cityCAT pisze:
Tzn też czerpiesz korzyści z umiejętności obserwacji w tym celu, alby uzyskać to, czego chcesz od innych???
Chodziło mi o to, że przy bliższym poznaniu z każdego wychodzą jakieś drobne (optymistycznie rzecz biorąc) niedoróbki. Z tym, że z tych cichych wychodzi jeszcze wiele zalet, których na pierwszy rzut oka nie było widać; to często przeważa szalę. No, a jeśli ktoś w ciągu pierwszej godziny znajomości zdążył już wyłożyć całe życie na stół... to czasem nie ma co robić wrażenia poźniej.
Z tym że to moje obserwacje, bo z reguły w znajomościach nie bazuję na pierwszym wrażeniu a cały czas obserwuję i zbieram dane. Po cichu ;-)
I jestem prosty, jeśli chcę czegoś to zwyczajnie proszę, szanowna manipulatrice
I explore the frontiers of safety! I laugh at danger, from a distance, and quietly, so as not to get all worked up.
Ci, którzy mnie znają mają mnie za zamuleńca (mają rację), a ci, którzy mnie dopiero poznali często myślą, że coś palę (nie maja racji). Nie przeszkadza mi to. Wręcz przeciwnie - jak się ludzie przyzwyczają to można sobie zrobić niezłą samotnię wśród kumpli; zapewniam, że to możliwe . Najgorzej jest z dziewczynami, gdyż niejednokrotnie zdarza się, że one po prostu się mnie boją . Widocznie nie wytrzymują spojrzenia a'la L z Death Note u gościa z posturą Johna Coffey'a z Zielonej Mili (Wygląda jak morderca, taki to musi krzywdę zrobić).
ci, którzy mnie dopiero poznali często myślą, że coś palę
Większość szkolnych znajomych miała mnie za ćpuna.
Inna sprawa, że kiedy już ktoś mi to sugeruje - nigdy otwarcie nie zaprzeczam. Toż to wspaniałe alibi do publicznego bujania w obłokach, intro-zamulania, nieuśmiechania się do ludzi i marmolenia półgębkiem niezrozumiałości.
ci, którzy mnie dopiero poznali często myślą, że coś palę
Większość szkolnych znajomych miała mnie za ćpuna.
Inna sprawa, że kiedy już ktoś mi to sugeruje - nigdy otwarcie nie zaprzeczam. Toż to wspaniałe alibi do publicznego bujania w obłokach, intro-zamulania, nieuśmiechania się do ludzi i marmolenia półgębkiem niezrozumiałości.
No cóż, mogę się podpisać. U mnie dochodzi jeszcze banan od ucha do ucha, kiedy widzę kolegę i od razu w głowie ładuje się z filmik z ostatniej śmiesznej sytuacji z jego udziałem.
Dobrze, jeśli myślą, że coś ćpam, gorzej, kiedy wydaje im się, że się z nich śmieję.
"Socjalizm jest to ustrój, w którym bohatersko pokonuje się trudności... nie znane w żadnym innym ustroju"
"The nine most terrifying words in the English language are: 'I'm from the government and I'm here to help.'"
Zawsze dziwiło mnie, że jak 1 osoba gada z inną to jest jakoś na luzie ,a ze mną tak jakby oficjalnie, nie wiem czym to jest spowodowane, napewno ma to związek z moją osobowością.
Hmm, różnie to bywa. Jeśli trzeba, potrafię nawiązać w miarę przyjazny kontakt z otoczeniem, ale te znajomości pozostają zwykle powierzchowne. Ludzie pytają mnie o zdanie, proszą o przysługę, o pomoc - takie to głównie są kontakty. Mam znajomych, kilkoro, ale oddalamy sie od siebie. Ja nie potrzebuję fizycznej bliskości, częstych spotkań, telefonów, gadania o bzdurach. Jeśli mnie potrzebują, mogą na mnie liczyć, chętnie pomagam. Trzymam ludzi na dystans, nie umiem inaczej. Co nie znaczy, że o nich zapominam. Oni zapominają. Nie przeszkadza mi to.
"The power of accurate observation is called cynicism by those who have not got it." Rest assured I've got it in abundance ;P
5w4, prone to procrastination
ISTP Craftsman I=89% S=79% T=89% P=58%
W relacjach z ludźmi jest prosta zasada - wzajemności, ty coś dasz to dopiero ja też. I zauważyłem, że to właśnie ja - o zgrozo - muszę zrobić ten pierwszy krok. Jeżeli się pierwszy odezwę to na drugi raz ta osoba się do mnie pierwsza odezwie. Banalnie proste, ale nie zawsze starcza odwagi. Szczególnie jak każdą myśl najpierw dokładnie analizuję, a dopiero potem być może wypowiadam.
"Achilles miał tylko piętę Achillesa. Ja mam całe ciało Achillesa. "
Jak woda. Zazwyczaj po prostu płynie sobie obok. Może pomóc, może zaszkodzić; decyzje innych mają na to wpływ. Ktoś mi ostatnio powiedział - po długim monologu - iż mam w sobie pozytywną energię. Mam? Mogę dla drugiego być najlepszym oparciem, lub najeżoną soplami bryłą lodu.
Na część ludzi działam - nie działam, nie mają zainteresowania moją osobą. Wydaje im się, że niczego ciekawego nie mam w sobie, jestem cichy i skryty. Myślą, że może mam jakiś problem na którym myślę, ogólnie takie zdziwienie dlaczego nie jestem jak oni. Dlatego czasem wydaje mi się, że działam na tych ludzi obojętnie lub nieco odrzucająco.
Druga części ludzi, większa w moim odczuciu reaguje mniej lub bardziej pozytywnie. Starsze osoby widzą grzecznego i poukładanego młodzieńca, kulturalnego i pomocnego. Młodsi widzą normalną osobę, mającą coś ciekawego do powiedzienia, lecz niezbyt wylewną, skromną. Czasem zdarzało mi się słyszeć, że jestem tajemniczy (czyli zaciekawienie).
Czy działam na ludzi w sposób "większy"? Hmm raczej nie zauważyłem abym motywował swoim zwykłym zachowaniem ludzi do wielkich czynów, czy zmieniał ich życie, nastawienie itp. Może jedynie w szkole fotograficznej dawałem jakąś inspirację ludziom, bo nie działałem schematycznie i moje prace były nieco inne, wyróżniające się spośród stosu innych. Może jeszcze podczas uprawiania kolarstwa (pełna amatorka oczywiście), rywalizacja ze znajomymi była bardzo motywująca do pracy nad sobą, ale to w sumie takie raczej "zwykłe" rzeczy bym powiedział.
"Wolę być prawdziwym dla siebie, nawet jeśli grozi to narażeniem się na kpinę innych ludzi, niż być dla siebie fałszywym i narazić się na własną odrazę." - Frederick Douglass
Ja myślę, że działam na ludzi raczej pozytywnie. Szczególnie starsze osoby mnie uwielbiają, bo zawsze pogadam, usmiechnę się i w ogóle. Uwielbiam też uśmiechać się do obcych ludzi w urzędach, szkole czy na ulicy i oni często to odwzajemniaja, i mają potem takie pogodne buźki więc chyba sprawia im to przyjemność. Sporo osób też powiedzialo mi, ze dzialam na nie inspirujaco. Ogólnie staram się być bardzo miła i życzliwie nastawiona do ludzi i w przeciwieństwie do wcześniejszych lat (gdzie byłam zahukana, zamknięta i w każdym widziałam wroga), to widzę, że ludzie znacznie lepiej na mnie reagują.
Osoba spokojna, ułożona, godna zaufania. Trochę narcystyczne. Po bliższym poznaniu - jako osobę trudno dostępną, robiącą wiele rzeczy na opak.
Ale jak wspomniała poprzedniczka - dużo zależy od naszego nastawienia do drugiej osoby - gdy w kimś widzimy wroga, to stajemy się niczym wściekły pies. W bardzo dużym procencie nie dopuszczamy do siebie pozytywnych aspektów. Jakbyśmy chcieli grać niedostępnych... co jest paradoksem, bo przez to często chcemy, aby ktoś zwrócił na nas uwagę (być może jest odosobniony przypadek(?)).
Granie niedostępności. Coś w tym jest acz czy to gra czy manifest pokazania wybredności jeśli chodzi o ludzi których chcemy zainteresować? Być może podobnie konkretnie wybrednych i nietuzinkowych?
''Manifest wybredności'' - być może tak jest. Człowiek chce zrobić wstępny przesiew, aby w swoim mniemaniu zatrzymać tylko te osoby, które będą przy nim na zawsze. A my sami idealizujemy, że wszystko będzie ok. Chcemy z kogoś zrobić podporę. Myślę, że to wypływa ze zbyt niskiej samooceny.