Związki - ogólnie

W tym dziale rozmawiamy o radościach i problemach, jakie dla introwertyków wynikają z bycia w związku.

Czy byłes/byłas/jesteś w jakimś związku z innym człowiekiem?

Tak
58
60%
Nie
38
40%
 
Liczba głosów: 96

Awatar użytkownika
Biała_Dama
Pobudzony intro
Posty: 137
Rejestracja: 18 wrz 2016, 20:46
Płeć: kobieta
MBTI: INFP-T
Lokalizacja: Opolskie
Kontakt:

Re: Związki - ogólnie

Post autor: Biała_Dama »

Ja do zeszłego roku nie byłam nigdy z nikim. Zanim poznałam mojego obecnego chłopaka, to już mnie zaczynały dopadać te dołujące myśli, że na pewno w życiu nie trafię na miłość i już sobie wtedy planowałam, że zamieszkam w kawalerce z kotem i psem, najlepiej takim dużym, co to by mieć się do kogo przytulać, jakby ta samotność czasem za bardzo doskwierała. Za czasów licealnych to nawet o czymś takim jak "randka" nie myślałam, podobali mi się jacyś chłopcy ze szkoły, ale moja chorobliwa nieśmiałość uniemożliwiała mi jakikolwiek sposób kontaktu. Dopiero jak na studia poszłam to nagle poznałam wielu ludzi i kilku chłopców się mną zainteresowało, ale ja bezczelnie odrzucałam ich od siebie bo w tym samym czasie zakochałam się w chłopaku, który jak się później okazało, tylko się mną bawił. To sprawiło, że się na nowo zamknęłam na świat i odechciało mi się jakichkolwiek kontaktów z mężczyznami. Potem przypadkiem przewinęło się jakieś zaledwie kilka randek, ale żaden z moich "adoratorów" kompletnie mi nie odpowiadał. Dwóch było takich co tylko trajkotali o sobie, w ogóle nie będąc zainteresowanymi tym co ja mam do opowiedzenia o sobie, inny wydał się być wręcz za mądry dla mnie (chłopak po medycynie, wykształcony dentysta, bardzo zaangażowany w sprawy polityczne i naukowe, czyli kompletnie nie moja bajka), jeszcze inny zaś poznany przez Internet chciał mnie od razu do domu zaprosić i to w późnych godzinach wieczornych, więc to było dla mnie jasne, że miał ku temu konkretny powód. Na przykładzie tych kilku mężczyzn martwiłam się bardzo, że nikt normalny się mną nigdy nie zainteresuje, a nawet jeśli to okaże się być równie nieśmiały jak ja i z racji tego żadnych działań nie podejmie. A taki chłopak jeszcze w zeszłym roku też był i czułam, że może by coś z tego wyszło, ale on chyba bardziej kochał swoją samotność. W końcu wyjechałam za granicę, gdzie poznałam swojego obecnego chłopaka i tak się szczęśliwie złożyło, że był z tych samych okolic w Polsce, co ja. Po ponad roku bycia w związku z nim dostrzegam jednak jak ten związek diametralnie zmienił moje życie. I to nawet nie na lepsze, choć domyślam się, że owe stwierdzenie jest bardzo smutne. Tyle czekałam, żeby w końcu z kimś być, a tu takie wnioski wysnuwam. Często porównuję swoje życiowe doświadczenia do jego, co jest głupie bo oboje jesteśmy przeciwieństwami, on - ekstrawertyk, ja - introwertyczka + zawsze wydaje mi się, że mężczyznom, mimo wszystko, łatwiej wieść takie...hulaszcze życie, choć oczywiście wiem, że jest to też kwestia osobowości. No i ja taka niedoświadczona w sprawach związkowych, a on o swoim życiu uczuciowym to mógłby chyba napisać książkę (warto zaznaczyć, że jest rok starszy ode mnie). Z jednej strony cieszę się, że w końcu po tylu latach zastanawiania się czy to może ze mną jest coś nie tak, mam swoją drugą połówkę, z drugiej strony ów związek sprawił, że stałam się dość depresyjną osobą, gdzie dotychczas uznawana byłam za osobę radosną. Całkiem możliwe, że tak działa na mnie przebywanie w tym ekstrawertycznym świecie, do którego chłopak mnie wprowadził. Wiem, że on mnie bardzo kocha (z wzajemnością) i chce dla mnie jak najlepiej, ale wiem też, że on nie zawsze mnie rozumie.
Ale sam związek wiele mnie nauczył i otworzył oczy na wiele spraw.

Trochę się rozpisałam i cała wypowiedź brzmi jakbym co najmniej się użalała nad faktem, że w ogóle mam chłopaka, ale te myśli związkowe mnie dręczą mnie jakoś bardziej niż jak byłam sama i po prostu czułam potrzebę wyrzucenia z siebie tego wszystkiego.
“The optimist sees the donut, the pessimist sees the hole.”
~ Oscar Wilde
Awatar użytkownika
Gawron
Introwertyk
Posty: 84
Rejestracja: 18 wrz 2016, 2:45
Płeć: mężczyzna
Enneagram: 1
MBTI: INTJ

Re: Związki - ogólnie

Post autor: Gawron »

Biała Damo, to, co napisałaś, brzmi dość niepokojąco. Mam dziwne odczucie, że coś podobnego mogłaby napisać moja była dziewczyna kilka lat temu. Byłem jej pierwszym chłopakiem - tak bardzo wyczekiwanym. Zanim jednak zostaliśmy parą, przez kilka miesięcy pisaliśmy na Gadu-Gadu, chodziliśmy też na spacery (przy czym były to raczej wędrówki związane z moją pasją, a nie romantyczne przechadzki). Teoretycznie miała czas, żeby mnie dość dobrze poznać, bo nikogo przez ten czas nie udawałem (niestety, ona z kolei starała się pokazywać, że jest do mnie podobna bardziej, niż była w rzeczywistości), spędzałem czas, tak, jak lubiłem, nie podrywałem jej, byłem zresztą zniechęcony do związków i uważałem, że się do nich nie nadaję, że nie potrafię poświęcać dziewczynom tyle czasu, ile by chciały, mówiłem nawet o tym wprost. Mimo to bardzo chciała ze mną być - ale teraz wiem, że nie dlatego, że poczuła, że znalazła bratnią duszę. Po prostu w końcu poznała kogoś, kto się nią zainteresował i jednocześnie był dla niej dość atrakcyjny (myślę, że głównie fizycznie). W trakcie trwania związku wielokrotnie słyszałem, że mnie kocha, że jestem jej przyjacielem, że wie, że nie chce nikogo innego, że zrozumiała to w wyniku pewnej sytuacji itd. Tyle pięknych słów, zapewnień, tyle łez, tyle prób rozstania z jej strony (tylko po to by stwierdzić, że tak naprawdę zależy jej na mnie) - a jednak po przeszło pięciu latach się rozwaliło. Potem się dowiedziałem, że jednak od początku jej coś nie pasowało, że od momentu, w którym się ze mną rozstała, czuje się lepiej, że przez ten związek wpadała w stany depresyjne, czuła się nieszczęśliwa itd. Wiem, że mocno walczyła sama ze sobą, że próbowała się do mnie przekonać, że bolało ją też pewnie to, że mnie rani. Cóż, na początku naszej znajomości tak bardzo chciała z kimś być, że wolała nie dostrzegać tych wszystkich różnic między nami - a były to różnice istotne, bo dotyczące m.in. potrzeby kontaktu, wyrażania emocji, preferowanych sposobów spędzania wolnego czasu itd. Mam nadzieję, że Wasza decyzja o związaniu się była bardziej świadoma i że jakoś ze sobą wytrzymacie - ewentualnie że szybciej się rozstaniecie, bo pewne sytuacje jednak bardzo wyniszczają (a może po prostu sprowadzają człowieka na ziemię i wzmacniają? ;)).
Awatar użytkownika
Biała_Dama
Pobudzony intro
Posty: 137
Rejestracja: 18 wrz 2016, 20:46
Płeć: kobieta
MBTI: INFP-T
Lokalizacja: Opolskie
Kontakt:

Re: Związki - ogólnie

Post autor: Biała_Dama »

Z tego co piszesz, Ty i Twoja była dziewczyna mieliście czas się poznać. W moim przypadku sam związek zaczął się zdecydowanie za szybko. Nie wiem jak wiele ludzi paruje się już na drugim spotkaniu bez jakiegoś głębszego poznania siebie nawzajem, ale ja jestem tego przykładem. Wydaje mi się, że to się stało tak szybko, bo w jakimś stopniu mogłam być zdesperowana i na samym początku byłam zwyczajnie zafascynowana osobą chłopaka, niekoniecznie musiałam się w nim zakochać. On zaś już po tygodniu mówił mi, że mnie kocha, no a do mnie takie rzeczy trafiają łatwo bo w przeszłości, jak już pisałam, nikt mi nigdy takich rzeczy nie powiedział. A tu nagle trafia się taki co to i o sobie opowiada, ale jednocześnie interesuje się też tym co ja mam do powiedzenia i uważnie słucha. Zapewne na podstawie tych kilku gości, którzy kiedyś się tam w moim życiu przewinęli, stwierdziłam, że w końcu trafił mi się jakiś normalny chłopak, więc nie mogę go puścić, a choć rzadko w życiu nawiązuję nowe znajomości, tak jak już udaje mi się jakąś nawiązać, to z reguły do konkretnych osób szybko się przywiązuję, tak samo jak do niego. Generalnie przez pierwsze dwa - trzy miesiące czułam się naprawdę szczęśliwa, bo w końcu pojawił się w moim życiu ktoś, o kim wcześniej tak zawsze marzyłam. I to był ostatni czas, kiedy czułam się najszczęśliwsza na świecie. Potem zaczęłam poznawać jego znajomych, jego historię, jego ogólny styl bycia i nagle zaczęłam czuć, że ja tu kompletnie nie pasuję. I wtedy coraz częściej odczuwałam dziwność swojej własnej osoby, pomimo że nikt mnie nie krytykował. Chłopak, wiadomo, wychwalał i wychwala do dziś, że najlepsza, najpiękniejsza, kobieta jego marzeń, koledzy podobno też mnie bardzo lubią, nikt nie miał do mnie żadnych zastrzeżeń, a ja z każdym tygodniem czułam się...zupełnie przeciwnie do tych wszystkich opinii. Nie ukrywam, między mną a nim też różnie bywało, pewnego dnia sama nawet zdecydowałam, że chcę to jednak zakończyć, że chyba jednak czuję się ograniczona, brakuje mi wolności i wolę moją samotność, ale on zrobił wszystko, żeby tak się nie stało. Czasem zastanawiam się co by było, jakbym jednak uparła się i to zakończyła, czy czułabym się lepiej. W chwili obecnej nie chcę tego robić. Przyznaję jednak, że miewam myśli, kiedy sama przed sobą się zastanawiam czy ja go naprawdę kocham czy po prostu zdążyłam się przyzwyczaić do samego faktu, że w ogóle mam tego mężczyznę u swojego boku.
“The optimist sees the donut, the pessimist sees the hole.”
~ Oscar Wilde
Awatar użytkownika
Gawron
Introwertyk
Posty: 84
Rejestracja: 18 wrz 2016, 2:45
Płeć: mężczyzna
Enneagram: 1
MBTI: INTJ

Re: Związki - ogólnie

Post autor: Gawron »

No, niby mieliśmy czas, ale poznać się nie mogliśmy, bo jedna strona postanowiła się nie odkrywać (chyba nawet sama nie do końca siebie znała i rozumiała), a na dodatek najwyraźniej założyła, że zmieni tę drugą - niestety, ja nie z tych plastycznych. I też zdarzały jej się chwile zwątpienia w uczucie (zwłaszcza jak w pobliżu zaczynał się kręcić jakiś adorator), ale potem jednak znowu twierdziła, że kocha. Myślę, że wielu ludzi nie wie, czym właściwie jest dla nich miłość (ewentualnie wiedzą, czym powinna być, dzięki filmom, piosenkom itd.). Dla kobiet to chyba najczęściej niemal nieustanna adoracja, komplementy, okazywanie uczuć, emocji, fizyczna bliskość, intensywność, uniesienia, poczucie bezpieczeństwa. Dla mnie z kolei (bo nie wiem, czy dla większości mężczyzn) to raczej prawdziwa wzajemna akceptacja, szacunek, przywiązanie, przyjaźń, stabilizacja, uczciwość, lojalność, szczerość (nawet do bólu), zaufanie, wzajemne dawanie sobie swobody (żadnej zazdrości, awantur, wymyślonych oczekiwań, obowiązków wynikających z ustalonych kulturowo scenariuszy itd.) - czyli zupełnie co innego. Dlatego dwie strony często mówią, że kochają, ale jedna niekoniecznie jest gotowa dać drugiej to, czego tamta by chciała. W ogóle uważam, że stałe, wieloletnie monogamiczne związki kobiet i mężczyzn to sztuczny, dziwny wynalazek (oczywiście społecznie uzasadniony) - myślę, że niewiele par jest ze sobą naprawdę szczęśliwych (no dobra, w zasadzie to niewielu ludzi jest szczęśliwych w ogóle, o ile ktokolwiek ;)), po prostu schodzą się, żeby sprowadzić na świat potomstwo lub nie żyć w samotności, choćby mieli siebie nawzajem zamęczać, zdradzać itd. Ale nieliczni chyba naprawdę się lubią. ;) Najlepiej jeżeli trafi na siebie dwóch niepoprawnych idealistów, świadomych naiwniaków, którzy na przekór wszystkiemu (trendom i popędom) chcą stworzyć coś pięknego i trwałego - ale niekoniecznie obrazek, który ma się spodobać ogółowi.

Jeżeli masz w głowie jakiś ideał chłopaka (do czego może nawet nie przyznajesz się sama przed sobą), na dodatek zupełnie inny od Twojego partnera, to Wasz związek prędzej czy później prawdopodobnie się skończy. Natomiast jeżeli jesteś w stanie naprawdę zaakceptować go takiego, jakim jest, jeżeli dacie sobie wystarczająco dużo swobody, myślę, że będziecie w stanie wytrzymać ze sobą dość długo pomimo różnic. ;) Najważniejsze, żebyś nie oszukiwała siebie ani jego - wiem, że to banał, ale nie mogę oprzeć się wrażeniu, że większość ludzi ma z tym duży problem... W każdym razie powodzenia!
Awatar użytkownika
Biała_Dama
Pobudzony intro
Posty: 137
Rejestracja: 18 wrz 2016, 20:46
Płeć: kobieta
MBTI: INFP-T
Lokalizacja: Opolskie
Kontakt:

Re: Związki - ogólnie

Post autor: Biała_Dama »

Mnie ogólnie strasznie intryguje kwestia samego wchodzenia w związki, co ogólnie chyba było już poruszane w tym wątku. Jak to jest, że niektórzy ludzie mają ich za sobą kilka lub już w którymś z kolei są, inni trwają w jednym latami, a jeszcze inni szukają albo czekają i nie zawsze na coś się zdaje to czekanie czy szukanie? Z tego co zauważyłam, to nawet nie ma znaczenia czy jest się ekstrawertykiem czy introwertykiem, większość ludzi z jakichś powodów trafia w końcu na kogoś z kim wchodzi w związek na dłuższy lub krótszy okres. Czy można mówić tu o jakimś stopniu desperacji lub o presji otoczenia? Albo o tym, o czym sam napisałeś - parują się tylko po to, aby nie być samemu. W sumie w chwili obecnej jestem <- tego dobrym przykładem, bo z jednej strony tkwię wciąż w swojej relacji, m.in. aby nie być samą, jednocześnie myśląc, że jakby się coś stało *odpukać* to już bym nikogo nie znalazła, bo skoro tyle czasu zajęło czekanie na jednego, to ile by zajęło na ewentualnego następnego? Będąc jednak w tym związku, zauważyłam, że częściej trafiali mi się jacyś przypadkowi adoratorzy niż wcześniej i w tym momencie już w ogóle zaczęłam się zastanawiać o co chodzi z ludźmi i ze światem, no ale ta kwestia to się już nadaje do innego działu.
Co do tej definicji miłości, to zgodzę się. Jako kobieta faktycznie oczekuję tego od swojego mężczyzny. Generalnie, najbardziej zależy mi na tym, aby ta moja połówka po prostu zawsze dla mnie była. Nie chodzi o to, że ma być 24/7 obok mnie, ale żebym miała tę świadomość, że w gorszych dla mnie chwilach będę mogła się do niego zwrócić i zawsze otrzymam jego wsparcie. I vice versa, oczywiście.
A jeżeli chodzi o ten ideał chłopaka, to zawsze takowy w głowie miałam, ale jednocześnie wiem, że ideały przecież nie istnieją. Są pewne wymagania, których od swojego partnera mogłabym oczekiwać, ale ów partner też może mieć jakieś wymagania dotyczące mojej osoby. Ale w końcu należy się akceptować takim jakim jest, prawda?
“The optimist sees the donut, the pessimist sees the hole.”
~ Oscar Wilde
Awatar użytkownika
Gawron
Introwertyk
Posty: 84
Rejestracja: 18 wrz 2016, 2:45
Płeć: mężczyzna
Enneagram: 1
MBTI: INTJ

Re: Związki - ogólnie

Post autor: Gawron »

Biała_Dama pisze:Mnie ogólnie strasznie intryguje kwestia samego wchodzenia w związki, co ogólnie chyba było już poruszane w tym wątku. Jak to jest, że niektórzy ludzie mają ich za sobą kilka lub już w którymś z kolei są, inni trwają w jednym latami, a jeszcze inni szukają albo czekają i nie zawsze na coś się zdaje to czekanie czy szukanie?
A cóż w tym intrygującego? ;) Niektórzy po prostu nie bardzo wiedzą, czego chcą, biegają pół życia po genetycznym markecie, szukają ciągle czegoś lepszego lub po prostu innego, inni z kolei nie mają wielkich oczekiwań, są bardziej tolerancyjni, lubią spokój, znajdują kogoś, kogo są w stanie znieść, a może nawet kogoś, kto jest do nich podobny, i nie dostają potem świra, jak widzą innego chłopa czy babę. ;) Ci, którzy nieustannie szukają, mogą albo za słabo się starać, albo sprawiać wrażenie nieposzukujących, może też w jakiś sposób odpychają większość osobników płci przeciwnej (fizjonomią, sposobem bycia itd.). Niewiele tu zagadek. :)
Biała_Dama pisze:Czy można mówić tu o jakimś stopniu desperacji lub o presji otoczenia? Albo o tym, o czym sam napisałeś - parują się tylko po to, aby nie być samemu. W sumie w chwili obecnej jestem <- tego dobrym przykładem, bo z jednej strony tkwię wciąż w swojej relacji, m.in. aby nie być samą, jednocześnie myśląc, że jakby się coś stało *odpukać* to już bym nikogo nie znalazła, bo skoro tyle czasu zajęło czekanie na jednego, to ile by zajęło na ewentualnego następnego? Będąc jednak w tym związku, zauważyłam, że częściej trafiali mi się jacyś przypadkowi adoratorzy niż wcześniej i w tym momencie już w ogóle zaczęłam się zastanawiać o co chodzi z ludźmi i ze światem, no ale ta kwestia to się już nadaje do innego działu.
O desperacji i presji - bez wątpienia. Myślę, że wszystkie trzy dziewczyny, z którymi oficjalnie byłem, były w jakimś stopniu zdesperowane - nie chciały być ze mną, po prostu z jakimś facetem (czy decydujące były potrzeby seksualne czy niskie poczucie własnej wartości, nie wiem, pewnie jedno i drugie miało niemałe znaczenie). Z tego, co piszesz, wynika, że swojego chłopaka możesz traktować podobnie, trochę jak protezę, co jest dość smutne - oczywiście nie mam prawa wiedzieć, co czujesz, być może trochę to spłaszczam, ale zadaj sobie pytanie, czy nie zdecydowałabyś się na rozstanie, gdyby nagle zaczął się kręcić koło Ciebie ktoś o podobnym temperamencie, zainteresowaniach itd., do tego atrakcyjny fizycznie, i gdybyś miała pewność, że będzie chciał się z Tobą związać i nie będziesz samotna przez kolejne miesiące lub lata. Jeżeli masz wątpliwości - niedobrze.

Co do adoratorów - nie wiedzieli przypadkiem, że kogoś masz? ;)
Biała_Dama pisze:A jeżeli chodzi o ten ideał chłopaka, to zawsze takowy w głowie miałam, ale jednocześnie wiem, że ideały przecież nie istnieją. Są pewne wymagania, których od swojego partnera mogłabym oczekiwać, ale ów partner też może mieć jakieś wymagania dotyczące mojej osoby. Ale w końcu należy się akceptować takim jakim jest, prawda?
Trudno powiedzieć, co właściwie należy. ;) I chyba sama masz pewne wątpliwości. Osobiście uważam, że świadoma akceptacja danej osoby jako takiej (co nie znaczy, że wszystkie jej cechy czy zachowania muszą nam w pełni odpowiadać) to podstawa. Jeśli cokolwiek miałbym nazwać miłością, to chyba właśnie to - uczucie podobne do tego, jakim (chyba) większość matek darzy swoje dzieci, bez względu na to, czy w odniesieniu do społecznych norm są ładne, bystre, mądre itd. Po prostu są ich. Trzeba mieć poczucie, że ten człowiek jest właśnie taki, jaki ma być (co nie znaczy, że nie można pracować nad jego pewnymi cechami czy zachowaniami - byle w porozumieniu z nim ;)), że takiego chcemy kochać. Tylko dlaczego? Bo... tak. Choć jestem raczej relatywistą, uważam, że trzeba ustalić sobie jakieś zasady (które można w trakcie życia zmieniać, ale bardzo stopniowo, nie będąc chorągiewką), wizję siebie, którą się będzie chciało realizować. Mam na myśli oczywiście świadomą autokreację, niebędącą efektem samookłamywania się. Większość problemów wynika właśnie z tego, że ludzie nie próbują dowiedzieć się, kim są, nie wiedzą, kim chcą być, dlaczego, nie zastanawiają się też, jakie zasady powinny powszechnie obowiązywać, jak sami mogą przyczynić się do tego, żeby tak było. Zastanawiają się za to, co powinni czuć, jak zadowolić innych, jak zadbać o chwilowy interes. Jest całe mnóstwo możliwości, pomysłów na życie, ról, które możemy odegrać. Jeżeli jednak nie chcemy zwariować ani zadawać niepotrzebnego cierpienia sobie i innym, warto się zdecydować na coś konkretnego - wiedzieć czego się chce. Ważne jest też moim zdaniem to, żeby poznać swoją ciemną stronę, zaakceptować ją i ustalić jakieś granice, które sprawią, że nie będziemy się sami ze sobą szarpać.

Nie wiem, czy to, co napisałem powyżej, nie jest zbyt ogólne, zawiłe itd. Może posłużę się przykładem podejścia do zdrady. Myślę, że gdyby zapytać wielu ludzi, którzy stwierdziliby, że nie potrafiliby zdradzić partnera, o uzasadnienie, odpowiedzieliby, że dlatego, że tak nie można, że to nieładnie, że tak mama mówiła, ksiądz itd. Ale nie wiedzą naprawdę, dlaczego, nie wierzą w to głęboko - i gdyby wystawić ich na próbę, część prawdopodobnie by pękła. Ja np. wiem, że nie mógłbym zdradzić, ale dlatego, że brzydzę się kłamstwem, udawaniem - ogólnie w relacjach międzyludzkich. Nie umiem w ogóle wyobrazić sobie siebie w takiej sytuacji, bo to byłoby żałosne niczym scena z taniego pornola: "Słuchaj, Mariola, Alina wyszła po bułki, możesz poszarpać mojego waca, nie dowie się". No i co później? Jak normalnie, swobodnie rozmawiać z kimś, kogo uważa się za kogoś bliskiego, ważnego, mając świadomość, że się coś takiego zrobiło za jego plecami? No chyba że ten ktoś jest głównie narzędziem (np. bankiem materiału genetycznego albo kołem ratunkowym nad basenem samotności) - w takiej sytuacji łatwo uzasadnić przed sobą swoje postępowanie i żyć w kłamstwie, liczy się wszak bardzo konkretny cel. Rzecz jasna oddawania się czynnościom erotycznym z innymi osobnikami za zgodą obu partnerów nie uważam za zdradę, choć mnie osobiście raczej by to nie bawiło. ;) Jednocześnie nie widzę sensu we wmawianiu sobie, że w momencie związania się z konkretną osobą wszystkie inne przestają być automatycznie atrakcyjne - moim zdaniem wręcz trzeba założyć, że jest całe mnóstwo osób, które mogą się nam spodobać, nawet nas zauroczyć (ktoś, kto nie bierze tego pod uwagę, z pewnością zgłupieje, obcując przez dłuższy czas z taką osobą, np. w pracy, a nawet zrobi coś głupiego). Jeżeli zna się swoje granice, wie się, że nie chodzi o nic więcej, można pozwolić sobie na oglądanie się za innymi, spotkania przy kawie we dwoje itd. - tłumienie nie jest zdrowe, a to jednak jakiś sposób na zaspokojenie swoich popędów poprzez formy, których nie odczuwamy jako niemoralne. No i pewnie fajnie mieć partnera, któremu można powiedzieć wprost np. to, że ktoś jest atrakcyjny, że ma niezłe to i owo (np. intelekt ;)), zupełnie swobodnie, bez żadnego ukrywania - i z pełną świadomością, że pomimo niewątpliwych atutów nie jest to dla partnera żadna konkurencja. ;)
Awatar użytkownika
eddard
Stały bywalec
Posty: 229
Rejestracja: 02 lip 2016, 10:35
Płeć: mężczyzna
Enneagram: 9w1
MBTI: INFP
Lokalizacja: Kraków

Re: Związki - ogólnie

Post autor: eddard »

Odpowiadając na pytanie z ankiety: byłem w związku z innym człowiekiem. Nawet kilkoma. Fajna sprawa, chociaż trudna. Jeszcze dziesięć lat temu wydawało mi się, idealiście jakim byłem, że nic tylko poznać tę jedyną i dożyć szczęśliwie końca swych dni. Niestety to tak nie działa; miłość przemija, a jeśli nie miłość, to zauroczenie przynajmniej, i to co zostaje to codzienna walka o podtrzymanie jakiegoś płomienia. Potrzeba do tego determinacji i przekonania; pewności że to jest właśnie ten człowiek.
Awatar użytkownika
Papaja
Intromajster
Posty: 466
Rejestracja: 04 sty 2014, 14:30
Płeć: kobieta
Enneagram: 1w9
MBTI: ISTJ
Lokalizacja: Poznań

Re: Związki - ogólnie

Post autor: Papaja »

eddard pisze:Odpowiadając na pytanie z ankiety: byłem w związku z innym człowiekiem. Nawet kilkoma. Fajna sprawa, chociaż trudna. Jeszcze dziesięć lat temu wydawało mi się, idealiście jakim byłem, że nic tylko poznać tę jedyną i dożyć szczęśliwie końca swych dni. Niestety to tak nie działa; miłość przemija, a jeśli nie miłość, to zauroczenie przynajmniej, i to co zostaje to codzienna walka o podtrzymanie jakiegoś płomienia. Potrzeba do tego determinacji i przekonania; pewności że to jest właśnie ten człowiek.
duzo mlodych to idealisci jesli chodzi o zycie,a tym bardziej o milosc. do milosci i zwiazku trzeba dojrzec,bo to nie jest latwa sprawa.kiedys czytalam porownanie, ze uczucie jest jak kwiat:trzeba o niego dbac by nie zwiedl. smieszylo mnie to zdanie do pewnego momentu.z perspektywy czasu patrze, ze potrzeba trudu aby wypracowac sobie fajny zwiazek,ale gdy cos ma porzady fundament to potem nie jest latwo to zepsuc i zniszczyc
Kto stworzył ten labirynt niepewności, tę świątynię dufności, naczynie grzechu, pole usiane tysiącem zasadzek, przedsionek piekła, kosz po brzegi napełniony chytrością, truciznę słodką jak miód, łańcuch, który wiąże śmiertelnych z doczesnością – kobietę?
psubrat
Intro-wyjadacz
Posty: 416
Rejestracja: 07 maja 2016, 0:29
Płeć: mężczyzna
Lokalizacja: Warszawa

Re: Związki - ogólnie

Post autor: psubrat »

Papaja pisze:duzo mlodych to idealisci jesli chodzi o zycie,a tym bardziej o milosc. do milosci i zwiazku trzeba dojrzec,bo to nie jest latwa sprawa.kiedys czytalam porownanie, ze uczucie jest jak kwiat:trzeba o niego dbac by nie zwiedl. smieszylo mnie to zdanie do pewnego momentu.z perspektywy czasu patrze, ze potrzeba trudu aby wypracowac sobie fajny zwiazek,ale gdy cos ma porzady fundament to potem nie jest latwo to zepsuc i zniszczyc
I w sumie ta wypowiedź przekazuje innymi słowami to, co i ja tu wielokrotnie starałem się przekazać: relacja kobieta-mężczyzna jest bardzo trudna, wymaga wielu wyrzeczeń, bo zainteresowania, podejście do życia,... kobiet i mężczyzn różnią się bardzo. Jest to ciągła praca.

Kiedyś zadałem sobie takie pytanie: czy to ma być to mityczne szczęście, że cały czas pracuję, by uczucie nie wygasło? Jeśli w męskiej przyjaźni robię generalnie to co sprawia mi przyjemność, nie "pracuję" nad relacją a ta ma się bardzo dobrze? Nie potrzebowałem też do tego "dojrzewać" - oczywiście 15 lat temu moje przyjaźnie się trochę różniły od obecnych, ale ewidentnie ta dojrzałość nie była warunkiem koniecznym do ich przetrwania.
Ożenić się, to jest poz­być się połowy swoich praw i pod­woić w za­mian swo­je obo­wiązki. (Schopenhauer)

Jeśli chodzi o wspólne, interesujące spędzanie wolnego czasu, to mężczyźni i kobiety pasują do siebie jak woda i olej.
Awatar użytkownika
eddard
Stały bywalec
Posty: 229
Rejestracja: 02 lip 2016, 10:35
Płeć: mężczyzna
Enneagram: 9w1
MBTI: INFP
Lokalizacja: Kraków

Re: Związki - ogólnie

Post autor: eddard »

psubrat, może po prostu nie poznałeś odpowiedniej dziewczyny. Są takie, z którymi związek i relacja będzie ciągłą harówą, a są takie, z którymi wszystko przyjdzie w miarę naturalnie (istnieją nawet pseudo-naukowe teorie psychologiczne, które to potwierdzają). Wydaje mi się, że za bardzo uogólniasz, być może błędnie ekstrapolując swoje doświadczenie na powszechne mechanizmy.
Awatar użytkownika
nyarlathotep
Introwertyk
Posty: 96
Rejestracja: 06 wrz 2016, 3:28
Płeć: mężczyzna
Enneagram: 5w4
MBTI: INTP
Lokalizacja: Polska
Kontakt:

Re: Związki - ogólnie

Post autor: nyarlathotep »

Nigdy w związku nie byłem, co w zasadzie nie jest niczym dziwnym. Wygląd mnie z tego eliminuje, a ja też nie zaufałbym człowiekowi. Patrząc na to jak wyglądał mój dom rodzinny i jak teraz wygląda życie tych znajomych z "pracy", którzy są w związkach sądzę, że po części to dobrze, że nie miałem z tym styczności.
Z moich obserwacji wynika, że w związku chodzi o to, by jedna strona wyciągała coś od drugiej przy pomocy np. szantażu, mnie się takie rzeczy nie podobają.
Irrecoverable error, bailing out.
C:>_
Awatar użytkownika
apohawk
Rozkręcony intro
Posty: 297
Rejestracja: 27 lis 2012, 18:35
Płeć: mężczyzna
Enneagram: 4w5
Lokalizacja: Wrocław

Re: Związki - ogólnie

Post autor: apohawk »

nyarlathotep pisze:Nigdy w związku nie byłem, co w zasadzie nie jest niczym dziwnym. Wygląd mnie z tego eliminuje, a ja też nie zaufałbym człowiekowi. Patrząc na to jak wyglądał mój dom rodzinny i jak teraz wygląda życie tych znajomych z "pracy", którzy są w związkach sądzę, że po części to dobrze, że nie miałem z tym styczności.
Z moich obserwacji wynika, że w związku chodzi o to, by jedna strona wyciągała coś od drugiej przy pomocy np. szantażu, mnie się takie rzeczy nie podobają.
Czyli po prostu miałeś złe wzorce. Pomimo tego i tak można stworzyć coś porządnego, opartego na zaufaniu, szacunku, intymności, itd., itp., a nie na szantażu. Trzeba po prostu ten syf ze swojego życia wyprać (np. obserwować normalnych ludzi) i przepracować (np. uczyć się obdzarzać ludzi zaufaniem oraz na ile można im zaufać), aby się ogarnąć.
No good deed goes unpunished.
Awatar użytkownika
nyarlathotep
Introwertyk
Posty: 96
Rejestracja: 06 wrz 2016, 3:28
Płeć: mężczyzna
Enneagram: 5w4
MBTI: INTP
Lokalizacja: Polska
Kontakt:

Re: Związki - ogólnie

Post autor: nyarlathotep »

apohawk pisze:Czyli po prostu miałeś złe wzorce.
Możliwe, że miałem złe wzorce, ale to świetnie, że takie bo w żadne bagno nie wpadłem!

Nigdy nie widziałem, żeby związek nie był oparty na jakimś szantażu i grożeniu, a sporo związków obserwowałem. Jest to oczywiście zawoalowane, ale jakkolwiek prym w szantażowaniu wiodą kobiety, to często mężczyznom niewiele brakuje. W ten sposób zaczynając od prostego (zróbmy wyświechtany przykład) "kochanie_boli_mnie_głowa" po np. nienaprawieniu przez mężczyznę kranu, mężczyzna odwdzięcza się wychodząc sobie do knajpy a nie na zakupy. To nakręca spiralę i może to trwać sobie dopóki którejś stronie nie zabraknie nerwów.
Po drugie, nie ufam ludziom bo nie ufają mi. Mając taki wygląd jaki mam każdy rozmówca sobie nawet podświadomie dopowiada niezbyt korzystną dla mnie charakterystykę i nie ma na to lekarstwa.
Zauważyłem, że celem związku u kobiet jest cały czas to pierwotne wybranie najlepszego samca. Oczywiście zmieniły się kryteria, ale wciąż o to chodzi - żeby mieć się z kim pokazać, korzystać z pieniędzy, władzy czy wzbudzać zazdrość u koleżanek. I naiwnie myślałem, że to jest objaw niedojrzałości. To się pomyliłem, im dłużej żyję tym bardziej jest to widoczne. A mężczyźni, coraz głupsi, się na to łapią :)
Irrecoverable error, bailing out.
C:>_
Awatar użytkownika
wazz
Stały bywalec
Posty: 208
Rejestracja: 27 lip 2016, 0:52
Płeć: kobieta
Enneagram: 5w4
Lokalizacja: Kraków

Re: Związki - ogólnie

Post autor: wazz »

nyarlathotep pisze:
Nigdy nie widziałem, żeby związek nie był oparty na jakimś szantażu i grożeniu, a sporo związków obserwowałem. Jest to oczywiście zawoalowane, ale jakkolwiek prym w szantażowaniu wiodą kobiety, to często mężczyznom niewiele brakuje. W ten sposób zaczynając od prostego (zróbmy wyświechtany przykład) "kochanie_boli_mnie_głowa" po np. nienaprawieniu przez mężczyznę kranu, mężczyzna odwdzięcza się wychodząc sobie do knajpy a nie na zakupy. To nakręca spiralę i może to trwać sobie dopóki którejś stronie nie zabraknie nerwów.
Po drugie, nie ufam ludziom bo nie ufają mi. Mając taki wygląd jaki mam każdy rozmówca sobie nawet podświadomie dopowiada niezbyt korzystną dla mnie charakterystykę i nie ma na to lekarstwa.
Zauważyłem, że celem związku u kobiet jest cały czas to pierwotne wybranie najlepszego samca. Oczywiście zmieniły się kryteria, ale wciąż o to chodzi - żeby mieć się z kim pokazać, korzystać z pieniędzy, władzy czy wzbudzać zazdrość u koleżanek. I naiwnie myślałem, że to jest objaw niedojrzałości. To się pomyliłem, im dłużej żyję tym bardziej jest to widoczne. A mężczyźni, coraz głupsi, się na to łapią :)
Stereotypy, stereotypy...aaale moim zdaniem jeśli ludzie już tak postępują to po prostu nie potrafią wytłumaczyć sobie pewnych spraw, albo nie chcą, bo łatwiej jest obrazić się i rzucić szantażem, niż porozmawiać i ustalić jakiś kompromis.
Nie wiem co jest celem związku u kobiet, ale odnosząc się do Twojej teorii - nie mam się gdzie pokazywać z facetem, zarobić na siebie wolę sama, a koleżanki nie są zazdrosne.To co, chajtniemy się? :D
“Never underestimate the power of stupid people in large groups.” G.C.
psubrat
Intro-wyjadacz
Posty: 416
Rejestracja: 07 maja 2016, 0:29
Płeć: mężczyzna
Lokalizacja: Warszawa

Re: Związki - ogólnie

Post autor: psubrat »

eddard pisze:psubrat, może po prostu nie poznałeś odpowiedniej dziewczyny. Są takie, z którymi związek i relacja będzie ciągłą harówą, a są takie, z którymi wszystko przyjdzie w miarę naturalnie
apohawk pisze:Czyli po prostu miałeś złe wzorce. Pomimo tego i tak można stworzyć coś porządnego, opartego na zaufaniu, szacunku, intymności, itd., itp., a nie na szantażu.
Dobrze. To napiszcie jeszcze czyje doświadczenia prowadzą Was do tych optymistycznych wniosków. Wasze własne, brata, ojca, przyjaciela?
Mi jakoś żonaci koledzy nie opowiadają zbyt optymistycznych historii. Prędzej słyszę hasła w rodzaju "możesz tak robić, bo nie masz żony", gdy opowiadam o tym jak sobie skromnie żyję, nie przejmując się wieloma sprawami.
wazz pisze:Stereotypy, stereotypy...aaale moim zdaniem jeśli ludzie już tak postępują to po prostu nie potrafią wytłumaczyć sobie pewnych spraw, albo nie chcą, bo łatwiej jest obrazić się i rzucić szantażem, niż porozmawiać i ustalić jakiś kompromis.
Nie wiem czy adekwatne jest określanie mianem stereotypu, gdy ktoś opisuje własne obserwacje w swoim otoczeniu. Ja raczej doszukiwałbym się stereotypów w twierdzeniach, że taka damsko-męska sielanka jest możliwa, a ci którzy twierdzą inaczej wyjątkowo pechowo trafili, bo akurat zawsze są w tym jednym z niewielu miejsc, gdzie nie ma "normalnych" dziewczyn a są tylko te "stereotypowe". Poczekamy, może opiszą swoje pozytywne doświadczenia, które doprowadziły ich do takich a nie innych wniosków (zakładam że to pozytywne doświadczenie ciągle trwa, o ile tylko partnerka nie umarła).

A słowo kompromis nie oznacza wcale szczęścia żadnej ze stron. Nie oznacza też stanu trwałego, chyba że ten kompromis jest umocniony przez religię lub normy społeczne. Jeśli tradycyjny kompromis został odrzucony - a z taką sytuacją mamy współcześnie do czynienia - to mamy ciągłą walkę o przesunięcie tego kompromisu w jedną lub drugą stronę.
Ożenić się, to jest poz­być się połowy swoich praw i pod­woić w za­mian swo­je obo­wiązki. (Schopenhauer)

Jeśli chodzi o wspólne, interesujące spędzanie wolnego czasu, to mężczyźni i kobiety pasują do siebie jak woda i olej.
ODPOWIEDZ