Na pewno nie. Jak dla mnie jasno widać, że człowiek z grupy A dobrze się czuje we własnej skórze, jest samoświadomy, więc i pewny siebie, żyje jak lubi i wie, że sobie poradzi. A człowiek z grupy B ma problem z niepewnością, nie wyćwiczył się w kontaktach z innymi i funkcjonowaniu w świecie, więc kontakty i funkcjonowanie są dla niego trudne i rodzą lęk i niepewność, więc się jeszcze bardziej zamyka i tak to się kręci.Bóg pisze:"Henjum(1982) podzielił introwertyków na dwie główne grupy:
grupa A: samowystarczalny, pewny siebie, pracowity, z mocnymi postanowieniami, powściągliwy, lubiący zajęcia, które wymagają introspekcji.
grupa B: nieśmiały, zamknięty w sobie, z niskimi umiejętnościami nawiązywania kontaktów z ludźmi, bojący się ludzi i robienia czegoś przed innymi, lubiący być zostawiony samemu."
Oprócz tego na Wiki jest napisane, że introwertycy, którzy są neurotyczni (czyli że się bardzo przejmują wieloma rzeczami w wielkim skrócie) to niejacy melancholicy, a ci co się mniej przejmują i są bliżej tzw. "równowagi emocjonalnej" to flegmatycy.
Tak czytam i myślę sobie, że może grupa A to właśnie ci flegmatycy, a grupa B to melancholicy. Czy słusznie rozumuję? Co o tym sądzicie?
Co to ma wspólnego z byciem melancholikiem czy flegmatykiem?
Po ludziach widzę: kiedyś można mnie było spokojnie zaliczyć do grupy B, a teraz jestem już na obrzeżach grupy A. A jestem, i byłam, i będę melancholiczką. Mój chłopak jest z kolei flegmatykiem i taką samą drogę przechodzi. Moja mama też, a jest melancholiczką, jak ja. Ona to już w ogóle jest niemal w samym centrum grupy A.