Rozkosze samotności :)
- Inno
- Legenda Intro
- Posty: 1214
- Rejestracja: 01 paź 2008, 18:47
- Płeć: nieokreślona
- Lokalizacja: Warszawa
Rozkosze samotności :)
Mickiewicz napisał kiedyś: „Samotności! Do ciebie biegnę jak do wody/ Z codziennych życia upałów” i ja mogłabym te wersy codzienne cytować. Miałam takie zdarzenie:
Szłam na zajęcia. U mnie w budynku wydziału jest taki szeroki hol, a od niego odchodzą mniejsze korytarze, jeden z nich prowadzi do mojej sali. Zazwyczaj siedzi tam pod ścianami wzdłuż przejścia trochę osób czekających na wykłady, a wtedy nie było nikogo. Pusty korytarz. I w jednej chwili ogarnął mnie spokój i takie poczucie komfortu, że aż się uśmiechnęłam do siebie; było to wręcz poczucie przyjemności. Krótki moment, ale aż mnie zdziwiło, jak mój nastrój zmienił się w mgnieniu oka. O razu przybyło mi też energii. Mogłabym tę krótką trasę przebyć w podskokach albo tanecznym krokiem. I to tylko dlatego, że nie było tam żadnej innej osoby oprócz mnie.
Nie chodzi nawet o zamieszanie i hałas, jaki często otworzą ludzie, bo zazwyczaj studenci czekający w tamtym miejscu (nie jest ich dużo, kilka osób, nie chodzi mi o te 5 minut przed rozpoczęciem wykładów) siedzą w ciszy i czytają książki, notatki. Ale nawet wtedy ich obecność jest bezdyskusyjna i, choć nie ma przecież bezpośredniego dotyku, dosyć mocno odczuwalna. Tak samo mam w bibliotece, zawsze jest jakieś takie lekkie napięcie i konieczność wystawiania czułków na otoczenie, żeby odbierać sygnały.
Uwielbiałam chwile samotności już od dzieciństwa. Moi rodzice oboje pracują zarobkowo i kiedy byłam w podstawówce (a potem też w gimnazjum, liceum), jak wracałam po lekcjach do domu, rodziców jeszcze w nim nie było. A jestem jedynaczką, więc żadnego rodzeństwa też nie było (tak samo babć i innych ludzi). Przez parę godzin dziennie przebywałam w mieszkaniu sama. Uwielbiałam to (nadal uwielbiam), przechadzałam się po pokojach i napawałam ową atrakcyjną samotnością. Pamiętam też, że strasznie szkoda mi było dzieci, których mamy nie pracowały zawodowo, które były w domu, kiedy dzieci wracały po lekcjach. Myślałam sobie, że są takie biedne, bo wychodzą ze szkoły pełnej ludzi i trafiają do domu, gdzie znowu ktoś jest i chce od nich jakiegoś kontaktu. A czytałam jakiś czas temu narzekania osób, które, jako dzieci, wracały do pustych mieszkań i było im smutno i tylko czekały, aż ktoś przyjdzie. Byłam zdziwiona. :razz:
A jak to jest u Was, macie jakieś wspomnienia, przemyślenia a propos miłego stanu samotności?
Chodzi mi tu o chwile, okresy, nie stan permanentny. Od jakiegoś czasu z zaskoczeniem odkryłam, że przebywanie w mieszkaniu samej cały czas (nawet włączając w to wychodzenie na zajęcia), nie jest wcale takie przyjemne i wolę jednak jak w drugim pokoju jakiś dobrze znany i oswojony człowiek czasem jest, no ale tu nie o tym.
O mieszkaniu w pojedynkę/z innymi tu: Mieszkanie w pojedynkę vs. mieszkanie z kimś.
Szłam na zajęcia. U mnie w budynku wydziału jest taki szeroki hol, a od niego odchodzą mniejsze korytarze, jeden z nich prowadzi do mojej sali. Zazwyczaj siedzi tam pod ścianami wzdłuż przejścia trochę osób czekających na wykłady, a wtedy nie było nikogo. Pusty korytarz. I w jednej chwili ogarnął mnie spokój i takie poczucie komfortu, że aż się uśmiechnęłam do siebie; było to wręcz poczucie przyjemności. Krótki moment, ale aż mnie zdziwiło, jak mój nastrój zmienił się w mgnieniu oka. O razu przybyło mi też energii. Mogłabym tę krótką trasę przebyć w podskokach albo tanecznym krokiem. I to tylko dlatego, że nie było tam żadnej innej osoby oprócz mnie.
Nie chodzi nawet o zamieszanie i hałas, jaki często otworzą ludzie, bo zazwyczaj studenci czekający w tamtym miejscu (nie jest ich dużo, kilka osób, nie chodzi mi o te 5 minut przed rozpoczęciem wykładów) siedzą w ciszy i czytają książki, notatki. Ale nawet wtedy ich obecność jest bezdyskusyjna i, choć nie ma przecież bezpośredniego dotyku, dosyć mocno odczuwalna. Tak samo mam w bibliotece, zawsze jest jakieś takie lekkie napięcie i konieczność wystawiania czułków na otoczenie, żeby odbierać sygnały.
Uwielbiałam chwile samotności już od dzieciństwa. Moi rodzice oboje pracują zarobkowo i kiedy byłam w podstawówce (a potem też w gimnazjum, liceum), jak wracałam po lekcjach do domu, rodziców jeszcze w nim nie było. A jestem jedynaczką, więc żadnego rodzeństwa też nie było (tak samo babć i innych ludzi). Przez parę godzin dziennie przebywałam w mieszkaniu sama. Uwielbiałam to (nadal uwielbiam), przechadzałam się po pokojach i napawałam ową atrakcyjną samotnością. Pamiętam też, że strasznie szkoda mi było dzieci, których mamy nie pracowały zawodowo, które były w domu, kiedy dzieci wracały po lekcjach. Myślałam sobie, że są takie biedne, bo wychodzą ze szkoły pełnej ludzi i trafiają do domu, gdzie znowu ktoś jest i chce od nich jakiegoś kontaktu. A czytałam jakiś czas temu narzekania osób, które, jako dzieci, wracały do pustych mieszkań i było im smutno i tylko czekały, aż ktoś przyjdzie. Byłam zdziwiona. :razz:
A jak to jest u Was, macie jakieś wspomnienia, przemyślenia a propos miłego stanu samotności?
Chodzi mi tu o chwile, okresy, nie stan permanentny. Od jakiegoś czasu z zaskoczeniem odkryłam, że przebywanie w mieszkaniu samej cały czas (nawet włączając w to wychodzenie na zajęcia), nie jest wcale takie przyjemne i wolę jednak jak w drugim pokoju jakiś dobrze znany i oswojony człowiek czasem jest, no ale tu nie o tym.
O mieszkaniu w pojedynkę/z innymi tu: Mieszkanie w pojedynkę vs. mieszkanie z kimś.
- Piorun23
- Intro-wyjadacz
- Posty: 369
- Rejestracja: 28 sty 2010, 12:01
- Płeć: nieokreślona
- Lokalizacja: z ciemnego boru
Re: Rozkosze samotności :)
Uwielbiam takie chwile samotności
Nie samotność sensu stricte (przez wiele lat myślałem że też, ale teraz wiem że zbyt dużo samotności jest dla mnie groźne bo zbyt szybko odzwyczajam się od ludzi), ale właśnie takie chwile
W sumie by podładować akumulatory i odpocząć samotność jest mi niezbędna
Nie umiem i nigdy nie umiałem odpocząć w towarzystwie
Cudownie wspominam na przykład samotne spacery o 2 w nocy, gdy całe miasto miałem dla siebie... albo nocną jazdę na rolkach w podobnej porze
Teraz bardzo lubię sam snuć się po lesie
Nie samotność sensu stricte (przez wiele lat myślałem że też, ale teraz wiem że zbyt dużo samotności jest dla mnie groźne bo zbyt szybko odzwyczajam się od ludzi), ale właśnie takie chwile
W sumie by podładować akumulatory i odpocząć samotność jest mi niezbędna
Nie umiem i nigdy nie umiałem odpocząć w towarzystwie
Cudownie wspominam na przykład samotne spacery o 2 w nocy, gdy całe miasto miałem dla siebie... albo nocną jazdę na rolkach w podobnej porze
Teraz bardzo lubię sam snuć się po lesie
http://greenshadow23.deviantart.com/
Zapraszam :wink:
Tak jestem smętny jak kurhan na stepie, a tak samotny, jak wicher na morzu
a tak zbłąkany, jak liść na rozdrożu, a tak zwinięty, jak żmija w czerepie...
...może lepiej nie wiedzieć, że masz tylko siebie? ...lepiej karmić się "prawdą" że Bóg jest gdzieś... tylko zasnął...
Cynik jest draniem który złośliwie postrzega świat takim, jaki jest, a nie takim, jakim według wiary ludzi być powinien
Zapraszam :wink:
Tak jestem smętny jak kurhan na stepie, a tak samotny, jak wicher na morzu
a tak zbłąkany, jak liść na rozdrożu, a tak zwinięty, jak żmija w czerepie...
...może lepiej nie wiedzieć, że masz tylko siebie? ...lepiej karmić się "prawdą" że Bóg jest gdzieś... tylko zasnął...
Cynik jest draniem który złośliwie postrzega świat takim, jaki jest, a nie takim, jakim według wiary ludzi być powinien
- underdog
- Stały bywalec
- Posty: 242
- Rejestracja: 10 sie 2007, 17:29
- Płeć: nieokreślona
- Lokalizacja: Kraków
Re: Rozkosze samotności :)
Gdy wracam zmęczony do mieszkania najbardziej lubię, gdy nie zastaje nikogo i nie muszę z nikim rozmawiać. W takich warunkach wystarczy chwila by się odprężyć i nabrać sił, potem mogę spokojnie wznowić komunikację ze światem.
Do tego przy długo trwających i intensywnych imprezach, np. weselach, muszę co jakiś czas wychodzić gdzieś, gdzie mogę być chwilę sam - choćby na papierosa (choć nie palę nałogowo). Jeśli zabawa przedłuża się na większość nocy, może to być już np. półgodzinny spacer.
Przywołując konkretne wspomnienia: niedawno mi się zdarzylo, że wyszedłem właśnie ze ślubu na spacer i choć padał deszcz, to nie potrafiłem zrezygnować. Wróciłem cały mokry. Kiedy indziej urwaliśmy się z imprezy z koleżanką - rasową introwertyczką. Chodziliśmy kilka godzin, wróciliśmy rano jak już wszyscy spali.
Do tego przy długo trwających i intensywnych imprezach, np. weselach, muszę co jakiś czas wychodzić gdzieś, gdzie mogę być chwilę sam - choćby na papierosa (choć nie palę nałogowo). Jeśli zabawa przedłuża się na większość nocy, może to być już np. półgodzinny spacer.
Przywołując konkretne wspomnienia: niedawno mi się zdarzylo, że wyszedłem właśnie ze ślubu na spacer i choć padał deszcz, to nie potrafiłem zrezygnować. Wróciłem cały mokry. Kiedy indziej urwaliśmy się z imprezy z koleżanką - rasową introwertyczką. Chodziliśmy kilka godzin, wróciliśmy rano jak już wszyscy spali.
Re: Rozkosze samotności :)
Czy to nie zabawne, że opowiadacie ludziom (na forum) o rozkoszowaniu się samotnością?
Hmm, na podstawie tego opisu mógłbym powiedzieć, że boisz się ludzi, ale nie powiem, bo kilka zdań to za mało, żeby tak stwierdzać.Nie chodzi nawet o zamieszanie i hałas, jaki często otworzą ludzie, bo zazwyczaj studenci czekający w tamtym miejscu (nie jest ich dużo, kilka osób, nie chodzi mi o te 5 minut przed rozpoczęciem wykładów) siedzą w ciszy i czytają książki, notatki. Ale nawet wtedy ich obecność jest bezdyskusyjna i, choć nie ma przecież bezpośredniego dotyku, dosyć mocno odczuwalna. Tak samo mam w bibliotece, zawsze jest jakieś takie lekkie napięcie i konieczność wystawiania czułków na otoczenie, żeby odbierać sygnały.
szukam
Re: Rozkosze samotności :)
Owszem, spędzanie czasu sam na sam z sobą jest dla mnie przyjemne. Kiedyś często powtarzałem, że mogę siedzieć oczekując na coś i nudzić się nie będę, bo zawsze mam o czym myśleć. Spokój w otoczeniu sprawia, że myśli się lepiej.
Biorąc pod uwagę koncepcje wg których introwertycy mają niski poziom aktywacji emocji i łatwo ulegają przeciążeniu, umiłowanie samotności wydaje się naturalną koleją rzeczy. Kojąca cisza daje chwile wytchnienia od szalonego otoczenia.
Ludzie mogli by być dobrymi współtowarzyszami w chwilach w których potrzebuje spokoju. Gdyby tylko byli subtelniejsi...
Biorąc pod uwagę koncepcje wg których introwertycy mają niski poziom aktywacji emocji i łatwo ulegają przeciążeniu, umiłowanie samotności wydaje się naturalną koleją rzeczy. Kojąca cisza daje chwile wytchnienia od szalonego otoczenia.
Ludzie mogli by być dobrymi współtowarzyszami w chwilach w których potrzebuje spokoju. Gdyby tylko byli subtelniejsi...
- Inno
- Legenda Intro
- Posty: 1214
- Rejestracja: 01 paź 2008, 18:47
- Płeć: nieokreślona
- Lokalizacja: Warszawa
Re: Rozkosze samotności :)
Hm, czemu? To dla mnie jedna z najprzyjemniejszych spraw w życiu. Nie chodzi mi tu wszakże o samotność życiową, ale taką czasowo-przestrzenną.zarat pisze:Czy to nie zabawne, że opowiadacie ludziom (na forum) o rozkoszowaniu się samotnością?
To nie jest kwestia lęku. Po prostu jeśli wokół Ciebie są jakieś hałasy, to mimowolnie je odbierasz, jeśli nie jesteś pogrążony bardzo w sobie czy skupiony mocno na czymś. Towarzystwo ludzi generuje małe ruchy, jakieś odgłosy, poruszenia, odbierasz ich obecność katem oka, ucha itd. i dla mnie jest to często zakłócenie. Nie to, że nie mogę tego permanentnie znieść, bo zwykle chodzę z głową w chmurach i ledwie innych zauważam albo sobie obserwuję bez problemu, ale bez tego zakłócenia jest mi zdecydowanie przyjemniej.zarat pisze:Hmm, na podstawie tego opisu mógłbym powiedzieć, że boisz się ludzi, ale nie powiem, bo kilka zdań to za mało, żeby tak stwierdzać.
Re: Rozkosze samotności :)
Przeżyłem kiedyś samotność doskonałą.
Była zima, Grudzień zdaje się. Pewnej nocy po dosyć ciepłym dniu nadeszła odwilż, mimo to było jeszcze dużo śniegu i wtedy pojawiła się niesamowicie gęsta mgła. Tłumiła wszelkie dźwięki i światło księżyca, szło się jak w gęstym mleku. Było tak niesamowicie cicho że aż piszczało mi w uszach. Niesamowite uczucie. Poszedłem na spacer(23:00 lol) nad jezioro. Stanąłem na końcu pomostu tak że pod nogami miałem absolutnie gładką taflę wody a przed oczami była tylko nicość. Stałem tak chyba ze 20 minut i wpatrywałem się w nią. Coś pięknego. Niestety nastepnego dnia a właściwie to do dzisiaj nie przytrafiło mi się nic podobnego. Szkoda.
Była zima, Grudzień zdaje się. Pewnej nocy po dosyć ciepłym dniu nadeszła odwilż, mimo to było jeszcze dużo śniegu i wtedy pojawiła się niesamowicie gęsta mgła. Tłumiła wszelkie dźwięki i światło księżyca, szło się jak w gęstym mleku. Było tak niesamowicie cicho że aż piszczało mi w uszach. Niesamowite uczucie. Poszedłem na spacer(23:00 lol) nad jezioro. Stanąłem na końcu pomostu tak że pod nogami miałem absolutnie gładką taflę wody a przed oczami była tylko nicość. Stałem tak chyba ze 20 minut i wpatrywałem się w nią. Coś pięknego. Niestety nastepnego dnia a właściwie to do dzisiaj nie przytrafiło mi się nic podobnego. Szkoda.
Re: Rozkosze samotności :)
ja też bardzo lubię samotność, zawsze wtedy rysuję, piszę, albo czytam... szczególnie wspaniałe, wręcz magiczne chwile przeżywam wpatrując się samotnie w nocne, rozgwieżdżone niebo- to jest to !
Re: Rozkosze samotności :)
Z samotnoscią mam jak z ludzmi: uwielbiam ją, ale w odpowiednich dawkach.
Re: Rozkosze samotności :)
Uwielbiam. Zwłaszcza klimatyczne wieczory przy muzyce, nie mówiąc już o spacerach po lesie etc. Jeszcze w LO czasem w luźniejsze dni wymykałem się połazić, ew. pouczyć się na łonie natury. Ale jak wiadomo wszystko w ramach zdrowego rozsądku. Zdarzyło mi się siedzieć samemu przez 4 dni i pod koniec było już ciężko.
I moje motto: I never found the companion that was so companionable as solitude.
I moje motto: I never found the companion that was so companionable as solitude.
I never found the companion that was so companionable as solitude.
- Padre
- IntroManiak
- Posty: 627
- Rejestracja: 07 wrz 2010, 15:34
- Płeć: nieokreślona
- Lokalizacja: Kraina Deszczowcow
- Kontakt:
Re: Rozkosze samotności :)
W pracy, kiedy potrzebuje oddechu czy zastanowienia, czesto zaszywam sie w dziale testow mechanicznych. Malo kto tam sie kreci, a ze prawie caly czas cos mojego sie tam kreci, wierci lub rozciaga, to i pretekst gotowy. W domu mam ten luksus, ze mieszkam sam i nikt mi nie przeszkadza w ladowaniu baterii.
----------------------------------------
----------------------------------------
Swieta racja. O.Ausencia pisze:Z samotnoscią mam jak z ludzmi: uwielbiam ją, ale w odpowiednich dawkach.
I explore the frontiers of safety! I laugh at danger, from a distance, and quietly, so as not to get all worked up.
Re: Rozkosze samotności :)
troche samotnosci kazdy czasem potrzebuje ale uwazam ze jak chce Ci sie tanczyc gdy na korytazu nie ma zadnego czlowieka to chyba podlega pod leczenie,niechce nikogo obrazac ale czlowiek jest istota spoleczna,od tego sa rozne terapie, zajecia integracyjne, nie probowalas? sorka ze zboczylem z tematu troche ale az sie zdziwilem ze tak mozna. co do mnie to samotnosc kojarzy mi sie z brakiem zainteresowania otoczenia mną,spoleczna zbytecznoscia
pewnym odrzuceniem,to tez odczuwam gdy jestem sam wiec gdy jest jakas okazja wyjscia to bez apelacyjnie z niej korzystam.
pozdro
pewnym odrzuceniem,to tez odczuwam gdy jestem sam wiec gdy jest jakas okazja wyjscia to bez apelacyjnie z niej korzystam.
pozdro
Re: Rozkosze samotności :)
To Ty w innym temacie zastanawiałeś się, czy jesteś intro? Po przeczytaniu tego stwierdzam, że możesz wykluczyć bycie skrajnym introwertykiem . Czytanie tego, co napisała na początku Inno wywołuje uśmiech na mojej twarzy, bo czuję dokładnie tak samo. Takie chwile samotności są dla mnie niesamowitym zastrzykiem energii. Gdy byłam młodsza uwielbiałam, gdy bracia byli już na studiach, a rodzice gdzieś wychodzili i miałam kilka godzin tylko dla siebie. Teraz z kolei zawsze cieszę się na piątkowe wieczory, gdy moje współlokatorki idą na obowiązkową imprezę . Z tym że taka samotność musi być poprzedzona przebywaniem z innymi ludźmi, inaczej mnie nie cieszy, ale przygnębia. Czyli jak napisała Ausencia - wszystko jest dobre, ale w odpowiednich dawkach.leonidas pisze:troche samotnosci kazdy czasem potrzebuje ale uwazam ze jak chce Ci sie tanczyc gdy na korytazu nie ma zadnego czlowieka to chyba podlega pod leczenie,niechce nikogo obrazac ale czlowiek jest istota spoleczna,od tego sa rozne terapie, zajecia integracyjne, nie probowalas? sorka ze zboczylem z tematu troche ale az sie zdziwilem ze tak mozna.
Re: Rozkosze samotności :)
W sumie nie wiem. Zależy od sytuacji. Gdy mam okazję, to się z kimś spotykam, ale taka nie zawsze się nadarza. Najczęściej uciekam w filmy, czasami w książki. Ostatnio nie mam z nadmiarem samotności szczególnych problemów, bo mam współlokatorki, znajomych z roku itp.
Weź tylko pod uwagę, że tu nie chodzi o samotność w takim sensie, że w ogóle nie masz nikogo bliskiego, ale o spędzanie czasu bez towarzystwa.
Weź tylko pod uwagę, że tu nie chodzi o samotność w takim sensie, że w ogóle nie masz nikogo bliskiego, ale o spędzanie czasu bez towarzystwa.