają swą wrzawą obłąkańczą.
Zgranego jęk, szulera „wiwat!”
Przed katafalkiem Anglii tańczą.
Każdego ranka, każdej nocy
Dla męki ktoś na świat przychodzi.
Każdego ranka, każdej nocy
Dla szczęśliwości ktoś się rodzi.
Jedni się rodzą dla radości,
Inni dla nocy i ciemności.
W kłamstwo wikłamy się, gdy okiem,
A nie przez oko spoglądamy.
Bo noc zrodziła je, gdy dusza
Spała wieńczona promieniami.
Biedne, żyjące w nocy dusze
Boga w światłości rozpoznają.
Lecz Postać Ludzką On objawia
Tym, co w królestwach dnia mieszkają.
- Sorrow
- Krypto-Extra
- Posty: 829
- Rejestracja: 21 gru 2007, 1:48
- Płeć: mężczyzna
- Enneagram: 1w9
- MBTI: ENFP
Re: Poezja
Mój ulubiony wiersz ze szkoły średniej:
Tadeusz Miciński
LUCIFER.
Jam ciemny jest wśród wichrów płomień boży,
lecący z jękiem w dal — jak głuchy dzwon północy —
ja w mrokach gór zapalam czerwień zorzy
iskrą mych bólów, gwiazdą mej bezmocy.
Ja komet król — a duch się we mnie wichrzy
jak pył pustyni w zwiewną piramidę —
ja piorun burz — a od grobowca cichszy
mogił swych kryję trupiość i ohydę.
Ja — otchłań tęcz — a płakałbym nad sobą
jak zimny wiatr na zwiędłych stawu trzcinach,
jam blask wulkanów — a w błotnych nizinach
idę, jak pogrzeb, z nudą i żałobą.
Na harfach morze gra — kłębi się rajów pożoga —
i słońce — mój wróg słońce! wschodzi wielbiąc Boga.
Tadeusz Miciński
LUCIFER.
Jam ciemny jest wśród wichrów płomień boży,
lecący z jękiem w dal — jak głuchy dzwon północy —
ja w mrokach gór zapalam czerwień zorzy
iskrą mych bólów, gwiazdą mej bezmocy.
Ja komet król — a duch się we mnie wichrzy
jak pył pustyni w zwiewną piramidę —
ja piorun burz — a od grobowca cichszy
mogił swych kryję trupiość i ohydę.
Ja — otchłań tęcz — a płakałbym nad sobą
jak zimny wiatr na zwiędłych stawu trzcinach,
jam blask wulkanów — a w błotnych nizinach
idę, jak pogrzeb, z nudą i żałobą.
Na harfach morze gra — kłębi się rajów pożoga —
i słońce — mój wróg słońce! wschodzi wielbiąc Boga.
Re: Poezja
To pozbieraj je i wydaj tomik! Ja właśnie nad tym pracujęPrzemqs pisze:ja się interesuje poezją tylko wtedy gdy jestem zakochany lubie wtedy wymyślać różne wierszyki <3 a tak generalnie nie czytam
Re: Poezja
Bądźcie pozdrowieni nadwrażliwi
za waszą czułość w nieczułości świata
za niepewność wśród jego pewności
Bądźcie pozdrowieni
za to, że odczuwacie innych tak, jak siebie samych
Bądźcie pozdrowieni
za to, że odczuwacie niepokój świata
jego bezdenną ograniczoność i pewność siebie
Bądźcie pozdrowieni
za potrzebę oczyszczenia rąk z niewidzialnego brudu świata
za wasz lęk przed bezsensem istnienia Za delikatność nie mówienia innym tego, co w nich widzicie
Bądźcie pozdrowieni
za waszą niezaradność praktyczną w zwykłym
i praktyczność w nieznanym
za wasz realizm transcendentalny i brak realizmu życiowego
Bądźcie pozdrowieni
za waszą wyłączność i trwogę przed utratą bliskich
za wasze zachłanne przyjaźnie i lęk, że miłość mogłaby umrzeć jeszcze przed wami
Bądźcie pozdrowieni
za waszą twórczość i ekstazę
za nieprzystosowanie do tego co jest, a przystosowanie do tego, co być powinno
Bądźcie pozdrowieni
za wasze wielkie uzdolnienia nigdy nie wykorzystane
za to, że niepoznanie się na waszej wielkości
nie pozwoli docenić tych, co przyjdą po was
Bądźcie pozdrowieni
za to, że jesteście leczeni
zamiast leczyć innych
Bądźcie pozdrowieni
za to, że wasza niebiańska siła jest spychana i deptana
przez siłę brutalną i zwierzęcą
za to, co w was przeczutego, niewypowiedzianego, nieograniczonego
za samotność i niezwykłość waszych dróg
bądźcie pozdrowieni nadwrażliwi
- profesor Kazimierz Dąbrowski, Posłanie do nadwrażliwych
za waszą czułość w nieczułości świata
za niepewność wśród jego pewności
Bądźcie pozdrowieni
za to, że odczuwacie innych tak, jak siebie samych
Bądźcie pozdrowieni
za to, że odczuwacie niepokój świata
jego bezdenną ograniczoność i pewność siebie
Bądźcie pozdrowieni
za potrzebę oczyszczenia rąk z niewidzialnego brudu świata
za wasz lęk przed bezsensem istnienia Za delikatność nie mówienia innym tego, co w nich widzicie
Bądźcie pozdrowieni
za waszą niezaradność praktyczną w zwykłym
i praktyczność w nieznanym
za wasz realizm transcendentalny i brak realizmu życiowego
Bądźcie pozdrowieni
za waszą wyłączność i trwogę przed utratą bliskich
za wasze zachłanne przyjaźnie i lęk, że miłość mogłaby umrzeć jeszcze przed wami
Bądźcie pozdrowieni
za waszą twórczość i ekstazę
za nieprzystosowanie do tego co jest, a przystosowanie do tego, co być powinno
Bądźcie pozdrowieni
za wasze wielkie uzdolnienia nigdy nie wykorzystane
za to, że niepoznanie się na waszej wielkości
nie pozwoli docenić tych, co przyjdą po was
Bądźcie pozdrowieni
za to, że jesteście leczeni
zamiast leczyć innych
Bądźcie pozdrowieni
za to, że wasza niebiańska siła jest spychana i deptana
przez siłę brutalną i zwierzęcą
za to, co w was przeczutego, niewypowiedzianego, nieograniczonego
za samotność i niezwykłość waszych dróg
bądźcie pozdrowieni nadwrażliwi
- profesor Kazimierz Dąbrowski, Posłanie do nadwrażliwych
Co jest, to jest. Co się zdarzy, to się zdarzy.
- Irracjonalny
- Pobudzony intro
- Posty: 159
- Rejestracja: 14 wrz 2014, 21:12
- Płeć: mężczyzna
Re: Poezja
Charles Baudelaire - tego Pana lubię.
"Wesoły zmarły"
W tłustej, pełnej ślimaków głębi czarnoziemu
Sam dla siebie wykopię rów obszerny w miarę,
Jak rekin drzemie w morzu, zasnę w zapomnieniu,
Wyciągnąwszy swobodnie swoje kości stare.
Kpię sobie z testamentów, gardzę grobowcami;
Miast pokornie świat błagać o jedną łzę małą,
Żywy - wolałbym raczej zmówić się z krukami,
By zleciały się szarpać me plugawe ciało.
Czerwie! Bez ócz i uszu czarne przyjacioły,
Zbliża się do was zmarły wolny i wesoły!
Wam zaś, synowie śmietnisk, myśliciele marni,
Niechaj zniknięcie moje sumień nie poruszy.
Powiedzcie mi, czy jeszcze są jakie męczarnie
Dla martwego wśród martwych zewłoku bez duszy!
"Wesoły zmarły"
W tłustej, pełnej ślimaków głębi czarnoziemu
Sam dla siebie wykopię rów obszerny w miarę,
Jak rekin drzemie w morzu, zasnę w zapomnieniu,
Wyciągnąwszy swobodnie swoje kości stare.
Kpię sobie z testamentów, gardzę grobowcami;
Miast pokornie świat błagać o jedną łzę małą,
Żywy - wolałbym raczej zmówić się z krukami,
By zleciały się szarpać me plugawe ciało.
Czerwie! Bez ócz i uszu czarne przyjacioły,
Zbliża się do was zmarły wolny i wesoły!
Wam zaś, synowie śmietnisk, myśliciele marni,
Niechaj zniknięcie moje sumień nie poruszy.
Powiedzcie mi, czy jeszcze są jakie męczarnie
Dla martwego wśród martwych zewłoku bez duszy!
- Pentezylea
- Introrodek
- Posty: 19
- Rejestracja: 24 lip 2014, 21:56
- Płeć: kobieta
Re: Poezja
Zbigniew Herbert, Potęga smaku
To wcale nie wymagało wielkiego charakteru
nasza odmowa niezgoda i upór
mieliśmy odrobinę koniecznej odwagi
lecz w gruncie rzeczy była to sprawa smaku
Tak smaku
w którym są włókna duszy i chrząstki sumienia
Kto wie gdyby nas lepiej i piękniej kuszono
słano kobiety różowe płaskie jak opłatek
lub fantastyczne twory z obrazów Hieronima Boscha
lecz piekło w tym czasie było jakie
mokry dół zaułek morderców barak
nazwany pałacem sprawiedliwości
samogonny Mefisto w leninowskiej kurtce
posyłał w teren wnuczęta Aurory
chłopców o twarzach ziemniaczanych
bardzo brzydkie dziewczyny o czerwonych rękach
Zaiste ich retoryka była aż nazbyt parciana
(Marek Tulliusz obracał się w grobie)
łańcuchy tautologii parę pojęć jak cepy
dialektyka oprawców żadnej dystynkcji w rozumowaniu
składnia pozbawiona urody koniunktiwu
Tak więc estetyka może być pomocna w życiu
nie należy zaniedbywać nauki o pięknie
Zanim zgłosimy akces trzeba pilnie badać
kształt architektury rytm bębnów i piszczałek
kolory oficjalne nikczemny rytuał pogrzebów
Nasze oczy i uszy odmówiły posłuchu
książęta naszych zmysłów wybrały dumne wygnanie
To wcale nie wymagało wielkiego charakteru
mieliśmy odrobinę niezbędnej odwagi
lecz w gruncie rzeczy była to sprawa smaku
Tak smaku
który każe wyjść skrzywić się wycedzić szyderstwo choćby za to miał spaść bezcenny kapitel ciała
głowa
To wcale nie wymagało wielkiego charakteru
nasza odmowa niezgoda i upór
mieliśmy odrobinę koniecznej odwagi
lecz w gruncie rzeczy była to sprawa smaku
Tak smaku
w którym są włókna duszy i chrząstki sumienia
Kto wie gdyby nas lepiej i piękniej kuszono
słano kobiety różowe płaskie jak opłatek
lub fantastyczne twory z obrazów Hieronima Boscha
lecz piekło w tym czasie było jakie
mokry dół zaułek morderców barak
nazwany pałacem sprawiedliwości
samogonny Mefisto w leninowskiej kurtce
posyłał w teren wnuczęta Aurory
chłopców o twarzach ziemniaczanych
bardzo brzydkie dziewczyny o czerwonych rękach
Zaiste ich retoryka była aż nazbyt parciana
(Marek Tulliusz obracał się w grobie)
łańcuchy tautologii parę pojęć jak cepy
dialektyka oprawców żadnej dystynkcji w rozumowaniu
składnia pozbawiona urody koniunktiwu
Tak więc estetyka może być pomocna w życiu
nie należy zaniedbywać nauki o pięknie
Zanim zgłosimy akces trzeba pilnie badać
kształt architektury rytm bębnów i piszczałek
kolory oficjalne nikczemny rytuał pogrzebów
Nasze oczy i uszy odmówiły posłuchu
książęta naszych zmysłów wybrały dumne wygnanie
To wcale nie wymagało wielkiego charakteru
mieliśmy odrobinę niezbędnej odwagi
lecz w gruncie rzeczy była to sprawa smaku
Tak smaku
który każe wyjść skrzywić się wycedzić szyderstwo choćby za to miał spaść bezcenny kapitel ciała
głowa
- vragutinovic
- Pobudzony intro
- Posty: 169
- Rejestracja: 18 lis 2012, 0:38
- Płeć: mężczyzna
- MBTI: INTP
Re: Poezja
"Czymś szorstkim i łagodnym (...)"
Czymś szorstkim i łagodnym, czymś chamskim i grzecznym,
Czymś swojskim i czymś dziwnym, czystym i wszetecznym,
Miejscem, gdzie błazen z mędrcem schadzki sobie czynią:
Tego wszystkiego jestem i pragnę być skrzynią,
Zarazem gołębicą i wężem, i świnią!
Czymś szorstkim i łagodnym, czymś chamskim i grzecznym,
Czymś swojskim i czymś dziwnym, czystym i wszetecznym,
Miejscem, gdzie błazen z mędrcem schadzki sobie czynią:
Tego wszystkiego jestem i pragnę być skrzynią,
Zarazem gołębicą i wężem, i świnią!
Re: Poezja
Zawsze, gdy na mnie spojrzysz,
Wiedz:
Że jestem smutny nie dlatego
(Dla czegokolwiek
O czym pomyśleć możesz),
Ale dla czegoś innego,
Dalekiego,
Czym ty się nigdy nie trwożysz.
Umrę ci kiedyś.
Oczy mi zamkniesz.
I wtedy — swoje
Smutne, zdziwione,
Bardzo otworzysz.
- Julian Tuwim, Inne.
Wiedz:
Że jestem smutny nie dlatego
(Dla czegokolwiek
O czym pomyśleć możesz),
Ale dla czegoś innego,
Dalekiego,
Czym ty się nigdy nie trwożysz.
Umrę ci kiedyś.
Oczy mi zamkniesz.
I wtedy — swoje
Smutne, zdziwione,
Bardzo otworzysz.
- Julian Tuwim, Inne.
Co jest, to jest. Co się zdarzy, to się zdarzy.