Strona 4 z 10

Re: Poezja

: 08 gru 2014, 20:58
autor: MichalLodz
My

Noc załamała gwiaździste ręce
rozpryskiwane w pył srebrnych granic,
coraz ich gęściej było i więcej,
księżyc promieniem niebo poranił.
Noc pokopana butami świtu
zmarła splątana w sznury alei,
po parku pereł rosa się sieje,
a my wracaliśmy z błękitów,
huragan ciszy huczał po parku;
pieśni śpiewały miasta dalekie
i odchodzących werbli grzmiał warkot,
i łzy się toczą tęczą do piekieł...
Noc nahajami światła bitą
rozkrwawił blask promieni stu,
kiedy wracaliśmy z błękitu,
rycerze nie spełnionych snów...

Krzysztof Kamil Baczyński

Re: Poezja

: 08 gru 2014, 21:42
autor: thali
@ MichalLodz

Piekny wiersz - zwlaszcza ostatni wers poruszyl struny w moim sercu...

Re: Poezja

: 30 gru 2014, 22:33
autor: Papaja
Niebo jest głębią, niebo jest mrokiem,
Światło gwiazd tylko zimnym obłokiem.
Gdy patrzę w górę, lękam się nieraz,
Że wszystko, co jest, to - tu i teraz,
Ów świat samotny, ziemia zmęczona,
I gwiazdy martwe, i dal niezmierzona...
Nie widzę powodu, by z losem się zmagać,
By śmiać się radośnie czy gorzko płakać,
By spać czy też czuwać wciąż na nowo,
Obietnice spełniać i dawać słowo.
Więc nocą kieruję oczy złaknione
Na niebo - czyste, lecz nieprzeniknione."

Księga Smutków Policzonych

Re: Poezja

: 30 gru 2014, 22:45
autor: Fangtasia
A któż to jest ten mały dzidziuś w kaftaniku?
Toż to mały Adolfek, syn państwa Hitlerów!
Może wyrośnie na doktora praw?
Albo będzie tenorem w operze wiedeńskiej?
Czyja to rączka, czyja, uszko, oczko, nosek?
Czyj brzuszek pełen mleka, nie wiadomo jeszcze:
drukarza, konsyliarza, kupca, księdza?
Dokąd te śmieszne nóżki zawędrują, dokąd?
Do ogródka, do szkoły, do biura, na ślub
może z córką burmistrza?

Bobo, aniołek, kruszyna, promyczek,
kiedy rok temu przychodził na świat,
nie brakło znaków na niebie i ziemi:
wiosenne słońce, w oknach pelargonie,
muzyka katarynki na podwórku,
pomyślna wróżba w bibułce różowej,
tuż przed porodem proroczy sen matki:
gołąbka we śnie widzieć - radosna nowina,
tegoż schwytać - przybędzie gość długo czekany.
Puk puk, kto tam, to stuka serduszko Adolfka.

Smoczek, pieluszka, śliniaczek, grzechotka,
chłopczyna, chwalić Boga i odpukać, zdrów,
podobny do rodziców, do kotka w koszyku,
do dzieci z wszystkich innych rodzinnych albumów.
No, nie będziemy chyba teraz płakać,
pan fotograf pod czarną płachtą zrobi pstryk.

Atelier Klinger, Grabenstrasse Braunau,
a Braunau to niewielkie, ale godne miasto,
solidne firmy, poczciwi sąsiedzi,
woń ciasta drożdżowego i szarego mydła.
Nie słychać wycia psów i kroków przeznaczenia.
Nauczyciel historii rozluźnia kołnierzyk
i ziewa nad zeszytami.

Wisława Szymborska

Re: Poezja

: 06 sty 2015, 17:38
autor: pustka
Jakie to dziwne
tak bolało
nie chciało się żyć
a teraz takie nieważne
niemądre
jak nic

-ks.Jan Twardowski,,Nic

-------------------------------------------

Ptak podniósł rozpaczliwy krzyk w ciemności.
Słyszałam, jak wołał swoją partnerkę zeszłej nocy.
Czekałam razem z nim na znajomą odpowiedź
i serce bolało mnie tak jak jego,
bo zapadła cisza głośniejsza od krzyku.
Tej nocy ptak nadal woła,
ale w odpowiedzi słyszy jeszcze dłuższą ciszę.
Nigdy nie widziałam tego ptaka.
Słyszałam tylko, jak woła.
I czeka...

Nancy

Re: Poezja

: 07 sty 2015, 18:02
autor: sulius
The Road Not Taken

Two roads diverged in a yellow wood,
And sorry I could not travel both
And be one traveler, long I stood
And looked down one as far as I could
To where it bent in the undergrowth;

Then took the other, as just as fair,
And having perhaps the better claim,
Because it was grassy and wanted wear;
Though as for that the passing there
Had worn them really about the same,

And both that morning equally lay
In leaves no step had trodden black.
Oh, I kept the first for another day!
Yet knowing how way leads on to way,
I doubted if I should ever come back.

I shall be telling this with a sigh
Somewhere ages and ages hence:
Two roads diverged in a wood, and I--
I took the one less traveled by,
And that has made all the difference.

Robert Frost

Re: Poezja

: 07 sty 2015, 22:59
autor: Pentezylea
Nic dziwnego
że nie jest oblubienicą
prawdziwych mężczyzn

generałów
atletów władzy
despotów

przez wieki idzie za nimi
ta płaczliwa stara panna
w okropnym kapeluszu Armii Zbawienia
napomina

wyciaga z lamusa
portret Sokratesa
krzyżyk ulepiony z chleba
stare słowa

- a wokół huczy wspaniałe życie
rumiane jak rzeźnia o poranku

prawie ją można pochować
w srebrnej szkatułce
niewinnych pamiątek

jest coraz mniejsza
jak włos w gardle
jak brzęczenia w uchu

2

mój boże
żeby ona była trochę młodsza
trochę ładniejsza

szła z duchem czasu
kołysała się w biodrach
w takt modnej muzyki

może wówczas pokochali by ją
prawdziwi męczyźni
generałowie atleci władzy despoci

żeby zadbała o siebie
wyglądała po ludzku
jak Liz Taylor
albo Bogini Zwycięstwa

ale od niej wionie
zapach naftaliny
sznuruje usta
powtarza wielkie Nie

nieznośna w swoim uporze
śmieszna jak strach na wróble
jak sen anarchisty
jak żywoty świętych

Zbigniew Herbert - Pan Cogito o cnocie

***

Damastes z przydomkiem Prokrustes mówi
Moje ruchome imperium między Atenami i Megarą
władałem puszczą wąwozem przepaścią sam
bez rady starców głupich insygniów z prostą maczugą w dłoni
odziany tylko w cieć wilka i grozę budzący dźwięk słowa Damastes

brak mi było poddanych to znaczy miałem ich na krótko
nie dożywali świtu jest jednak oszczerstwem nazwanie mnie zabójcą
jak głoszą fałszerze historii

w istocie byłem uczonym reformatorem społecznym
moją prawdziwą pasją była antropometria
wymyśliłem łoże na miarę doskonałego człowieka

przyrównywałem złapanych podróżnych do owego łoża
trudno było uniknąć – przyznaję – rozciągania członków obcinania kończyn
pacjenci umierali ale im więcej ginęło
tym bardziej byłem pewny że badania moje są słuszne

cel był wzniosły postęp wymaga ofiar
pragnąłem znieść różnicę między tym co wysokie a niskie
ludzkości obrzydliwe różnorodnej pragnąłem dać jeden kształt
nie ustawałem w wysiłkach aby zrównać ludzi

pozbawił mnie życia Tezeusz morderca
niewinnego Minotaura
ten który zgłębiał labirynt z babskim kłębkiem włóczki
pełen forteli oszust bez zasad i wizji przyszłości

mam niepłonną nadzieję że inni podejmą mój trud
i dzieło tak śmiało zaczęte doprowadzą do końca

Zbigniew Herbert - Damastes z przydomkiem Prokrustes

Re: Poezja

: 04 lut 2015, 13:03
autor: Pentezylea
Był to ptak, a właściwie żałosny szczątek ptaka zjadanego przez pasożyty. Obdarty z pierza, o sinej skórze, którą wstrząsał dreszcz bólu i obrzydzenia, próbował się jeszcze bronić wyskubując dziobem białe robaki pokrywające go ruchomą gęstwą. Zawinąłem go w chustkę i zaniosłem do znajomego przyrodnika. Chwilę obserwował, a potem powiedział:
-Wszystko w porządku. Robaki, które go toczą, noszą w sobie niewidoczne dla oka pasożyty i najprawdopodobniej w komórkach tych ostatnich rozgrywa się proces wzmożonej przemiany materii. Jest to zatem klasyczny przykład zamkniętego układu o nieskończonej drabinie współzależności antagonistycznych, warunkujących równowagę całości. Wbrew pozorom to, co widzimy, jest rumianym owocem albo, jeśli wolisz, pąsową różą życia.

Trzeba dbać o to, by gęsta tkanina oddechu i duszenia nie pękła w żadnym miejscu, gdyż wtedy ujrzelibyśmy coś znacznie gorszego od śmierci i bardziej przerażającego od życia.

Zbigniew Herbert - Równowaga

Re: Poezja

: 04 lut 2015, 21:50
autor: Racter
Raz pewien młody ichtiozaur
Był na wystawie "Des Beaux Arts";
Gdy spojrzał na dzieła,
Ochota go wzięła,
By pożreć wszystkie. I pożarł.

Julian Tuwim, 'Raz pewien młody ichtiozaur'

Re: Poezja

: 11 lut 2015, 19:06
autor: pustka
nie kocham cię wcale
tylko moja dusza jakaś taka smutna
kiedy przechodzisz obok
obojętnie

- K.K. Baczyński

Re: Poezja

: 11 lut 2015, 19:16
autor: Racter
Umrzeć - tego nie robi się kotu.
Bo co ma począć kot
w pustym mieszkaniu.
Wdrapywać się na ściany.
Ocierać się między meblami.
Nic niby tu nie zmienione,
a jednak pozamieniane.
Niby nie przesunięte,
a jednak porozsuwane.
I wieczorami lampa już nie świeci.

Słychać kroki na schodach,
ale to nie te.
Ręka, co kładzie rybę na talerzyk,
także nie ta, co kładła.

Coś się tu nie zaczyna
w swojej zwykłej porze.
Coś się tu nie odbywa
jak powinno.
Ktoś tutaj był i był,
a potem nagle zniknął
i uporczywie go nie ma.

Do wszystkich szaf się zajrzało.
Przez półki przebiegło.
Wcisnęło się pod dywan i sprawdziło.
Nawet złamało zakaz
i rozrzuciło papiery.
Co więcej jest do zrobienia.
Spać i czekać.

Niech no on tylko wróci,
niech no się pokaże.
Już on się dowie,
że tak z kotem nie można.
Będzie się szło w jego stronę
jakby się wcale nie chciało,
pomalutku,
na bardzo obrażonych łapach.
I żadnych skoków pisków na początek.

Wisława Szymborska, 'Kot w pustym mieszkaniu'

Re: Poezja

: 14 lut 2015, 0:07
autor: Irracjonalny
Całą bezkształtną masę kruszców drogocennych,
Które zaległy piersi mej głąb nieodgadłą,
Jak wulkan z swych otchłani wyrzucam bezdennych
I ciskam ją na twarde, stalowe kowadło.

Grzmotem młota w nią walę w radosnej otusze,
Bo wykonać mi trzeba dzieło wielkie, pilne,
Bo z tych kruszców dla siebie serce wykuć muszę,
Serce hartowne, mężne, serce dumne, silne.

Lecz gdy ulegniesz, serce, pod młota żelazem,
Gdy pękniesz, przeciw ciosom stali nieodporne:
W pył cię rozbiją pięści mej gromy potworne!

Bo lepiej giń, zmiażdżone cyklopowym razem,
Niżbyś żyć miało własną słabością przeklęte,
Rysą chorej niemocy skażone, pęknięte.

L. Staff - "Kowal"

Re: Poezja

: 14 lut 2015, 19:49
autor: Racter
"Artysta"

Wieczoru pewnego w jego duszy zrodziło się pragnienie stworzenia posągu „Radości, która trwa chwilę”. I w świat wyruszył na poszukiwanie brązu, bo myśli swoje wyrażać umiał tylko w brązie.

Ale cały brąz z całego świata zniknął był, i nigdzie na świecie całym znaleźć go nie było można prócz jednego brązowego posągu „Smutku, który trwa życie całe”.

Otóż on sam, własnymi rękami, stworzył był ten posąg i ustawił go na grobie jedynej istoty, którą kochał w życiu. Na grobie istoty tak bardzo kochanej ustawił to dzieło swoje na znak miłości, która nie przechodzi, i smutku, który trwa wiecznie. I na całym świecie nie było innego brązu, jeno brąz tego posągu.

I wziął posąg przez siebie stworzony, i wrzucił go w ogień, aby go stopić. I z posągu „Smutku, który trwa życie całe”, stworzył posąg „Radości, która trwa chwilę”.

Oscar Wilde

Re: Poezja

: 26 lut 2015, 1:58
autor: koszka matreszka
Wacław Bojarski - Ranny różą

Ruiny miasta?

Ależ nie. To wystrzyżone fantastycznie i prymitywnie z czerwono-szarej tektury proscenium wędrownej szopki. Pośrodku pięciu "chłopców malowanych", malowanych zielenią i rozpaczą.

Pod pachą każdy ma kijek maleńki, wystrugany gładko, którym można by poruszać te figurki wypchane pół na pół trocinami i muzyką.

Ach, potrząsajcie, potrząsajcie białymi mandolinami i całujcie melodie proste w sam środek liścia na pół złożonego przy ustach.

Jeszcze chwila, a u warg muzyka gałązkami rozmarynu zakwitnie. Jak to ładnie i jak śpiewnie tak się pytać ciągle nie wiedzieć:

- Wojenko, wojenko, cóżeś Ty za Pani?

Teraz koła przejeżdżających samochodów melodię smugami pędu po powietrzu rozciągną.

Z białego nieba pada deszcz stukroplisty. Jest on zbyt zwyczajny, abyśmy go tu mogli zrozumieć.

Deszcz bomb strukroplisty z nieba czarnego.

Ach, nim doleci do ziemi - to niebo czarne sprzed oczu powiekami odgarnij.

Deszcz straszny i rzęsisty uderzy w struny mandolin kroplami - "pękami białych róż"

----- Jak boli

Re: Poezja

: 28 lut 2015, 19:27
autor: Racter
Zazdrość moja bezsilnie po łożu się miota:
Kto całował twe piersi, jak ja, po kryjomu?
Czy jest wśród twoich pieszczot choć jedna pieszczota,
Której prócz mnie nie dałaś nigdy i nikomu?

Gniewu mego łza twoja wówczas nie ostudzi!
Poniżam dumę ciała i uczuć przepychy,
A ty mi odpowiadasz, żem marny i lichy,
Podobny do tysiąca obrzydłych ci ludzi.

I wymykasz się naga. W przyległym pokoju
We własnym się po chwili zaprzepaszczasz łkaniu,
I wiem, że na skleconym bezładnie posłaniu
Leżysz jak topielica na twardym dnie zdroju.

Biegnę tam. Łkania milkną. Cisza niby w grobie.
Zwinięta na kształt węża z bólu i rozpaczy,
Nie dajesz znaku życia - jeno konasz raczej,
Aż znienacka za dłoń mię pociągasz ku sobie.

Jakże łzami przemokłą, znużoną po walce,
Dźwigam z nurtów pościeli w ramiona obłędne!
A nóg twych rozemknione pieszczotami palce
Jakże drogie mym ustom i jakże niezbędne!

Bolesław Leśmian, 'Zazdrość moja...'