Kurczę, nie sądziłam, że moje parę słów może wywołać taką dyskusję z dodatkiem krzeseł elektrycznych i innych
Studniówka minęła bezpowrtonie i doszłam do wniosku, że słowa Padre
Nie będzie źle, będzie nudno można potraktować jako prorocze.
Przez całą sobotę przeżywałam stresujące rozterki - z jednej strony bałam się okropnie, z drugiej byłam po prostu ciekawa co też los przyniesie. Poszłam, zaliczyłam, przeżyłam, żadnych większych emocji ta zabawa we mnie nie wzbudziła, a przy początkowych tańcach czułam się bardzo nienaturalnie. Najlepiej bawiły się osoby, które przyszły z partnerami spoza szkoły, z którymi tańczyli bez przerwy. Te parę osób, łącznie ze mną, które pojawiło się tam samotnie częściej przebywało przy stolikach niż na parkiecie. Odpowiadało mi to, bo tak jak niektórzy z was, a może i większośc lubię obserwować ludzi z daleka. Wiecie co było dla mnie największą katorgą? Przekrzykiwanie dudniącej muzyki po to, aby coś powiedzieć. Z natury mówię cicho, więc chyba wyobrażacie sobie jakie musiałam się męczyć. Ograniczyłam rozmowy do minimum. Ale za to obiecałam sobie że popracuję nad tonem mego głosu aby był on słyszalny dla otoczenia. Ot, nowe wyzwanie.
Czy żałuję? Mimo wszystko was zaskoczę i powiem że nie. Może najpierw zacytuję:
Tylko okazji do czego? Do zabawy, na którą nie masz ochoty a czujesz presję, że powinnaś pójść bo przecież nie wypada się pokazać. A wyzwanie? Ja dziękuję za takie wyzwania, które polegają na dostosowywaniu się na siłę do większości. Ostatecznie podejmuję wyzwania, które dają mi jakąś satysfakcję, a w takim przypadku chyba nie ma o niej mowy, chyba, że ktoś czuje satysfakcję po tym jak wytrzymał 10 godzin w tłumie wystrojonych osób na imprezie , na którą nie miał w ogóle ochoty pójść.
To nie tak, że nie miałam ochoty pójść. Gdyby tak było po prostu bym odmówiła, rodzice raczej by mnie nie zmuszali, zresztą już wiele razy rezygnowałam z różnych osiemnastek i innych dupereli - wtedy na prawdę nie chciałam pójść i nie było ze mną dyskusji. Wiesz czemu to zrobiłam? Ostatnio doszłam do wniosku, że moje życie to jedno wielkie
tchórzostwo. Takie refleksje naszły mnie po lekturze
Mistrza i Małgorzaty. Moje życie to tchórzostwo ponieważ ciągle przed czymś uciekam, czy to przed ludźmi czy trudniejszymi sytuacjami, chowając się w moim pokoiku. Lubię ciszę i spokój, ale błagam, ile można ciągle wycofywac się z życia? Jak mam zdobyć przyjaciół, pewnośc siebie, przebywając ciągle w tym samym miejscu? Boję się po prostu, że kiedyś stanę się tak przyzwyczajoną do rezygnacji osoby, że ozrezygnuję z podjęcia pracy, z rodziny, a ostatecznie zrezygnuję z życia. Tak, studniówka była wyzwaniem - pokonałam ten strach niszczący moje życie. I choć nie bawiłam się setnie, czuję satysfakcję, że się odważyłam i teraz wiem, że ten strach da się pokonać. Próbuję sobie wmówić że żyje się raz i z tego powodu trzeba korzystac z życia, trochę pomaga ale jeszcze długa droga przede mną.
Przepraszam za takie długie wywody, ale musiałam dać upust emocjom