Możliwe, że po prostu nigdy nie zwracałam większej uwagi na "jesteś taka cicha, otwórz się na ludzi!" nawet jeśli się pojawiało.
Lekki problem to mam teraz, w nowym miejscu pracy. To spora placówka, nie z każdym rozmawiam codziennie więc są osoby, które widuję tylko przelotem. Nie ma okazji by się bliżej niż cześć-cześć poznać. No i ta grupa się mnie boi, a bliźsi współpracownicy z kolei uważają, że jak nie jestem wkurwiona (zwykle nie jestem, bitch face ponownie xd)to jest to aż dziwne ("a co Ty taka wesoła dzisiaj?"). Dodatkowo ci drudzy w znacznej większości czują niepohamowaną potrzebę "spowiadania mi się" z pracy, którą wykonali. Czasem przypomina to raport, a dodam tylko, że nie jestem ich przełożoną i to nie ja rozdzielam zadania.
Powiedziałabym, że się już do mnie i moich dziwactw jako tako przyzwyczaili, dogadujemy się, ale czasem mam wrażenie, że z osoby cichej i spokojnej zmieniłam się w oczach ludzi na jakiegoś wkurwionego oszołoma, który cię opieprzy za sam fakt istnienia.
Pewna osoba zwróciła mi ostatnio na to uwagę. "Ja szanuję takie ciche osoby jak Ty, bo ja wiem, że póki jest dobrze to dobrze, ale jak Ty sie wkurwisz to wszyscy stąd polecimy." Osoba sama jest ekstrawertykiem, ale ma męża introwertyka.