Obecne dzieci to bezrefleksyjne zombie...

Porady, rozważania, eseje i tym podobne.
psubrat
Intro-wyjadacz
Posty: 416
Rejestracja: 07 maja 2016, 0:29
Płeć: mężczyzna
Lokalizacja: Warszawa

Re: Obecne dzieci to bezrefleksyjne zombie...

Post autor: psubrat »

Smutny Zębodół pisze:Ale *lepiej* by było, jakby dało się temu człowiekowi to wyperswadować.
Nie zgadzam się z tezą, że wyperswadowanie jest zawsze lepsze.
Przyłożenie pałą lub ręką: parę sekund, i ofiara odzyskuje wolność. Próba perswazji - to w wielu wypadkach mógłby być długotrwały "obóz reedukacyjny", podczas którego zabieramy człowiekowi wolność i manipulujemy słownie, dopóki nie przyzna racji (szczerze lub nieszczerze). Z tego samego powodu nie jestem zwolennikiem bezwzględnego zwalczania tzw. przemocy w rodzinie - bez przeanalizowania każdego przypadku przemocy z osobna - jaka była alternatywa dla zastosowania tej przemocy, co by było gdyby jej nie zastosować itp.
Smutny Zębodół pisze:Zresztą podobnie w przypadku bójki nastolatków czy spotkania z miłym panem w ciemnym zaułku.
Bardzo dobrze ktoś tam napisał - przemoc nie rozwiązuje konfliktów, przemoc co najwyżej usuwa jedną ze stron konfliktu ;)
Ludzka natura jest taka, że część konfliktów jednak przemoc ROZWIĄZUJE. Czasem zwykła chęć rywalizacji, sprawdzenia się kto jest lepszy w bójce, jest tak silna, że żadne idealistyczne rozważania o przemocy na to nie pomogą. Walka, agresja, rywalizacja, czasem prowokowanie! jest elementem ludzkiego instynktu. O ile wielu dorosłych da się manipulacjami słownymi otępić na tyle, aby przez większość życia zachowywali się sztucznie jak roboty, o tyle z dziećmi się tego zrobić nie da.
Mój zarzut odnośnie rozwiązywania problemu przez zapisanie dziecka na boks jest jednak następujący: konieczność bójek nie zostanie w ten sposób całkowicie wyeliminowana, może trochę się zmniejszy, natomiast głównie słabsi rywale zostaną zastąpieni mocniejszymi.
Ożenić się, to jest poz­być się połowy swoich praw i pod­woić w za­mian swo­je obo­wiązki. (Schopenhauer)

Jeśli chodzi o wspólne, interesujące spędzanie wolnego czasu, to mężczyźni i kobiety pasują do siebie jak woda i olej.
Suchy69
Intronek
Posty: 49
Rejestracja: 19 mar 2017, 20:01
Płeć: mężczyzna

Re: Obecne dzieci to bezrefleksyjne zombie...

Post autor: Suchy69 »

psubrat pisze:Przyłożenie pałą lub ręką: parę sekund, i ofiara odzyskuje wolność.
Ale w Twoim podejściu tylko ofiara jest człowiekiem, a "oprawcę" można gnębić do woli, jak rozumiem. Nawet jeśli to głupi dzieciak, który z jakiegoś powodu chce spuścić manto mniejszemu koledze? Moim zdaniem lepiej by było jednak zrozumieć jego motywy i przekonać go, że wybiera złe rozwiązanie.
psubrat pisze:Ludzka natura jest taka, że część konfliktów jednak przemoc ROZWIĄZUJE. Czasem zwykła chęć rywalizacji, sprawdzenia się kto jest lepszy w bójce, jest tak silna, że żadne idealistyczne rozważania o przemocy na to nie pomogą.
Mówisz teraz o czymś zupełnie innym. Jeśli dwie osoby CHCĄ się ze sobą bić, to to nie jest przemoc, tylko zwykła ustawka. Jeśli im to pasuje, to super, nic mi do tego. Przemoc jest wtedy, gdy jedna strona nie chce brać w tym udziału, ale zostaje zmuszona. I czy się będzie umiała bić jak Bruce Lee czy nie - to nie ma znaczenia.
Patrycjusz
Rozkręcony intro
Posty: 277
Rejestracja: 08 sty 2015, 15:47
Płeć: mężczyzna

Re: Obecne dzieci to bezrefleksyjne zombie...

Post autor: Patrycjusz »

@HermilionTak naprawdę problem sprowadza się do przemocy użytej przeciwko sprawcy. Jeśli mam sprawcę i ofiarę, każdy komu daleko do socjopaty zgodzi się, że przemoc w tę stronę jest zła. A jeśli się nie zgodzi, to ma mózg sprany darwinizmem społecznym. Natomiast przemoc stosowna przeciwko sprawcy - czy to w samoobronie, czy w odwecie przez ofiarę; czy przez aparat bezpieczeństwa państwowego - to już zupełnie inna kwestia. Policjant ratujący mój anus oczywiście nie postępuje źle, używa przemocy i to natychmiastowo, bez próby perswazji słownej. W tym miejscu należy więc wprowadzić rozróżnienie między przemocą sprawca-ofiara, a X-sprawca. Bo w tym drugim przypadku sprawca też cierpi, jednak to on wcześniej spowodował czyjąś krzywdę. Co z tego wynika?

a) Przemoc na kimś, kto nie jest sprawcą przemocy jest zawsze zła.
b) Przemoc na kimś, kto jest sprawcą przemocy nie jest zawsze zła, a nawet jest dobra.

@Hermilion

Nie musisz mi mówić o drapieżnikach, doskonale wiem jak to działa z doświadczenia. I właśnie dlatego jestem za całkowitym pacyfikowaniem tego, co zostało określone wyżej w pkt. a), bez żadnego przyzwolenia z racji większej siły.

Jeśli zabraknie państwa, to nie trzeba wielkiej wyobraźni żeby stwierdzić, że większe szanse na przeżycie ma się w lesie, niż wśród ludzi.

Potęga państwa rządzi - owszem, i w tej kwestii jakakolwiek argumentacja ssa paukę patrząc na historię czy rozmyślając, "co by było gdyby" teraz zaistniał konflikt. Nie wiem tylko, czy skoro eksterminacje powodowane przewagą faktycznie istniały i będą istnieć, to czy jest to powód do zaniechania jakichkolwiek dyskusji o niesłuszności takich eksterminacji.

Sytuacja z płatnościami państwa nie jest tak jednoznaczna, myślałem, że mówimy tu o przemocy bezpośredniej. W przypadku kasy (podatki, pensja wykładowcy) odpowiedzialność przerzuca się na całe państwo, czyli (w naszym) 40 mln obywateli, a w którymś temacie pisałem już, że wymaganie jednoznacznej odpowiedzi dotyczącej odpowiedzialności w takiej kwestii jest absurdem, bo jesteś 1/40mln i popełniasz przestępstwo bez ofiary, lub ofiarą jest abstrakcyjny, 40mln byt. Ewentualnie zawsze można powiedzieć "bo złamałeś X punkt konstytucji" czyli w tym temacie ucierpiał jeszcze bardziej abstrakcyjny byt (40mln to chociaż żywe mięso, a pkt. konstytucji to zapis).
hermilion pisze:była ofiarą ponieważ nie była w stanie się obronić ani ustrzec przemocy
Błąd - była ofiarą, bo została zaatakowana. To tyle, nic więcej nie potrzeba. Czy się obroni, czy nie - nie zmienia to statusu ofiary. Dlatego napisałem, że nie jest ważny sam akt przemocy, tylko jego pierwszeństwo. Ten, kto atakuje jest sprawcą, ten kto się broni, jest ofiarą. Ten, kto rzuca się z gołymi pięściami na żołnierza jest sprawcą, żołnierz strzelający do agresora jest ofiarą. O to mi chodzi.
psubrat pisze:Z tego samego powodu nie jestem zwolennikiem bezwzględnego zwalczania tzw. przemocy w rodzinie - bez przeanalizowania każdego przypadku przemocy z osobna - jaka była alternatywa dla zastosowania tej przemocy, co by było gdyby jej nie zastosować itp.
A co może zrobić członek rodziny, gdyby nie zastosowano przemocy? Przed czym ta przemoc ma bronić? Przed tym, że ktoś nie odrobił pracy domowej albo nie został ugotowany obiad? Pls. To tylko wykorzystywanie swojej pozycji, bo więzy rodzinne powodują, że ludzie pozwalają sobie na więcej, a tym bardziej bycie rodzicem czy mężem zarabiającym na dom. Trzeba analizować każdy przypadek, ale żeby ta przemoc była uzasadniona, musiałoby zostać udowodnione, że stosujący przemoc był ofiarą - czyli ponownie zasada "kto zaczął".
psubrat pisze:O ile wielu dorosłych da się manipulacjami słownymi otępić na tyle, aby przez większość życia zachowywali się sztucznie jak roboty, o tyle z dziećmi się tego zrobić nie da.
Czyli dzieci mają zachowywać się sztucznie jak roboty? Czy chodzi po prostu o wypełnianie poleceń rodzica? Innego uzasadnienia nie widzę. Skoro dorosłe życie wymaga wkręcenia się w manipulacje, to może chociaż szkrabom oszczędźmy tyranii.
Mistyk
Wystygł.
Wynik:
Cynik.
hermilion
Intronek
Posty: 54
Rejestracja: 12 sty 2017, 16:08
Płeć: mężczyzna
Enneagram: 4w3
MBTI: INTJ
Lokalizacja: Wrocław

Re: Obecne dzieci to bezrefleksyjne zombie...

Post autor: hermilion »

@patrycjusz Oczywiście wszystko co napisałeś to prawda i się zgadzam. Tyle że w sumie - to popiera a nie obala moje stwierdzenia - trza umieć się bronić, nawet jak obrona polega na dwaniu w mordę ;)
psubrat
Intro-wyjadacz
Posty: 416
Rejestracja: 07 maja 2016, 0:29
Płeć: mężczyzna
Lokalizacja: Warszawa

Re: Obecne dzieci to bezrefleksyjne zombie...

Post autor: psubrat »

Smutny Zębodół pisze:
psubrat pisze:Ludzka natura jest taka, że część konfliktów jednak przemoc ROZWIĄZUJE. Czasem zwykła chęć rywalizacji, sprawdzenia się kto jest lepszy w bójce, jest tak silna, że żadne idealistyczne rozważania o przemocy na to nie pomogą.
Mówisz teraz o czymś zupełnie innym. Jeśli dwie osoby CHCĄ się ze sobą bić, to to nie jest przemoc, tylko zwykła ustawka. Jeśli im to pasuje, to super, nic mi do tego. Przemoc jest wtedy, gdy jedna strona nie chce brać w tym udziału, ale zostaje zmuszona. I czy się będzie umiała bić jak Bruce Lee czy nie - to nie ma znaczenia.
Tytułem wstępu napiszę, że ja generalnie nie miałem parcia do walki, ale walki z konieczności w dzieciństwie toczyłem (i wygrane i przegrane). Jednak jestem bardzo daleki od bezwzględnego potępiania chłopaków, którzy wbrew mojej woli do tej walki doprowadzali. Odczuwali silną potrzebę sprawdzenia się w bójce z rówieśnikami ze swojego otoczenia, nie potrafili nad nią zapanować - nie chcieli zrobić mi trwałej krzywdy, a tylko sprawdzić/ustalić swoją pozycję w grupie - czy mam ich uważać za osobników niezasługujących na to, by w ogóle żyć? Minuta strachu i parę sekund bólu to taka znowu krzywda?
Pewna doza tolerancji musi zachodzić w obie strony. Czasem chętny do walki powinien ustąpić, czasem niechętny - i w ramach kompromisu od czasu do czasu walkę jednak stoczyć.

Jestem przekonany, że część tych idealistów, uważających że przemoc można i trzeba zwalczyć przez przekonywanie, posiada psa lub kota, a jeśli nawet nie posiada, to lubi te zwierzęta. Proszę: zwalczcie najpierw instynkt przemocy u swojego pupila. Obecność przemocy wśród ludzi trzeba zaakceptować tak, jak akceptuje się każdą inną siłę natury. Chronimy się przed nimi, minimalizujemy ich negatywne skutki, ale nie oczekujemy że zjawisko zniknie, bo się nam nie podoba.
Patrycjusz pisze:Jeśli zabraknie państwa, to nie trzeba wielkiej wyobraźni żeby stwierdzić, że większe szanse na przeżycie ma się w lesie, niż wśród ludzi.
Właśnie potrzeba wielkiej wyobraźni by to stwierdzić.
Człowiek nie jest stworzony do życia w dziczy w pojedynkę. Ma dużo słabsze zmysły niż zwierzęta do tego stworzone. Jednak w przypadku braku państwa wolałbym się integrować z ludźmi, niż z wilkami, niedźwiedziami, czy wielkimi kotami.
Ożenić się, to jest poz­być się połowy swoich praw i pod­woić w za­mian swo­je obo­wiązki. (Schopenhauer)

Jeśli chodzi o wspólne, interesujące spędzanie wolnego czasu, to mężczyźni i kobiety pasują do siebie jak woda i olej.
Patrycjusz
Rozkręcony intro
Posty: 277
Rejestracja: 08 sty 2015, 15:47
Płeć: mężczyzna

Re: Obecne dzieci to bezrefleksyjne zombie...

Post autor: Patrycjusz »

Patrycjusz pisze:
hermilion pisze:Oczywiście wszystko co napisałeś to prawda i się zgadzam. Tyle że w sumie - to popiera a nie obala moje stwierdzenia - trza umieć się bronić, nawet jak obrona polega na dwaniu w mordę ;)
Chciałem tylko zwrócić uwagę na pojęcie przemocy, bo jestem wyczulony na to darwinowskie podejście "jak ktoś jest silniejszy, to wolno". Jak ktoś jest silniejszy, to można sobie pozwolić, czyli "wolno" bo środki pozwalają (zaprzeczanie temu truizmowi byłoby błędem), ale inaczej to już wygląda w kwestii sprawiedliwości społecznej (wiem, że to pojęcie-fantom), systemu kar, prawa. A prawo nie bierze się znikąd, a z przekonań - jeśli zmienimy przekonania ogółu i ustawodawców, zmienimy też prawo. A zasady prawa, a ich stosowanie znam aż dobrze od podszewki i ta znajomość opowiada się zdecydowanie za umiejętnością obrony własnymi rękoma.

@psubrat
Ale dyskutując o zjawisku przemocy nie mam raczej na myśli bójek szkolnych (chyba że z poważnym skutkiem), tylko sytuacje bardziej serio. Wyeliminować całkowicie zjawiska przemocy się nie da, bo na tym opiera się w ogóle zjawisko życia (jesz dziś mięsko? smacznego), nikt nie mówi, że nie można tknąć muchy.

Nie uważam jednak, że zjawisko przemocy wśród ludzi trzeba traktować tak, jak wśród zwierząt (nie mam i nie lubię pupili). To jest po prostu błąd naturalistyczny, wadliwy argument odwołania się do natury. Stwierdzenie "skoro tak funkcjonuje świat zwierząt, to jest słuszne" podkopuje całą cywilizację, która powstała właśnie poprzez opieranie się instynktom. Każdy wie, że zjawisko nie zniknie. Ale ta wiedza nie upoważnia do zezwolenia na to zjawisko. Trochę walka z wiatrakami, ale lepsza walka z wiatrakami, niż walka bez szans z silniejszym od siebie.

Co do dziczy to oczywiście racja, to mój prywatny pogląd bo można spekulować na temat "upadku państwa" itd., moje stanowisko w tej sprawie znajduje się tutaj.
Mistyk
Wystygł.
Wynik:
Cynik.
hermilion
Intronek
Posty: 54
Rejestracja: 12 sty 2017, 16:08
Płeć: mężczyzna
Enneagram: 4w3
MBTI: INTJ
Lokalizacja: Wrocław

Re: Obecne dzieci to bezrefleksyjne zombie...

Post autor: hermilion »

Patrycjusz pisze: Chciałem tylko zwrócić uwagę na pojęcie przemocy, bo jestem wyczulony na to darwinowskie podejście "jak ktoś jest silniejszy, to wolno". Jak ktoś jest silniejszy, to można sobie pozwolić, czyli "wolno" bo środki pozwalają (zaprzeczanie temu truizmowi byłoby błędem),
Bynajmniej nie wolno, ale właśnie dlatego, aby zablokować darwinizm społeczny konieczne jest zachowanie potęgi państwa, a na arenie międzynarodowej - systemu wzajemnej kontroli. Znaczące jest to, iz w przypadku braku możliwości przymusu państwowego (patrz -> libertarianizm) oraz w systemie międzynardowym - w warunkach przesilenia, jak obecnie - właśnie brak siły do zastosowania przymusu jest przyczyną zejścia na poziom darwinistycznej walki o przeżycie.
Każdy wie, że zjawisko nie zniknie. Ale ta wiedza nie upoważnia do zezwolenia na to zjawisko. Trochę walka z wiatrakami, ale lepsza walka z wiatrakami, niż walka bez szans z silniejszym od siebie.
Cała nasza cywilizacja to walka z naszą zwierzęcą naturą. To nie banalny temat i nie walka z wiatrakami.
Awatar użytkownika
Coldman
Administrator
Posty: 2680
Rejestracja: 07 lip 2014, 2:27
Płeć: mężczyzna
Enneagram: 4w5
MBTI: Szajs
Lokalizacja: Wielkopolska

Re: Obecne dzieci to bezrefleksyjne zombie...

Post autor: Coldman »

Patologiczność...

My, urodzeni w latach 50-60-70-80 tych, wszyscy byliśmy wychowywani przez rodziców patologicznych.

Na szczęście nasi starzy nie wiedzieli, że są patologicznymi rodzicami. My nie wiedzieliśmy, że jesteśmy patologicznymi dziećmi. W tej słodkiej niewiedzy przyszło nam spędzić nasz wiek dziecięcy. Wszyscy należeliśmy do bandy osiedlowej i mogliśmy bawić się na licznych budowach. Gdy w stopę wbił się gwóźdź, matka go wyciągnęła i odkażała ranę fioletem. Następnego dnia znowu szliśmy się bawić na budowę. Matka nie drżała ze strachu, że się pozabijamy. Nie chodziliśmy do prywatnego przedszkola. Rodzice nie martwili się, że będziemy opóźnieni w rozwoju. Uznawali, że wystarczy, jeśli zaczniemy się uczyć od zerówki.

Nikt nie latał za nami z czapką, szalikiem i nie sprawdzał czy się spociliśmy. Z chorobami sezonowymi walczyła babcia. Do walki z grypą służył czosnek, miód, spirytus i pierzyna. Dzięki temu nie stwierdzano u nas zapalenia płuc czy anginy. Zresztą lekarz u nas nie bywał, zatem nie miał szans nic stwierdzić. Stwierdzała zawsze babcia. Dodam, że nikt nie wsadził babci do wariatkowa za smarowanie dzieci spirytusem. Do lasu szliśmy, gdy mieliśmy na to ochotę. Jedliśmy jagody, na które wcześniej nasikały lisy i sarny. Mama nie bała się ze zje nas wilk, zarazimy się wścieklizną albo zginiemy. Skoro zaś tam doszliśmy, to i wrócimy.

Latem jeździliśmy rowerami nad rzekę, nie pilnowali nas dorośli. Nikt nie utonął.
Zimą któryś ojciec urządzał nam kulig starym fiatem, zawsze przyspieszał na zakrętach. Czasami sanki zahaczyły o drzewo lub płot. Wtedy spadaliśmy. Nikt nie płakał, chociaż wszyscy trochę się baliśmy. Dorośli nie wiedzieli, do czego służą kaski i ochraniacze. Siniaki i zadrapania były normalnym zjawiskiem. Szkolny pedagog nie wysyłał nas z tego powodu do psychologa rodzinnego.
W sobotę wieczorem zostawaliśmy sami w domu, rodzice szli do kina. Nie potrzebowano opiekunki. Po całym dniu spędzonym na dworze i tak szliśmy grzecznie spać. Pies łaził z nami – bez smyczy i kagańca. Srał gdzie chciał, nikt nie zwracał nam uwagi. Raz uwiązaliśmy psa na sznurku i poszliśmy z nim na spacer, udając szanowne państwo z pudelkiem. Ojciec powiązał nas później na sznurkach i też wyprowadził na spacer. Zwróciliśmy wolność psu, na zawsze. Mogliśmy dotykać inne zwierzęta. Nikt nie wiedział, co to są choroby odzwierzęce.

Sikaliśmy na dworze. Zimą trzeba było sikać tyłem do wiatru, żeby się nie obsikać lub „tam” nie zaziębić. Każdy dzieciak to wiedział. Oczywiście nikt nie mył po tej czynności rąk. Stara sąsiadka, którą nazywaliśmy wiedźmą, goniła nas z laską. Ciągle chodziła na nas skarżyć. Rodzice nadal kazali się jej kłaniać, mówić Dzień Dobry i nosić za nią zakupy. Wszystkim starym wiedźmom musieliśmy mówić Dzień Dobry. A każdy dorosły miał prawo na nas to Dzień Dobry wymusić. Dziadek pozwalał nam zaciągnąć się swoją fajką. Potem się głośno śmiał, gdy powykrzywiały się nam gęby.
Skakaliśmy z balkonu na odległość. Musieliśmy znać tabliczkę mnożenia, pisać bezbłędnie. Nikt nie znał pojęcia dysleksji, dysgrafii, dyskalkulii i kto wie jakiej tam jeszcze dys… Nikt nas nie odprowadzał do szkoły. Każdy wiedział, że należy iść lewą stroną ulicy i nie wpaść pod samochód, bo będzie łomot.

Gotowaliśmy sobie obiady z deszczówki, piasku, trawy i sarnich bobków. Czasami próbowaliśmy to jeść. Jedliśmy też koks, szare mydło, Akron z apteki, gumy Donaldy, chleb masłem i solą, chleb ze śmietaną i cukrem, oranżadę do rozpuszczania oczywiście bez rozpuszczania, kredę, trawę, dziki rabarbar, mlecze, mszyce, gotowany bob, smażone kanie z lasu i pieczarki z łąki, podpłomyki, kartofle z parnika, surowe jajka, plastry słoniny, kwasiory/szczaw, kogel-mogel, lizaliśmy kwiatki od środka. Jak kogoś użarła przy tym pszczoła to pił 2 szklanki mleka i przykładał sobie zimną patelnię.

Ojciec za pomocą gwoździa pokazał, co to jest prąd w gniazdku. To nam wystarczyło na całe życie. Czasami mogliśmy jeździć w bagażniku starego fiata, zwłaszcza gdy byliśmy zbyt umorusani, by siedzieć wewnątrz. Jak się ktoś skaleczył, to ranę polizał i przykładał liść babki. Jedliśmy niemyte owoce prosto z drzewa i piliśmy wodę ze strugi, ciepłe mleko prosto od krowy, kranówkę, czasami syropy na alkoholu za śmietnikiem żeby mama nie widziała, lizaliśmy zaparowane szyby w autobusie. Nikt się nie brzydził, nikt się nie rozchorował, nikt nie umarł. Żarliśmy placek drożdżowy babci do nieprzytomności. Nikt nam nie liczył kalorii.
Nikt nam nie mówił, że jesteśmy ślicznymi aniołkami. Dorośli wiedzieli, że dla nas, to wstyd. Nikt się nie bawił z opiekunką.
Od zabawy mieliśmy siebie nawzajem. Bawiliśmy się w klasy, podchody, chowanego, w dwa ognie, graliśmy w wojnę, w noża (oj krew się lała ), skakaliśmy z balkonu na kupę piachu, graliśmy w nogę, dziewczyny skakały w gumę, chłopaki też jak nikt nie widział. Oparzenia po opalaniu smarowaliśmy kefirem. Jak się głęboko skaleczyło to mama odkażała jodyną albo wodą utlenioną, szorowała ranę szczoteczką do zębów i przyklejała plaster. I tyle. Nikt nie umarł.

W wannie kąpało się całe rodzeństwo na raz, później tata w tej samej wodzie. Też nikt nie umarł. Podręczniki szanowaliśmy i wpisywaliśmy na ostatniej stronie imię, nazwisko i rocznik. Im starsza książka tym lepiej. Jedyny czas przed telewizorem to dobranocka. Mieliśmy tylko kilka zasad do zapamiętania. Wszyscy takie same. Poza nimi, wolność była naszą własnością.
Nasze mamy rodziły nasze rodzeństwo normalnie, a po powrocie ze szpitala nie przeżywały szoku poporodowego – codzienne obowiązki im na to nie pozwalały. Wszyscy przeżyliśmy, nikt nie trafił do więzienia. Nie wszyscy skończyli studia, ale każdy z nas zdobył zawód. Niektórzy pozakładali rodziny i wychowują swoje dzieci według zaleceń psychologów. Nie odważyli się zostać patologicznymi rodzicami.

Dziś jesteśmy o wiele bardziej ucywilizowani. My, dzieci z naszego podwórka, kochamy rodziców za to, że wtedy jeszcze nie wiedzieli jak nas należy „dobrze” wychować. To dzięki nim spędziliśmy dzieciństwo bez ADHD, bakterii, psychologów, znudzonych opiekunek, żłobków, zamkniętych placów zabaw.
A nam się wydawało, że wszystkiego nam zabraniają!
ODPOWIEDZ