@bryniaa
Pytasz, jaki jestem. Mam silny charakter z bardzo wyraźną potrzebą niezależności. W moim przypadku oznacza to, że muszę mieć dużo własnej przestrzeni, którą najchętniej spędzam w samotności, skupiając się na realizowaniu swoich pasji i rozmyślaniu, analizowaniu, rzucaniu w przestrzeń pytań, na które pewnie nigdy nie znajdę odpowiedzi. Właśnie przez to rozpadł się jeden z moich najpoważniejszych związków. Związałem się z kobietą, która od samego początku dosłownie żyła naszym związkiem i, chociaż bardzo się starała, nie potrafiła zrozumieć ani zaakceptować tego, że co jakiś czas uciekałem - od nas, od niej. Nie było to nic personalnego, bo naprawdę zależało mi na tym związku, a spędzany wspólnie czas uważałem za stuprocentowo szczęśliwy. Po prostu musiałem mieć trochę (sporo) czasu dla siebie. Inaczej wariowałem, wpadałem w stan permanentnego rozdrażnienia. To była patowa sytuacja, w której jedno z nas musiało poświęcać coś, co było dla niego najcenniejsze - ja moją niezależność, ona swoją przynależność. Tamto rozstanie, rozstanie z rozsądku, było jednym z najgorszych momentów w moim życiu.
Między innymi dlatego Ufoludka wydała mi się niezwykle atrakcyjna. Nie osacza mnie, nie wysysa ze mnie życia. W zupełnie naturalny sposób zostawia wokół mnie mnóstwo wolnej przestrzeni, w której mam czas dla siebie i swojego świata. Przestrzeni, w której mam czas zatęsknić za nią i wspólnie spędzanym czasem.
Jaka jest Ufoludka, kiedy na chwilę zamienia się w człowieka? Pomyślmy. "Zaczepna" byłoby chyba moim pierwszym strzałem. Lubi droczyć się ze mną, patrzy wtedy na mnie ze swoim szelmowskim uśmiechem i czeka na moją reakcję. Bywa złośliwa w do bólu inteligentny sposób, przy którym zupełnie tracę rezon. Po alkoholu jest rozmowna i roześmiana, na trzeźwo zdarzyło się to tylko kilka razy. Mówiła wtedy naprawdę wszystko, co przyszło jej do głowy, opowiadała o tym, co widziała, co czytała, o czym myślała. Cudowny potok ciekawych słów. Niestety, taką Ufoludkę spotykam niezwykle rzadko. Najczęściej jest tak, że jeśli ja nie zacznę tematu, będziemy tak sobie trwali w milczeniu, co w gruncie rzeczy zupełnie mi nie przeszkadza. Mam jednak wrażenie, że ją to milczenie autentycznie przeraża, widzę, że momentami wpada w panikę i próbuje mówić cokolwiek, byle mówić. Czy mogę zrobić coś, żeby dać jej do zrozumienia, że milczenie między nami jest dla mnie tak samo cenne, jak każda minuta rozmowy?
Zauważyłem też, że reaguje niechętnie na ludzi, którzy czasami podchodzą do nas na korytarzu albo wpraszają się na czas, który dla siebie zarezerwowaliśmy. Ma to dosłownie wypisane na twarzy - do tego stopnia, że "intruzi" czują się czasami nieswojo. Ewidentnie najlepiej czuje się, kiedy jesteśmy we dwoje, ewentualnie w gronie tych, których oboje dobrze znamy i lubimy. Ja czuję to samo, co ona, chcę i lubię być z nią sam na sam, tylko że ja potrafię to ukrywać.
@Seila
Myślę, że próbowałem wszystkiego, co opisałaś. Taką przyjąłem taktykę, a może ta taktyka przyjęła się sama w momencie, kiedy nasza znajomość nabrała takiego, a nie innego charakteru. Trudno prosto z mostu zaproponować randkę komuś, kto trzyma silny, wyraźny dystans, więc jeśli chcesz spędzić z tym kimś chociaż trochę czasu, kombinujesz. Wynajdujesz koncerty, spotkania autorskie itp. Byłem tam, robiłem to. Muszę przyznać, że każde takie wyjście to dla mnie spory stres, bo zawsze zastanawiam się, czy nie ma mnie dość, czy nie zanudzam jej na śmierć. Skoro jednak wciąż zgadza się na wyjścia, a czasami nawet sama je proponuje, najwyraźniej ma na nie chęć. Nie należy do osób, które zmuszają się do czegokolwiek.
Bardzo ciekawa uwaga odnośnie skorupki! Rzeczywiście, zauważyłem, że kiedy próbuję przyspieszyć pewne procesy, reakcja z jej strony jest niezmiennie taka sama - lekkie wycofanie. Za pierwszym razem zniknąłem z jej pola widzenia, wiedząc, że pewnie przekroczyłem nieprzekraczalną granicę. Jednak Ufoludka wróciła sama z siebie, tyle że w dogodnym dla siebie momencie i w dogodny dla siebie sposób. Za drugim razem zareagowała na moje przekroczenie granicy ciepło i pozytywnie. Za trzecim razem znów lekkie wycofanie. Od tamtej pory zmieniło się wiele w moim podejściu, więc o przekraczaniu granic nie ma już mowy, ale zauważyłem, że przez to nasza znajomość trochę przyhamowała. A może nawet cofnęła się nieznacznie?