Zabawne jest kilka rzeczy. Po pierwsze porównujesz postrzeganie świata dziecięcego i dorosłego, choć bardzo się one różnią. Po drugie porównujesz dziecięcą bójkę do gwałtu.
Skoro "nie widziałeś", to na jakiej podstawie uważasz, że może zaistnieć prowokacja? Na podstawie doświadczenia, którymi są dziecinne bójki? To jest właśnie śmieszne, bo nie rozróżniasz wagi problemu.
Zamieściłam link właśnie po to, by zilustrować ci czym jest gwałt. Jest to w głównej mierze list zgwałconej dziewczyny do człowieka, który ją zgwałcił, wygłosiła go na sali sądowej. Wydaje mi się, że to dość rzetelna relacja zdarzenia - w każdym razie
równie rzetelna jak twoja. I nie chodzi o samą zbrodnię, ale o to, jak się potem czuła i jak bardzo wywleczono na wierzch jej życie prywatne, by znaleźć choćby najmniejszy szczegół, który poddał by w wątpliwość, to że została zgwałcona. Jak to wyglądało z jej strony i jak chciano żeby wyglądało. Tak jakby to ona była winna. Tak jakby jej przeszłość miała wpływ na zachciankę chłopaka, który nawet nie znał jej imienia.
Nie chodziło mi o narażanie życia. Nie chodziło o zainteresowania. Chodziło mi o zwykłą dorosłą osobę, która jest poczytalna, może zbyt metaforycznie to ujęłam, bo chciałam to ładnie zobrazować.
psubrat pisze:Mój anegdotyczny przykład jest bardzo powszechny. Czy sam nigdy tego nie widziałeś (na żywo, nie przez telewizor / internet)?
Ja nie widziałam. To chyba niszczy twój argument. Jak mam ci teraz wierzyć?
psubrat pisze:Zawsze gdy się kwestionuje dogmat, że cała populacja kobiet jest święta, to wywołuje się jakieś nadmierne poruszenie...
Oczywiście, że istnieją kobiety-potwory. Śmiem twierdzić, że nawet zdarza się, że kobieta może zgwałcić mężczyznę, tylko jemu głupio się do tego przyznać (taki mamy świat...). Tylko tu nie o to chodzi. Tu chodzi o godność człowieka, o pewną granicę do przekroczenia której wymaga jest świadoma zgoda drugiej osoby. Równie dobrze można podmienić słowo kobieta na mężczyzna, choć to może być trudne do wyobrażenia sobie.
Zróbmy eksperyment myślowy: wyobraź sobie, że jesteś winien pieniądze przyjacielowi i już dawno miałeś mu oddać. Idziesz do niego w odwiedziny, trochę sobie wypiliście. On cię prosi o oddanie pieniędzy, ale ich nie masz i on cię gwałci. Można przyjąć, że go sprowokowałeś, czy czujesz się winny? Czy on miał prawo cię zgwałcić?
psubrat pisze:Mam już trochę doświadczenia w dyskutowaniu niepopularnych poglądów - zarówno w internecie jak i na żywo...
Wbrew pozorom, twoje poglądy nie są tak "niepopularne". Podobnie rozumuje wielu policjantów, sędziów, czy prokuratorów, przez co około 90% gwałtów kończy się umorzeniem sprawy, a jeśli już zapada wyrok, jest on zwykle w zawieszeniu lub bardzo niski. Przez to wyciąga się na wierzch najmniejsze szczegóły życia ofiar, by udowodnić im, że sprowokowały sprawcę lub nie broniły się przed nim wystarczająco mocno. Gdyby te poglądy były "niepopularne", to nie istniałaby sytuacja, że polityk mówi, że "kobietę zawsze się trochę gwałci, bo jak mówi nie, to myśli tak" i nadal jest politykiem. Nie byłoby sytuacji, że na policyjnych stronach powstają poradniki pt. "jak uniknąć gwałtu", mówiące "nie pij, nie bierz narkotyków, wychodź wszędzie tylko z kimś z rodziny, ubieraj się skromnie, nie wchodź sama do windy".
Dlatego chciałam poznać twoją opinię i dowiedzieć się, według ciebie powinna zachowywać się kobieta, by sprowokować kogoś do gwałtu. I uświadomić ci, że się mylisz