Strona 1 z 1

Syndrom gotującej się żaby.

: 31 mar 2019, 17:31
autor: StaraDusza
Ktoś ma lub miał?

Re: Syndrom gotującej się żaby.

: 31 mar 2019, 17:42
autor: highwind
Rozwiń temat proszę. Co to za syndrom, czego dotyczy i w jaki sposób wiąże się z tobą; jak ty się do tematu odnosisz. Bo obecnie ten temat to jedna wielka niewiadoma.

Re: Syndrom gotującej się żaby.

: 31 mar 2019, 17:42
autor: Arsen
Jakby ktoś nie wiedział o co pięć a był zbyt leniwy na sprawdzenie > https://pieknoumyslu.com/syndrom-gotujacej-sie-zaby/

Co do tematu, tak, bardzo często. Toksyczne związki i relacje to spora część mojej przeszłości, i faktycznie zauważenie tego było hmm, niemożliwe. Dopiero wtedy kiedy już nie wytrzymywałem i coś pękło to nagle mnie olśniewało w czym ja byłem. W jakich chorych relacjach gdzie daje coś od siebie i nawet za drugą osobę bo ona ma to gdzieś.

Tutaj chyba trzeba przegrać aby wyciągnąć wnioski. Zerwałem wszystkie tego typu relacje, aczkolwiek łatwo mi w nie wpadać przez skłonności na które nie mam wiedzy aby się wypowiadać. Może dobre serce to dobre określenie? Na pewno pewna dawka egoizmu bardzo pomaga w tym aby nie wpadać w takie pasożytnicze relacje.

Re: Syndrom gotującej się żaby.

: 31 mar 2019, 18:21
autor: StaraDusza
"Syndrom gotującej się żaby

Jeśli włożymy żabę do garnka pełnego wody i zaczniemy ją podgrzewać, wraz ze wzrostem temperatury żaba zacznie dostosowywać temperaturę swojego ciała. Płaz ten utrzymuje się przy życiu zmieniając swoją temperaturę pod wpływem środowiska.

Jednak kiedy woda jest już na granicy zagotowania, żaba oczywiście nie potrafi się dostosować. W tym momencie decyduje się wyskoczyć. Próbuje to zrobić, ale ponieważ wykorzystała całą swoją energię na dostosowywanie się, nie udaje jej się tego zrobić. W końcu umiera.

Co zabiło żabę? Pomyśl o tym! Większość z was powie, że to gotująca się woda. Jednak tak naprawdę zabiła ją niemożność zdecydowania się na skoczenie w odpowiednim momencie. Oto co próbuje nam przekazać syndrom gotującej się żaby."

Mój przypadek to moja praca , życie rodzinne i małżeństwo. Niestety potrafię dostrzegać konsekwencje moich działań w życiu które odbijają się w życiu innych. Mam z tym spory problem bo jestem idealistką i ciężko mi wbić sobie do głowy że nie na wszystko mam wpływ , że moje działania mają sens albo nie mają. Bo jeśli maja to się staram a jeśli nie mają po co wgl się starać. Obecnie ten syndrom dotyczy mojego życia i życia ludzi na świecie. Potrafię łączyć wątki i przewidywać skutki . Tak na logikę powinno być ale czasem nie jest i wtedy każdy mi rozwala moje myślenie bo nie miałam racji. Wykańczają mnie zagrożenia światowe których nie dostrzegają ludzie. Nie wiem czy nie chcą, nie potrafią , ale oznaki są. Jak to mówią nie ma przypadku sa tylko znaki. W pracy może uda mi się uciec od zależności i prania mózgu , wbijania w winę i toksycznych relacji. Ale światowo... już nie. Jestem przerażona właściwie furtkami które są otworzone i którymi pozwalamy sobie na niebezpieczeństwa. A tu już nie mam gdzie "wyskoczyć". Nie wiem jak dotrzeć do ludzi bo to nie chodzi o to by mieć paranoje na zagrożenia ale że pozwalamy na takie sytuacje i przepisy ktore to umożliwiaja.

Re: Syndrom gotującej się żaby.

: 31 mar 2019, 19:32
autor: highwind
StaraDusza pisze:Jestem przerażona właściwie furtkami które są otworzone i którymi pozwalamy sobie na niebezpieczeństwa.
No ale czym się przejmujesz, jak i tak pewnie nie dożyjesz, żeby odczuć najgorsze następstwa czegokolwiek? Nie lepiej po prostu cieszyć się życiem zamiast zamartwiać? Bo z takich krótkoterminowych, które nam zagrażają, to co? Wojna jakaś ewentualnie. Żaba sobie sczezła w kotle powoli podgrzewanej wody. A jaka jest alternatywa? Wpieprzyłby ją jakiś kot, szczupak, czy inne cholerstwo.

Re: Syndrom gotującej się żaby.

: 31 mar 2019, 20:28
autor: StaraDusza
Może być że nie dożyje. Głupia maksyma nieznajomość przepisów szkodzi a obecna ilość ich wymyślania pozwala na udupienie każdego kwestia czasu. Poza tym mam umysł i nie wiem czemu ludzie popadli w marazm " bo tak juź jest". Połowa z was niea dzieci więc nie do końca interesuje się przyszłościa. I tak idzie od wiekóq. Zamiast przebudzić się z letargu myślimy tylko o sobie i.problemach które mogą dotknac tylko nas osobiście. Nauczono nas i wyszlifowano. Nie czujecie zaciskającej się pętli. Nie zauwaźacie restrykcyjnego prawa które wam się pisze i tu i w unii i poprzez konsumpcjonizm?

Re: Syndrom gotującej się żaby.

: 03 kwie 2019, 0:11
autor: Fire
Nigdy nie byłam ofiarą tego syndromu. Moja niezależność zawsze dała znać o sobie w odpowiednim momencie. Kiedy czuję się zagrożona znikam bez ostrzeżenia.

Re: Syndrom gotującej się żaby.

: 07 kwie 2019, 0:04
autor: Redoks
Czytając opis tego, to ja chyba jestem jedną wielką gotującą się zabą. Nie umiem szybko i sprawnie podejmować decyzji, wiec kisne w złych sytuacjach bardzo długo aż robią się tak niezjadliwe i męczące, ze to mnie wykańcza. I pozwalam sobie na siedzenie w relacjach, których nie chcę i sytuacjach, przez które cierpię. Myślę, ze wynika to z tego, ze podświadomie jestem jakoś przekonana, ze ja nie zasługuje na możliwość decydowania i nie powinnam swoimi zachowaniami przeszkadzać innym. Ze skoro już jestem w tym garnku, to powinnam w nim być i cierpieć skoro już sama sie do niego wpakowałam. A gdy już podejmę te decyzje żeby wyjsc, bo nerwy mi w koncu puszczą, to bywa za pozno.

Re: Syndrom gotującej się żaby.

: 18 kwie 2019, 12:12
autor: Racter
Redoks pisze: 07 kwie 2019, 0:04 Czytając opis tego, to ja chyba jestem jedną wielką gotującą się zabą.
Heh, mam podobnie.
Mam dość marną sytuację rodzinną - powiedzmy, że szczegóły sobie daruję. Teoretycznie mógłbym wyjechać, rzucić to w pizdu i spróbować uratować cokolwiek co zostało z moich nerwów... ale z drugiej strony, to jest rodzina. Także tkwię, gotuję się i chyba tylko modlę się, aż ktoś wyłączy ogień, bo sam czuję się bezsilny.

Re: Syndrom gotującej się żaby.

: 18 kwie 2019, 14:06
autor: StaraDusza
Właśnie rodzinnie jestem w środku takiego bajzlu myślowego. Z jednej strony moja mama sobie wymyśliła że jest chora i muszę za nią robić wszystko bo po to ma dzieci. Nic do niej nie dociera że każdy ma swoje życie i trzeba się starać nie obarczać kogoś sobą. Każdy z rodziny ma złote myśli którymi mi mącą w głowie i umoralniają. Ale nikt nie robi sam co słownie wymaga od innych.

Re: Syndrom gotującej się żaby.

: 18 kwie 2019, 14:34
autor: Fire
Niestety takie sytuacje są dość częste. Cwane rodzinki wybierają tę najżyczliwszą i jednocześnie najwrażliwszą osobę wśród swoich,która musi poświęcić się dla dobra sprawy. Ten człowiek, zwykle kobieta, rezygnuje z własnego życia, poświęcając się całkowicie dla chorej osoby (niekoniecznie wymagającej stałej opieki). Reszta bliskich ma problem z głowy i spokojne sumienie. Tyle, że wybrana opiekunka zamienia się w tylko i wyłącznie opiekunkę. I stopniowo traci kontakt ze światem. Przestaje cieszyć się życiem, cały swój czas poświęca podopiecznemu i nie potrafi myśleć o swoich potrzebach.
Radzę się postawić dopóki zauważamy problem, rozdzielić opiekę, nie pozwolić mieszać sobie w głowie. Ewentualnie zorganizować opiekę z zewnątrz.
Nie wyobrażam sobie jak można wmanipulowywać kogokolwiek w coś, na co nie ma siły i/czy możliwości.
Polecam "żabie" szykować się do skoku-w tej sytuacji-koniecznie!

Re: Syndrom gotującej się żaby.

: 18 kwie 2019, 22:06
autor: Kys
Moja relacja z matką to jeden wielki syndrom gotującej się żaby, chociaż ja bym go tak nie nazwał, ale o tym później. Irytacja jest chyba najczęstszą emocją, którą odczuwam. Zwykle było tak, że jak miałem matki dość to wybuchałem gniewem, kłóciliśmy się, a potem strzelałem focha i się nie odzywałem, bo zawsze te kłótnie "przegrywałem". Po jakimś czasie zaczynałem się odzywać, stopniowo od samych przekazywania informacji do normalności. Potem znowu narastała irytacja i tak w koło macieju. Ale pewnego razu coś we mnie pękło i... odpuściłem. Doszło do tego, że jak matka mnie bezpodstawnie krytykuje to zamiast wybuchać gniewem, to spuszczam głowę i mówię przepraszam. Jak mnie prosi o coś co nie chcę robić czy uważam, że inaczej by było lepiej, to zamiast próbować ją przekonać do swojego zdania, to spuszczam głowę, mówię "dobrze" i posłusznie robię. Ten stan uznałbym za "ugotowaną żabę", czyli powinienem umrzeć. Jednak bywają przebłyski kiedy znowu chcę wybuchnąć gniewem, więc jakby nie umarłem, dlatego ta analogia z żabą mi nie pasuje, a może jeszcze nie doznałem całkowitego ugotowania. I jak mam te przebłyski, że jednak jestem coś wart i mogę mieć własne zdanie to przypominam sobie tamto błędne koło i siedzę cicho. Smutna prawda jest taka, że dopóki matka nie umrze nie będę mógł być sobą.