hiksa pisze:
Wydaje mi sie ze ty nie podróżujesz pociągami tak często ta samą trasą jak edora czy ja. Nam już te widoki się porostu oklepały (o ile dobrze zrozumiałam to edora dojeżdża codziennie do szkoły) a siedząc przy oknie w pełnym pociągu czuję sie osaczona. nieraz nawet nie mam jak sie ruszyć jak koło mnie siądzie jakaś osoba o zbyt obfitych kształtach. dlatego też siedzenie z brzegu czy w przedsionku daje mi poczucie swobody, a po za tym nikt siedzący na przeciw nie wlepia we mnie gał
No właśnie
. Taak, dojeżdżam codziennie do szkoły (widoki po ponad roku dojeżdżania nudne, wciąż przecież te same
) i w piątki to jest koszmar. Studenci wracający do domu...
Tydzień temu piątkowa podróż osiągnęła apogeum niemożliwości przez święta, a musiałam niestety jechać, bo następny miałabym za godzinę i możliwe, że byłby równie przepełniony
. Stanie to pestka, często stoję, ale moglibyśmy w tym przejściu wszyscy usnąć, a nikt by się nie przewrócił, bo po prostu nie miałby gdzie. Ludzie na następnych stacjach do pociągu nie mieli już jak w ogóle wejść, ja na swojej stacji ledwo się dopchałam do wyjścia MIMO tego, że niemal obok wyjścia stałam
. Pociąg jechał o pół godziny dłużej niż normalnie, zapewne z powodu obciążenia
. Ja całą drogę stałam na schodkach na polpiętro, na jednej nodze, bo nie miałam gdzie położyć drugiej i trzymałam się dzięki temu, że byłam otoczona ludźmi
... A pół drogi trzymałam węża Edka, od gościa, który wsiadł już na siłę, opierał się o drzwi i nie miał możliwości trzymania transportera przez część podróży.
Było tyle ludzi, że aż się zaczęły nawiązywać rozmowy, bo współnie nas denerwowali ludzie, którzy usiłowali wejść, kiedy między nas nie zmieściłaby się nawet mrówka, więc leciały teksty "jak mi pan powie gdzie mam się przesunąć, to z chęcią to zrobię!!!" albo propozycje wypuszczenia węża (co prawda malutkiego, ale co tam!) w celu pozbycia się chociaż kilkunastu osób z przedziału
.
Jedna z najkoszmarniejszych podróży, druga taka w życiu, bardziej mnie zmęczyła niż sam dzień w szkole
. Niedobrze mi się robiło i wcale nie z powodu tego, że było tak gorąco, ale nienawidzę takiej ilości ludzi skupionej w takiej małej przestrzeni, dla mnie to było traumatyczne przeżycie, mimo, że w końcu momentami było śmiesznie.
Najśmieszniejsze było to, że byłam na peronie w momencie podstawiania pociągu i już czekało na niego tyle ludzi - co się nigdy nie zdarza (to przez te święta tak było) - że ledwie zmieściłam się w przejściu
. Stałam więc generalnie 1,5 godziny - pół godziny przed odjazdem pociągu i prawie godzinna podróż zamiast półgodzinnej
.