Poezja
Re: Poezja
Zbigniew Herbert, Przesłanie Pana Cogito
Idź dokąd poszli tamci do ciemnego kresu
po złote runo nicości twoją ostatnią nagrodę
idź wyprostowany wśród tych co na kolanach
wśród odwróconych plecami i obalonych w proch
ocalałeś nie po to aby żyć
masz mało czasu trzeba dać świadectwo
bądź odważny gdy rozum zawodzi bądź odważny
w ostatecznym rachunku jedynie to się liczy
a Gniew twój bezsilny niech będzie jak morze
ilekroć usłyszysz głos poniżonych i bitych
niech nie opuszcza ciebie twoja siostra Pogarda
dla szpiclów katów tchórzy - oni wygrają
pójdą na twój pogrzeb i z ulgą rzucą grudę
a kornik napisze twój uładzony życiorys
i nie przebaczaj zaiste nie w twojej mocy
przebaczać w imieniu tych których zdradzono o świcie
strzeż się jednak dumy niepotrzebnej
oglądaj w lustrze swą błazeńską twarz
powtarzaj: zostałem powołany - czyż nie było lepszych
strzeż się oschłości serca kochaj źródło zaranne
ptaka o nieznanym imieniu dąb zimowy
światło na murze splendor nieba
one nie potrzebują twego ciepłego oddechu
są po to aby mówić: nikt cię nie pocieszy
czuwaj - kiedy światło na górach daje znak - wstań i idź
dopóki krew obraca w piersi twoją ciemną gwiazdę
powtarzaj stare zaklęcia ludzkości bajki i legendy
bo tak zdobędziesz dobro którego nie zdobędziesz
powtarzaj wielkie słowa powtarzaj je z uporem
jak ci co szli przez pustynię i ginęli w piasku
a nagrodzą cię za to tym co mają pod ręką
chłostą śmiechu zabójstwem na śmietniku
idź bo tylko tak będziesz przyjęty do grona zimnych czaszek
do grona twoich przodków: Gilgamesza Hektora Rolanda
obrońców królestwa bez kresu i miasta popiołów
Bądź wierny Idź
Idź dokąd poszli tamci do ciemnego kresu
po złote runo nicości twoją ostatnią nagrodę
idź wyprostowany wśród tych co na kolanach
wśród odwróconych plecami i obalonych w proch
ocalałeś nie po to aby żyć
masz mało czasu trzeba dać świadectwo
bądź odważny gdy rozum zawodzi bądź odważny
w ostatecznym rachunku jedynie to się liczy
a Gniew twój bezsilny niech będzie jak morze
ilekroć usłyszysz głos poniżonych i bitych
niech nie opuszcza ciebie twoja siostra Pogarda
dla szpiclów katów tchórzy - oni wygrają
pójdą na twój pogrzeb i z ulgą rzucą grudę
a kornik napisze twój uładzony życiorys
i nie przebaczaj zaiste nie w twojej mocy
przebaczać w imieniu tych których zdradzono o świcie
strzeż się jednak dumy niepotrzebnej
oglądaj w lustrze swą błazeńską twarz
powtarzaj: zostałem powołany - czyż nie było lepszych
strzeż się oschłości serca kochaj źródło zaranne
ptaka o nieznanym imieniu dąb zimowy
światło na murze splendor nieba
one nie potrzebują twego ciepłego oddechu
są po to aby mówić: nikt cię nie pocieszy
czuwaj - kiedy światło na górach daje znak - wstań i idź
dopóki krew obraca w piersi twoją ciemną gwiazdę
powtarzaj stare zaklęcia ludzkości bajki i legendy
bo tak zdobędziesz dobro którego nie zdobędziesz
powtarzaj wielkie słowa powtarzaj je z uporem
jak ci co szli przez pustynię i ginęli w piasku
a nagrodzą cię za to tym co mają pod ręką
chłostą śmiechu zabójstwem na śmietniku
idź bo tylko tak będziesz przyjęty do grona zimnych czaszek
do grona twoich przodków: Gilgamesza Hektora Rolanda
obrońców królestwa bez kresu i miasta popiołów
Bądź wierny Idź
- Coldman
- Administrator
- Posty: 2681
- Rejestracja: 07 lip 2014, 2:27
- Płeć: mężczyzna
- Enneagram: 4w5
- MBTI: Szajs
- Lokalizacja: Wielkopolska
Re: Poezja
Rejs do Nieba ...
Bo kiedyś przyjdzie taki dzień
Spakuję się i wypłynę ..
Drewnianą łódką koloru czarnego ..
I wezmę ze sobą misia
który tak ciągle płacze ...
Bo bez serca radzić sobie musi ...
Wezmę też drzewo co w parku umiera powoli
bo zapomnieli , zostawili ...
Zabiorę ze sobą szkatułkę ...
choć wcale jej nie ma...
Tam pochowane są moje smutki
żale , marzenia ...
I kiedy już dotrę do celu
Ułożę głowę wygodnie i zasnę ...
A Pan w błękicie
Zabierze mnie do siebie ...
Bo kiedyś przyjdzie taki dzień
Spakuję się i wypłynę ..
Drewnianą łódką koloru czarnego ..
I wezmę ze sobą misia
który tak ciągle płacze ...
Bo bez serca radzić sobie musi ...
Wezmę też drzewo co w parku umiera powoli
bo zapomnieli , zostawili ...
Zabiorę ze sobą szkatułkę ...
choć wcale jej nie ma...
Tam pochowane są moje smutki
żale , marzenia ...
I kiedy już dotrę do celu
Ułożę głowę wygodnie i zasnę ...
A Pan w błękicie
Zabierze mnie do siebie ...
Re: Poezja
Julian Tuwim, List do kobiety
Gdybym ja nie był poetą,
A pani nie była kobietą,
To znaczy: gdybym ja umiał
Bez obłąkania i szału
Dań składać pięknemu ciału
I takbym się wyżył, wyszumiał;
Gdybym mógł kochać bez mitu,
Bez natchnionego zachwytu,
Bez legendarnych przydatków,
Bez wahań, wzlotów, upadków,
Bez mistycznego pomostu,
Który prowadzi po prostu
Do pani (pardon!) pośladków;
Gdybym opuścić mógł z tonu
I nie zaznając katuszy
Dupie nie wmawiałbym duszy;
Gdybym z czułego szaleńca
Stał się buhajem bez ducha;
Miał znacznie mniej z oblubieńca,
A znacznie więcej z świntucha;
Pani zaś - ach! gdyby pani
Zostając przy swoich cudach
(Mówię o biodrach, o udach,
Piersiach i erotomanii,
O pani wprawie miłosnej,
O pani chuci radosnej,
O oczach - błękitnych kwiatkach -
O ustach - świeżych czereśniach -
O włosach - złocistych pieśniach -
I wzmiankowanych pośladkach),
Gdyby się pani zdobyła
Na jeszcze jedną zaletę:
Gdyby tak pani zabiła
Przewrotną w sobie kobietę,
Tę niebezpieczną panterkę,
Tę chytrą, wieczną heterkę,
To głupie, fałszywe zwierzę,
Co z każdym będzie się tarzać,
Rozkładac, tulić, obnażać,
Za wiersz czy pustą zabawę,
Za parę pończoch czy sławę,
Nawet - z miłości - powiedzmy,
Lecz w jakiś sposób bezecny,
Bo obliczony bezwiednie
W tak zwanej podświadomości
Na efekt cudzej zazdrości
Oraz korzyści powszednie;
O, gdyby pani umiała
Kochając najidealniej
Nie sądzić, że bez jej ciała
I "ekskluzywnej" sypialni
Byłbym stracony, zgubiony,
Chodziłbym błędny, strapiony,
I, że prócz pani na świecie
Na żadnej innej kobiecie
Nie znalazłbym tyle szczęścia
I takiej pełni posięścia,
I takiej upojnie - skwarnej
Rozkoszy (dość popularnej),
I że bez pani spojrzenia
Nie ma już dla mnie natchnienia,
I że bez pani rozkraczeń
W szał wpadnę chorych majaczeń!
Że bez przychylnych jej gestów
Zapadnę w nicość i próżnię,
I odtąd juz nie odróżnię
Chorejów od anapestów;
Gdyby się pani, powtarzam,
Zmieniła nieco w tym względzie,
A ja bym się nie rozmarzał
Przy seksualnym popędzie,
To stałaby się z nas para
Ach, najszczęśliwsza w Warszawie!
Może się pani postara?
Ja także trochę się wprawię.
Lecz list się dłuży. A przeto
Kończę. Nadziei mam mało.
Bo cóż by z nas pozostało,
Gdybym ja nie był poetą,
Nie dążył ku "ideałom",
A pani nie była kobietą
tak jednolitą i całą?
A zresztą... małoż to bywa
Na świecie różnych wypadków?
Może się jednak zmienimy?
Adieu, Madame. Bądź szczęśliwa,
Kiedy się znów zobaczymy?
P.S.
Ukłony dla pięknych pośladków
Gdybym ja nie był poetą,
A pani nie była kobietą,
To znaczy: gdybym ja umiał
Bez obłąkania i szału
Dań składać pięknemu ciału
I takbym się wyżył, wyszumiał;
Gdybym mógł kochać bez mitu,
Bez natchnionego zachwytu,
Bez legendarnych przydatków,
Bez wahań, wzlotów, upadków,
Bez mistycznego pomostu,
Który prowadzi po prostu
Do pani (pardon!) pośladków;
Gdybym opuścić mógł z tonu
I nie zaznając katuszy
Dupie nie wmawiałbym duszy;
Gdybym z czułego szaleńca
Stał się buhajem bez ducha;
Miał znacznie mniej z oblubieńca,
A znacznie więcej z świntucha;
Pani zaś - ach! gdyby pani
Zostając przy swoich cudach
(Mówię o biodrach, o udach,
Piersiach i erotomanii,
O pani wprawie miłosnej,
O pani chuci radosnej,
O oczach - błękitnych kwiatkach -
O ustach - świeżych czereśniach -
O włosach - złocistych pieśniach -
I wzmiankowanych pośladkach),
Gdyby się pani zdobyła
Na jeszcze jedną zaletę:
Gdyby tak pani zabiła
Przewrotną w sobie kobietę,
Tę niebezpieczną panterkę,
Tę chytrą, wieczną heterkę,
To głupie, fałszywe zwierzę,
Co z każdym będzie się tarzać,
Rozkładac, tulić, obnażać,
Za wiersz czy pustą zabawę,
Za parę pończoch czy sławę,
Nawet - z miłości - powiedzmy,
Lecz w jakiś sposób bezecny,
Bo obliczony bezwiednie
W tak zwanej podświadomości
Na efekt cudzej zazdrości
Oraz korzyści powszednie;
O, gdyby pani umiała
Kochając najidealniej
Nie sądzić, że bez jej ciała
I "ekskluzywnej" sypialni
Byłbym stracony, zgubiony,
Chodziłbym błędny, strapiony,
I, że prócz pani na świecie
Na żadnej innej kobiecie
Nie znalazłbym tyle szczęścia
I takiej pełni posięścia,
I takiej upojnie - skwarnej
Rozkoszy (dość popularnej),
I że bez pani spojrzenia
Nie ma już dla mnie natchnienia,
I że bez pani rozkraczeń
W szał wpadnę chorych majaczeń!
Że bez przychylnych jej gestów
Zapadnę w nicość i próżnię,
I odtąd juz nie odróżnię
Chorejów od anapestów;
Gdyby się pani, powtarzam,
Zmieniła nieco w tym względzie,
A ja bym się nie rozmarzał
Przy seksualnym popędzie,
To stałaby się z nas para
Ach, najszczęśliwsza w Warszawie!
Może się pani postara?
Ja także trochę się wprawię.
Lecz list się dłuży. A przeto
Kończę. Nadziei mam mało.
Bo cóż by z nas pozostało,
Gdybym ja nie był poetą,
Nie dążył ku "ideałom",
A pani nie była kobietą
tak jednolitą i całą?
A zresztą... małoż to bywa
Na świecie różnych wypadków?
Może się jednak zmienimy?
Adieu, Madame. Bądź szczęśliwa,
Kiedy się znów zobaczymy?
P.S.
Ukłony dla pięknych pośladków
- Coldman
- Administrator
- Posty: 2681
- Rejestracja: 07 lip 2014, 2:27
- Płeć: mężczyzna
- Enneagram: 4w5
- MBTI: Szajs
- Lokalizacja: Wielkopolska
Re: Poezja
Wisława Szymborska - Chwila
Idę stokiem pagórka zazielenionego.
Trawa, kwiatuszki w trawie
jak na obrazku dla dzieci.
Niebo zamglone, już błękitniejące.
Widok na inne wzgórza rozlega się w ciszy.
Jakby tutaj nie było żadnych kambrów, sylurów,
skał warczących na siebie,
wypiętrzonych otchłani,
żadnych nocy w płomieniach
i dni w kłębach ciemności.
Jakby nie przesuwały się tędy niziny
w gorączkowych malignach,
lodowatych dreszczach.
Jakby tylko gdzie indziej burzyły się morza
i rozrywały brzegi horyzontów.
Jest dziewiąta trzydzieści czasu lokalnego.
Wszystko na swoim miejscu i w układnej zgodzie.
W dolince potok mały jako potok mały.
Ścieżka w postaci ścieżki od zawsze do zawsze.
Las pod pozorem lasu na wieki wieków i amen,
a w górze ptaki w locie w roli ptaków w locie.
Jak okiem sięgnąć, panuje tu chwila.
Jedna z tych ziemskich chwil
proszonych, żeby trwały.
Idę stokiem pagórka zazielenionego.
Trawa, kwiatuszki w trawie
jak na obrazku dla dzieci.
Niebo zamglone, już błękitniejące.
Widok na inne wzgórza rozlega się w ciszy.
Jakby tutaj nie było żadnych kambrów, sylurów,
skał warczących na siebie,
wypiętrzonych otchłani,
żadnych nocy w płomieniach
i dni w kłębach ciemności.
Jakby nie przesuwały się tędy niziny
w gorączkowych malignach,
lodowatych dreszczach.
Jakby tylko gdzie indziej burzyły się morza
i rozrywały brzegi horyzontów.
Jest dziewiąta trzydzieści czasu lokalnego.
Wszystko na swoim miejscu i w układnej zgodzie.
W dolince potok mały jako potok mały.
Ścieżka w postaci ścieżki od zawsze do zawsze.
Las pod pozorem lasu na wieki wieków i amen,
a w górze ptaki w locie w roli ptaków w locie.
Jak okiem sięgnąć, panuje tu chwila.
Jedna z tych ziemskich chwil
proszonych, żeby trwały.
- Nathas
- Rozkręcony intro
- Posty: 293
- Rejestracja: 08 paź 2017, 21:37
- Płeć: mężczyzna
- Enneagram: 4w5
- MBTI: ISTJ
- Lokalizacja: lubuskie
Re: Poezja
Katarzyna Ewa Zdanowicz
"tuli.pan"
szkoda mi tej małej pisywała wiersze
chodziła do szkoły w przygniłej sukience
drobna i żylasta cienka jak igiełka
spojrzał jej ktoś w oczy zgięła się i pękła
nikt nie wie dlaczego była taka krucha
choć już dawno zdechła język jej się rusza
zbiegli już się ludzie z całej mojej wioski
patrzą na nią tępo i mruczą jak osły
a w niej coś tam rzęzi skomli i oddycha
ksiądz przyszedł z kadzidłem i na diabła czyha
lecz to tylko motyl wpadł jej do gardełka
bo była jak kwiatek pachnąca choć ścięta
"Hycel"
nocą gdy wraca do domu matka otwiera jej drzwi
gdzie byłaś chyba nie z nim
on duszę ma cienką jak kożuszek z mleka
i umrze w rowie i nie zapłacze nikt
i pochowają go w ziemi jak łupinę od orzecha
ona mówi matce
jestem jego suką on jest moim psem
i noszę w sobie szczenię które was zagryzie
nie patrzę wam w oczy ale dobrze wiem
skradacie się na palcach coraz bliżej bliżej
ta krzywda i ten ból
on jest już tylko mój
"tuli.pan"
szkoda mi tej małej pisywała wiersze
chodziła do szkoły w przygniłej sukience
drobna i żylasta cienka jak igiełka
spojrzał jej ktoś w oczy zgięła się i pękła
nikt nie wie dlaczego była taka krucha
choć już dawno zdechła język jej się rusza
zbiegli już się ludzie z całej mojej wioski
patrzą na nią tępo i mruczą jak osły
a w niej coś tam rzęzi skomli i oddycha
ksiądz przyszedł z kadzidłem i na diabła czyha
lecz to tylko motyl wpadł jej do gardełka
bo była jak kwiatek pachnąca choć ścięta
"Hycel"
nocą gdy wraca do domu matka otwiera jej drzwi
gdzie byłaś chyba nie z nim
on duszę ma cienką jak kożuszek z mleka
i umrze w rowie i nie zapłacze nikt
i pochowają go w ziemi jak łupinę od orzecha
ona mówi matce
jestem jego suką on jest moim psem
i noszę w sobie szczenię które was zagryzie
nie patrzę wam w oczy ale dobrze wiem
skradacie się na palcach coraz bliżej bliżej
ta krzywda i ten ból
on jest już tylko mój
..:: Nie zmusisz nikogo żeby cię pokochał, ale zawsze możesz zamknąć go w piwnicy, żeby rozwinął się u niego syndrom sztokholmski ::..
- Coldman
- Administrator
- Posty: 2681
- Rejestracja: 07 lip 2014, 2:27
- Płeć: mężczyzna
- Enneagram: 4w5
- MBTI: Szajs
- Lokalizacja: Wielkopolska
Re: Poezja
Wszyscy, których spotykasz, zawsze pytają cię o pracę, czy się pobrałeś, czy masz dom? jakby życie było jakąś listą zakupów. Ale nikt nie zapyta cię, czy jesteś szczęśliwy...
Heath Ledger
Heath Ledger
Re: Poezja
I'm drenched
in the flood
which has yet to come
I'm tied up
in the prison
that has yet to exist
Not having played
the game of chess
I'm already the checkmate
Not having tasted
a single cup of your wine
I'm already drunk
Not having entered
the battlefield
I'm already wounded and slain
I no longer
know the difference
between image and reality
Like a shadow
I am
and
I am not
Jalaluddin Rumi
in the flood
which has yet to come
I'm tied up
in the prison
that has yet to exist
Not having played
the game of chess
I'm already the checkmate
Not having tasted
a single cup of your wine
I'm already drunk
Not having entered
the battlefield
I'm already wounded and slain
I no longer
know the difference
between image and reality
Like a shadow
I am
and
I am not
Jalaluddin Rumi
Re: Poezja
Not
You are not your age,
Nor the size of clothes you wear,
You are not a weight,
Or the colour of your hair.
You are not your name,
Or the dimples in your cheeks,
You are all the books you read,
And all the words you speak.
You are your croaky morning voice,
And the smiles you try to hide,
You’re the sweetness in your laughter,
And every tear you’ve cried.
You’re the songs you sing so loudly,
When you know you’re all alone,
You’re the places that you’ve been to,
And the one that you call home.
You’re the things that you believe in,
And the people that you love,
You’re the photos in your bedroom,
And the future you dream of.
You’re made of so much beauty,
But it seems that you forgot,
When you decided that you were defined,
By all the things you’re not.
Unknown
You are not your age,
Nor the size of clothes you wear,
You are not a weight,
Or the colour of your hair.
You are not your name,
Or the dimples in your cheeks,
You are all the books you read,
And all the words you speak.
You are your croaky morning voice,
And the smiles you try to hide,
You’re the sweetness in your laughter,
And every tear you’ve cried.
You’re the songs you sing so loudly,
When you know you’re all alone,
You’re the places that you’ve been to,
And the one that you call home.
You’re the things that you believe in,
And the people that you love,
You’re the photos in your bedroom,
And the future you dream of.
You’re made of so much beauty,
But it seems that you forgot,
When you decided that you were defined,
By all the things you’re not.
Unknown
Re: Poezja
I met a traveller from an antique land,
Who said - "Two vast and trunkless legs of stone
Stand in the desert... Near them, on the sand,
Half sunk a shattered visage lies, whose frown,
And wrinkled lip, and sneer of cold command,
Tell that its sculptor well those passions read
Which yet survive, stamped on these lifeless things,
The hand that mocked them, and the heart that fed;
And on the pedestal, these words appear:
My name is Ozymandias, King of Kings;
Look on my Works, ye Mighty, and despair!
Nothing beside remains. Round the decay
Of that colossal Wreck, boundless and bare
The lone and level sands stretch far away.”
Percy B. Shelley, Ozymandias
Who said - "Two vast and trunkless legs of stone
Stand in the desert... Near them, on the sand,
Half sunk a shattered visage lies, whose frown,
And wrinkled lip, and sneer of cold command,
Tell that its sculptor well those passions read
Which yet survive, stamped on these lifeless things,
The hand that mocked them, and the heart that fed;
And on the pedestal, these words appear:
My name is Ozymandias, King of Kings;
Look on my Works, ye Mighty, and despair!
Nothing beside remains. Round the decay
Of that colossal Wreck, boundless and bare
The lone and level sands stretch far away.”
Percy B. Shelley, Ozymandias
Re: Poezja
Nie widziałam cię już od miesiąca.
I nic. Jestem może bledsza,
trochę śpiąca, trochę bardziej milcząca,
lecz można żyć bez powietrza!
Maria Pawlikowska Jasnorzewska
I nic. Jestem może bledsza,
trochę śpiąca, trochę bardziej milcząca,
lecz można żyć bez powietrza!
Maria Pawlikowska Jasnorzewska
Re: Poezja
kiedy umrę kochanie
gdy się ze słońcem rozstanę
i będę długim przedmiotem raczej smutnym
czy mnie wtedy przygarniesz
ramionami ogarniesz
i naprawisz co popsuł los okrutny
często myślę o tobie
często piszę do ciebie
głupie listy – w nich miłość i uśmiech
potem w piecu je chowam
płomień skacze po słowach
nim spokojnie w popiele nie uśnie
patrząc w płomień kochanie
myślę – co się też stanie
z moim sercem miłości głodnym
a ty nie pozwól przecież
żebym umarła w świecie
który ciemny jest i który jest chłodny
Halina Poświatowska, Kiedy umrę kochanie
gdy się ze słońcem rozstanę
i będę długim przedmiotem raczej smutnym
czy mnie wtedy przygarniesz
ramionami ogarniesz
i naprawisz co popsuł los okrutny
często myślę o tobie
często piszę do ciebie
głupie listy – w nich miłość i uśmiech
potem w piecu je chowam
płomień skacze po słowach
nim spokojnie w popiele nie uśnie
patrząc w płomień kochanie
myślę – co się też stanie
z moim sercem miłości głodnym
a ty nie pozwól przecież
żebym umarła w świecie
który ciemny jest i który jest chłodny
Halina Poświatowska, Kiedy umrę kochanie
- Fangtasia
- Rozkręcony intro
- Posty: 311
- Rejestracja: 21 wrz 2014, 22:20
- Płeć: kobieta
- MBTI: ISFJ
- Lokalizacja: Wrocław
Re: Poezja
Stanisław Baliński - O tamtej…
Z tamtą było kapryśnie i było niepewnie,
Gdy prosiłeś o serce, drwiła z ciebie płocha,
A gdy chciałeś porzucić, wzywała cię rzewnie,
Trudno ją było lubić, trzeba było kochać.
Ta nigdy nie jest zmienna i nie jest powiewna,
Ma uśmiech pogodniejszy i słowa łaskawsze,
Możesz jej ufać wiernie, nie zdradzi -
- rzecz pewna,
A kiedy powie słowo, dotrzymuje zawsze.
Tamta mnie opuściła, tamtej nie ma ze mną,
Ta przyszła i uściskiem objęła serdecznie,
I chociaż mi z nią dobrze i chociaż bezpiecznie,
Za tamtą mi jest smutno, za tamtą mi ciemno…
Z tamtą było kapryśnie i było niepewnie,
Gdy prosiłeś o serce, drwiła z ciebie płocha,
A gdy chciałeś porzucić, wzywała cię rzewnie,
Trudno ją było lubić, trzeba było kochać.
Ta nigdy nie jest zmienna i nie jest powiewna,
Ma uśmiech pogodniejszy i słowa łaskawsze,
Możesz jej ufać wiernie, nie zdradzi -
- rzecz pewna,
A kiedy powie słowo, dotrzymuje zawsze.
Tamta mnie opuściła, tamtej nie ma ze mną,
Ta przyszła i uściskiem objęła serdecznie,
I chociaż mi z nią dobrze i chociaż bezpiecznie,
Za tamtą mi jest smutno, za tamtą mi ciemno…
- Fangtasia
- Rozkręcony intro
- Posty: 311
- Rejestracja: 21 wrz 2014, 22:20
- Płeć: kobieta
- MBTI: ISFJ
- Lokalizacja: Wrocław
Re: Poezja
Stanisław Barańczak - Jeżeli porcelana, to wyłącznie taka
Jeżeli porcelana, to wyłącznie taka,
której nie żal pod butem tragarza lub gąsienicą czołgu;
jeżeli fotel, to niezbyt wygodny, tak aby
nie było przykro podnieść się i odejść;
jeżeli odzież, to tyle, ile można unieść w walizce,
jeżeli książki, to te, które można unieść w pamięci,
jeżeli plany, to takie, by można o nich zapomnieć,
kiedy nadejdzie czas następnej przeprowadzki
na inną ulicę, kontynent, etap dziejowy
lub świat:
kto ci powiedział, że wolno ci się przyzwyczajać?
kto ci powiedział, że cokolwiek jest na zawsze?
czy nikt ci nie powiedział, że nie będziesz nigdy
w świecie
czuł się jak u siebie w domu?
Jeżeli porcelana, to wyłącznie taka,
której nie żal pod butem tragarza lub gąsienicą czołgu;
jeżeli fotel, to niezbyt wygodny, tak aby
nie było przykro podnieść się i odejść;
jeżeli odzież, to tyle, ile można unieść w walizce,
jeżeli książki, to te, które można unieść w pamięci,
jeżeli plany, to takie, by można o nich zapomnieć,
kiedy nadejdzie czas następnej przeprowadzki
na inną ulicę, kontynent, etap dziejowy
lub świat:
kto ci powiedział, że wolno ci się przyzwyczajać?
kto ci powiedział, że cokolwiek jest na zawsze?
czy nikt ci nie powiedział, że nie będziesz nigdy
w świecie
czuł się jak u siebie w domu?
- Czerwonekredki
- Stały bywalec
- Posty: 179
- Rejestracja: 21 lip 2018, 21:39
- Płeć: kobieta
- Enneagram: 4w5
- MBTI: ISTPT
Re: Poezja
"I gdybym miał podciąć sobie żyły to tylko kolcem róży
bo ładnie brzmi on podciął sobie żyły kolcem róży
I gdybym miał się utopić to tylko wśród wodnych lilii
bo wodne lilie są piękne
I gdybym miał wyskoczyć przez okno
to tylko przez zamknięte żeby bolało"
bo ładnie brzmi on podciął sobie żyły kolcem róży
I gdybym miał się utopić to tylko wśród wodnych lilii
bo wodne lilie są piękne
I gdybym miał wyskoczyć przez okno
to tylko przez zamknięte żeby bolało"
This is how i met Marla Singer.
Marla's philosophy of life is that she might die at any moment.
The tragedy, she said, was that she didn't.
Marla's philosophy of life is that she might die at any moment.
The tragedy, she said, was that she didn't.
Re: Poezja
Żeby się obudzić rano
Doprowadzić włosy do opamiętania
umyć się i ubrać
postawić czajnik z gwizdkiem
odgarnąć z okna samotny deszcz
trzeba się oprzeć na tym co wymyka się jak mokry kamyk
na sekundzie której już nie ma
na myśli której nie sposób dotknąć
na sile ciążenia co oddala tego kogo się kocha
kochamy od razu dwie osoby niemożliwe do kochania
bo tę co za blisko i tę za daleko
i chyba nawet dlatego umieramy
żeby nas było widać i nie widać
ks.Jan Twardowski
Doprowadzić włosy do opamiętania
umyć się i ubrać
postawić czajnik z gwizdkiem
odgarnąć z okna samotny deszcz
trzeba się oprzeć na tym co wymyka się jak mokry kamyk
na sekundzie której już nie ma
na myśli której nie sposób dotknąć
na sile ciążenia co oddala tego kogo się kocha
kochamy od razu dwie osoby niemożliwe do kochania
bo tę co za blisko i tę za daleko
i chyba nawet dlatego umieramy
żeby nas było widać i nie widać
ks.Jan Twardowski